29 gru 2019

Od Trace'a cd. Noelii

Zdziwiony jej zachowaniem, nie wiedział jak ma zareagować. Sam też nie wiedział, co ma zrobić. Najlepszym wyjściem byłoby zawieźć ją do najbliższego szpitala, aby doprowadzić organizm do stanu odpowiedniej użyteczności. Wiedział doskonale, iż wzywanie policji nie ma znaczącego sensu w takim przypadku. Chciał znaleźć się jak najdalej od jej osoby, już nigdy nie spojrzeć w te mordercze oczy. Wystarczająco już męczył się z koszmarami, swoistym ubytkiem na psychice. Był wymęczony pod każdym możliwym kątem, podziałem psychologicznym i medycznym. Dlatego też stracił na długo możliwość dalszego rozwoju zawodowego, tego, co kochał najbardziej i zamierzał poświęcić swoje życie. Morty od początku miał rację, powinien oddać to niestabilne psychicznie gówno do pudła o zaostrzonym rygorze. Powinna trafić tam, gdzie obecnie siedział jej były wariat, którego pięknie zgarnął z swoimi ludźmi.

Jej ciałko leżało tak wtulone w jego nagi tors, wylewając wszystkie kumulowane przez lata emocje na jego skórę. Czy ktoś może być tak świetnym aktorem? Chyba miał przed sobą wręcz idealny przykład, który mógł prosić się o najwyższe nagrody filmowe. Dla własnego sumienia i lepszej perspektyw odegrania swojej roli, zdołał otoczyć ją swoimi ramionami. Pod nosem zaś mruczał uspokajające melodie, jakie jego mama śpiewała mu do snu, gdzie budził się z krzykiem w środku nocy. Okrutne.

- Noellia... Musimy jechać do szpitala, rozumiesz? Oboje musimy zostać przebadani, tym bardziej Twoja osoba. - przerwał ciszę panującą między ich osobami, tym samym odsuwając blondynkę od siebie. Dość udawanie rzepa.
- Z-zawieziesz mnie pod sam budynek, a potem co? Nim wejdziemy do środka, zostaje popchnięta prosto w łapy psów? - jednym momencie odskoczyła od niego, jakby chcąc ratować swoje życie. - Jesteś sprytny jak ja, fakt...

W tym samym czasie młody policjant wstał z dotychczasowego miejsca spoczynku, aby zniknąć za rogiem korytarza. Specjalnie zszedł do wcześniej przeszukanej piwnicy, aby znaleźć już dawniej utracone rzeczy, jak i te po obecnym porwaniu. Delikatnie położył swoje własności na blacie stolika kawowego w salonie, aby mieć idealny obraz na inteligentną kobietę. Musiał być cholernie ostrożny, jednak nie zamierzał tutaj zostać. Nie zamierzał mieć z nią jakiegokolwiek kontaktu, jednak chciał mieć zamknięty rozdział i czyste sumienie.

- Oddanie Cię w ręce policji, nie ma większego sensu. Mówiłem, zostałem zdegradowany na dość długi okres czasu, więc nie podejmuje działań. Mam urlop i mam w dupie prawo do czasu, gdy nie odzyskam odznaki. - ubrał na swoją klatkę piersiową znaleziony męski podkoszulek. Wyglądał na czysty, nienoszony i dodatkowo nie był w jakimś chujowym kolorze, idealny jak znalazł.
- G-gdzie ty… Chyba nie zamierzasz mnie zostawić po tym wszystkim, T-trace?
- Dałem łatwy przekaz, długonoga blondynko… Albo w tej chwili wsiadasz ze mną do MOJEGO auta, które nadal stoi w Twoim garażu… - pokazał jej zwisający na palcu klucz z brelokiem, który specjalnie obrócił kilka razy dookoła. Jawna prowokacja, najlepszym wyjściem w takich momentach. Widział bojaźń w jej oczach, najpewniej pierwszy raz poczucie niepewności zamieszkało w jej sercu. - Albo już NIGDY mnie nie zobaczysz, gwarantuje Ci to. Mam swoje jebnięte kontakty, takie gorsze o wiele bardziej, niż Twoje. Nie zamierzam się patyczkować, stan mojej nogi musi zostać jak najszybciej ustalony, tym bardziej czeka mnie kolejna operacja i kalectwo… Jeśli znowu zrobiłaś coś z moim kolanem!
- A-ale…
- Żadnych przeciwnych argumentów, Noellio. Przebrać się z tych ubrań brudnych od krwi, widzę Cię za pięć minut przy samochodzie. - mruknął w odpowiedzi, sięgając za tak znajomą broń. Profesjonalnie złapał ją w obie dłonie, przymierzając lufę do jednego miejsca w pomieszczeniu. Idealna jak zawsze, bez skazy. Naładowana i gotowa do użycia, jednak nie planował takich akcji jeszcze.

~     *     ~

Był nadzwyczaj ciekawy, co takiego wymyśli dziewczyna, jeśli chodziło w temacie jawnego oszustwa lekarzy. A Trace mógł potwierdzić, że pracowali tutaj istni specjaliście, którzy rannego nie wypuszczą z własnych łap bez dotkliwych badań. Tak też było w jego przypadku, jednak opierdol od znanego doskonale ortopedy i chirurga był znacznie większy. Naruszona kość piszczelowa przez bodajże nóż wylądowała w gipsie, zaś inne rany pozszywane i obandażowane. Wystarczył jeden telefon po długich godzinach leżenia, aby jego przyjaciel zabrał go z tego potwornego miejsca. Została jednak jeszcze jedna sprawa do załatwienia.
O dwóch dodatkowych patykach podszedł pod wskazaną salę, gdzie odpoczywała pewna blondynka. Była tak niestabilna psychicznie, iż musieli podać jej sporą dawkę leków nasennych. Okrutne. Teraz z takiej perspektywy mógł zaobserwować, jak jej osoba była roztrzaskana na wiele elementów. Wyniszczona przez chore ambicje specyficznych rodziców, jak można tak skrzywdzić własne dziecko? Nie mógł sobie wyobrazić, jakim by był ojcem, gdyby zrobił coś takiego Maggie.

 - Kim jest pan dla leżącej tam kobity? Potrzebujemy jakichkolwiek informacji, aby chodź poinformować rodzinę. - usłyszał za sobą głos. Dla grzeczności spojrzał prosto w twarz młodej lekarki, która musiała zajmować się zdrowiem jego dotychczasowej towarzyszki.
 - Nie znam tejże kobiety, znam tylko drobne informacje z kartoteki jej rodziców… Noelia Irma Wunderbrischer, lat dwadzieścia sześć, brak jakichkolwiek informacji o partnerze, odziedziczyła majątek po śmierci obojga rodziców. - odpowiedział grzecznie, wyciągając zamkniętą kilka razy karteczkę. Podał ją bez problemu lekarce, uśmiechając się tym firmowym uśmiechem. - Proszę to dać pacjentce zaraz po obudzeniu, zostawiam wiadomość z informacjami dla niej.

Kiwając głową na pożegnanie, zaczął kierować się w stronę windy. Jednak nim zdołał wejść do środka, prosto na niego z piskiem wleciało małe stworzonko. Oboje padli na podłogę, jednak ciesząc się swoim towarzystwem. Maggie jak zawsze w formie, przeszło mu przez myśl, gdy poczuł łzy szczęścia. Przed sobą zauważył stojącego przyjaciela, który zastępował go na co dzień w roli ojca. Nareszcie odpoczynek w domu.

Noellia?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz