11 gru 2019

Od Brianne C.D Cameron

     Zajmujemy wolne miejsce w wagonie. Swoje ostatnie pieniądze wydaję na bilet, ale nie żałuję, zmysłem wyobraźni czując morską bryzę, przypiekające słońce i świeże powietrze. Moje myśli zajmuje Cameron, a bardziej - moje i jego postępowanie. Czuję się zmęczona tym wszystkim, a tabletki dodatkowo mnie przytłumiają, wygłuszając wszystkie bodźce z zewnątrz. Jest mi wygodnie, mój umysł praktycznie nie pracuje i cieszę się, że będę znajdować się w tym stanie jeszcze przez jakiś czas. Aktualnie nie chcę ciągnąć kłótni z Cameron, nie mam na to siły i ochoty, więc siadam wygodnie, zsuwam się na fotelu, zamykam oczy, a głowę zanurzam w puchatym szaliku. Kilka godzin spędzonych na mrozie w środku ciemnej nocy na pewno nie sprzyja mojej odporności i wiem, że w niedalekiej przyszłości na pewno to odczuję. Pulsujący ból głowy nie pomaga, w tle słyszę gwar rozmów, ale nie wyłapuję z niego żadnych słów. Ktoś szturcha mnie w ramię, a kiedy otwieram oczy, moje spojrzenie natyka się na wzrok Camerona. Nie mówię nic, jedynie patrzę na niego wyczekująco. Kiedy spoglądam na zegarek widzę, że nie odzywaliśmy się do siebie od jakiejś godziny, czyli odkąd jedziemy. Cóż, albo coś ze mną jest nie tak, albo to czas szybko płynie. Nie spuszczam wzroku z Camerona przez kolejne długie sekundy, kiedy on nagle rozmyśla się, obwieszczając mi to gestem ręki. Unoszę brwi, wracając do poprzedniej pozycji. Nie mam pojęcia ile będziemy jechać, mam wrażenie, że długo. Mam nadzieję, że nie przegapimy naszego przystanku i że wszystko będzie w porządku. Naprawdę chciałabym zostać w Calor (albo przy jej granicy, dokąd zmierzamy) na stałe, ale wiem, że to niewykonalne, chociaż po śmierci matki, może? W końcu nic mnie nie trzyma w Avenley River, tak więc nie będzie z tym problemu. Podróż z Cameronem jest chwilowa i nie mam pewności, że po niej nadal będziemy utrzymywać ze sobą kontakt, co gorsze, ja nawet nie wiem, czy chcę go utrzymywać, z resztą podobnie jak Cameron. Nie lubię wyprzedzać przyszłości. Ta myśl jest moją ostatnią, dopóki nie zasypiam na miękkim, pociągowym fotelu.


     Wzdycham przez sen, czując nieprzyjemny ból promieniujący od samej szyi aż do kręgosłupa. Poprawiam się na siedzeniu, prostując plecy, a po chwili także otwieram zaspane oczy. W pociągu jest zimno, otulam się mocniej kurtką, obwiązując szyję szalikiem. Szperam po kieszeniach, szukając drobnych pieniędzy, a kiedy wyciągam kilka avarów, rozglądamsię po przedziale, w którym panuje cisza. Kilka nieznajomych nam osób śpi, dwie cicho rozmawiają, a Cameron siedzi z zamkniętymi oczami i głową opartą o ścianę obok nas, bo siedzimy obok siebie.
     – Idę po kawę – obwieszczam znudzonym głosem. – Chcesz?
     – Nie, dzięki – przewracam oczami.
     – Herbatę też mają.
     – Jeżeli będzie malinowa, mogę chcieć.
     – Łaskawca – ponownie wywracam oczami. – To musisz dać mi pieniądze. To moje ostatnie – prostuję palce dłoni, ukazując tym samym leżące na niej monety.
     – W takim razie musimy zarobić – wzrusza ramionami, podając mi kilka avarów,które ściskam w dłoni, chowając je w kieszenie przez przejmujące zimno. – Poszukamy czegoś w Calor?
     – Nie mamy innego wyjścia – stwierdzam obojętnie, wychodząc z przedziału.
     Przechadzam się po wąskim, pociągowym korytarzu spowitym w półmroku. Mimo wczesnej godziny powoli robi się już ciemno, w końcu taki tu panuje klimat. Przystaję przy jednym z okien, wyglądając poza nie. Na zewnątrz pada śnieg, znajdujemy się akurat na moście, a na dole wzgórza świecą się nikłe światła domostw. Wszystko jest takie ładne i klimatyczne, kiedy się temu przyglądam. Uważam, że nie ma niczego piękniejszego, niż zimowy, wieczorny krajobraz i szczypiące, mroźne powietrze. Mimo wszystko, to bywa równie uciążliwe, co przejmujące i piękne. Zamyślam się na dłuższą chwilę, pozostając przy sytuacji z Cameronem. Nie powinnam pisać się na dalszą podróż w jego towarzystwie, doskonale to wiem, więc dlaczego to robię? Mamy sprzeczne charaktery, czasem wydaje mi się, jakbym za wiele od niego wymagała, a czasem, jakby to on nie dawał od siebie nic. Kto zostawia swoją znajomą w barze na rzecz spędzenia czasu z pierwszą lepszą napotkaną dziewczyną? W dodatku bez żadnych, nawet najmniejszych wyjaśnień. Nie wiem, czy Cameron widzi tylko moją rzekomą zazdrość, czy też swoje idiotyczne (chwilami) zachowanie, ale to, co robi, w żadnym wypadku nie jest w porządku. I może nie znamy się na tyle, aby miał obowiązek spowiadać mi się ze wszystkiego co robi, z resztą ze wzajemnością, ale kiedy się na coś umawiamy, to w moim mniemaniu, nietaktownym jest spieprzyć z miejsca spotkania podczas chwilowej nieobecności osoby, z którą się przyszło. A co dopiero wrócić po kilku godzinach, ze słowami „i tak zaraz wychodzę”, a nie z czymś w stylu „wybacz, mam nadzieję, że chociaż nie miałaś problemu z odnalezieniem drogi powrotnej”. Myślałam, że zależy nam na swoim losie, ale jak widać, nieco się przejechałam. I co z tego, że się martwi? Czasem. Albo, że próbuje dostać skądś moje leki? To o niczym nie świadczy, jeśli najpierw robi jedno, dobre, a później drugie, złe.
     Wybieram się do wagonu z kawiarnią. Podłoga pode mną głośno trzeszczy, kiedy przechodzę przez ciasny przegub, a ściany trzęsą się tak, jakby miały się zaraz rozpaść. Z ulgą stawiam nogę na stabilnym podłożu, w sąsiednim już wagonie, który, nawiasem mówiąc, jest przepełniony wzdłuż i wszerz pasażerami. Gdyby otworzyć okna, to zapewne zaczęliby przez nie wypadać. Staję w długiej kolejce, która jednak zmniejsza się regularnie, w niedużych odstępach czasu. W pewnym momencie czuję czyjś dotyk na ramieniu, więc odwracam się w stronę osoby, która mnie trąca.
     – Ty... ty też jedziesz tym pociągiem? – moje brwi automatycznie wędrują do góry, kiedy słyszę to pytanie.
     – Chyba? – spoglądam dziwnie na chłopaka, na oko w moim wieku.
     – Oh, to... jak mija podróż? – kiedy mój wzrok napotyka jego, uśmiech na jego twarzy staje się nerwowy. Cóż, pewnie mam rozszerzone źrenice, a nieznajomy wziął mnie za ćpunkę.
     – Dobrze – urywam tę dziwną, niemającą sensu rozmowę, odwracając się do niego tyłem.
     – A wiesz... Co zamawiasz? – zagląda mi przez ramię, na co się odsuwam.
     – Kawę dla siebie i herbatę dla mojego narzeczonego – mruczę, prychając w myślach.
     – O, cóż... A jaką lubi? – pyta. Na szczęście nadchodzi moja kolej, przez co nie muszę wdawać się z nim w dyskusję. Najwyraźniej czegoś mu brakuje i nie chodzi mi o drugą połówkę, a na przykład... nie wiem, chromosom. Składam zamówienie, odchodząc na bok. Nadchodzi jego kolej, więc mówi, po co przyszedł. Pani za ladą podaje mu wodę z lodówki, ten podaje jej odliczoną kwotę i wycofuje się znacznie z tłumu.
Po kilku minutach odbieram swoje zamówienie, chwytając kubki obiema dłońmi. Muszę przedrzeć się przez ludzi stojących wytrwale w kolejce, przy tym uważając, aby niczego nie wylać i nie poparzyć sobie rąk. Idę wolno w kierunku odpowiedniego przedziału, a kiedy do niego dochodzę, łokciem otwieram przesuwne drzwi. Podaję Cameronowi jego papierowy kubeczek i już mam zamknąć przedział, gdy ktoś w ostatniej chwili wciska stopę w przerwę między futryną, a drzwiami. Patrzę zdziwiona na chłopaka z kawiarni, który wpycha się na siłę do środka.
     – O, to jest twój narzeczony? – pyta, wyraźnie zadowolony z siebie, patrząc jednocześnie na Camerona.
     – Nie – mówię nagle, spanikowana, jednak mam nadzieję, że niczego po mnie nie widać. Co to za psychol?
     – A który to?
     – Ten – wskazuję palcem na śpiącego, nieznajomego mi mężczyznę. Jest rozwalony na fotelu, siedzi obok Camerona, z głową odchyloną mocno do tyłu. Na dodatek ślini się i chrapie, a ja drapię się nerwowo po karku.
     – Narzeczony? – szepcze, mrużąc oczy. Odchrząka nieco zbyt głośno. – Przepraszam, mamy małe kłopoty w związku. – Podnosi się z fotela i przysuwa się bliżej mnie. – Myślę, że nasz przedział jest już zajęty, a pan niepotrzebnie ją stresuje.
     Czuję na sobie dwa zdezorientowane spojrzenia oraz jedno wścibskie, jakiejś starej baby - pasażerki, która nieświadomie wciągnęła się w ten teatrzyk. W pewnym momencie jedyne, co słychać, to głośny plask, kiedy moja dłoń spotyka się na jednej płaszczyźnie z moim czołem.
     – Tak, w sumie... – mruczę. – To ja muszę do toalety – wychodzę szybkim krokiem z przedziału, a za mną ten sam, natrętny chłopak, czego ani trochę się nie spodziewam.
     – Pójdę z tobą! – woła podekscytowany.
     – Jednak mi się odechciało – wzdycham, zawracając. Czuję się osaczona, a co gorsze, moja kawa kosztująca więcej, niż tygodniowa wypłata stygnie na rzecz jakiegoś psychola. Kiedy przekraczam próg przedziału, szybko odwracam się, zatrzaskując za sobą drzwi i trzymam je z całej siły, aby ten się tu nie dostał. Ciągnie przez chwilę za rączkę przymocowaną do drewnianej powłoki, ale daje sobie spokój szybciej, niż mi się wydawało, że da. Wzdycham głośno. Zajmuję moje wcześniejsze miejsce obok Camerona, który wygląda na nieco zdezorientowanego, ale nie dziwię mu się. W końcu poszłam tylko po picie, a wróciłam z jakimś natrętnym dzieciakiem. Bo co z tego, że mógł być zaledwie rok młodszy, skoro mężczyźni dorastają o wiele później, niż kobiety? Wnioskując, pełnoprawnie mogę go nazywać dzieciakiem. Biorę swoją kawę, upijając jej łyk, czuję na sobie wścibskie spojrzenie starej baby oraz te zdezorientowane, Camerona.
     – Czego nie pijesz? – podsuwam mu kubek pod nos. – Przecież chciałeś.
     – Co to było? – pyta, a ja przewracam oczami.
     – Co? Poszłam nam po picie, a co?
     – Ten... – kiwa głową w stronę zamkniętych drzwi – Facet, któremu trzasnęłaś przed nosem.
     – Ah, on. To mój fan – wzruszam beztrosko ramionami, na chwilę zupełnie zapominając, że jesteśmy lekko pokłóceni.
     – Okej – Uśmiecha się delikatnie.
     – Masz to wypić – mamroczę. – Nie po to wydawałam ostatnie pieniądze, żeby ci wystygło i smakowało jak wymiociny. Pij.
     – Piję. – Wzdycha przeciągle, po czym bierze łyk napoju. Krzywi się. – Smakuje jak wymiociny tak czy inaczej, ale nie chcę żebyś urwała mi głowy. Wypiję, jest w porządku. – Pomyślałoby się, niezauważalnie, przewraca oczyma.
     – Nie doceniasz moich starań. Jak zawsze – wzdycham ciężko, czując jak moja głowa osuwa się po siedzeniu. Tkwię w nicości dłuższą chwilę, odseparowana od jakichkolwiek zewnętrznych bodźców. Nie sądziłam, że po niewinnie wyglądających, małych, białych pigułkach można niekontrolowanie zasnąć, ale cóż, teraz już wiem. I w przyszłości będę bardziej przygotowana, na przykład odstawię na szafkę kubek z kawą. Szczęście w nieszczęściu, ale dopiłam swoją, nim zdążyłam odpłynąć. Obudziło mnie dopiero ostre szarpnięcie, a gdyby nie ręka Camerona przytrzymująca moje bezwładnie lecące ciało, moje wnętrzności byłyby już na przeciwległej ścianie. Kiedy otwieram oczy, za oknem widzę obłoki pary lecącej spod pociągu, chociaż był już półmrok.
     – O co chodzi znowu? – jęczę, przecierając oczy. – Ten rzęch postanowił się zepsuć? – gadam na głos, ignorując resztę pasażerów. – Cameron – stukam go w ramię. – Pociąg się zepsuł, widziałeś?
     Tylko tego nam brakowało. Czy naprawdę wszystko musi być przeciwko nam? Trup w wannie, drezyna, ucieczka. Było śmiesznie, do czasu.Teraz śmiem sądzić, że to po prostu kara za błędy przeszłości i złośliwość rzeczy martwych.
     – Widzę, Brianne. – Nie spuszcza wzroku z widoku zza okna. – Bądź troszeczkę ciszej, ta pani śpi – mówi karcącym tonem, wskazując na kobietę naprzeciwko.
     – Ona cały czas śpi. Mina jej zrzednie, jak zobaczy, że stoimy. Może pójdę nam po picie, masz ochotę?
     – Niedawno piliśmy kawę – zauważa. – Naprawdę jesteś aż tak spragniona, żeby pić co paręnaście minut?
     – To tak dla sportu – wyginam wargi w grymasie. – Jak chcesz, ja idę się przejść, nie zamierzam tu siedzieć, bo każdy podsłuchuje – patrzę znacząco na ludzi w przedziale.
     – Obawiam się, że mają to gdzieś. – Po raz kolejny wzrusza ramionami w geście bezradności. – Tylko się nie zgub...
     – Jak tak dalej pójdzie, to połamiesz się, wstając. Zastałeś się jakoś – mówię na odchodne, wychodząc na korytarz.
     Pali się co drugie światło, a za oknami widać jedynie kontury drzew pogrążone w ciemności. Przechadzam się wolnym krokiem wzdłuż wąskiego korytarza, na początku stawiam stopy tak, aby nie natrafić na linie wyłożonych paneli, jak za dzieciaka na kostce brukowej. Potem idę, przejeżdżając lewą ręką po każdym wystającym parapecie, a potem udaję, że ludzik zrobiony z moich dwóch palców skacze pomiędzy ich krawędziami. Zabawa szybko mi się nudzi, tak więc siadam na otwieranym krzesełku, w części pociągu, która jest najbardziej pogrążona w całości, ale nie, że ja to planowałam. Siedzę tak dłuższą chwilę, gdy do moich uszu dociera dziwny odgłos szamotaniny, zupełnie tak, jakby ktoś próbował kogoś uciszyć, i to nie za pomocą słów „tylko nikomu nie mów”, a wręcz przeciwnie - siłą i na pewno nie po dobroci. Dźwięk dochodzi z przedziału będącego naprzeciwko mnie, a wykorzystując to, że stoję w cieniu, podchodzę do drzwi, lekko je uchylając. Mam odruch wymiotny, nie dowierzam własnym oczom widząc ogromną plamę krwi na podłodze i martwe,szeroko otwarte oczy wpatrujące się prosto we mnie. Nóż tkwi w jego gardle, a zakapturzony morderca odwrócony jest tyłem, przez co mnie nie widzi. Więcej się nie zastanawiam, zakrywam usta dłońmi i puszczając drzwi, biegnę w stronę prawidłowego przedziału, w którym przebywa Cameron. Wbiegam do niego z impetem, siadając obok niego. Patrzę mu głęboko w oczy, przez co pewnie zauważa moje nieznacznie rozszerzone źrenice, ale w tej chwili o to nie dbam.
     – Cameron, musimy uciekać. Tam kogoś zabili – szepczę cicho.

+90PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz