31 gru 2019

Podsumowanie 2019

Kto by pomyślał. Dopiero żegnaliśmy wspólnie rok 2019, a już witamy całkiem nowy, zgrabnie wyglądający 2020, który, miejmy nadzieję, da nam mnóstwo pozytywnych myśli na przyszłość, wytrwałości oraz dobrych zmian. Niech wraz z wybiciem północy fajerwerki pną się daleko w niebo, odkorkowane szampany niech ociekają pianą, a uśmiechy niech nie schodzą z naszych twarzy. Ewentualnie szalejmy od 23:59 do 00:00, a za minutę wróćmy do laptopów (to ja). Mniejsza o to. Oby Nowy Rok przyniósł nam wszystkim to, czego pragniemy, ale najpierw przejdźmy do szybkiego podsumowania 2019.

Znalezione obrazy dla zapytania: leonardo dicaprio gif cheers"

Początek tego roku był całkiem pozytywny dla Avenley. Choć oznaczało to też pożegnanie się z częścią starej ekipy — poznaliśmy mnóstwo nowych twarzy, które szybko znalazły z nami wspólny język i stały się dla nas wielką rodziną. Pomimo niemal upadku bloga na przełomie października i listopada, podnieśliśmy się wspólnymi siłami, zgromadziliśmy wasze opinie i na ich podstawie dalej ulepszamy bloga. O czym warto wspomnieć? O tym, że oficjalnie pobiliśmy rok 2018 w liczbie postówDziękujemy!
Z tej okazji każdy autor otrzymuje 100 PD,
a dodatkowo cały pierwszy tydzień stycznia podlega darmowym zmianom w formularzach.
Od stycznia do czerwca trzymaliśmy stały poziom 6000-8000 wyświetleń. Natomiast od czerwca aktywność spadała od 6510 wyświetleń, aż do najgorszej liczby 3644 (!) w październiku, by dopiero podnieść się powoli w listopadzie (4723) i grudniu (10287!)
Kochani! Na ten moment możemy pochwalić się następującymi osiągnięciami:

Kolejne trzysta sześćdziesiąt pięć dni za nami.
W tym dwanaście pełnych miesięcy. 
Siedemdziesiąt dziewięć tysięcy wyświetleń.
Tysiąc dwieście dwadzieścia trzy posty.
Sto sześćdziesiąt cztery w styczniu.
Sto czterdzieści dziewięć w lutym.
Sto siedemdziesiąt dwa w marcu.
Sto trzydzieści trzy w kwietniu.
Sto czterdzieści trzy w maju.
Sto czternaście w czerwcu.
Sześćdziesiąt w lipcu.
Sześćdziesiąt dwa w sierpniu.
Pięćdziesiąt we wrześniu.
Dwadzieścia sześć w październiku.
Siedemdziesiąt pięć w listopadzie.
Siedemdziesiąt jeden w grudniu.
Pięćdziesiąt dziewięć postaci.
Siedemnaście odejść.
Cztery powroty.
Trzy związki.
Pięć czystek.
Jedna analiza ankiety.
Jedna ważna aktualizacja.
Nowa administratorka — Alisz.
Dwa eventy, walentynkowy oraz świąteczny.
Dwadzieścia sześć postów urodzinowych naszych autorów.
Czterdzieści postów informacyjnych.
Tysiące zabawnych, miłych wspomnień obok małej ilości sporów. 
Dziesiątki nowych pseudonimów i niezapomnianych tekstów.
Parę libacji na discordzie.
Dziesiątki nowych znajomości i nowych wątków.
Wiele nowych shipów. 
Setki uśmiechów. 
Dziwne konwersacje.
Odrobinę rozmów głosowych.
Bezcenna wdzięczność, że jesteście z nami
 i budujecie bloga! ♥

Jako krótkie zwieńczenie postu, administracja pragnie życzyć wam niesamowitego, pamiętnego Sylwestra pełnego radości, śmiechów, w gronie przyjaciół i rodziny, z wiecznym uśmiechem na twarzy. Szczęścia, zdrowia, nadziei oraz wielkiej wiary w nadchodzący rok. Pokładów wytrwałości i sił, by przeciwstawiać się przeszkodom i zadbać o swoje postanowienia, bądź je kontynuować.  Samych dobrych decyzji, sukcesów w przyszłości, odnalezienia prawdziwej miłości, na widok której Twoje serce zabije szybciej. Rozwijania swoich zainteresowań, tudzież pisania — niech 2020 przyniesie ze sobą mnóstwo weny, pomysłów, chęci i motywacji. Niech liczba postów przekroczy pamiętny rok 2018 i bądźmy w gronie, w jakim jesteśmy, bez żadnych ubytków. Wszystkiego najlepszego! Dziękuję, że byliście, jesteście i miejmy nadzieję, że będziecie.

Have yourself a best time...
Podobny obraz

Od Carneya CD. Michaela

Spojrzałem na ojca wściekle, gdy Mish opuściła pokój. Na jego twarzy malowała się ogromna satysfakcja, a także, w dalszym ciągu, pogarda. Robert odchrząknął i jak gdyby nigdy nic się nie stało, przystąpił do nakładania sobie kolejnych potraw, pojawiających się na stole. Wszyscy podążyli w jego ślady, co było normą. Nikt nie odważyłby mu się sprzeciwić.
- Pieprzony egoista- powiedziałem po chwili, unosząc głos, by wszyscy przy stole usłyszeli moje słowa.
Matka natychmiast uniosła głowę i spojrzała na mnie, niepewnie kręcąc głową. Oderwałem od niej wzrok, skupiając się całkowicie na ojcu.
- Mógłbyś powtórzyć?- położył sztućce z boku talerza, wywołując przy tym najcichszy, a zarazem najbardziej bolesny brzęk metalu, jaki mógł powstać.
- Powiedziałem, że jesteś egoistą. Nikt się nie liczy, prócz twojego jebanego "ja". Liczy się tylko twoje nazwisko, twoje pieniądze, twoja reputacja. Nawet nigdy nie zauważyłeś, że na wszystko, co mam, zapracowałem sam. Ta dziewczyna jest dla mnie ważna, a ty potraktowałeś ją jakby była niczym- wyrzuciłem, przyciągając spojrzenia całej rodziny.

30 gru 2019

Od Camerona C.D Brianne

     Ignorując jej prośbę, wybieram odpowiednią płytę. Jest ich mnóstwo, stoją w takim srebrnym pudełeczku (nawet ono w domu wygląda na droższe, niż moja kuchenka) i aż proszą się, żeby ktoś się nimi zajął. Jak widać, mało kto tu zagląda, na grzbietach albumów osiadła warstwa kurzu, podobnie jak na samej wieży i pilocie sterującym nią. Uważnie czytam każdy tytuł, na moje nieszczęście, znając zaledwie dwóch czy trzech wykonawców. Właściciel musiał lubić muzykę z dawnych lat – wskazują na to okładki, nazwy piosenek czy wizerunek autora umieszczany często na odwrocie lub, jeszcze częściej, samym froncie. Ryzykuję, bo bez ryzyka nie ma zabawy, wkładam płytę w podajnik. Z głośników zaczyna sączyć się jakaś piosenka, słyszę ją po raz pierwszy w życiu, niemniej od razu przypada mi do gustu. Jest skoczna, toteż skocznym krokiem wracam na swoje stanowisko przy kuchni, staję za ladą i, udając, iż śpiewam, patrzę na Brianne. Biorę w dłoń trzepaczkę, którą dziewczyna odłożyła dosłownie przed momentem, w rytm muzyki wykonuję przydzielone mi zadanie. W międzyczasie dosypuje do ciasta czekolady. Kiedy kończę swoją pracę i z dumą to ogłaszam, szybko gasi moją ekscytację, zapowiadając, że będę musiał wlać ciasto do foremek. Dramat. Jakiś żart. Komedia. Komediodramat. Nie znoszę tego. Zawsze, absolutnie zawsze, kiedy robiłem te chemiczne babeczki z pudełeczka, szlag mnie trafiał, gdy przychodziła pora na pakowanie tego czegoś w te papierowe, wkurzające kształty nie przypominające niczym koła, czymkolwiek w głębi duszy są. Brianne podaje mi metalowe (tak!) foremki, które mam ustawić na blasze, uprzednio wykładając ją brązowym papierem do pieczenia. Dwadzieścia sztuk ustawiam w czterech rzędach po cztery, na całe szczęście, mieszczą się, w przeciwieństwie do dwudziestu czterech, które nijak współpracowały – sześć po cztery? Niewykonalne, sześć, czy wzdłuż, czy wszerz, to za wiele. Wpadłem na szachownicę, ale niespecjalnie się sprawdzała. Nalewam ciasta łyżką, wspomagając się mniejszą łyżeczką, tą do napojów, ale kogo by to obchodziło. Nadmiar ciasta rozlewa się wokoło, co, w miarę możliwości, z powrotem zagarniam na którąś z łyżeczek i przenoszę dalej, do kolejnej babeczki. Gotową blachę wstawiam do rozgrzanego piekarnika, po czym, otrzepując ręce z niewidzialnej mąki, odwracam się do Brianne z dumą wymalowaną na twarzy.

Od Bellamiego CD. Althei

- Bell! - słyszę głos zdenerwowanej Alt, oho. Czymże zawiniłem tym razem? Jęknąłem przeciągle i przepasałem sobie ręcznik na biodrach. Wyszedłem z łazienki i ruszyłem w stronę salonu gdzie dziewczyna właśnie rzuciła kilka torebek. W niektórych była kokaina w innych piksy. Oho.
- Co to ma być? - zapytała i założyła ręce na biodra zdenerwowana. Spojrzałem to raz na torebeczki, raz na nią, torebeczki, no i kolejny raz w jej oczy pełne wściekłości... było coś tam jeszcze. Ale co? Może zawód? Nie wiem. Westchnąłem głośno i usiadłem na sofie.
- Sprzedaje je. A raczej moi ludzie - powiedziałem i wzruszyłem ramionami jakbyśmy mówili o bułeczkach z Lidla.
- Jacy ludzie?! - zapytała coraz bardziej zła.
- Alt proszę cię nie róbmy z tego problemu - rzekłem i spojrzałem na nią proszącym wzrokiem. Przekonam ją nim? Czy nie? Oto jest pytanie.
- Jak kurwa nie robić z tego problemu! Ile ty tego masz! - krzyknęła na mnie. Czyli mój mizerny plan chuj strzelił. W sumie miał nikłe procenty na powodzenie.
- Tyle po ile przyjdzie jutro Jacob - powiedziałem i westchnąłem. Wstałem z sofy i podszedłem do dziewczyny, która odsunęła się ode mnie o krok.
- Narobisz sobie przez to kłopotów. Co gdy cię złapią? - zapytała przerażona i pokręciła głową. Westchnąłem i złapałem ją za dłoń i przyciągnąłem do siebie. Dziewczyna stała skamieniała, a ja nie wiedziałem co zrobić. Właściwie co ja takiego robię? Przejmuje się z nią. Dowie się. Ale ona też się o mnie martwi.. 

Od Caina cd. Candice

- O rany, to było zarąbiste - Eric rzuca się na mnie, zanim w ogóle zdążę zejść ze sceny. W życiu nie podejrzewałbym go o tak pochopne i niepodobne do niego zachowanie, ale cieszy się jak dziecko, a to na swój sposób żenujące i słodkie.
Jasper klepie mnie po ramionach i potrząsa ze złowieszczym uśmiechem. Przyrzekam, że mało brakowało, a wydłubałby mi oczy tymi pałeczkami, którymi zwinnie potem podrzuca i łapie z powrotem, wkładając do tylnej kieszeni spodni.
Harvey uśmiecha się tak szeroko, że jego oblicze wygląda jak pęknięte na pół. Wcale mi go nie szkoda, ale odnoszę wrażenie, że w końcu zrozumiał dość oczywisty przekaz i przestał ze mną konkurować.
Moja asystentka, aka opiekunka, aka niańka, aka Nowa, aka nie wiadomo kto jeszcze - pewnie mógłbym wymyślić jeszcze wiele przezwisk - chyba się na mnie obraziła za ostatnią niespodziankę, którą jej sprawiłem. Miałem nadzieję, że się ucieszy, w końcu nie każdy dostępuje takiego zaszczytu z mojej strony. Mało tego. Chyba delikatnie się wzburzyła wiadomością, że potraktowałem świętego Lawsona tak delikatnie. Faktycznie, mogłem mocniej go przycisnąć do tej ściany.

29 gru 2019

Od Althei C.D Bellami (18+)

Głowę obciąża mi niesamowity ból. Czuję gorąco, które dociera ze wszystkich stron, a swoje źródło ma ono w ciepłej, jeszcze parującej wodzie i ciele seksownego mężczyzny pode mną. Łapie mnie delikatny chłód, kiedy przysuwam się do Salvadore'a na tyle, by moje mokre piersi wyszły spod tafli wody i zetknęły się z jego klatką. Słyszymy tylko głośne oddechy i głębokie, namiętne pocałunki, które bez przerwy sprawiają, że piorunuje mnie podniecenie.

Od Trace'a cd. Noelii

Zdziwiony jej zachowaniem, nie wiedział jak ma zareagować. Sam też nie wiedział, co ma zrobić. Najlepszym wyjściem byłoby zawieźć ją do najbliższego szpitala, aby doprowadzić organizm do stanu odpowiedniej użyteczności. Wiedział doskonale, iż wzywanie policji nie ma znaczącego sensu w takim przypadku. Chciał znaleźć się jak najdalej od jej osoby, już nigdy nie spojrzeć w te mordercze oczy. Wystarczająco już męczył się z koszmarami, swoistym ubytkiem na psychice. Był wymęczony pod każdym możliwym kątem, podziałem psychologicznym i medycznym. Dlatego też stracił na długo możliwość dalszego rozwoju zawodowego, tego, co kochał najbardziej i zamierzał poświęcić swoje życie. Morty od początku miał rację, powinien oddać to niestabilne psychicznie gówno do pudła o zaostrzonym rygorze. Powinna trafić tam, gdzie obecnie siedział jej były wariat, którego pięknie zgarnął z swoimi ludźmi.

Od Brianne C.D Cameron

 Czuję, jakbym zapadała się w dół z każdą chwilą. Wrażenie, że mój umysł dosłownie stoi w ogniu nie mija na sekundę, nawet kiedy śpię. Wydaję mi się, jakby ten chciał mnie zniszczyć za wszelką cenę, a ja żałuję, że muszę być tego świadoma. W innym wypadku wystarczyłaby garść tabletek, ale oczywiście chciałam sobie coś udowodnić oddając je Cameronowi. Czy w ogóle mam szanse je odzyskać? Raczej nie, a bez nich nawet nie wstanę z łóżka, tym bardziej, że nie wiem ile godzin, dni lub tygodni minęło, odkąd tu przyjechałam i zaszyłam się na materacu o wielkości dwa na dwa. Moje odliczanie czasu polegało na budzeniu się co kilka godzin, spoglądaniu na sufit i jeśli było ciemno - była noc, a jeśli jasno - dzień. W międzyczasie definicja doby całkowicie straciła dla mnie na znaczeniu, opierała się ona tylko na otworzeniu oczu i uznaniu, że jest dzień lub noc. Liczyłam każdą noc, ale w żadnym stopniu ich naliczona przeze mnie ilość nie była odzwierciedleniem tych w rzeczywistości mijanych. Zatraciłam się w tym za bardzo, pierwszy raz od dawna i to przez co? Przez jakieś marne uczucia do drugiej osoby, to absurd. Pod żadnym pozorem nie powinnam sobie na to pozwolić, to tylko wyciągało na wierzch moje wady i słabości, a przecież każdy, kto by tylko chciał, mógłby użyć tego przeciwko mnie. Nienawidziłam się za to, kim stałam się przez Camerona, ale jednocześnie go za to nie winiłam. Życie w parze z odczuwaniem emocji jest okropne.

Od Michaeli C.D Jonathana

Jesienny, chłodny wiatr wkrada się pod poły zamszowego, stylowego płaszcza i podrywa je w górę. Mimo przenikliwego zimna kłującego w każdy centymetr ciała, usta Michaeli wykrzywiają się w nieco skośnym uśmiechu. Pusty, ulegający dewastacji plac pomału nabiera kolorów poprzez barwne maszyny i stroje biorących udział w kolejnym, dostarczającym dreszczyku emocji wyścigu.  Przestrzeń między rozpadającymi blokami mieszkalnymi wypełnia jej głos:
– Musimy się sprężać, zaraz zapadnie czarna noc – ponagla towarzyszy, krzątających się przy swoich własnościach; wszelakich motocyklach i samochodach. – A chyba nie chcemy pałętać się w takich ciemnościach – wzdycha męczeńsko, uważnie kontrolując przygotowania do wieczornego spotkania.
Widok znajomych jej osób pucujących srebrne felgi i gładkie, mieniące się kolorami maski sportowych samochodów przyprawia blondynkę w błogi nastrój. Nie zostaje on zakłócony nawet wtedy gdy wśród towarzystwa powstaje zamęt z niewiadomych blondynce przyczyn. Wolno kieruje się do największego tłoku, gdzie ciasno stojący tłum wydaje z siebie ciche westchnięcia podziwu czy pofukiwania zazdrości. Pokrótce sama dostrzega obiekt podekscytowania swoich znajomych i poniekąd prowodyra przepychanek wszystkich miłośników mocnych wrażeń.
– No już, wszyscy na swoje miejsca – wywraca oczami podirytowana. – Mamy coraz mniej czasu, pamiętajcie. Musimy rozegrać to jak najszybciej – ludzie przed nią momentalnie się rozpierzchli i wrócili do obowiązków, mamrocząc słowa pogardy pod nosem. – Zgaduję, że chcesz się ścigać razem z nami – odwraca głowę do nowego.
– Tak. Ponadto chciałbym trafić na najlepszego zawodnika, jeśli łaska – niski, typowo męski głos przeszywa każdą komórkę ciała Michaeli, powodując u niej dreszcze.
– Mój brat z pewnością będzie chętny, lubi wyzwania – lustruje przyjemny dla oka motocykl chłopaka. Z taką maszyną każdy głupi miałby spore szanse na wygraną, ale cóż, kto bogatemu zabroni.
Po dłuższej chwili demonstracyjnie odchrząkuje, starając zwrócić na siebie uwagę ciemnowłosego. Ten, mimo że zerka na nią kątem oka, wydaje się być wyraźnie zaciekawiony.
– Kiedy miniesz trzeci blok mieszkalny i zawrócisz za zielonym kontenerem, w drodze powrotnej uważaj na kolczatki. Pierwsza jest rozłożona jakieś dziesięć metrów od miejsca zwrotu, następna natomiast - około stu – informuje z sielskim uśmiechem, błąkającym się po jej promieniującej entuzjazmem twarzy. – Mogę życzyć jedynie powodzenia i zwrócić się z prośbą o to, aby w końcu ktoś poczęstował Dominica gorzkim smakiem obrzydliwej porażki. Na zachętę powiem, że rozliczamy się według schematu "Zwycięzca zgarnia maszynę przegranego", więc... – zauważając rozdziawione usta nowego, błyskawicznie przerywa. - Więc sobie poradzisz. Dom tylko zgrywa niepokonanego; ma problem ze zmianą biegów i sprzęgłem, wtedy zarzuca mu tyłem, co łatwo, a ponadto z klasą można wykorzystać na jego niekorzyść.
– Ta – prycha, a w jego głosie wyczuć można pogardę. – Poradzę sobie – przeczesuje gęste, ciemne włosy smukłymi palcami, a następnie zakłada błyszczący kask na bujną czuprynę. Doskakuje do swojego motocykla i przerzuca nogę przez skórzane siedzisko.
Po mniej niż kwadransie jest już po wszystkim.
   Wszyscy zebrani wstrzymują oddech, jedynie jej kąciki ust unoszą się w rozbawieniu, uwydatniając delikatne dołeczki w policzkach. Nieugiętość nowo poznanego mężczyzny natychmiastowo przypadła do gustu Michaeli. Jego pojazd zatrzymuje się niedaleko dziewczyny, a zaraz obok zadbanego motocykla parkuje wypolerowany, czarny samochód Dominica. Zważywszy na wynik wyścigu, auto zmieniło właściciela w momencie przekroczenia linii mety przez przednie koło jednośladu nowego przybysza.
– Proszę, proszę, proszę – zaczyna, doskakując do brata. Jego smukła twarz pozostaje kamienna i nieruchoma, ze wzrokiem wbitym poza horyzont. Podnosi rękę i upuszcza klucze, które dźwięcznie lądują na otwartej dłoni dziewczyny.
– Dziękuję, mój drogi. Twoje zagranie...
– Dość – Dominic zaciska śnieżnobiałe zęby i warczy przez nie. – Stop, już po wszystkim – fuczy gniewnie, zaciskając palce w pięści do tego stopnia, że sinieją. Stoi chwilę jak słup po czym odwraca się na pięcie i pospiesznie oddała.
Blondynka na ten widok bezradnie wzrusza ramionami, a sama zwraca się ku niespodziewanemu zwycięzcy, zapatrzonemu w swoją nową zdobycz.
– Należą ci się gromkie brawa – nieznacznie skłania głowę, okazując szacunek, a zarazem niebywały podziw nieznajomemu.
– Może zgodzisz się na pomoc? Wspólnie przetransportujemy te cacka do miejsca, które wyznaczysz – oferuje sielsko, jakby to była jedna z normalniejszych rzeczy, mających miejsce w życiu szarego człowieka.
– Z chęcią – ciemnowłosy przystaje na propozycję. Zdawać by się mogło, że po wygranej odżył, a wyraz jego twarzy stał się o wiele bardziej przyjazny. Zauroczony przygląda się Dodge Chargerowi z 1970 roku.
– Na marginesie, Michaela, ale mów mi Mish – wyciąga do mężczyzny dłoń, która łączy się w uścisku z przyjemnie szorstką ręką rajdowca.
– Jace – uśmiech, który zakwita na jego twarzy sprawia, że blondynka momentalnie się rozpływa. – Chyba jestem twoim dłużnikiem, co? – wskazuje brodą na samochód, w dalszym ciągu z ustami rozciągniętymi w kuszącym uśmiechu. – Dlatego też myślę, że powinienem się jakoś zrewanżować. 
Ilość słów: 724
[ Jace? 

Od Noelii do Brooke

Zaczęłam lubić spacery. Nie wiem czemu, ale jakoś zaczęła mnie jeszcze bardziej fascynować ludzka głupota. Po pierwsze, jeżeli lubisz jakiś specyficzny rodzaj muzyki, to nie musisz go zaraz wygłaszać całemu światu, dokładając do tego jeszcze najmocniejszego basu w swoim samochodzie. Po drugie, jeżeli próbujesz zaimponować lasce, to nie musisz robić tokio driftu na rondzie. I po trzecie, jeżeli masz zamiar zarywać do jakiejś dziewczyny, bez jej zainteresowania (to się chyba gwałt nazywało), to uwierz, że będziesz miał do czynienia ze mną, a to już nie będzie takie miłe. Uh, jaka ja agresywna. Wzięłam Sońkę na jakąś dłuższą przechadzkę. Oczywiście bała się najbardziej cichego dźwięku. Wreszcie wzięłam ją na ręce, bo w otoczeniu było za dużo, większych psów. Kilka próbowało atakować tego biednego psiaczka, ale zaraz spotkało się z dość mocnym kopniakiem z mojej strony. Wszystkie stworzenia uciekły, a ja wreszcie mogłam puścić psa, aby spokojnie pobiegał po parku. Usiadłam w końcu na pierwszej, lepszej ławce. Z torby wyjęłam paczkę Marlboro i naftową zapalniczkę. W parku panował lekki zamęt, przez biegające kundle. I te w radiowozach i te czworonożne. Delektowałam się smakiem mocnego tytoniu z lekką, upchniętą dawką THC, kiedy to nagle pierwszy rodzaj kundli podszedł do mnie z wielkim spokojem.
- Widzi pani tamtą tabliczkę? - zapytał pan w granatowym mundurze.
- Owszem widzę, jest to papieros na zielonym tle. Albo panowie nie znacie swojego własnego terenu, albo jest to źle oznaczone. Jeżeli dany obiekt nie jest przekreślony, do tego jest na tle koloru, który w waszym otoczeniu uznawany jest za ten kolor miły, przyjazny i dostępny. Nie wiem o co panom chodzi. - rozłożyłam się bardziej na ławce i uśmiechnęłam szeroko, kiedy panowie główkowali nad danym znaczkiem.
- Nie wydaje się pani i tak, że jest to nieodpowiednie? Tak palić w miejscu publicznym? Źle o pani to świadczy.
Wstałam nagle. Dopiero teraz zauważyłam, że mili panowie dosięgają mi do ramion. Jakież było ich zdziwienie, kiedy zgasiłam papierosa w dłoń.
- Nic pani nie jest? - zapytał jeden i już chciał wyrwać się, aby mi pomóc.
- Oczywiście, że nie. Nie chcę zaśmiecać środowiska bardziej, niż tym dymem. Zaraz wyrzucę dany przedmiot do kosza, aby nie robić większej pracy sprzątaczom. - uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. Chłopaki chyba zaczęli dostrzegać, że coś jest nie tak, bo, no nie oszukujmy się, na kilometr waliło ode mnie skunem, a oczy miałam praktycznie zamknięte i czerwone. Ominęłam panów i poszłam w swoją stronę. Zapomniałam jednak o psie, który cały czas radośnie biegał po parku, przynajmniej tak mi się zdawało. Okazało się, że moja mała towarzyszka siedzi na kolanach u jakiejś dziewczyny. Pies był niewyobrażalnie zadowolony, z resztą, tak samo jak dziewczyna. Podeszłam do nich powoli.
- Witaj. Chyba właśnie głaszczesz mojego psa.
- O... dzień dobry... Przepraszam, już go daję... - powiedziała kobieta i niechętnie oddała suczkę.
- Mieszkasz tu gdzieś niedaleko? - zapytałam.
- Nie, ale nie mam jak wrócić. - zawinęła się ramionami.
- Chodź odwiozę cię, mam samochód niedaleko banku.
Brooke?

Od Noelii cd. Trace'a

Zasnął, a ja wiedziałam, że muszę mu pomóc. Muszę mu udowodnić, że dla niego jestem w stanie się zmienić. Chcę mu udowodnić, jak bardzo go kocham. Zeszłam więc z jego ud i położyłam go na kanapie. Pobiegłam do kuchni po apteczkę. Wyjęłam kilka strzykawek, bandaży i okładów. Na klatkę piersiową nałożyłam mu okłady, tak samo jak na rozpalone czoło. Kark też został obdarzony tym podarkiem. Teraz zajęła się ranami. Mocno krwawiące rany na udzie zawinęłam bandażami. Za to zranione, małe ranki na ramionach zakleiłam plastrami. Nos także potrzebował pomocy, po mocnym uderzeniu z kastetu. Złapałam go mocno z dwóch stron i ustawiłam na swoje poprzednie miejsce. Zakleiłam go także plastrami, aby pod żadnym pozorem nie ruszył się z miejsca. Patrzyłam się na te jego pogruchotane ciało. Nie mogłam uwierzyć, że potrafię być taką bestią. A może mnie też pokocha, jeżeli zrozumie, że nie chcę mu zrobić krzywdy? Wątpię, ale będę o tą miłość walczyć. Chwyciłam za strzykawki i nabrałam trochę potrzebnego płynu z buteleczek. Wstrzyknęłam w najgorzej wyglądające rany. Ostatnim krokiem była transfuzja krwi. Tylko ja mogłam jej dokonać, więc podłączyłam i siebie i jego do aparatury. W obie ręce wbiłam sobie igły. Położyłam się na podłodze, a plecami oparłam się o kanapę. Po półtorej godziny opadłam bezwładnie na ziemie, nie zasnęłam jednak. Wiedziałam, że muszę nad nim czuwać. Muszę go pilnować. Nie chcę, aby pod moją nieobecność coś mu się stało. Podeszłam do niego bliżej. Dłonią gładziłam jego chłodny policzek. Wyglądał tak bezwładnie, jak kiedy za pierwszym razem go torturowałam. Mam nadzieję, że wie o tym, że małej nic nie jest, że jest bezpieczna w domu. Przybliżyłam swoje wargi do jego bezwładnej szyi. Położyłam głowę tuż obok niego. Po chwili poczułam, że moje dłonie zaczynają się robić niesamowicie zimne, tak samo jak policzki. Chciałam już się odpinać, bo wiedziałam, że oddałam mu już za dużo krwi, jednak nie zdążyłam zareagować i już straciłam przytomność.
~*~
Obudziłam się w bardzo złym stanie. Blada, praktycznie biała. Kręciło mi się porządnie w głowie, mroczki biegały przed oczami. Musiałam stracić niewyobrażalną ilość krwi. Dłonie miałam strasznie suche. Odwróciłam się ledwo w stronę kanapy. Byłam już odpięta od wszystkich sprzętów, a ciało wciąż było niesamowicie zimne, jakbym dotykała własnego trupa. Rurki od transfuzji leżały na podłodze, a wokół mnie leżały krople krwi. Spojrzałam na kanapę ponownie. Siedział na niej Trace, któremu na twarz wróciły kolory życia. Nie wiem, czy spojrzę jeszcze kiedyś w te zabłąkane, nieufne oczy. Jego wzrok mnie przeszywał i czułam to z całych sił na swoim ciele.
- Wytłumacz mi proszę, dlaczego to robisz? - zapytał.
Zawinęłam się ramionami. Czułam, jakby w pomieszczeniu było minus dwadzieścia stopni. Czułam, że zaraz stracę ponownie przytomność.
- B... B-Bo cię kocham.... - wymamrotałam - M-myślałam, że nigdy to nie nastąpi, ż-że nie zakocham się. Ale zjawiłeś się ty. Przy pierwszych torturowaniach tego nie czułam. Widziałam w tobie ofiarę, tak jak zawsze widzę. Myślałam, że cię wykończę i wyniosę twoje truchło psom. Jednak po tej akcji w domu Alexa zmieniłam nastawienie w stosunku do ciebie o sto osiemdziesiąt stopni. Nie wiedziałam, że poznam kiedyś kogoś na tyle odważnego i wytrzymałego na ból. Moment, w którym mnie przytulałeś zapadł mi w pamięć najbardziej. Czułam twój przeszywający zapach, twoje umięśnione ramię, które mnie owijało. Nie wiem czemu, ale wtedy pierwszy raz w życiu coś poczułam. Jakby przelatujące przez moje ciało stado motyli.
Wstałam nagle, ledwo utrzymując równowagę. Podeszłam do Trace'a.
- Ja po prostu boję się o to, że umrę w samotności, rozumiesz? Że nikt mnie nie obejmie przed śmiercią. - z moich oczy poleciały ścieżki łez, a ciało samo wtuliło się w tors mężczyzny.
Trace?

Od Izzy cd. Kaia

W drodze powrotnej do naszego mieszkania opowiadam pokrótce Candice, co się działo i co znowu odwaliłam. Jak zawsze usłyszałam, że mnie "totalnie pogrzało", jak to ładnie wyraziła się moja droga złośliwa, ruda małpa, którą kocham. A drugie, co było, to pytanie, czy chociaż był przystojny.
Wywracam oczami i otwieram drzwi od naszego mieszkania, słysząc za sobą tylko cichy chichot rudowłosej.
Przez ten czas próbowałam odzyskać siły po szalonej nocy i dzikiej przygodzie. Próbowałam, bo niedługo potem słyszę dzwonek do drzwi, które poszła otworzyć Candy.
- Eee... Izzy? - słyszę dziwnie zmieniony i podejrzany głos rudowłosej i od razu moja postawa robi się bardziej czujna.
Ten głos nie oznacza niczego dobrego, a jeśli już u niej występuje, to znaczy, że jeśli tylko wyściubię nos z kuchni, to napotkam niespodziankę.
Dlatego udaję, że mnie tu nie ma. Ktokolwiek to jest, nie zamierza mnie dzisiaj widzieć. Tylko jeszcze o tym nie wie.
Zaciskam usta, a gdy słyszę kroki, chowam się obok szafki.
Na całe szczęście to tylko Candice. Patrzy na mnie pytająco.

28 gru 2019

Od Noelii do Carneya

Dzień miał być w porządku. Wyleczyłam się z męczącej moją głowę migreny. Przez równe trzy dni leżałam w domu zupełnie nic nie robiąc. Mogę się założyć, że schudłam bardzo przez ten trudny czas. Po wybraniu odpowiedniego ubioru na dzisiejszy dzień, udałam się w stronę łazienki. Zgrabnym ruchem zrzuciłam z siebie ubranie. Stałam chwilę przed lustrem. Jakoś lubiłam swoje ciało. Szerokie biodra, duże piersi, pośladki, umięśniony brzuch i te zadziorne rysy twarzy. Zaczynam się sama sobie podobać. Po krótkim wślepianiu się w swój wygląd udałam się pod zimny, odświeżający prysznic. Woda miło otulała moją skórę. Zastanawiałam się, czemu tak piękna istota jak ja, paprze się w zabójstwach, bójkach i molestowaniach? Sprawiało mi to ogromną przyjemność, ale powoli się nudziło. Zabijanie zwykłych ludzi wyszło u mnie z mody. Namyślałam się nad ważnymi osobowościami, politykami i stróżami prawa. To mogło być jakieś urozmaicenie dla mojego hobby. Wyszłam spod prysznica i otuliłam się czarnym ręcznikiem. Rozczesałam niesamowicie długie włosy i podążyłam w stronę sypialni. Usiadłam na łóżku i rozwinęłam ręcznik. Nie przejmowałam się tym, że moje okno wędruje akurat na widok miasta. Mam się czym chwalić, do tego może i zdałaby mi się jakaś rozrywka, w formie pana na kilka nocy. W moich uszach wciąż grał rozbrzmiewający w pokoju metal. Ten konkretny rodzaj muzyki dawał mi energię i siłę na przeżycie dnia. Chciałam jak najszybciej załatwić dzisiejsze sprawy i wrócić spokojnie do domu. Miałam dzisiaj przystanek w urzędzie, na komendzie oraz w kawiarni. Nie wiem jak zdążę to zrobić w ciągu jednego dnia, ale się postaram. Stanęłam przed powieszonymi na drzwiach szafy ubraniami i przyglądałam się przygotowanym przyodzieniom. Będzie na mnie dzisiaj bardzo dużo wzroku, ale do tego już się przyzwyczaiłam. Nie powinnam tak kusić, ale to nie moja wina. Wyglądu się nie wybiera, a psychopata nie zmieni swojego charakteru. Przejechałam paznokciami dosyć mocno po swojej szyi i zabrałam się za ubieranie. Czarna bielizna podkreślała kajmakowy odcień mojej karnacji. Na to ponętne, czarne rajstopy w kratę. Cały mój ubiór dopełniła miodowa, dopasowana sukienka z dużym dekoltem na długi rękaw. Na to nałożyłam hebanową marynarkę. Włosy zostały upięte w niechlujnego koka, w którym, o dziwo, było mi najlepiej. Pan komendant się mi nie oprze. I znowu sprawa pójdzie pod dywan, bo przecież biedna Noelka muchy by nie skrzywdziła. Aby tego wszystkiego było mało - założyłam długie, wysokie botki. Złota biżuteria mieniła się teraz dwa razy mocniej przy tak pięknie odstrojonej pani Wunderbrischer. Chwyciłam za kluczyki od samochodu. Dopiłam jeszcze na szybko już zimną herbatę i wybiegłam do garażu. Samochód świeżo po umyciu, wypolerowany i przygotowany na spotkania z ważnymi indywiduum. Wsiadłam do mojej pięknej, czarnej strzały i odpaliłam w mgnieniu oka. Samochód na pierwszym odcinku drogi nie mógł się wykazać, jednak po wjechaniu na drogę główną licznik zaczął szaleć. Prędkość zmieniała się niesamowicie szybko, a zakręty pokonywałam bezproblemowo, nawet nie zdejmując nogi z gazu. Po chwili wjechałam na drogę szybkiego ruchu. Nie zauważyłam, że światło zmienia się na czerwone, a ktoś z prostopadłej chciał ruszyć za szybko i... stało się... Widziałam ten ostatni moment, kiedy Audi wjechało w bok mojego Volkwagena. Próbowałam zachować spokój. Oddychać miarowo i z zamkniętymi oczami myśleć o tym, że naprawa nie będzie wcale taka droga. Zaraz jednak zdałam sobie sprawę z tego, że nie dojadę na żadne wyznaczone miejsce, ani nie zrobię wszystkiego co dzisiaj miałam w planach uczynić. Do szału doprowadziło mnie pukanie w szybę przez nieznanego mężczyznę. Wysiadłam z samochodu dosyć szybko, trzasnęłam drzwiami i ślepiłam wzrokiem faceta, z którym miałam stłuczkę.
- Powiedz mi moja droga panienko... Czy ty wiesz, co właśnie zrobiłaś? - zapytał na razie spokojnie przypatrując się obiciom.
- Co przepraszam?! Gościu wyjechałeś z tych świateł jak debil i mówisz, że to moja wina? - chwyciłam za komórkę.
- Na policję radzę nie dzwonić. Już wszystko załatwione.
- Jak to kurwa załatwione?! Mój samochód jeszcze dziesięć minut temu był cały i zdrowy, a teraz nie, bo jakiś palant wjechał mi w bok.
- Wypraszam sobie. Spójrz na mój samochód, jest wart więcej niż całe twoje życie, a co mi po tym twoim Arteonku.
- Nie wkurwiaj mnie, bo zaraz i ty ucierpisz.
- Jeszcze słowo, a podjedziemy sobie do mojego biura. - podał mi wizytówkę - Prokurator Carney Uvarov-Zimnicki.
Na moją twarz wbiegła dosyć przestraszona mina, ale w głowie przypomniały się dzisiejsze rozmyślania.
Carney?

Od Trace'a cd. Noelii

Trace w swoim życiu nie tylko zawodowym, przeżył wiele niespodziewanych akcji. W jednej z największych w swojej młodej karierze, sam musiał wpaść w otoczenie osoby wpisanej do ujęcia. Cały rok zadawał się z zbirami, jadł z nimi i współpracował. Planował przeciwko swoim współpracownikom z wydziału, utrudniał życie publiczne i raz musiał sięgnąć po broń, dla lepszego efektu oddania grupie. Zdobycie ich zaufania, pracowanie w gangsterskim środowisku wymaga wyzbycia się wielu rzeczy, jakich nabrał na szkoleniach i nauczył się z samego życia. Tak też było możliwe w obecnej chwili, mógł to nazwać swoistym impulsem. Musiał jakoś zamknąć jej usta, aby kobieta nie kaleczyła jego uszu fałszem. Nie ufał jej pod żadnym pozorem, zaś słowa były niczym toksyna żmii w jego mniemaniu. Raz utracone zaufanie po ich wspólnej akcji, już nigdy nie miało powrócić.

Od Noelii cd. Trace'a

Weszłam do piwnicy. Wtuleni w siebie, Trace nie chciał najwidoczniej odwrócić od niej wzroku. Podeszłam do nich powolnym krokiem. Spoglądałam to na małą, to na niego. Brakowało mi już chyba sił. Jakaś dziwna blokada zabraniała mi skrzywdzić to dziecko. Obejrzałam swoje zakrwawione ręce. Były jakieś marne, liche, inne niż zwykle. Spojrzałam na nich znowu. To nie była zwykła miłość. Nigdy nie widziałam tak zapatrzonych w siebie ludzi.

Od Trace'a cd. Noelii

Nie rozumiał jak to mogło się stać, że wylądowali ponownie w istnym horrorze psychopatki. Lata praktyki i doświadczenia, praca nad sobą samym i ciągłe ćwiczenia. Wszystko co poświęcił tyle lat, oddając życie w imię bezpieczeństwa i dokonywania sprawiedliwości, poszły się jebać w jednej chwili. Jednak w tym momencie, ani żadnej innej nie martwił się o własne życie. Próbując dojść do siebie po potężnym uderzeniu, nie odwracał oczu spod przymrużonych powiek na małą dziewczynkę. Rozumiał doskonale, jaki to musi być dla niej szok. Widząc te potworności, nawet będąc zmuszoną do takiego czynu, miała gwarantowany uraz psychiczny na długie lata. Przecież nic nie zawiniła, znalazła się w nieodpowiednim miejscu. Trace wiedział, że jego przekonania powinny już dawno wejść w jego życie. Już dawno powinien mieszkać w całkowitym odosobnieniu, aby przez własną pracę nie szkodzić bliskim jego sercu osobą.

Od Camerona C.D Brianne

     Porozmawiajmy o uczuciach. Uczucia są… nieprzewidywalne, wyczerpujące, zobowiązujące, męczące, żarliwe, bezsensowne, bezcelowe, głupie, zbędne, niepotrzebne, dołujące, żałosne, bezlitosne, nieprawdziwe, udawane, nieszczere, chore, nieobliczalne, gorszące, uciążliwe, mozolne, upierdliwe, wycieńczające, mordercze, zbyt intensywne, wymagające, ogłupiające, oślepiające, gwałtowne, zaskakujące w złym sensie, mdłe, nijakie, upierdliwe, nielogiczne, irracjonalne (niepotrzebne skreślić). Nikt nie wie, jakie straszne to jest, do momentu zetknięcia się z nimi, stanięcia twarzą w twarz. To jakby w gorący dzień oblać rozgrzane ciało lodowatą wodą, albo lepiej, oblać lodowatą wodą półnagiego mężczyznę stojącego na zewnątrz w temperaturze minus czterdziestu stopni gdzieś w głębi zaśnieżonego lasu czy, o, morza, skąd wieje zajebiście zimny wiatr. To jakby zostawić dziecko na pastwę losu, żeby zajęło się sobą, samo nakarmiło, przewinęło, nauczyło mówić, chodzić, samo nauczyło się wykonywać działania z liczbą pi, tworzyć roboty i finalnie zawładnąć światem w odstępie trzech dni od jego narodzin. To jakby posadzić ucznia szkoły podstawowej na fotelu prezesa największej, najprężniej rozwijającej się firmy na kontynencie i kazać dbać o nią tak, by nie upadła. To jakby wystawić Camerona Monaghana przed oblicze Brianne Waldorff, co prędzej czy później skończy się jedną, wielką tragedią w której wszyscy zginiemy. Pytanie brzmi – dlaczego? Co skłoniło mnie do tak głębokich przemyśleń, do wylewania swoich żali, płakania w poduszkę wieczorami? Co poruszyło mnie do cna, wyżarło od środka, powodując nagły upadek samopoczucia? Uwaga, drodzy państwo, powiedzmy to sobie prosto w twarz – pocałowałem Brianne, a Brianne pocałowała mnie. Albo w odwrotnej kolejności. Nieważne. I co w związku z tym? Przecież ludzie tak robią, tego nie można się wstydzić, czynność taka, jak wszystkie inne.

Od Noelii do Xavier'a

 - Nie powinnam tego robić. Nie mogę wciąż kłamać. Jak widzę kolejne wezwanie na komisariat jest ze mną coraz to gorzej. Nie umiem utrzymywać w głowie ciągle tej samej regułki: ,,Panie władzo... Znalazłam ten nóż przed domem, a ciało niedaleko lasu. Wydaje mi się, że mógł to być ktoś z miasta, bo ostatnio dużo osób kręci się po mojej posesji'' No ale kurwa powiedz mi, co ja mam im gadać?
Mężczyzna tylko mamrotał coś przez szmatkę w ustach.
- A no fakt. - wstałam z metalowego krzesła i wyciągnęłam amatorski knebel z ust chłopaka.
- Ty głupia zdziro! Wypuść mnie stąd, albo będziesz gniła w pierdlu! - wykrzyczał.
Na te słowa powoli podeszłam do jego ciała i uklękłam przed nim.
- Posłuchaj... Tylko bardzo uważnie bo nie będę powtarzać. Co powiesz na to, że na karku leży mi trzysta dwadzieścia pięć zabójstw, znęcanie psychiczne, czterdzieści osiem pobić i molestowanie?
Ofiara nie odezwała się ani słowem.
- Aby tego było mało, po dzisiejszej nocy będę miała trzysta dwadzieścia sześć zabójstw. A teraz wybór należy do ciebie. Co wolisz najpierw - wyrywanie paznokci, oskórowanie dłoni, czy może bawimy się w rzucanie sztyletami? - uśmiechnęłam się i zrobiłam minę istnego diabła - Wybieraj szybko bo zostawisz wybór mi.
- Nic. Nie chcę, wypuść mnie stąd. Mam dzieci, żonę.
- Kurwa nie pierdol bo zrobię ci jeszcze większą krzywdę, niż mam w planach. Nie masz dzieci, a żadna baba by cię nie chciała. A ja jestem po to, aby likwidować takich nieudaczników jak ty. - złapałam za leżący obok mnie skalpel. Włożyłam mężczyźnie z powrotem knebel do ust.
- Wybieraj szybko. Kolano czy dłoń?
- Kolano, kurwa kolano. - krzyknął, a z jego oczu zaczęły cisnąć łzy. Zaśmiałam się tylko i rozerwałam jego spodnie w miejscu kolana. Przyłożyłam skalpel, aby zaznaczyć sobie miejsce oskórowania. Jęk był dość głośny, ale nie zwracałam na to uwagi. Cięcia wykonywałam równiutkie, wręcz perfekcyjne. Następnie oddzielałam skórę od mięśni, aż w końcu zostało same mięso na zewnątrz. W takim stanie zostawiłam go na pastwę bakterii i zanieczyszczeń w piwnicy. Weszłam na górę mieszkania. Zaparzyłam sobie mocną miętę i położyłam się na kanapie. Wygięłam się zaraz na łóżku i zeszłam do piwnicy. Zagwizdałam do psów. Od razu przy moich nogach pojawiły się dwa, ostatnio wypożyczone Pitbulle. Czarne z wyszczerzonymi zębami, czekające tylko na mój rozkaz. Podeszły razem ze mną do ofiary.
- A teraz poczuj, co te pieski potrafią. Ricky, Morty pokażcie panu siłę waszych psich szczek. - gwizdnęłam, a psy rzuciły się na twarz i klatkę piersiową ofiary. Usiadłam wygodnie na krzesełku i dopiłam herbatę. Akcja nie potrwała długo. Truchło mężczyzny skończyło bez dolnej szczęki, kilku żeber i piszczelu. Psy miały się czym bawić, a mi zostało tylko wywiezienie ciała. A właściwie wyniesienie. Facet bez dużej ilości kości oraz wnętrzności był dość lekki. Przerzuciłam go sobie przez bark i ruszyłam w stronę bunkru. Otworzyłam go stopą i powoli schodziłam do środka. Na dole leżało już ponad dwieście trupów, których policja nadal szuka. Oczywiście nie były położone na widoku. Bowiem bunkier ten został przeze mnie już bardzo dawno temu podrasowany. Stało się to po mojej pierwszej zbrodni. Przy wejściu jest ciężka dźwignia, która wysuwa sześciometrowe dziury w podłodze. Ciało kładę na podnośniku i opuszczam je na samo dno. Tak samo zrobiłam z tym ciałem. Po skończonej pracy wyszłam w stronę lasu. Uwielbiam kąpać się w źródełku niedaleko mojej posiadłości. Wzięłam Morganę i ruszyłyśmy galopem w stronę leśnej ścieżki. Cisza i zupełna pustka, czyli to co lubię najbardziej. Zeszłam z konia i dosłownie rzuciłam się w wodę. Przed tym zupełnie się rozebrałam. Położyłam się na płytszej wodzie i leżałam tak dobry kwadrans. Zauważyłam, że Morgana zniknęła z mojego pola widzenia. Zaraz jednak widziałam jak szła w towarzystwie jakiegoś chłopca. Wstałam, zawinęłam się kocem i podeszłam do mężczyzny.
- Hm?

Od Noelii cd. Mallory

Wyciągnęłam się na łóżku. A może to będzie mój dzień? Może nadarzy się okazja na jakąś ofiarę? Brakuje mi rozrywki. Brakuje mi wbijania noży, rozcinania skóry i doprowadzania do płaczu. Nie potrafię usiedzieć w miejscu od przynajmniej tygodnia. Już miałam ochotę skorzystać ze swojej masochistycznej natury i sama siebie kaleczyć. Ale jaka to frajda? Przecież nie będę płakać i błagać o litość, kiedy nie czuję bólu. Poranna kawa pomogła mi chociaż przez chwilę zapomnieć o braku możliwości wykazania się. Zadzwonił telefon. Wycie zagłuszyło wszystkie moje myśli. Przetarłam skronie palcami i wstałam z bardzo wygodnego szezlongu. Złapałam za telefon. Dało się usłyszeć niski, męski głos.

Od Odette C.D Adam

Tłumaczenie Kenneth'owi ważnego zagadnienia trwa dłużej niż przepuszczam. Na auli zwykle był bardziej skupiony ode mnie — a tu co? Nie interesuje go ani treść książki, ani to, co mówię, a jak już słucha, to tylko udaje. Nie ma chwili, w którym rozkojarzone spojrzenie nie uciekałoby w stronę progu. Stoi tam Adam z jego siostrą. Rozmawiają o czymś wyjątkowo dyskretnie, ale nie to teraz jest ważne. Chociaż dla Kenny'ego właśnie to wygląda na sprawę priorytetową. Jeszcze moment i nawet mnie zacznie interesować to, dlaczego mój kumpel patrzy się w ten sposób na Jennę. Wniosek wydaje się jednak jak na wyciągnięcie ręki... miłość od pierwszego wejrzenia? 
Na samą myśl aż mi cieplej. Uwielbiam, kiedy ciche romanse rozprowadzają dookoła aurę niczym z prawdziwej, wciągającej książki.

27 gru 2019

Od Bellamiego CD. Althei

- Bell, chłopie, to nie ma sensu, odpuść - powiedziała Alt, próbowała mówić głośno jednak słuchałem bardziej faceta, który już prosił o wybaczenie. Uśmiechnąłem się lekko chcąc prychnąć.
- Nie marnujmy tej nocy na jakieś bijatyki! - dodała po chwili dziewczyna. Wywróciłem oczami i zbliżyłem się do ucha obleśnego mężczyzny.
- Mam nadzieje, że będzie to dla ciebie nauczka - powiedziałem mu do ucha, a on zaczął energicznie machać głową na znak zgody. Odsunąłem się od niego i dla podsumowania sprzedałem mu lewego sierpowego. Tak żeby zapamiętał. Z jego nosa natychmiast zaczęła sączyć się krew, a facet tylko jęknął. Puściłem go i odwróciłem się do dziewczyny. Złapałem ją w tali i z szamańskim uśmiechem spojrzałem na nią. Pociągnąłem ją w stronę budynku by wrócić na imprezę. Nie miałem zamiaru psuć sobie dalej humoru. Alt ruszyła za mną kręcąc głową zapewne z niedowierzania w moją osobę.
- Ty chujku - usłyszałem, a następnie poczułem uderzenie w głowę. Nie było silne, powiedzmy szczerze, koleś ledwo stał na nogach. Jednak to co zrobił sprawiło, że moje zdenerwowanie osiągnęło poziom maksymalny. Odwróciłem się na pięcie i spiorunowałem go spojrzeniem. Kiedy ten chciał się zamachnąć złapałem go za pięść i przyciągnąłem do siebie od razu wykonując cios kolanem w jego żebra. Zgiął się w pół, kiedy mój łokieć wylądował na jego plecach facet upadł na ziemię.

Od Michaeli C.D Carneya

– Chyba nawet nie mogę wyrazić niezadowolenia. Za bardzo się obawiam, co byś mógł zrobić po mojej odmowie na nocleg – fuknęłam, wyrywając się z jego uścisku. – Śmierdzisz alkoholem, lepiej się umyj i przebierz w czyste rzeczy – zamknęłam drzwi, przekręcając klucz w zamku. – Dam ci ubrania na przebranie. Masz taki sam rozmiar, jak mój zamordowany współlokator – uśmiechnęłam się słodko, gdy Carney wbił we mnie zdezorientowane spojrzenie.
– Już przepraszałem – podniósł głos, zapewne myśląc, że to załatwi sprawę.
– To go nie wskrzesi – burknęłam, kiedy zniknęłam w salonie. Pospiesznie wygrzebałam z szafy koszulkę ze spranym nadrukiem oraz luźne, wygodnie spodnie i wręczyłam je w trzęsące dłonie chwiejącego się mężczyzny. – Nie śpisz ze mną w jednym łóżku, a w małym pokoju gościnnym, tak dla wyjaśnienia. I miałabym gorącą prośbę, abyś nie szperał w moich rzeczach, jak jakiś pasożyt. Mam już dość twojej ingerencji w moje życie – rzuciłam na odchodne, zaszywając się w głównym pokoju.

Od Brianne C.D Cameron

     Do mieszkania dostaje się nikła poświata zewnętrznych latarni, kiedy odsłaniam zasłony, przysiadając na niewielkim parapecie. Pisk, który słyszę już od dłuższego czasu, nie ustaje i nasila się z każdą minutą. Nie wiem, czy to, co słyszę jest prawdziwe, ale w każdym razie - irytujące. Z tego wszystkiego moja głowa zaczyna pulsować tępym bólem, a ja za prowadzę wewnętrzną walkę o leki. Zostaję przy tym, że po prostu mi ich nie można i koniec, jestem silniejsza od jakiegoś plastikowego pudełka z białymi pigułkami. Może powinnam oddać je Cameronowi? Nie, to głupie, po co? Przecież nie mam pięciu lat i doskonale poradzę sobie sama, nikt nie musi mnie z niczym pilnować. Jeszcze by sobie coś o mnie pomyślał, chociaż to na pewno nie jest tak, że ma o mnie całkowicie pozytywne, pochlebne zdanie.
     Podskakuję z cichym, zgłuszonym krzykiem, przestraszona. Łapię się za serce, odrzucając włosy na plecy. Stoi za mną nie kto inny, jak zaspany Cameron ze szklanką wody w dłoni.
     – Boże, nie strasz mnie – mruczę, odchodząc od okna.
     – Przepraszam – parska. – Przyszedłem tylko po wodę.

Od Camerona C.D Brianne

     Nie jestem specjalnie zaskoczony widząc właśnie ten, wciąż niezapisany numer na ekranie telefonu. Z grymasem dotykam zielonej słuchawki, jednocześnie realizując przychodzące połączenie – wtedy, po drugiej stronie, rozbrzmiewa energiczny, pewny siebie głos mężczyzny poznanego mi, kto by pomyślał, zeszłego dnia. Z wyraźnym, szczerym czy nie, entuzjazmem wita mnie krótkim cześć!, jakbyśmy byli kumplami od lat. Na co dzień, ostrożny nie jestem, na ogół wolę ryzyko i nie kryję się z tym, bez niego byłoby nudno, życie przypominałoby długą, ciągnącą się linię utrzymaną na tym samym poziomie przez calutki czas. Lubię tę adrenalinę przy podejmowaniu trudnych decyzji, zmieniających moją przyszłość, to na swój sposób uzależniające i, tak, gdyby zasięgnąć do mojej przeszłości, bez dwóch zdań można powiedzieć, iż byłem w pewnym sensie od niej uzależniony, igrałem z niebezpiecznymi ludźmi, robiłem złe rzeczy, bywałem w złych miejscach, w złym czasie. Pamiętam, jak wujek przyłapał mnie na sprzedawaniu narkotyków młodszym chłopakom, miałem może szesnaście lat. Podobało mi się ta praca, odrywała mnie od szarej rzeczywistości, gdzie jedyne, na co mi pozwalano, to bezustanna nauka i treningi. Sęk w tym, że tutaj chodzi o moje dzieci, moje własne dzieci, które nie mogą ucierpieć tylko dlatego, iż ich głupi ojciec podjął głupią decyzję. Zawsze będę czuł jakąś obawę – może nie jest ojcem Raven, może ma to jakiś związek z Brianne i jej niesprzyjającymi kontaktami z ciemną stroną Avenley (o ile kontaktami można to nazwać)? Z drugiej strony, to nie miałoby sensu. Czego mieliby chcieć ode mnie? Nie mam wrogów, pieniędzy też, żadnego majątku, krewnych w pobliżu. Jestem zwyczajnym, szarym mieszkańcem ogromnego miasta.

Trace Kaiden Phoenix

Źródło: Pinterest
Motto: '' Przegrywają tylko ci, którzy nie podnoszą się i nie próbują dalej walczyć.”
Imię: Na skrawku mokrego od deszczu papieru, widniało mało czytelnym pismem proste imię - Trace. Tak też mu pozostało, nawet do czasu szybkiej adopcji wtedy to małego chłopca. Jedyną modyfikacją wprowadzoną przez rodzinę zastępczą było drugie imię, Kaiden.
Nazwisko: Phoenix
Wiek: Wiek to tylko liczba, pamiętaj. Nie daj się omamić, przeżył już dużo wiosen. Obecnie liczy sobie dwadzieścia sześć lata doświadczenia, zwanego potocznie życiem.
Data urodzenia: 12.05
Płeć: Mężczyzna.
Miejsce zamieszkania: Mężczyzna od zawsze unikał zgiełku wielkich miast, dlatego upatrzył sobie mały loft na obrzeżach miasta. Może mały, ale własny. Przesuwasz w bok drewniane, okute metalem drzwi żywcem wyciągnięte z opuszczonych fabryk, od razu widzisz trzy wielkie okna. Idealnie oświetlone pomieszczenie robiące za salon jak i kuchnię, której miejsce jest w oddzielnym kawałku wielkiego pomieszczenia. Na wielkim puchowym dywanie, widzisz walające się tomy podręczników, których właściciel nigdy nie pozostawia w swoim pokoju. Właściciel już w myślach szykuje reprymendę. Udajesz się metalowymi schodami na górę. Po lewej widzisz dwie pary drzwi. Jedne prowadzą do łazienki, drugie do sypialni współlokatora. Po prawej średniej wielkości sypialnię za przeszkloną ścianą. Nawet nie próbuj wchodzić tam bez wcześniejszej rozmowy na ten temat. Tabliczka wykonana ze starego znaku drogowego wyraźnie informuje. Brudu w tym królestwie nie dostrzeżesz, Trace niczym maniak pilnuje porządku.
Orientacja: Biseksualny.
Praca: Gość nienawidzi siedzieć w miejscu, a przez posiadanie wielu zainteresowań, zmieniał pracę jak rękawiczki. Najczęściej można go spotkać na komisariacie, bądź w swoim warsztacie. Od dłuższego czasu policjant z wydziału zabójstw.
Charakter: Jego osobowość można podsumować w kilku słowach: “ Mistrz ironii i sarkazmu, lubujący we wszelkich alkoholach, który z łatwością zakończy każdy spór, obracając go w żart, lub jeszcze bardziej podsyca konflikt”Szukasz towarzystwa do picia, bądź nie wiesz, jak poderwać przedstawicielkę płci pięknej? Nic prostszego. Zapraszam do tego pana, który jest profesjonalistą w tego typu sprawach. Podać namiary?
Rzućmy okiem na szarą rzeczywistość, jaki jest naprawdę. Chodzący dupek, który bez żadnego “ale” znajdzie pretekst, aby poczuć w żyłach uwielbiane uczucie adrenaliny. Zazwyczaj raczej arogancki, śmiejący się drwiąco z innych, co sprawia mu przyjemność tym samym podnosząc mu w pewien sposób morale. Z tego powodu ludzie uważają go za podłego, jednak takim jest facetem. Lubi po prostu śmiać się z ludzkiej głupoty, chodź niekiedy bywa zagadką dla samego siebie. Podczas każdej interakcji z ludźmi, mówi co myśli, nie zważając na opinię innych ludzi. Zawsze szczery. Prawda jest zupełnie inna. Tak naprawdę jest niezrozumiały przez innych, jednak nauczył się żyć z taką myślą. Stara się unikać nawiązywania bliższych relacji. Jeśli jednak już kogoś do siebie dopuści, jest lojalnym przyjacielem, który zawsze przybędzie z pomocą. Mimo wszystko dla bliskich sobie osób ( jak najbardziej, takie osoby istnieją), służy radą… Bądź swoimi pięściami.
Słynie z inteligencji i sprytu, o czymś świadczą efektowne ucieczki z nie kolorowych sytuacji, zaistniałych w jego krótkim życiu. Nigdy się nie poddaje, podsycane niejednokrotnie upartością. Jeśli ma osiągnąć jakiś może przejść nawet po trupach, a osiągnie sukces. Życiowa zasada “najpierw myśli, potem działa”. Jest ambitnym mężczyzną. Gdy może się wydawać, że jest zajęty, zawsze skanuje wzrokiem otoczenie, by wiedzieć, na jakiej jest pozycji. Najpierw myśli, potem działa, by wybrać jak najlepszy scenariusz. Uwielbia manipulować innymi, czasem ludzie na to nie reagują, zazwyczaj po fakcie.
Hobby: Przede wszystkim uwielbia wszystko związane z mechaniką i sztuką. Ukrywa przed światem swoją artystyczną duszę. Do jego hobby należy też obchodzenie się bronią palną, co nie zawsze wiązało się z przychylnością rodziców. Dużą wagę przywiązuje do ćwiczeń, często można go przyłapać na porannym czy wieczornym bieganiu poza miastem. Czasem powraca do sztuk walki. Szlifuje umiejętności gry na pianinie.
Aparycja|
- wzrost: Szlachetne sto osiemdziesiąt sześć centymetrów wzrostu, z którego jest dość dumny. Nie za mało, nie za dużo.
- waga: 79 kg
- opis wyglądu: Widząc go pierwszy raz, od razu można powiedzieć, że jest wysoki. Nawet bardzo, ma trochę ponad sto osiemdziesiąt sześć centymetrów, jednak umięśnione, dobrane do wzrostu ciało zmienia punkt widzenia. Posiada brązową czuprynę, o której wyglądu nie bardzo się stara. Jest przydługa. Artystyczny nieład dodaje mu wręcz słodkości. Jego oczy często są ozdobione cieniami, spowodowane wiecznym zmęczeniem, a pod powiekami kryją się niezwykłe oczy - prawe, czarne niczym otchłań bez dna. Lewe zaś niebieskie. Twarz niemal zawsze zdobi lekki zarost.
- pozostałe informacje: W uchu ma czarny lub srebrny kolczyk, w zależności od dnia. Jego kark, ramiona i dłonie pokryte są artystycznymi, wyrazistymi malunkami. Każdy ma wartość symboliczną i sentymentalna, opisujący jego życie niczym biografia, nie spisana na żadnym papierze. Artystyczne malunki zakrywają blizny, nabyte w przeszłości.
- głos: Andy Black
Historia: Nigdy nie miał styczności z biologicznymi rodzicami. Pewnego zimowego dnia opiekunki sierocińca odnalazły zawiniątko w progu placówki. Informacje jakie zdołały pozyskać to imię, nadane prawdopodobnie przez matkę. Jego pobyt w tamtym miejscu jednak nie trwały długo. Szybko znalazł schronienie u pewnego małżeństwa, które mimo starań nie mogli mieć własnego potomstwa. Tak Trace dorastał w domu pełnym miłości i zrozumienia, wraz z adoptowaną pięć lata później siostrą. Wychowany w duchu samorozwoju i pasji. Jednak stwarzał pozory synka idealnego w oczach rodziców, nabrał miano “idealnego, lecz z charakterem”. Otaczał się dość nie zachęcającym towarzystwem, robiąc rzeczy dla uczucia adrenaliny w żyłach. Jednak zawsze był idolem w oczach ukochanej siostrzyczki, której w mgnieniu oka starał się pomagać.
Z rodzinnego miasteczka przeniósł się na studia do wielkiej metropolii, gdzie zdołał skończyć studia. W trwającej tam nauce zdołał założyć z tamtejszym znajomym warsztat. Za oszczędzane i zarabiane w dość nielegalny sposób pieniądze, zdołał wyremontować loft nad warsztatem. Do dnia dzisiejszego mieszka tam razem z siostrą, która zaczęła niedawno studia.
Rodzina: 
Nigdy nie pomyślał nawet o kobiecie, która porzuciła go niczym śmiecia pod budynkiem domu dziecka. W jego oczach od początku jako rodziców ochrzcił Anne i Dominica Phoenix. Jego mama od zawsze była jego wewnętrznym sumieniem i osobą, z którą mógł porozmawiać. Chociaż robił to niechętnie. Obecnie kobieta ma czterdzieści sześć lat. Od zarania dziejów pracuje w firmie przewozowej, w której współzałożycielką. Mężczyzna zaś jest starszy od żony o całe cztery lata. Były żołnierz Amerykańskich Sił Powietrznych. To od niego Trace posiadł smykałkę i miłość do motoryzacji i ich nowinek. Od zawsze byli bardziej przyjaciółmi, niż relacji syn-ojciec. Na koniec Cassiopeia; jego oczko w głowie. To w jej oczach był pozbawiony wad, zmieniony w idealnego idola, z którego chciała brać przykład.
Partner: Ktoś chętny?
Potomstwo: Ewidentny brak.
Ciekawostki: 
- Przezywany przez wszystkich “ Bunny” ze względu na królicze zęby.
- Nie jest nikomu niewiadome, że chłopak popadł wręcz w nałóg palenia.
- Nigdy nie rozstaje się z nieodłączną paczką zielska oraz ukochaną zapalniczką od wujka.
- Uwielbia jeść, a jego organizm potrzebuje do w ogromnych ilościach. Często słyszy, że je za dwóch.
- Ma dotkliwe problemy z kolanem oraz ramieniem, spowodowane szalonymi przygodami. Jego ciało ozdobione jest bliznami, które planuje przykryć artystycznymi malunkami.
- Bez soczewek jest ślepy, niczym kret.
- Prędzej padnie,niż założy na siebie przesadnie kolorowe rzeczy.
- Wielokrotnie umawiał się z dziewczynami, jak z mężczyznami. Dla niego żadna różnica.
Inne zdjęcia: ---
Zwierzęta: Na razie brak.
Pojazd: Składany od zera przez wiele lat, ukochany samochód. Osoba, która go dotknie, przeważnie długo nie nacieszy się zdrową dłonią. Ford Mustang z 1969 roku.
Kontakt: Upadła

Od Candice C.D Cain

Prywatne lokum owiane samotnością, a do tego wyraźna woń jabłkowo-miętowej herbaty są wszystkim, czego potrzebuję, by wyrzucić z siebie stres. Cicha, melodyjna muzyka z telefonu trafia do moich uszu. Laptop grzeje mi uda, ale wiem, że cokolwiek by się nie stało, muszę napisać pracę na studia. Inaczej, kurka rurka, wyrzucą mnie stamtąd i wymną z wzorca, jakim staram się nieprzerwanie być. Inteligentna, pewna siebie, punktualna, dokładna... bez tego jestem tylko zagubioną uczennicą na tle ogromnej uczelni, na jakiej, niestety, nie brakuje talentów i wiecznej rywalizacji.
Lubię rywalizację. Konkurencję.
Doświadczam jej regularnie w pracy — i oczywiście nie chodzi o pomoc w bibliotece, a o szczególnie rozrywkową przepychankę z Hawthorne'm, który dzień w dzień przypomina mi, jak bardzo złą i nieprzemyślaną decyzję podjęłam, zaczynając pracować.

Od Juliena cd. Andrei

Biegnę przez dzielnicę, uważając tylko przy przejściu przez drogę, aby jakieś auto przypadkiem mnie nie potrąciło. Trąbi na mnie tylko, zanim zdążę szybko schować się za żywopłotem, w którym jest ukryte nasze tajne przejście. Upadam na brzuch i przeczołguję się pod drewnianym ogrodzeniem, a potem wycieram ręce w bluzę i biegnę dalej.
Ledwo udało mi się wymknąć z domu, ale całe szczęście, że tata pojechał w jakiejś ważnej sprawie do pracy. Mama akurat porządkowała książki, ponieważ pani Nancy wzięła wolne na dwa dni. Mogłem swobodnie wyjść z domu i uważać tylko na wrednego dozorcę, który wydaje mi się, że miał do mnie i Andrei jakiś uraz.
Podbiegam do miejsca naszego spotkania, ale nigdzie nie widzę przyjaciółki. Opieram się o szorstką korę drzewa i wtedy słyszę jej głos:
- Czemu cię wczoraj nie było?
Unoszę głowę w górę i widzę jej smutną minę, policzki są zaczerwienione, jakby właśnie przebiegła maraton albo było tak zimno, że jej skóra przybrała sama kolor płatków róż, które mama pielęgnuje w swoim ogrodzie.
- Przepraszam, tata kazał zostać mi w domu - mówię, biorąc ciężko oddech. Jestem cały zziajany - Musiałem odrobić lekcję, a pani Mariette jest straszną jędzą. Powiedziała, że jeśli tego nie nadrobię, będę musiał uczyć się w weekend. Nie chciałem patrzyć na jej pomarszczoną twarz przez całą sobotę - Indie chichocze swoim dziewczęcym głosem i po raz pierwszy tego dnia widzę na jej twarzy uśmiech.

26 gru 2019

Od Noelii - Zadanie #12

- Dowód poproszę. - powiedział ochroniarz, na co oblałam go wrednym spojrzeniem.
- A co wyglądam, aż tak młodo? - zapytałam i uniosłam jedną brew do góry.
Mężczyzna spojrzał na mnie jak na wariatkę i zmarszczył czoło.
- Właśnie wręcz przeciwnie, a klub dla seniorów jest po drugiej stronie ulicy. - uśmiechnął się.
Wyjęłam zdenerwowana dowód i wcisnęłam mu go w dłoń.
- Proszę bardzo. - odsunął się z przejścia i oddał mi dokument. Pierwszy cel, był to oczywiście bar. Usiadłam na wolnym, wysokim fotelu i od razu wzięłam kilka drinków. Bodajże Krwawa Merry, Sweet Paradise, Mojito i Kamikaze. Ostatnie chyba wyjęło mnie trochę z butów. Nadal jednak bez problemu mogłam kontrolować to co robię i jak się zachowuję. Jedyne co się zmieniło, to to, że wszyscy zrobili się nagle piękni. Przyzwyczaiłam się do tego. Ale jak widziałam, że ręka tego barmana sięga tam gdzie nie powinna, to miałam ochotę wyjąć broń. Na szczęście skończyło się bez rozlewu krwi, a ja postanowiłam ruszyć na parkiet. Jako królowa takich zabaw uznałam, że zajmę jedną z rur i nie powiem, nawet nieźle mi szło. Kilka osób nawet zaczęło rzucać niemałe banknoty na scenę. Zabrałam je po jakimś czasie i złapałam pierwszego, lepszego faceta do tańca. Strasznie spięty, sztywny, podeptał mi nogi. Wzięłam więc kolejnego. Ten już nieco lepiej. Ale tym razem to ja nie nadążałam za jego szybkimi ruchami. Wreszcie usiadłam do stołu. Mój spokój nie potrwał długo. Bowiem kilka chwil później podeszła do mnie jakaś napalona laska. Łasiła się dobre piętnaście minut. Z jednej strony żal nie skorzystać, a z drugiej strony nie będę dziewczynce psuła opinii. Nie wyglądała na więcej niż szesnaście lat. Molestowanie jest podobno nielegalne, więc nawet ręki nie podniosłam. Niech się połasi, patrzenie chyba nie jest zabronione. Dostała tylko długiego całusa w usta i mrugnięcie. Chyba tyle jej wystarczy. Wyszłam z klubu. Świeże powietrze nie służy pijanym osobom. Za pierwszym rogiem zatrzymałam się i zwymiotowałam na chodnik. Zaraz się wyprostowałam i udałam do pierwszej, lepszej łazienki. Wypłukałam usta i ruszyłam przez miasto.
- Ej blondyna! Chcesz mieć syna? - krzyknął jakiś równie pijany brunet.
- Na pewno nie z tobą! - odpowiedziałam. Chłopakowi chyba się nudziło, bo podszedł do mnie mimo ostrzeżeń.
- No dawaj piękna. Piętnaście minut chociaż. - włożył nos w moje włosy.
- W piętnaście minut to ja cie wywiozę do lasu i zakopię. - powiedziałam z uśmiechem i chłopak odpuścił.
Reszty nocy nie pamiętam...
~*~
Ja nie chciałam się obudzić. Najpierw bałam się zamknąć oczy, a teraz nie chce ich otworzyć. Helikopter wciąż widniał na ślepiach, a nogi były jak z waty. Odwróciłam głowę w stronę szafki, a tam? Tabletki, herbata i woda. Co jest? Mieszkam sama, a ani psy, ani konie raczej nie mają zdolności, aby mi to przynieść. Moje zdziwienie dopełnił fakt, kiedy brunet wszedł do mojego pokoju.
- Jak się czujesz?
Moja głowa bezwładnie opadła na poduszkę. No kurwa chyba kogoś pojebało.
Nigdy więcej Kamikaze...
467 słów
+25 PD

Od Brianne C.D Cameron

     Jestem rozgoryczona, kiedy wybieram losowe ubrania z szafki, a następnie wrzucam je do walizki, nawet na nią nie patrząc. Cameron siedzi gdzieś na łóżku i prawdopodobnie powinnam wstydzić się za matkę i za sytuację, której był świadkiem, ale w tamtym momencie przepełnia mnie jedynie żal, wściekłość i nienawiść do osoby, która powinna kochać mnie całym sercem i być moją bezpieczną przystanią. Czy jakoś tak to było. Łzy bezsilności, które błyszczą w moich oczach, koniec końców nie znajdują ujścia, bo szybko je przeganiam. Nie wiem jak zamierza doprowadzić do końca proces ubezwłasnowolnienia mnie, ale w tym momencie wiem tylko, że zbyt szybko to mnie nie zobaczy. Na całe szczęście mam już magiczne osiemnaście lat i mogę robić co mi się żywnie podoba, a tak okrutna kobieta, jak Jodie, brr, Waldorff, może mi... pomachać. Pewnie sytuacja byłaby o wiele prostsza, gdyby żadnego wypadku nie było, więc zdaję sobie sprawę, że to moja wina, że jest tak, jak jest. Pewnie dalej żylibyśmy w swojej szklanej bańce idealnej rodzinki, dalej piastowaliby cudowne dziecko numer jeden o imieniu Cindy, a mnie wykorzystywali by do sprzątania kibli, zapominając o więzach krwi. I może to byłoby lepsze, niż codzienne borykanie się z pijaną, nierzadko naćpaną matką, która ma o wszystko do mnie problem? Może miałabym (mniej lub bardziej) normalny dom? Niedoczekanie, jasne, że nie. Nic nie może być proste, a przynajmniej nie w moim życiu, a i tak mam wrażenie, że siła wyższa i tak skazała mnie na lżejszy los, niż na taki, na jaki zasługuję. Natłok problemów sprawia, że zapominam o reszcie świata, a z zamyślenia wyrywa mnie dopiero głos Camerona.

25 gru 2019

Od Camerona C.D Brianne

     Patrzę w biały, poplamiony sufit, stukając palcami o metalową ramę łóżka. Stojącej na stoliku wody nie ubyło ani mililitra, nie tknąłem jej, pomimo wyraźnych zaleceń pielęgniarki. Prawdę mówiąc, niespecjalnie przykładałem się do wysłuchiwania farmazonów na temat mojego zdrowia. Lekki wstrząs mózgu? Coś w tym stylu. Mówili, że miałem wielkie szczęście, że dobrze, że ktoś się mną zajął, że trafiłem do szpitala. Wspomnieli również o skręconym nadgarstku, na który rzekomo upadłem, chociaż sam tego nie pamiętam. Dużo siniaków, dużo obić i, jak już napomknąłem, podobno wielkiego farta. No tak, mogłem nie przeżyć. Byłoby niezbyt miło, kiedy dzieci straciłyby ojca w wieku dwóch lat, bardzo niemiło. Unieruchomili mi rękę od łokcia do palców, w ramach leczenia urazu nadgarstka, podali masę leków przeciwbólowych i nie tylko, miałem jakieś badania, to wszystko w ciągu, sam nie wiem, nawet nie paru godzin. Nie pamiętam, w jaki sposób doszło do wypadku, kto mnie potrącił, wiem jedynie, iż wracałem do domu, ledwo rozstałem się z Brianne. Miło, że nie zostawiła mnie na środku drogi. Z drugiej strony, to jej zamartwianie się o mnie… sam nie wiem, pewnie się myliłem, ale nie powinna spodziewać się niczego innego – to ona ma wahania nastroju non stop, więc nie wiem, czego się po niej spodziewać. A troski? Cholera, jest zbyt sielankowo, żeby była to prawda, serio. Ja i Brianne tworzymy mieszankę wybuchową, bez względu na to, które z nas rozpocznie kłótnię – w każdym wypadku pogryziemy się do krwi. A tutaj, nie dość, że przyjęła zaproszenie na wigilię, była miła, zaopiekowała się Isaiah, to jeszcze wzięła mnie pod swoje skrzydła i zajęła się najlepiej, jak potrafiła, znosząc nawet wymiotowanie do jej toalety. No dobra, to… w porządku. Z jej strony. Niepotrzebnie na nią naskoczyłem. Przydałoby się przeprosić. Po raz tysięczny. Zresztą, nawet nie odpisała na moją wiadomość, zrobiło mi się smutno. Jednak czego innego się spodziewać, skoro okazałem się tak niewdzięczny? Też bym zignorował.

Od Izzy cd. Candice

Dobra. Nie spodziewałam się.
Candice złożyła mi życzenia urodzinowe, fakt faktem powiedziała, że prezent będzie nieco później, ale nic poza tym się nie działo. Było spokojnie. A potem zaczęła się dziwnie zachowywać.
A teraz nagle ciągnie mnie w kiecce nie wiadomo gdzie i znajduję się w sali razem z moją rodzinką, która zresztą pary z ust nie puściła.
Nie wydobywam z siebie słowa. Rudowłosa ciągnie mnie do rodziny, więc zamykam na wpół otwarte usta i zaczynam samodzielnie w końcu iść. Mama wychodzi na przód, ale prześciga ją ciocia. W stylowej sukience, niezaprzeczalnie perfekcyjnie ułożonej fryzurze, imprezowym makijażu i jakimś przystojnym facetem u boku.
Cała ciocia Melanie.
- Kochanie moje najdroższe - obejmuje mnie tak mocno, że przez chwilę brakuje mi tchu - Niech ci się żyje sto lat, a nawet dłużej, bądź zawsze taka piękna - i tu mnie dyskretnie mierzy wzrokiem, poruszając sugestywnie brwiami - i znajdź jakiegoś, wiadomo, przystojniaka - mruga do mnie porozumiewawczo i przytula ponownie.
Rick podśmiechuje się z boku, a ja mrużę oczy, zaciskając usta w wąską kreskę, będąc utkwiona w ramionach cioci.

24 gru 2019

Wesołych świąt!

Last Christmas, I gave you my heart
But the very next day you gave it away
This year, to save me from tears
I'll give it to someone special

     Tak, tak, ja wiem, ty wiesz, wszyscy wiemy, że ta piosenka opowiada o złamanym sercu, ale, proszę was, to równocześnie ikoniczna piosenka świąteczna, którą słyszymy już na miesiąc przed Wigilią i, ogólnie rzecz biorąc, świętami. W poście eventowym trochę się rozpisałam na temat naszych kochanych świąt Bożego Narodzenia, więc żeby oszczędzić Wam długiego, zbędnego wstępu, którego i tak nikt nie czyta i przejść do meritum, inteligentnie mówiąc.
     Znacie to uczucie, gdzie podczas składania życzeń przy opłatku nie wiesz, co ze sobą zrobić, bo z jednej strony ciotka życzy miłych rzeczy, a z drugiej skręca Cię, bo wiesz, jaka fałszywa jest? Tak, wszyscy wiemy o co chodzi. Osobiście zwykłam mówić nawzajem, chociaż to podobno wszystkich wkurza, ale! nie martwcie się, dzisiaj możecie tylko potakiwać, kiedy my, calusia administracja, składać Wam będzie bardzo szczere, kochane życzenia świąteczno-noworoczne, bo komu chciałoby się pisać dwa posty. Miśki, od czego tu zacząć? Z doświadczenia wiemy, że jak wymieni się zdrowia i szczęścia, to potem samo leci, więc tak — tego zdrowia, żebyście cały grudzień i następny rok byli zdrowi jak karpie, których pod żadnym pozorem nie można więzić w wannie, pamiętajcie, to jest ważne. Żadnych gryp, jelitówek, złamań, skręceń, uważajcie na lodowiskach, jeżeli zjeżdżacie na sankach, z dala od jezdni oraz ubierajcie się grubo, pijcie dużo ciepłej herbaty albo kawy, nie zaziębcie się i tak dalej. Szczęścia — jeżeli jesteście pełnoletni, spróbujcie zagrać w totka, mówią. Szczęście połączymy z pomyślnością. Życzymy Wam wielu sukcesów w życiu, żeby wszystko szło po Waszej myśli, jak po maśle. Pamiętajcie, iż, bez względu na wszystko, zawsze będą gorsze chwile, ale ze wszystkiego można wyjść, i to z korzyścią. Nie poddawajcie się mimo wszystko, nawet, jak wydaje Wam się, że to koniec, wszystkie nadzieje pogrzebane, szanse zerowe. Niby łatwo mówić, ale jak zrobicie, tak będzie, więc właśnie tego Wam życzę — trwałości w postanowieniach, samozaparcia. Jeżeli postanowienie noworoczne brzmieć będzie pójdę na siłownię!, to na tę siłownię pójdź, przestań się wykręcać i przekładać na później, bo koniec końców nic dobrego z tego nie wyjdzie. W sumie to nie wyjdzie z tego nic, po prostu się poddasz i tyle będzie z siłowni. To samo tyczy się wszystkich innych postanowień — pamiętajcie, że coś z niczego nie powstanie, trzeba wziąć się w garść i powiedzieć sobie tak! dam radę!. Wierzymy w to, iż znajdziecie wyjście z każdej sytuacji, beznadziejnej czy nie, zaufajcie sobie oraz bliskim, bo, słowo, większość z nich doradza Wam dobrze. Otaczajcie się ludźmi, których kochacie, to jest bardzo ważne, ponieważ grunt dobrego samopoczucia to dobre towarzystwo. Rodzina, przyjaciele, druga połówka — byle czuć się dobrze. Chociaż na ogół w życzeniach mowa o innych sprawach, życzymy Wam pieniędzy na swoje i nieswoje wydatki, a ile ich chcecie, pozostawiamy Wam. Pamiętajcie, żeby nie przekładać majątku ponad inne wartości (przyjaźń, miłość, tak dla przykładu), chociaż wierzę w to, iż to wiecie, to tylko przypomnienie. Zarządzajcie nimi z głową i żeby się mnożyły, ponieważ tego chciałby chyba każdy, ale, niestety, same z siebie się nie podwoją. Jeśli jesteście uczniami, dobrych ocen, jeżeli pracownikami, awansu, podwyżki, czy czego tam sobie chcecie. Każde z Was ma wiele talentów i trzymamy kciuki, żebyście je wykorzystywali. Pamiętając o tym, że mamy święta, życzymy Wam również miłych, spokojnych świąt w gronie rodzinnym oraz wielu prezentów, oczywiście trafionych — uśmiechnijcie się dziś chociaż raz, nawet teraz, no śmiało. Śniegu, białej zimy, wielu pomysłów na ulepienie oryginalnego bałwana. Tak bardziej blogowo — weny, pomysłów, chęci do pisania i, przede wszystkim, radości z przebywania na blogu, ponieważ chyba to jest najistotniejsze. Z tego miejsca chcemy wszystkim podziękować za ten wspólny rok, jednak szerzej rozpiszemy się w podsumowaniu rocznym.
     Chociaż są to życzenia od administracji, Alisz napisała swoje, od siebie, jako od... alisz.

 Cześć i czołem, z tej strony Alisz.
 Jako, że zbliżył się do nas ten piękny okres w roku, który nazywamy świętami, to chciałabym Wam życzyć szczere wesołych świąt! Byście ten czas spędzili zdrowo, wesoło i przede wszystkim w gronie najbliższych. Aby na stole zawitały Wasze ulubione potrawy, a uśmiechy nie schodziły Wam z twarzy. Żeby następny rok był pełen sukcesów, bez żadnego miejsca na smutki i rozterki.
 I jeszcze raz wszystkiego dobrego!

     Michaś i Althea przygotowały dla nawet kartki!


Administracja

Od Brianne C.D Cameron

     Podziwiam Camerona, że ten jest w stanie zająć się swoimi dziećmi. Naprawdę, gdybym była matką, włączyłabym im jakąś dwugodzinną bajkę i poszła spać, choć pewnie to nie byłoby takie proste i znudziłyby się po piętnastu minutach. Gdyby ktoś powiedział mi, że będę się opiekowała dzieckiem w wieku osiemnastu lat, wcześniej nie mając z nimi żadnego doświadczenia (dosłownie, bo ja nawet nigdy nie wzięłam żadnego na ręce), to bym go wyśmiała. A tu proszę, taki Cameron zostawia mnie ze swoim synem. I jasne, że mogłabym odmówić, ale to była sytuacja kryzysowa i nawet mi, tak, mi, byłoby głupio powiedzieć „słuchaj Cameron, ja bym mogła, ale nie zostanę”. Chyba nie na tym polega bycie przyjaciółką, czy kim my tam dla siebie jesteśmy?
     W każdym razie, było naprawdę miło, dopóki ten nie wyjął skądś farb, a przecież miał być tym grzeczniejszym. Spokojnie, Brianne, to dziecko, nie robot, ono też może być niegrzeczne. Po tym wieczorze dochodzę do wniosku, że nie mogłabym mieć dzieci, a przynajmniej nie przed trzydziestką. Chociaż, właściwie to Cameronowi bliżej do trzydziestych urodzin, niż mi.

22 gru 2019

Od Camerona C.D Brianne

     Otwieram posklejane powieki. Mrużę oczy rażone przez agresywne wręcz promienie słońca. Po raz kolejny przeklinam swoją sypialnię od wschodu. To wszystko trwa ułamek sekundy – zamykam je z powrotem, przerzucając rękę przez ciało. Nie jestem zdolny do myślenia, więc nawet nie próbuję domyślać się, którą mamy godzinę. Jest superwcześnie, to mogę wywnioskować po tym, iż słońce nie jest jeszcze specjalnie wysoko, a co za tym idzie, wschód był całkiem niedawno. Nie znoszę tego typu poranków – żadnej motywacji do wstania, dziwne uczucie pustki, zero jakiejkolwiek ekscytacji związanej z nadchodzącym dniem. Najważniejszy dzień w miesiącu mam już za sobą, teraz, aż do Sylwestra, będę robił wszystko, żeby zapchać dziury w codziennej rutynie. Jeszcze nie wiem, co będę robił. Dzisiaj? Dzisiaj właściwie będę spać. Najlepiej do popołudnia. Chociaż nie, to zły pomysł, Raven zaprotestuje najgłośniej. Zeszłego wieczoru wypiłem zaledwie lampkę wina, które przyniosła Jane, tylko tyle, a, mam wrażenie, krąży nade mną kacowa chmura. To zapewne wina niewyspania. Podnoszę się, opieram łokciem o materac – dzieciaki śpią. Wracam do poprzedniej pozycji, przykrywam kołdrą po sam czubek nosa i próbuję spać dalej. Próbuję to zdecydowanie dobre słowo, z uwagi na to, iż kiedy praktycznie zasypiam, dochodzi mnie piskliwy dźwięk telefonu aka informacja o nowym powiadomieniu. Ignoruję to, zbyt zaspany. Zresztą, nawet gdybym po niego sięgnął, ekran byłby tak rozmazany, iż zobaczyłbym jedno wielkie nic. Dlatego nie skupiam się już na niczym innym.

Od Carneya CD. Michaeli

- Jak mówiłem, sam nie wiem, co się stało z twoim bratem- zacząłem, podając dziewczynie kubek z gorącą herbatą.
Jej pies kręcił się niespokojnie, czując zapach kota, który schował się pod łóżkiem w sypialni, gdy tylko wkroczyliśmy do mieszkania. Całe szczęście, Mel wyjechała do jakiegoś spa na dwa dni razem ze swoją opiekunką.
- Okazuje się, że nie pracował tylko dla mnie- wyciągnąłem butelkę whisky z barku i nalałem alkohol do szklanki.
Nie chciałem jej okłamywać, ale nienawidziła mnie już wystarczająco mocno. Lepiej, żeby myślała, że nie mam z tym nic wspólnego. Przyjąłem zbolały wyraz twarzy, pociągając łyk i opadając na fotel.
- Zgaduję, że ci inni ludzie przyczynili się do jego zniknięcia- wyjaśniłem, obserwując reakcję blondynki.
- To znaczy że on...-głos Michaeli załamał się.
- Bardzo możliwe- starałem się, aby mój głos brzmiał jak najdelikatniej.- Ale nie można zakładać najgorszego.

Od Kena C.D Brianne

Trochę się o nią martwiłem. Przez resztę próby, a także na treningu byłem tylko w połowie skupiony i trudno było sprawić, żebym przeniósł się na inne zajęcie. Przez to prawie wywróciłem kosz z piłkami do siatkówki, a moi koledzy z drużyny właśnie ćwiczyli bloki. Gdyby któraś z piłek przeturlała się do nich, mogłoby to się skończyć kontuzją któregoś z nich. A tego akurat chyba każdy wolałby uniknąć. W pewnym momencie nawet trener zwrócił mi uwagę i kazał usiąść na ławce, aby odpocząć. Choć tak naprawdę wcale nie byłem zmęczony.
W środku czułem się źle z tym, że pozwoliłem Brianne wrócić samej do domu z gorączką i spuchniętym nadgarstkiem. Gdzie to moje dżentelmeńskie zachowanie?
- Ken! Ziemia do Kena! No, Ken!
Czyjś głos wyrwał mnie z zamyśleń. Odwróciłem się do Benjamina, pragnącego mojej chwilowej uwagi. Podparł się rękami na biodrach. Oczywiście był bez koszulki. Po jego wytrenowanym brzuchu spływały jeszcze kropelki wody po prysznicu, który pewnie wziął kilka chwil wcześniej.
- Ken, od paru minut stoisz i gapisz się w swoją szafkę. Wszystko gra? - zapytał. Zdezorientowany spojrzałem na ubranie do treningu, którego jeszcze nie ściągnąłem. O wzięciu prysznica nie wspominając.
Naprawdę stałem kilka minut bez ruchu?
Delikatnie się uśmiechnąłem do libero.
- Nic się nie stało – odpowiedziałem tylko, zgarnąłem swoje rzeczy i poszedłem się umyć. Może zimna woda mnie chociaż otrzeźwi?
~*~
Dostałem polecenie „służbowe” od pana Franca i pani Vibes, żeby następnego dnia, na drugą już próbę, przyjść pół godziny przed wszystkimi, aby Brianne mogła poćwiczyć swój taniec. A przy okazji nadrobić zaległości z dnia poprzedniego, których się nabawiła przez omdlenie.
Zostałem więc niańką.
Trzeci raz w swoim dziewiętnastoletnim życiu.
A więc czekałem pod drzwiami do sali nawet czterdzieści minut szybciej. W dłoni trzymałem klucze, a także nadzieję, że piegowata baletnica za chwilkę się pojawi w teatrze i zaczniemy. Jednak jeśli ma gorączkę, to na jej miejscu odpuściłbym sobie dla dobra zdrowia.
W końcu przyszła. Lekko zdyszana i minutę przed czasem. Nie jest źle.
- Hej – powiedziałem do niej, odbijając się od ściany za sobą. Odpowiedziała mi tym samym, a ja otworzyłem kluczem salę treningową. Zdjąłem z ramienia swoją zwykłą torbę, którą miałem na co dzień i rzuciłem nią w stronę sceny. Wylądowała zaraz przed schodkami. Miałem w niej tę samą maść, co wczoraj, gdyby Brianne jej potrzebowała.
Odwróciłem się na pięcie do tancerki, która zamykała drzwi.
- Wczoraj pominęli kwestię twoją i tamtej drugiej dziewczyny i skupili się na czymś innym – powiedziałem do niej, robiąc kilka kroków w tył, żeby usiąść na scenie. - Ja swoje zdania pamiętam, więc został tylko twój taniec. Jak się czujesz? Ale mów szczerze.

Brianne?

21 gru 2019

Od Brianne C.D Cameron

     Pierwsze promienie słoneczne przedostają się do mojego pokoju przez niezaciągnięte rolety, o których istnieniu zapomniałam poprzedniego wieczoru. Siedzę na dywanie, opierając się plecami o łóżko, mimo że jest dopiero, zaledwie wschód słońca. Przed nim obudziła mnie matka, głośno trzaskając drzwiami. Nic nie porusza mnie tak, jak to, że ona co roku od trzech lat, od kiedy Cindy jest w śpiączce, jeździ do niej do szpitala dwudziestego czwartego, a wraca dwudziestego szóstego. Nie jestem głupia, żeby nie domyślić się, że w ten sposób spędza z nią święta, co może wydawać się z jednej strony absurdalne, a z drugiej - bardzo rodzinne. Może i inni patrzą na to jak na czuły gest, ale znając ją od tej strony, od której znam ja, uważam to za niezdrowe. Nie wiem, czy ona zdaje sobie sprawę, że nawet jeśli odzyska Cindy, bo ta się wybudzi, to będzie roślinką. Zero poruszania się, mówienie z trudem. Może to okrutne, ale nie chciałabym, aby moja własna siostra się obudziła. Świat odwrócił by się go góry nogami. Znowu byłoby w domu źle, tragicznie, o wiele gorzej niż jest teraz. Wbrew pozorom nie jestem skrajnie nieszczęśliwa, ale powiedzmy sobie szczerze - co to za życie?

Od Camerona C.D Brianne

     Ja wiem, ja wiem, to całe moje odwoływanie się do filmów i seriali może być męczące, nudne, ale, słowo daję, nic innego mi z gardła nie wyjdzie. Rzecz jasna, w przenośni, bo na głos bym się bał. Nie wiem, jakim cudem znalazłem się w Avenley River i jakim prawem wyciągneli mnie z Portware, zanim rozwiązałem zagadkę, jednak jedno jest pewne – Brianne, choć pewnie zawahała się parę razy, uratowała moje dupsko i to dzięki niej nie leżę teraz w kałuży krwi, z kulą gdzieś w klatce piersiowej. W dodatku zapewne nie zrobiła tego dlatego, że jest miła, po prostu nie chciała mieć kogoś na sumieniu. Zapytałbym, ale nie widzi mi się wchodzić w paszczę lwa, dziewczyna wygląda zbyt poważnie, minę ma tęgą, więc odpuszczam sobie, w pełni akceptując całkiem przyjemną ciszę niekiedy zakłócaną przez warkot silnika samochodowego. Myśli zajmują mi błahe sprawy – podziwiam wnętrze samochodu, bardzo ładnego zresztą. Chociaż nigdy wcześniej nie jechałem tak drogim pojazdem, nie zajmuję się tym zbytnio, zdecydowanie bardziej interesujące okazują się widoki za oknem. Pomimo dość gwałtownych i z pewnością “godnych” zapamiętania wydarzeń, co dziwne, niespecjalnie mnie to martwi. Nie wiem, co takiego się stało, bowiem miałem na głowie ten dziwaczny worek, jakkolwiek to nie brzmi. Pamiętam jedynie to, że zapukali do moich drzwi, a kiedy stanowczo zaprzeczyłem obecności Brianne w tym domu, zdenerwowali się troszeczkę. Na tyle, żeby wpakować mnie do jakiegoś czarnego samochodu. A potem stało się coś, o czym nie jestem w stanie opowiedzieć – uśpili mnie, sam nie wiem, usypia się… zwierzęta? Mniejsza z tym. Najzwyczajniej w świecie nie pamiętam. Kiedy magicznym sposobem znalazłem się tutaj, nawet o tym nie wiedziałem. Prowadzili mnie z tą szmatą na twarzy, tak, że miałem niemałe problemy z oddychaniem. Jadąc innym autem ktoś tłumaczył mi, co będzie dziać się za paręnaście minut. Nie, może inaczej. Nie tłumaczył, po prostu krzyczał i unosił głos co rusz, łudząc się, iż zrozumiem plątaninę tych słów. Spróbowałem dostosować się do jego zaleceń, chociaż imię mojej koleżanki, które padło z jego ust, nie dawało mi spokoju, wywoływało u mnie wyrzuty sumienia – jeżeli nie wróciła do miasta, zapewne ściągnęli ją gdzieś z północy, tylko po to, żeby uratowała rudego dupka lubiącego awantury. Aż dziw, że zareagowała i ocaliła mnie od niechybnej śmierci. Zresztą, Brianne, w głębi serca, na pewno nie jest bezduszna. Żeby nie było żadnych niejasności, nie zwalam na nią winy za naszą kłótnię. Oboje jesteśmy niespecjalnie przystępnymi charakterami.

Od Koyori C.D Ivan

- Imię jest czymś ważnym. Próbujcie zawsze je zapamiętać. A teraz Koyori opowiedz nam jak się czujesz na scenie – usłyszałam, a profesor zaraz odwrócił się w moją stronę. Byłam zaskoczona, że mężczyzna, którego potrąciłam w kawiarni, prowadził dzisiaj wykład w mojej grupie. Przesz głowę przemknęła mi myśl, że może wywołał mnie na środek w akcie zemsty za wylanie na niego kawy, ale szybko porzuciłam ten pomysł. Przecież nie znał mojego nazwisko, a przecież wylosował je z kartki.
Jak się czuję na scenie? Pomyślmy…
- Trochę zaskoczona i skrępowana – odpowiedziałam.
- O, a opowiesz nam dlaczego?
Przebiegłam wzrokiem po całej sali i wzięłam głęboki wdech. Przy okazji poprawiłam okulary.
- Skrępowana spojrzeniami koleżanek i kolegów, które są we mnie utkwione – odpowiedziałam. Zauważyłam, jak niektórzy w zawstydzeniu odwracają oczy na swoje telefony bądź notatki, ewentualnie na inne osoby, z którymi znajdowałam się na środku sali. - Zaskoczona natomiast, że to profesora potrąciłam w kawiarni i wylałam na niego kawę – dodałam, sama trochę się pesząc.
- Ach, czyli mnie zapamiętałaś. Dobrze. Zauważyłaś, co inni zrobili, gdy powiedziałaś, dlaczego jesteś skrępowana? - zapytał. Jego wzrok głęboko utkwiony był we mnie. Czułam, jakby mnie prześwietlał i żaden mój ruch nie mógł się przed nim ukryć. Na jego pytanie kiwnęłam tylko potwierdzająco głową. Po chwili milczenia domyśliłam się, że na to powinnam jednak odpowiedzieć.
- Odwrócili wzrok speszeni moją uwagą. Niektórzy przenieśli go na notatki, inni na komórki lub na inne osoby.
Mężczyzna uśmiechnął się na moją odpowiedź. Była poprawna?
- Tak powinno się uważnie przyglądać reakcjom innych. Brawo, Koyori. Możecie już usiąść z powrotem na swoich miejscach.
Jak powiedział, tak zrobiłam wraz z pozostałą czwórką. Od razu po zajęciu miejsca pstryknęłam swój długopis i zanotowałam to, co kilka chwil wcześniej profesor mówił. Imię, obserwowanie… coś chyba jeszcze.
Kolejnym eksperymentem mężczyzny na dole było zmuszenie nas do kłamstwa i odróżnienia, czy ktoś mówił prawdę, czy jednak nie. Coś dla mnie. W międzyczasie dostałam wiadomość od Shane’a. Spojrzałam do komórki i weszłam w konwersację z nim. Ujrzałam tam zdjęcie Parapeta w… różowej sukience. Zasłoniłam usta dłonią, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Pod spodem widniał napis: „Moja nowa modelka. Piękna, prawda?”. Tak, Shane, przecudowna. Szkoda tylko, że ta „modelka”, to „model” i jest kotem… Wydaje mi się jednak, że projektantowi, jak i mojemu kocurowi oba fakty nie przeszkadzają. O dziwo Parapet urokliwie wyglądał i po dłuższym przypatrywaniu się mu odkryłam, że może mieć w tym jakikolwiek talent. Przynajmniej coś, co może nie zagrozi jego życiu.
- Koyori! - Usłyszałam, jak ktoś woła moje imię. Podniosłam wzrok znad komórki i ujrzałam profesora wpatrującego się we mnie. - Nie słuchasz mnie, Koyori. Możesz powiedzieć nam, co interesującego znalazłaś w swojej komórce, że próbujesz się nie zaśmiać?

Ivan? cx

19 gru 2019

Od Brianne C.D Cameron

     Nie czuję smutku. Właściwie, nie jestem też zaskoczona, zła, czy cokolwiek innego. W rzeczywistości nie czuję nic, oprócz zimna, kiedy idę przed siebie z torbą na ramieniu i zaczerwienionymi policzkami. Mogłabym przeklinać Camerona na czym świat nie stoi, mogłabym go znienawidzić i kazać iść do diabła, ale na żadne z tych rzeczy nie mam już siły. W mojej głowie cały czas huczą wypowiedziane przez niego słowa, prawdopodobnie te najbardziej bolesne, jakie ostatnio usłyszałam i jakich tak bardzo nie chciałam do siebie dopuścić. Czy osoba z problemami i trudnym charakterem jest nie warta starań? Na to wygląda, więc nie wiem po co mu było to wszystko. Naszym podstawowym błędem było porwanie się na głęboką wodę, całkowicie się nie znając. Trochę żałuję tego wszystkiego. Mimo, że moje życie w Avenley było beznadziejne, to było też na swój sposób stabilne, a ja tą stabilizację straciłam. W przeciwieństwie do Camerona, który ma do czego wracać, i który jest kochany przez swoje dzieci. Ma powód, aby żyć - ja nie mam. Nie wiem po co mu o sobie opowiadałam, po co w ogóle zgodziłam się na tę wycieczkę, po co zostawałam mimo kłótni i w końcu, po co mnie całował? Musi być silnie niezrównoważony psychicznie, silniej niż ja, skoro najpierw wyrzuca komuś błędy i miesza tą osobę z błotem, a potem ją całuje bez większego celu. Nawet nie staram się zrozumieć jego czynu i motywów, zamiast tego powtarzam w myślach każde wypowiedziane przez niego zdanie na mój temat. Na jakiś sposób mi na nim zależało, do dzisiejszego dnia. Nigdy mu tego nie okazałam, ale on mi także nie. Nie jestem już w stanie myśleć o nim, jak o przyjacielu, tylko bardziej, jak o kolejnej mojej porażce. I, o dziwo, nie rusza mnie to. Moje nadszarpnięte nerwy widocznie mają dosyć, skoro jedyne, co czuję to chłód i bolące nogi, gdy idę wzdłuż śliskiego chodnika kolejne kilometry.

18 gru 2019

Od Camerona C.D Brianne

     Wyszła. Odwróciła się, tym samym urywając całą rozmowę, wyszła i najprawdopodobniej poszła gdzieś, gdzie jej nie znajdę. Siedzę na łóżku, tak samo nabuzowany, jak przed chwilą – z tą różnicą, iż teraz dochodzi też delikatne zdezorientowanie. To wszystko stało się w jednej chwili. W teorii nie mogłem spodziewać się żadnego cudownego pojednania, ale, cholera, takiego zagrania się nie spodziewałem. Ciężarem całego ciała rzucam się na potężne łóżko, odbijam raz i dwa, rozkładam szeroko ramiona, biorąc głęboki oddech. Krok po kroku, analizuję z lekarską dokładnością przebieg naszej kłótni, począwszy od doręczenia przedziwnego listu, przez powrót dziewczyny do domu, kończąc na tym teatralnie wręcz dramatycznym opuszczeniu pokoju, później i całego budynku. Nie zna miasta, pewnie nie wie, gdzie iść, szczególnie teraz, kiedy jest ciemno jak w norze, a lampy to jeden, nieśmieszny żart (jednym słowem, nie działają). Pokręci się po wsi, może zawieruszy gdzieś na pół nocy, a później wróci, jak gdyby nigdy nic, położy się spać – rano nawet się do siebie nie odezwiemy, a jeśli już, potraktujemy siebie z rezerwą, rzucając jakimiś kąśliwymi uwagami. Widzę to ja, uwadze Brianne z pewnością to również nie umknęło – jesteśmy skrajnymi osobowościami, to nawet nie jest ogień i woda, oboje jesteśmy niczym dwa płomienie, jednak wciąż inne, na swój sposób unikalne i to, jak się okazuje, jest naszą słabością. Nie jesteśmy w stanie znaleźć złotego środka, nie potrafimy się dogadać, kiedy większości osób przyszłoby to z niemałą łatwością. I tak będzie do czasu, kiedy się rozstaniemy, kiedy skończymy tę imitację wielkiej przygody, wrócimy do swoich domów, do swoich żyć, zapomnimy o sobie, będziemy kontynuowali żywot tak, jakby nic się nie stało. Bo to nie tak, że w końcu i tak każdy dogada się z każdym. Zawsze jest jakieś ale. Brianne powiedziała mi o sobie niewiele – pobieżnie o chorobie, coś o ojcu, krótko o swoim życiu. Wszystkie te rzeczy padały tylko dlatego, iż sytuacja tego albo wymagała, albo zwyczajnie była odpowiednia. Ona z kolei wie, że jestem ojcem, o ile mnie pamięć nie myli, i o tym, że nie mam szczęścia do kobiet. Jestem jak otwarta książka, mówię o emocjach, tu nawet nie chodzi o to, że ja lubię to robić – ja taki jestem i mi to odpowiada, nikt nie miał do tego pretensji, ekstrawertyczny, otwarty rudzielec zawsze był tym samym chłopakiem, bez względu na wszystko. Gdyby ktoś kazał mi usiąść naprzeciw niej, a później opowiedzieć o sobie wszystko, od a do z, zrobiłbym to. Mówiłbym z emocjami, starał przekazać jak najwięcej, nie bałbym się uśmiechnąć na myśl o Raven, bo to wszystko w jakiś sposób na mnie wpływało. Miało ogromne znaczenie. Z kolei ona, chociaż by usiadła, zapewne zaczęła mówić, jednakowoż tak, jakby to wszystko nie znaczyło nic. Bez jakiegokolwiek wyrazu, krzty uczucia, jakby opowiadała o historii obcego człowieka, nie o swojej własnej. Jakkolwiek tragiczna by nie była. Szczerze mówiąc, nie wiem, jak by się zachowała, jednakże… czuję, że to najbardziej prawdopodobna opcja. Nie mam pojęcia, czy te mury, które wybudowała wokół siebie są tylko efektem, który ukrywa te wszystkie emocje, czy czymś naturalnym, nieskrywającym żadnych tajemnic. To, co mówię, w pewnej chwili traci sens i zaczyna się cholernie mieszać, ale, reasumując, to wszystko ma jeden cel – Brianne, jako osoba, jest skomplikowana i pełna zagadek. Ale nie żałuję tego. Właściwie, rzadko kiedy żałuję czegokolwiek, ale tego nie będę żałował nawet wtedy, gdy coś skłóci nas na tyle, iż odjadę pierwszym pociągiem do miasta. Może dopadłyby mnie wyrzuty sumienia, że pojawił się jakiś zgrzyt, jednak nigdy, ale to nigdy nie będę żałował odbycia tej podróży. Każde wydarzenie kształci mnie na swój własny sposób i ze wszystkiego staram się wyciągać jak najwięcej wniosków. Dowiedziałem się, iż powinienem zacząć panować nad uczuciami, być mniej impulsywny – staram się, choć to wciąż niezauważalne, przysięgam, staram. Tak mówię zazwyczaj. Ale co, kiedy dojdzie do dyskusji? Ciemna strona rudego zapomina o wcześniejszych obietnicach, wszystko runie, a z gruzów powstanie niepohamowana chęć zemsty, nawet tej słownej. Zrobić cokolwiek, byle się odgryźć. Powiedzieć coś złego, zaczepić o temat tabu – wtedy to wszystko przestaje być ważne.

Od Carneya CD. Mallory

- Kim pani jest, jeśli mógłbym wiedzieć?- zapytałem, mierząc kobietę spojrzeniem.
- Mallory. Mallory Moore- odparła ciemnowłosa, usadzając się na krześle, stojącym tuż przed moim biurkiem.
- Carney Zimnicki- opadłem na swój wygodny fotel, dalej wpatrując się w brunetkę.- Czy my przypadkiem się już nie poznaliśmy?
- Raczej wątpię- na ustach kobiety pojawił się delikatny uśmieszek, a w jej oczach zabłysnęło coś, co od razu rozwiało moje wątpliwości i upewniło mnie w przekonaniu, że jednak się znamy.
Skinąłem głową, otwierając po kolei szuflady w biurku. Po chwili natrafiłem na odpowiednie dokumenty i położyłem folder na biurku.
- Tyler Prescott...- mruknąłem pod nosem, przeglądając kolejne kartki.- Wybaczy pani, jednak nie mogę udzielić tak poufnych informacji osobie trzeciej bez odpowiednich dokumentów.
- Czyli przyszłam tu na nic?- zapytała, a w jej głosie wyczułem nutę irytacji.
- Obawiam się, że tak. Aczkolwiek, może mnie pani zaprowadzić do pana Prescotta- rzuciłem, zamykając plik.
- Mówiłam już, że nie jest w zbyt dobrym stanie- odparła, przyglądając się swoim paznokciom tak, jakby były najważniejszą rzeczą na świecie.
- O to proszę się nie martwić- uśmiechnąłem się szeroko, pakując akta do swojej teczki.
Wstałem od biurka, podchodząc do wieszaka stojącego w rogu pokoju i zabierając swoją marynarkę.
- Pojadę za panią- uśmiechnąłem się, otwierając kobiecie drzwi.
Przechodząc koło mnie, specjalnie otarła się o mnie, uśmiechając się uwodzicielsko. Wywróciłem oczami, zamykając za nami drzwi gabinetu.

16 gru 2019

Od Brianne C.D Cameron

     Mrużę oczy, wzdychając ciężko, kiedy w moich uszach rozbrzmiewa podniesiony ton matki.
     – Szwendasz się niewiadomo gdzie i po co, nie łaska matki odwiedzić, jeszcze trochę i cię stąd wykwateruję!
     – Myślałam, że zrobiłam ci przysługę, odchodząc – mój ton jest sarkastyczny, mimo że jestem zbyt zmęczona, aby jej w ten sposób odpowiadać. Po co dzwoni?
     – I może by tak było, gdyby nie to, że od czasu twojego wyjazdu nachodzą mnie jacyś ludzie! – nadal krzyczy. – Hydraulik, facet od pożyczek, ubezpieczyciel, na chuj to wszystko?! - dziwię się. Nasz dom jest na obrzeżach, zresztą od trzech lat bardziej przypomina zapomnianą, opuszczoną posiadłość, aniżeli jednostkę mieszkalną. – A najgorsze jest to, że odpytują mnie z każdego detalu. Pytają nawet o ciebie, a w końcu nie jesteś na tyle ważna, aby to robili – prycha.
     – Cóż, w takim razie wykaż się swoją życiową zaradnością, mamusiu.

Hermione Aliyah Richmond

Źródło: Pinterest, Ashley Benson
Motto: Czekałam na wolność zdecydowanie za długo.
Imię: Dziewczyna nosi imię Hermione. Wbrew wszystkiemu, nie jest to przypadek. Można powiedzieć, że to swojego rodzaju tradycja ze strony matki. Właśnie to imię jest nadawane od lat, co drugie pokolenie każdej dziewczynce. Teraz, padło akurat na najstarszą córkę pańska Richmond. Jej drugie imię zaś - Aliyah, zostało jej nadane zupełnie przez przypadek. Kiedy tylko jej tata wszedł do szpitala i zobaczył swoją córkę, na myśl od razu przyszło mu właśnie to imię. Tak bardzo spodobało się matce dziewczyny, że nie czekając na innych członków rodziny, zdecydowała, że właśnie takie będzie drugie imię jej córki, chociaż początkowo zupełnie nie planowano dla niej drugiego imienia.
Sama zainteresowana od lat używa swojego przezwiska - Alya, które skutecznie zastępuje jej drugie imię. Wszyscy są bardzo zdziwieni, kiedy dowiadują się, że to jedynie pseudonim nadany jej przez przyjaciół, już za czasów dziecięcych. 
Nazwisko: Znane w mieście nazwisko - Richmond, za sprawą jej matki która już od wielu lat podbija wybiegi jako modelka z ogromnym doświadczeniem. Oprócz tego, jej ojciec jest "grubą rybą" w biznesie. Jednym słowem, jej rodzina uchodzi za jedną z najbogatszych rodzin w Avenley River.  
Wiek: Niedawno skończyła dziewiętnaście lat.
Data urodzenia: 04.05
Płeć: Kobieta bez jakichkolwiek wątpliwości. 
Miejsce zamieszkania: Jak na razie, siedzi na utrzymaniu swoich rodziców którzy nie chcieli nawet słyszeć o wyprowadzce dziewczyny w najbliższym czasie. Jednam mimo to, Hermione w tajemnicy poszukuje swojego własnego, cichego kąta daleko od ogromnej willi jej rodziców. Cóż, czyli wszyscy wiemy już, że jej rodzina to cholerni bogacze. 
Dom dziewczyny przywodzi na myśl niewielki zamek, o jasnej fasadzie, czarnym dachu oraz bogato zdobionych oknach. Sam budynek dzieli się na trzy piętra, piwnicę, parter oraz piętro. Znajduje się tu też strych, jednak nie jest on  używany. Owa piwnica, podzielona jest na trzy części. W jednej, jest olbrzymi podziemny garaż, w drugiej domowa siłownia oraz spa, zaś w trzeciej kino domowe. Ta część domu jest urządzona nowocześnie, bez większego przepychu. W garażu znajduje się kilka sportowych samochodów,, trzy terenówki oraz motor na którym jeździ brat Hermione. Skoro już jesteśmy przy opisywaniu garażu, wraz z wyjazdem samochodu przejdźmy do ogrodu, który nie wątpliwie robi wrażenie. Tysiące gatunków kwiatów, krzewów czy drzew/ Ogród jest centrum życia rodzinnego podczas ciepłych miesięcy. Podczas tych zimnych, robi za ozdobę - tak, to idealne określenie na ogród zimną. 
Wnętrze budynku, jest urządzone nowocześnie, na co wcale nie wskazuje to, jak budynek prezentuje się z zewnątrz. Nie ma tam za wiele ozdób, jednak mimo to dom jest bardzo przytulny. Umeblowany w ciepłych barwach, tak samo z kolorami na ścianach. Na parterze, znajdują się dwa gabinety, ojca oraz matki. Tuż obok, leży przestronna kuchnia połączona z nowoczesnym, jasnym salonem gdzie toczy się całe życie jej rodziny. Co prawda, ona sama nie często tu przebywa, jednak czasem lubi przyjść tu i porozmawiać z babcią. Znajduje się tu też jedna większa łazienka, która jest jedna rzadko używana. 
Piętro za to, to królestwo sypialni. Obecnie, stoją tu dwie puste sypialnie które zostały przekształcone w pokoje gościnne po wyprowadzce jej braci. Piętro składa się z jednego, długiego korytarza z mnóstwem drzwi. Zarówno sypialnia ojca, jak i sypialnia Hermione, posiadają własną łazienkę, zaś jej babcia - ma łazienkę zaraz na przeciwko swojego pokoju. Dodatkowo, Hermione posiada swoją własną mini pracownię, gdzie może robić co tylko jej się zamarzy. Nikt tam nie wchodzi, jest to jej małe królestwo. Jej pokój, to duże pomieszczenie z drzwiami prowadzącymi do łazienki, oraz do garderoby. Cały pokój utrzymany jest w kolorach biało-miętowych, białe meble, ściany oraz panele a jedynie dodatki są miętowe, poprzeplatane z białym. 
Orientacja: Jeśli chodzi o orientację dziewczyny, jest to temat tabu w jej domu. Rodzina doskonale zdaje sobie sprawę, że Hermione jest zainteresowana kobietami, tak samo jak i mężczyznami, a ona sama nie próbuje tego ukrywać. Jest dumna z tego. 
Praca: W tajemnicy, pracuje jako kelnerka w jednej z restauracji, która znajduje się blisko jej domu.
Charakter: Czas na jedną z najtrudniejszych rzeczy – opisanie charakteru Hermione. Może zacznijmy od zalet, które jest znacznie trudniej wymienić niż wady, ale to chyba naturalna rzecz. Nikt nie umie opisać swoich zalet, chyba, że ma bardzo wysoką pewność siebie. Wracając, od ogółu przejdźmy do samej istoty, jaką jest Hermione. Zacznijmy więc od tego, jaka jest wśród bliskich, jak ją postrzegają. Otóż, wobec członków rodziny Hermione jest wręcz zimna. Oschła, małomówna, krytyczna oraz działająca im na nerwy. Lubi robić na złość zarówno ojcu, jak i babci mimo, że z tą drugą ma nieco lepszy kontakt. Hermione nigdy nie była kochaną, grzeczną córeczką po tym, jak jej bliscy zamknęli ją w czterech ścianach, znienawidziła swojego ojca oraz dziadka całym sercem. Nie potrafi wybaczyć Arthurowi, że pozwolił odejść jej matce, przez co nie posiada teraz pełnej rodziny. Kiedyś jednak, łatwiej było ją zdenerwować. Jej ojciec lubuje się w niszczeniu życia córce równo mocno, co ona w graniu mu na nerwach. Za dziecka, ta nie umiała opanować swoich emocji. Często płakała, zamykała się w pokoju, czy po prostu siedziała bez słowa z oczami opuchniętymi od płaczu. Teraz, kiedy minęło już trochę lat, wydoroślała. Jej babcia uważa, że aż za bardzo bo mimo wszystko dalej jest bardzo młoda. Ta jednak, nie potrzebuje już pomocy swojego ojca, nie jest od niego uzależniona jak kiedyś. Posiada własne konto bankowe, otrzymuje drobne sumy od ojca i od babki, przez co nie musi prosić o pieniądze na jej „zachcianki”. Musiała szybko dorosnąć aby przestać przejmować się tym, że jej rodzina po prostu jej nie kocha.
                Jeśli zaś wyjdziemy z bogatych ścian rezydencji, dostrzeżemy zupełnie inną dziewczynę. Otóż, Hermione jest tak naprawdę prawdziwą duszą towarzystwa, zduszoną przez toksycznego ojca. Dziewczyna bardzo szybko zjednuje sobie ludzi, nie robiąc tak naprawdę nic. Niektórzy jej znajomi mówią, że jej nieporadność w sprawach damsko-męskich jest słodka, a niepewność co do słuszności swoich decyzji całkowicie urocza. Mimo to, Hermione potrafi być bardzo władcza i zwykle wie czego chcę od swojego życia. Przyjaciele są dla niej wszystkim, staje za nimi murem przez co często ma problemy, nie tylko sama ze sobą oraz swoimi myślami, ale również w rodzinnym domu, który powinien być nazywany oazą spokoju, miejscem do którego chcemy wracać. Nie w tym przypadku jak już wiemy. Więc, dziewczyna często nocuje u jednej z swoich przyjaciółek. Mimo tego, ze nie jest często widywana na mieście bez  dwójki goryli, to kiedy tylko ktoś zobaczy ją samą, może być pewnym, że zobaczy na jej twarzy uśmiech a w oczach tą wspaniałą iskrę, która pokazuje, że woli być na mrozie, deszczu czy kompletnym upale, niż w własnym domu. Szeroki uśmiech jednak nie opuszcza jej, kiedy zwiedza tak dobrze znane sobie zakamarki Avenley River. Nie można zapominać o tym, że dziewczyna jest bardzo kochliwa. Przez lata czytała popularne romanse dla młodzieży, wyobrażała sobie, że któregoś dnia pozna swojego księcia na białym koniu (kiedy odkryła, że jest biseksualna, zaczęła brać pod uwagę również kobiety, która go zastąpi) który uratuje ją od beznadziei jej życia i zabierze daleko od bólu, którego doświadczała.
                Można powiedzieć, że dziewczyna jest marzycielką, jednak w niektórych sytuacjach widać, że potrafi też twardo stanąć na ziemi i postawić na swoim. To wszystko dzięki wychowaniu, oraz wszystkiemu co mówiono jej podczas całego życia. Że powinna być lepsza, że jest idealna, że nikt nie może się z nią równać. Nie trzeba jednak mówić, że owe „prawdy rodzinne” nie robiły na niej żadnego wrażenia, a ona sama nie zgadzała się z słowami rodziny. Otóż, Hermione jest bardzo, bardzo, straszliwie wręcz skromna. Nie lubi odnosić się ze swoim bogactwem, a każdy nowy znajomy nigdy nie wie o niej wszystkiego, ponieważ dziewczyna boi się, że ludzie zaczną lubić nie ją, nie jej charakter czy zachowania, a bogactwo, pozycję społeczną oraz drogie ubrania. Hermione nie chcę być kimś, kim można się pochwalić bo „Mam przyjaciółkę z wyższych sfer”.
                Oprócz swojej dobrej i łagodnej strony, ma również tą złą. Jest naprawdę mściwa oraz porywcza. Nie lubi kiedy ktoś obgaduje ją za jej plecami, a kiedy już się o tym dowie, nie masz życia. Potrafi zatruwać życie, nie bez powodu była uważana za „dręczycielkę” w czasach szkolnych. Nikt nie wchodził jej w paradę, a ludzie z jej klasy do tej pory unikają jej jak ognia. Mimo wszystko, to czego nauczyła się w domu miało swoje odbicie w życiu szkolnym i towarzyskim, przez co przez długi czas była bardzo samotna, a to odbiło się na jej umiejętności poznawania nowych osób.
                Na koniec, trzeba powiedzieć, że Hermione jest bardzo młoda, a przez różne wzorce w życiu jej charakter cały czas ewoluuje, więc trudno powiedzieć jaka będzie akurat dla tej jednej osoby z ulicy. Dziewczyna nie jest złym człowiekiem, nie podoba jej się to jaka jest i bardzo chciałaby to zmienić – nie wszystko jednak jest możliwe. Ona sama nie chcę się zmieniać dla kogoś, a jedynie dla samej siebie. Tak naprawdę, to kochana dziewczyna która zagubiła się w świecie bogactwa, luksusu oraz fałszywych ludzi.
Hobby: Dziewczyna interesuje się wieloma rzeczami. Śpiewa, tańczy, rysuje a czasem nawet idzie na siłownię, aby poboksować. Niewątpliwie, jest osobą o bardziej artystycznych zainteresowaniach.
Aparycja|
- wzrost: 160 cm.
- waga: 55 kg. 
- opis wyglądu: Pierwsze co widać, to jej rysy twarzy. Naprawdę, co druga osoba najpierw zwraca uwagę na niezwykle delikatne rysy twarzy. Jej twarz jest owalna, okalana jasnymi blond włosami, które opadają jej na ramiona falami. Posiada też duże, szare oczy w kształcie większych migdałów, pełne usta a nad nimi prosty nos. Oprócz tego, dziewczyna potrafi olśnić samym uśmiechem. Nie można też zapomnieć o jej dość jasnej karnacji, jednak z tendencją do szybkiego opalania się. Mimo swojego niewielkiego wzrostu, dziewczyna ma naprawdę ładne, zgrabne oraz długie nogi. Nigdy nie narzekała na swoją figurę, lubi to jak wygląda - od długich nóg zaczynając a na idealnym dla niej wcięciu w tali kończąc. Dziewczyna ma krągłości tam, gdzie potrzeba więc jednym słowem, nikt nie może powiedzieć, że nie wygląda najzwyczajniej w świecie dobrze. 
Jeśli chodzi o styl ubierania się, jest on najzwyczajniej w świecie różnorodny. Często wybiera ubrania, w których jest jej najzwyczajniej wygodnie. Najczęściej zobaczysz ją w poprzecieranych jeansach, bluzach wszelkiego rodzaju. Wieczorami jednak często bierze udział w różnych imprezach, gdzie wymagany jest elegancki strój, więc ubrana jest zwykle w długą sukienkę różnego kroju oraz koloru.
pozostałe informacje: Mimo tego, że jej rodzice są bardzo surowi w sprawie, jak to oni powtarzają "okaleczania swojego ciała", Hermione ma zupełnie inne podejście. Obecnie, nie posiada ani tatuaży ani kolczyków w innym miejscu niż ucho, jednak planuje je w najbliższej przyszłości. 
- głos: Melodyjny, delikatny oraz kobiecy. Niewątpliwie jest przyjemny dla ucha.
Historia: Avenley River, miasto przyszłości o którym marzą młodzi ludzie z małych wsi. Właśnie tu mieszkał niejaki Arthur Richmond, syn jednego z bogatszych ludzi w mieście. Wszystko zaczęło się podczas świąt, kiedy to Arthur skończył dwadzieścia dwa lata i postanowił wybrać się na nocny spacer. W tym samym momencie, niejaka Ally White siedziała z szkicownikiem na jednej z parowych ławek. Nie muszę opowiadać całej historii prawda? Kiedy tylko się spotkali, od razu zaiskrzyło, a już trzy lata później odbyło się huczne wesele, oraz dzień, kiedy samotna Ally wstąpiła w progi bogactwa. Przeciw pogłoskom, nie zmieniła się a kiedy trzy lata po ślubie pary urodziła się ich pierwsza córka, oboje wpadli w zachwyt. Więc teraz witamy Hermione. 
Dziewczynka miała wszystko co mogła sobie wymarzyć. Jej ojciec, od zawsze ją rozpieszczał, nawet kiedy na świecie pojawiło się jej rodzeństwo. Jednak, mimo tego co dostała, nie była grzeczną dziewczynką i aniołkiem tatusia. Blondynka uwielbiała zabawy z swoimi kolegami w parku, wspinała się na drzewa i obcierała kolana co zupełnie nie podobało się jej dziadkom od strony ojca. Niestety, staruszkowie tak bardzo wpłynęli na syna, który kategorycznie zabronił młodym chłopakom zadawać się z jego córką. Przez wpływ rodziców, Arthur zamknął młodą Hermione w domu, zapewnił nauczanie domowe i dał wiele zasad, których ta musiała przestrzegać. 
Trzeba też wspomnieć o matce dziewczyny. Kobieta nie chcąc patrzeć na to, co robi jej mąż zabrała synów oraz odeszła od mężczyzny. Długo walczyła o swoją córkę, chcąc wyrwać ją spod szponów byłej teściowej. Niestety, nie udało się. Dziewczyna utknęła w domu swojego ojca, a jej matka wyjechała z Avenley. 
Przez wiele lat, dziewczyna specjalnie sprawiała kłopoty. Nie stosowała się do zasad, uciekała z domu i często była przyprowadzana przez policję do domu. Właśnie dlatego zyskała sławę, niestety złą sławę. Teraz, kiedy skończyła dziewiętnaście lat, jej zła sława ucichła, jednak jej ojciec dalej nie zmienił swojego zachowania, mimo śmierci jej dziadka. Nie ma kontaktu z matką, specjalnie nie tęskni a kobieta co roku wysyła kartki na święta czy urodziny. 
Rodzina: 
   - Arthur Richmond - Ojciec Hermione, Harry'ego oraz Hiriama. Główny powód zamknięcia się w sobie Hermionye. Biznesmen, oraz kompletny mami synek, jego matka jest dla niego ważniejsza niż własna córka, z którą nie ma najlepszego kontaktu.
   - Ally Richmond - Biologiczna matka Hermione oraz jej braci. Opuściła męża po tym, jak ten zaczął dawać absurdalne zakazy ich córce. Walczyła o odebranie praw rodzicielskich mężowi, jednak ten miał przewagę w postaci pieniędzy. Przegrała sprawę, zabrała synów i zniknęła bez znaku życia. Obecnie wysyła do Hermione kartki na święta oraz urodziny.
   - Harry Richmond - Młodszy brat Hermione, starszy brat Hiriama. Nigdy nie miał dobrego kontaktu z ojcem. Bardzo kocha swoją siostrę, jednak nie utrzymuje z nią regularnego kontaktu, mimo, że bardzo często do siebie dzwonią. Harry od zawsze prosił mamę, aby ta zostawiła Arthura, jeszcze bardziej przekonał się o swojej racji, kiedy zobaczył jak ten traktuje jego siostrę.
   - Hiriam Richmond - Najmłodszy z rodzeństwa Richmond. Kiedy jego matka opuściła ojca, ten miał zaledwie kilka miesięcy. Nie pamięta swojego ojca ani siostry, a matka nie dba o to, aby ich poznał co niezwykle denerwuje Harry'ego. Jego starszy brat poznał go z siostrą, jednak Hiriam nie umie jej zaufać.
Partner: Brak.Jak na razie nie znalazła się osoba, która dotarłaby do dziewczyny. Ona sama nie szuka na siłę, wierzy, że kiedyś znajdzie się ta jedyna osoba która pokocha ją na zawsze. 
Potomstwo: Nie, jednak marzy aby mieć gromadkę w przyszłości. Nie ma znaczenia czy biologicznych, czy adoptowanych. Chcę zapewnić im na pewno lepsze dzieciństwo, niż miała ona sama. 
Ciekawostki: 
~ Dziewczyna od ponad ośmiu lat jest weganką.
~ Jest uzależniona od herbaty, pije ją w każdą porę roku, każdego dnia, o każdej godzinie.
~ Od dziecka jeździ konno, ma nawet własnego konia w dzierżawie. 
~ Chodziła do szkoły o profilu wojskowym.
Inne zdjęcia: xx, x
Zwierzęta: Ona sama nie posiada zwierzęcia, jednak jej babcia opiekuje się dwoma psami razy Pudel. Suczką o imieniu Ekstaza (Biały)  oraz psem o imieniu Shadow (Czarny). Oba psy mają bardzo miłe usposobienie. Są z tego samego miotu. Oba psy należą do babci Hermione jednak ta często się z nimi bawi, lub wychodzi z nimi na spacery a psy bardzo ją lubią.
Pojazd: Obecnie porusza się samochodem swojej babci, która od lat nie jeździ sama. Woli nie skupiać na sobie uwagi, drogim modelem BMW. Więc teraz, zwykle siada za kierownicą Volvo XC90
Kontakt: karolarechnio92@gmail.com