31 lip 2020

Od Catona C.D Leah

Leśny, delikatny powiew nocy nie jest w stanie wyciszyć myśli. Ogromny księżyc wiszący na niebie odsłania wszelkie możliwe emocje na mojej twarzy, sprawiając, iż czuję się w pewnym sensie nagi. Wolałbym ciemność — skryłbym w niej zakłopotanie, jakie ogarnęło mnie równie szczelnie jak przyjemność  nieprzewidzianego pocałunku. Zrobiłem źle, o cholera, bardzo źle. Od popełnienia błędu dzielił mnie krok, ale nie potrafiłem go cofnąć, zupełnie jakby jakaś magiczna siła pchała mnie do słodkich warg.

Od Josephine C.D Vincent

Zapewne każdego z nas kiedykolwiek dotknęło te dziwne uczucie, przy którym ledwo powstrzymujesz się od urzeczywistnienia najróżniejszych, nie do końca miłych i przyjaznych czynów wobec irytującego osobnika. Zaciskasz wtedy mocno pięści, zagryzasz policzek od środka, byleby ogarnąć buzujące wewnątrz emocje. O ile zwykle to nie skutkowało w pozytywny sposób, dając mi wątpliwie przyzwolenie na obrażenie kogoś, tak dzisiaj do głosu doszła moja wyjątkowo zmęczona życiem natura, która mnie pohamowała. Zbyłam bez komentarza słowa Vincenta — jedynie wywróciłam oczami i odpięłam rower od barierki. Stwierdziłam, że nie będę takim chujem i nie wsiądę na swoją damkę, żeby Vin za mną biegał jak kundel, dlatego zaczęłam ją tylko powolutku prowadzić w stronę wyjazdu ze szkoły.

Odejście

Żegnamy Michaela! 

Od Juliena cd. Chanel

Staram się zetrzeć z dłoni resztki oleju silnikowego, smaru i całej reszty substancji osadzającej się na skórze o intensywnym, wdzierającym się do nosa, nieprzyjemnym zapachu. W tle, prócz głosu Brandona Flowers'a z zespołu The Killers w piosence Somebody Told Me, dało się słyszeć ciche mruczenie ekspresu do kawy, okupowanego obecnie przez Micky.
Praca po godzinach szła zbyt dobrze, jak na taką porę dnia, tym bardziej że byliśmy tylko we dwójkę. Właśnie może brak czynnika rozpraszającego było tym głównym powodem. Obydwoje skupialiśmy się na swoim. Ja nie byłem rozmowny, a Micky nigdy nie pytała o nic zbyt długo. Potrafiła się uprzykrzyć, ale w sumie to ją nawet lubiłem.
Światło telefonu przykuwa moją uwagę. Spoglądam na niego, nim wyświetlacz zdąży zgasnąć. Wiadomość od siostry, a gdy tylko widzę w treści imię macochy, uprzedzone napisanym wielkimi literami słowem "POMOCY" z trzema wykrzyknikami, wypuszczam głośno powietrze z płuc z niesmacznym skrzywieniem na twarzy. Nie muszę wgłębiać się w wiadomość, aby wiedzieć, że po raz kolejny coś wymyśliła.

28 lip 2020

Wszystkiego najlepszego, Gold!

Mamy na blogu autorów z różnym stażem. Jedni są jak stare wina w piwnicy — pamiętają wojny napoleońskie albo czat po dwudziestej drugiej, wspomnienia innych sięgają maksymalnie roku wstecz, a jeszcze następni to młodziaki, którzy dopiero zagłębiają się w temat i zapoznają z naszym serwerem. Wszyscy są jednak członkami, pamiętajcie! Wracając do sprawy, chciałabym zaznaczyć, iż dzisiejsza jubilatka jest z nami od, matko, jeśli dobrze liczę, sierpnia 2018, więc bez dwóch zdań należy zaliczyć ją do grupy, która jakimś cudem jeszcze z nami wytrzymuje. Gold, słońce, pamiętam, jak weszłaś na nasz czat po raz pierwszy, a to stuka druga rocznica. Ale nie o tym, nie dziś. Dziwne wstępy są na porządku dziennym, dlatego nie powinno zdziwić Was, że teraz, trochę niezgrabnie, przejdziemy do tego, po co wszyscy się tu zgromadziliśmy — Gold, ZlotyPies, Koyori, Amy, Angeline (to jedna osoba, nie pięć, no nie) obchodzi dzisiaj urodziny! *confetti*
Także Gold, od czego zacząć? Życzymy Ci, przede wszystkim, mnóstwo zdrowia, szczególnie w ciężkim dla ludzkości okresie, żeby podczas lata nie dopadł cię żaden kaszel czy przeziębienie — jest zbyt gorąco, żeby leżeć w domu pod kołdrą, nawet jeśli łóżko kusi. Pomyślności, żeby wszystko, za co się bierzesz, wychodziło i byś nie musiała nie daj świecie czegoś poprawiać, naprawiać, majstrować, ma być cacy i tyle. Jeśli coś Ci nie wyjdzie, noga się podwinie albo ktoś ci ją podłoży, pamiętaj, że z każdej sytuacji da się wyjść, często nawet bez szwanku, o ile tylko uwierzysz w swoje zdolności i w jakiś sposób zmotywujesz, mimo iż wszyscy wiemy, jak ciężko jest podnieść siebie samą na duchu — uwierz w to, że dasz radę, a dasz. Niech pieniądze leją się strumieniami, bo nawet jeśli każdy powtarza, iż to nie one czynią nas szczęśliwszymi, dobrze wiemy, że wysokie sumy wywołują uśmiechy, nie oszukujmy się. Gdybyś zdecydowała się na hazard, życzymy również szczęścia, bylebyś nie przegrała tych pieniędzy, o których mówiłam w poprzednim zdaniu. Szczęście jednak nie służy tylko udanym grom i zakładom — można znaleźć je w bliskich, więc życzymy również wspaniałych przyjaciół, a jeśli takowych posiadasz, żeby znajomości trwały jak najdłużej. Kwestią sporną jest to, czy warto życzyć miłości. Sama nie wiem, życzyć? Dobra, jeśli nie chcesz, zignoruj to zdanie, jeśli wręcz przeciwnie — żebyś znalazła swoją miłość, o ile nie stanęła Ci jeszcze na drodze. Ale same też dajemy sobie radę, więc to kwestia całkowicie indywidualna, nie czuj presji, Goldie.
Bardziej blogowo, życzymy weny, weny i jeszcze raz weny, jak to, jako adminki, mamy w zwyczaju robić — pisz, baw się słowem, zdaniami, rozwijaj i działaj, byle spełniać się w tym, co robisz. Hej! Dawno nie grałaś z nami w pytanie, Golf, wpadnij jeszcze kiedyś, fajnie słuchać, jak myjesz zęby albo śpiewacie. Żebyś siedziała z nami kolejne dwa lata i żeby w ogóle wszystko było super.
Wszystkiego najlepszego!

Avenley River

27 lip 2020

Od Brooke - CD. Charlie

          Niewiele bodźców zewnętrznych zdążyło do mnie dotrzeć, nim zaryzykowałam w myślach stwierdzeniem, iż ten poranek zdecydowanie nie należy do najlepszych w moim życiu.
          Spróbowałam unieść swoje sklejone powieki, co choć przyszło z trudem, udało mi się uczynić. Na wpół otwartymi oczyma przestudiowałam otoczenie, w jakim się znalazłam, powoli przyzwyczajając swój wzrok do promieni słonecznych, które wdzierały się do pokoju przez niczym niezasłoniętą okienną szybę.
          Tępy ból rozsadzał moją czaszkę, skupiając się głównie na skroniach i tyle głowy. Atakując znienacka, odebrał mi tym jakiekolwiek chęci do życia i tym samym odwiódł ode mnie mało kuszący pomysł podjęcia prób poprawnego funkcjonowania tego ranka. Nadal nie czując się na tyle trzeźwo, na ile powinnam, zarejestrowałam też fakt, iż zdecydowanie nie znajduję się w swoim domu. Marszcząc brwi, uskuteczniłam próby zrozumienia, a raczej przypomnienia sobie, z jakich to powodów wylądowałam w obcej sobie sypialni. Mój nadal zaspany umysł niestety nie jest w stanie podpowiedzieć mi nic konkretnego, zaś ja w tej chwili wiem o sobie chyba tylko tyle, iż nazywam się Brooke Middleton i znalazłam się w niezrozumiałej dla mnie sytuacji.

Od Eliasa CD Duanny

    Wstępując do baru nie spodziewałem się, że akcja potoczy się w ten sposób. Wyobrażałem sobie Duannę jako osobę opanowaną i rozsądną, ale jak widać każdy musi czasami dać upust emocjom i wypuścić powietrze ze świstem, które wstrzymywało się ten cały czas. Cały wieczór bardzo żałowałem, że nie dałem rady wlać w siebie choć trochę procentów, aby zabalować z dziewczyną i sprawić, aby nasze rozmowy stały się bardziej szczere i swobodne. Co jak co, ale po pijaku wychodzi najwięcej, gorzej tylko z kwestią, czy potem tego żałować, czy nie. Dodatkowo nie chciałem się upijać, bo widząc ile pije Duanna stwierdziłem, że powinienem jej przypilnować, a potem ostatecznie odwieźć bezpiecznie do domu, bo gdybym sam był pijany to nie wiadomo gdzie i jak byśmy skończyli. Takim też sposobem obecnie znajduję się w mieszkaniu mojej starej ukochanej przyjaciółki, która nie potrafi utrzymać powiek w górze, ale nadal mamrocze coś pod nosem. Zostałem poproszony o utrzymanie jej towarzystwa, więc przysiadam na skraju łóżka i rozmasowuję czoło jedną dłonią. Nie wiem, co myśleć o tej sytuacji. Spotkanie było ciekawe, nie sądziłem, że Di skończy w takim stanie.

Od Valerio cd. Lucille


            Spojrzałem na dziewczynę z lekko uniesioną brwią, po czym zaśmiałem się cicho. Rzuciłem okiem na torbę, widziałem że telefon leżał w innej pozycji, jednak nie zwróciło to zbytnio mojej uwagi. Nawet jeśli dziewczyna zaglądała tam, nie znalazłaby nic ciekawego. Przez jakiś czas wydawałem jej polecenia, czasami pokazując ćwiczenie, kiedy nie wiedziała do końca jak je wykonać. Następnie, wyjąłem z torby teczkę a z niej białą kartkę A4 i podałem ją dziewczynie.
            - To zestaw ćwiczeń, które będziemy wykonywać następnym razem. Zapoznaj się z nimi, aby nie było niespodzianki. Jeśli będziesz miała trudności, dzwoń. Na samym dole kartki jest mój numer. Odbieram tylko do godziny osiemnastej, potem wyłączam komórkę.
            Opuściłem dom dziewczyny równie szybko co się tam pojawiłem. W drodze do samochodu, zerknąłem na telefon i zakląłem w duchu. Czy oni naprawdę nie mogą nic zrobić dobrze? Siedząc w aucie i jadąc już w kierunku magazynów zadzwoniłem do Nicolasa.

26 lip 2020

Maeve Nadia Collins

Źródło: Pinterest, Sasha Chistova
Motto: „Kto nie pojmie twojego milczenia, nie pojmie twoich słów” - w przypadku Mae, która jest z narury cicha, jej znajomości bardzo często kończyły się szybko i gwałtownie, kiedy jej potencjalny znajomy uznawał, że ta jest nudna, nim na dobre się rozkręciła. Zaufanie komuś zawsze przychodziło jej z trudem i potrzebowała do tego dużo czasu, a większość osób opuszczała ją nim zdążyła poznać Mae od prawdziwej strony. Z tego też powodu „milczeniem” kobieta nazywa początkową fazę jej znajomości, która zazwyczaj jest sprawdzianem dla drugiej osoby.
Imię: Maeve, kiedy jej matka jest na nią wściekła. Mae na co dzień. Nadia tylko w urzędzie, kiedy wymagają podania drugiego imienia.
Nazwisko: W wieku osiemnastu lat zmieniła nazwisko na Collins, po matce. Nie chciała nosić nazwiska ojca, które traktowała jak ujmę, zresztą nic dziwnego.
Wiek: Dwadzieścia trzy, bardzo dłużące się dla Mae lata.
Data urodzenia: 07.03
Płeć: Kobieta
Miejsce zamieszkania: Na czas studiów Mae zamieszkuje w akademiku, w jednym z wielu pokoi. Jej część jest zawsze schludna i uprzątnięta, mimo wielu rzeczy, które tam przechowuje. Na jej szafie nie wisi żaden plakat, w porównaniu do szaf jej współlokatorek, a jednoosobowe, niewielkie łóżko mieści się pod oknem, zaraz obok drewnianego, prostego biurka i krzesła obrotowego. Jako, że Mae jest studentką medycyny, to jej biurko przeważne zasypane jest milionem książek, kartek i karteczek. Dom rodzinny dziewczyny, umiejscowiony poza Avenley River, jest skromny i dość stary. Z braku pieniędzy wygląda na dość zapuszczony, tym bardziej, że schorowana matka dziewczyny nie ma nikogo do pomocy, kto byłby na miejscu i pod ręką. Kamienny, lekko omszały i niewielki, jednopiętrowy, jednak z nieużywanym piętrem i strychem. W kuchni pod oknem jest kuchenka gazowa, lodówka i kilka blatów, a na środku pokoju stoi okrągły, drewniany stół z krzesłami. Z kuchnią połączony jest salon, w którym to matka dziewczyny nie zwykła przesiadywać, dlatego można powiedzieć, że nikt z niego nie korzysta. Z tego też powodu nie ma w nim telewizora, a jedynie kanapa z małym, kawowym stolikiem i kwiatkiem w beżowej doniczce. Dwie niewielkie sypialnie mają wspólną łazienkę, do której można wejść z obu stron. Nie jest to funkcjonalne, jednak rodzina nie miała pieniędzy na jakąkolwiek przebudowę domu, dlatego też tak pozostało. Sypialnia matki Mae jest najprzytulniejszym pomieszczeniem w domu, jako że ta spędza w nim większość czasu. Duże łóżko z szafirowym baldachimem i zasłony uszyte przez Maeve, miękki dywan w tym samym kolorze, komoda ozdobiona wysuszonymi kwiatami, zdobione szafki i telewizor, a także W każdym kącie tego pokoju widać kobiecą rękę włożoną w jego przygotowania. Łazienka jest mała, przez co nieustawna i zwyczajna, a pokój Mae - praktycznie pusty. Wszelkie jej rzeczy zostały schowane do tekturowych pudełek i wstawione pod rozkładane łóżko. Biurko bez zbędnych rzeczy, jedynie z niewielkim pudełkiem na długopisy i kilkoma książkami na półce, a szafa w pozostałych ubraniach Mae.
Orientacja: Dziewczyna nigdy się nad nią nie zastanawiała. Zawsze miała do czynienia z mężczyznami, jeśli chodzi o głębsze relacje, dlatego nie wie, czy byłaby w stanie związać się z dziewczyną. Nie porusza jednak tego tematu zbyt często, bo ona sama nie wie - mówi, że jest heteroseksualna.
Praca: Jedyny przychód Mae jest z kradzieży. Czy to drobne kradzieże, czy nie - właśnie w taki sposób zarabia. Oprócz tego studiuje medycynę na avenleyowieskiej uczelni, co znacznie kolidowałoby z ewentualną pracą, choćby w barze, bo w końcu czasem trzeba spać.
Charakter: Żaden opis nie odda w pełni tego, jak skomplikowana jest Mae. Dla większości świata jej zachowanie jest istną zagadką, którą pozwala odkryć nielicznym. Tak naprawdę nie ma żadnego wzoru postępowania, a jej reakcje uzależnione są od tego, co akurat przeżywa wewnątrz.
Pierwsze, co mogą powiedzieć o niej wszyscy, to że jest spokojna. Widać to już na pierwszy rzut oka, w szczególności w jej flegmatycznych ruchach i zblazowanej, niekiedy znudzonej i zawsze, niezależnie od sytuacji, jednakowej minie. Maskę, którą przybiera na co dzień naprawdę ciężko jest odczytać, tym bardziej, kiedy wypowiadane przez nią słowa przeczą jej czynom. Prawda jest taka, że Mae zawsze ma we wszystkim jakiś interes i nie chodzi tu o to, że nie jest bezinteresowna, tylko o to, że jest bardzo świadoma własnego ciała i wszystkie jej ruchy są skrzętnie zaplanowane, aby ktoś odebrał ją tak, jak ona chce. Za tą sprawą może być czarująca, jeśli tylko widzi potrzebę, może także wyglądać na osobę, której chciałbyś się zwierzyć. A to wszystko po to, aby osiągnąć swoje cele, gdyż życie nauczyło ją, aby traktować ludzi jak pionki w swojej grze. Jest to dosyć brutalne z jej strony i z pewnością ujmuje jej osobowości, ale Mae wychodzi z założenia, że cel uświęca środki, choć może nie tak brutalnie, jak przedstawił to Niccolo Machiavelli.
Maeve jest kobietą nieufną, przez co zawsze węszącą podstęp. Nie wierzy w dobre intencje ludzi czy ich bezinteresowność, mimo że sama nie miałaby problemu, aby komuś pomóc i samej nie dostać nic w zamian. Zawsze dostawała od życia przysłowiowego kopa w cztery litery, co nauczyło ją działać w pojedynkę, choć nie ma też trudności z pracą w grupie, co czyni ją dość elastyczną. Mimo, że w oczach każdego jest inna (taka, jaką chciała, aby ją odebrali), to jest też szczera. Nie ma miliona wcieleń, jej maska także czasami musi opaść i choć nie zdarza się to często i przy losowej osobie, to naturalnie jest to jej częścią.
Nauczyła się, że prędzej czy później dostaje to, co obrała sobie za cel. Nieważne jakim sposobem, czy to czyimś kosztem, czy własną, ciężką pracą, jest w stanie osiągnąć wszystko, jeśli tylko bardzo tego chce. Mae nienawidzi czuć się ubezwłasnowolniona, bez własnego zdania. Nie chodzi tu o chęć bycia zauważoną, a o potrzebę bycia docenioną i akceptowaną. Poczucie stabilizacji w jej życiu także jest jednym z najważniejszych aspektów, bo właśnie wtedy, na bezpiecznym gruncie i z ubezpieczonymi plecami Mae zaczyna rozkwitać, osiągać swoje cele i być jednocześnie sobą, a nie kimś wykreowanym przez swoją podświadomość w kółko mówiącą „nie możesz być sobą, bo nie będziesz wystarczająca”. W razie potrzeby, zawsze jest gotowa, aby bronić swoich poglądów, jednak zawsze pozostaje przy tym kulturalna, a jej odpowiedzi wyrafinowane i dwa razy porządnie przemyślane w jej głowie.
Kiedy zajrzy się głębiej w Mae, zobaczy się kobietę zagubioną, przestraszoną i bez większych planów na przyszłość, żyjącą z dnia na dzień bez konkretnego celu. Utrzymuje się przy tym, iż przy życiu trzyma ją tylko matka, a co gorsze, Mae jest bardzo odważna i niewielu rzeczy szczerze się boi, więc jeśli mówi, że byłaby w stanie się zabić, to rzeczywiście by była. Na dodatek jest śmiała w swoich czynach i rzadko kiedy cofa się przed danym krokiem, nawet jeśli idzie w nieznane. Najgorszym uczuciem dla niej samej jest stres i niepokój zjadający ją od środka. Dotyczy to głównie przyszłości i tego, czego ona sama nie jest pewna.
Mimo wszystkich jej wad, da się odszukać w Mae także zalety. Po pierwsze, jest lojalna. Śmiertelnie lojalna i tego samego wymaga od osób, którymi się otacza. Nie znosi dwulicowości i fałszu, ani też niedochowanych tajemnic, bo sama tego nie robi i brzydzi się osobami, które tak postępują. Z tego powodu wiedz, że Mae jest prawdopodobnie najlepszą osobą do powierzeni tajemnic, jaką kiedykolwiek przyjdzie ci poznać. Tym bardziej, że do każdej osoby podchodzi indywidualnie, nie ocenia nikogo po okładce, nie wkłada do jednego wora i daje sobie i komuś szansę. Albo dwie.
Maeve jest także empatyczna. Zawsze skora do pomocy, nawet jeśli jest jej to trochę nie po drodze, to uważa, że dobre uczynki do niej wrócą. Nie przebiera w problemach innych ludzi i mierzy ich jednakową miarą, mimo to starając się podejść do każdego subiektywnie. Faktem jest, iż czasem ma za duże wymagania co do ludzi i ich zachowania, ale według niej samej, to dobrze, bo w ten sposób zostają przy niej tylko ludzie rzeczywiście warci zachodu i jej czasu, który im poświęca. Przyjaźń i miłość to wartości, które ceni sobie tak samo bardzo, jak pomoc drugiej osobie czy okazanie troski. Potrafi być czuła w stosunku do osób, na których jej zależy. Potrafi też śmiać się bez skrępowania, rzucać żartami, ale i być poważna, a przy tym nie czuć żadnych hamulców, ale przed tym zawsze jest bardzo długa droga. I niewiele osób udaje się przez nią przejść.
Hobby: Kobieta uwielbia szyć i jest w stanie zrobić właściwie wszystko. Kiedyś na tym zarabiała, jednak nie były to duże pieniądze, przychód nie był stały i dodatkowo często przewyższał wydatki, dlatego Mae skupiła się na szyciu sobie ubrań i dodatków do domu. Oprócz tego przepada za gotowaniem, potrafi strzelać z broni palnej i łuku, choć robiła to za dziecka.
Aparycja|
- wzrost: 170 cm
- waga: 52 kg
- opis wyglądu: Mae od zawsze była szczupła i nienaturalnie (wręcz chorobliwie) blada. Jej twarz, kiedy na nią nie spojrzysz, cechuje się opuszczonymi kącikami ust, matowym spojrzeniem ciemnych oczu, które uważnie za tobą wodzą i zmarszczonymi brwiami w kolorze ciemnego brązu. Swoje włosy w tym samym kolorze zazwyczaj zostawia rozpuszczone, chyba że to ewidentnie nie jest ich dzień - wtedy wiąże je w kuca lub koka, nigdy w warkocz, nie znosi takich i podobnych upięć. Jej ciemne włosy z pewnością kontrastują się z jasną karnacją, gładką cerą i malinowymi, pełnymi ustami. Niewielkie piersi nie ujmują jej kobiecości, tym bardziej, że to nie jedyne zaokrąglone miejsca na jej ciele, które podkreśla odpowiednio dobranymi do jej sylwetki ubraniami.
- pozostałe informacje: Jej lewe biodro pokrywa ciemny tatuaż zawiłej róży z kolcami, która ciągnie się jeszcze przez pachwinę i kawałek uda. Oprócz tego tatuażu ma dużo małych, nic nie znaczących, zrobionych samodzielnie albo przez (nie)znajomych gdzieś w zaciszu imprezy.
- głos: Głęboki, ale kobiecy. Bywa, że ten załamie jej się w stresującej sytuacji. Ma też delikatną wadę wymowy i zdarza się, że nie wymówi poprawnie „r”.
Historia: Kobieta od zawsze wychowywała się na niewielkiej wsi, w podniszczonym domku zamieszkiwanym razem z matką. Ojca nie poznała, ten opuścił Phoebe, gdy tylko dowiedział się, że ta zaszła w ciążę mając ówcześnie szesnaście lat. Na świat przyszła Mae, która uważała swoje dzieciństwo za dobre. Jej jedyną rodziną była matka, ale z racji, że nie wiedziała jak to jest mieć ciotkę czy dziadków, to i nie było jej szkoda ich braku. Była tym cichym dzieckiem z sąsiedztwa, które budowało w pojedynkę zamki z piasku na uboczu placu zabaw albo głaskało wszystkie napotkane na ulicy koty będąc dla nich czulszym niż dla drugiego człowieka. Mae za dziecka była przepełniona miłością do świata i wszystkiego, co ją otaczało, jednak musiała szybko dorosnąć. Phoebe, matka dziewczyny zachorowała, gdy ta miała piętnaście lat. Ich sytuacja materialna nigdy nie była zbyt dobra, a pieniądze były potrzebne na gwałt, aby opłacić kliniki, lekarzy i lekarstwa sprowadzane z różnych zakątków świata, a wszystko to dla jej matki. Wtedy też Maeve zaczęła kraść. Zaczęło się niewinnie, od drobnych rzeczy ze sklepu, których zniknięcia prawdopodobnie nawet nikt nie zauważył. Sprzedawała to drożej, na przykład firmowe bluzki czy buty, które kupowała w niewielkich, lokalnych butikach podmieniając parę butów z opakowaniami, co często się sprawdzało w przypadku roztargnionych, zapracowanych pracownic. Dlatego też Mae najczęściej robiła to w dni, w które te miały masę pracy przez, na przykład, dostawy. Później jej kradzieże oscylowały już w większych kwotach. I większych, i większych; pieniędzy przybywało, a schorowana matka, choć ciekawa, nie miała siły dociekać skąd Mae miała takie pieniądze. Takim sposobem dziewczyna nigdy nie pozbyła się swojego przyzwyczajenia, jakim były kradzieże, a po szkole poszła na studia.
Rodzina:  Mae została sama wraz ze schorowaną matką, Phoebe. Kobietą niezwykle radosną, pozytywną i będącą jej jedynym oparciem. Nie wie o drugiej, ciemniejszej stronie swojej córki, co według niej samej, jest dla jej dobra. Ojciec dziewczyny odszedł od nich, gdy tylko Phoebe zaszła w ciążę, tak więc Mae nie przyszło go poznać, czego zresztą nie żałowała. Rodzina jej matki wydziedziczyła ją, gdy ta zaszła w ciążę mając szesnaście lat i postanowiła urodzić Mae, tak więc obie nie utrzymują z nimi żadnego kontaktu.
Partner: Brak
Potomstwo: Brak
Ciekawostki: 
• Ma jednego przyjaciela, Daniela Burrowsa, z którym zna się od sześciu lat. Mimo, że nie widzą się zbyt często przez brak czasu, ich kontakt wciąż jest dobry. To jedyna osoba, oprócz matki, na której Mae może polegać,
• Maeve lubi się stroić, dodaje jej to pewności siebie, dlatego zawsze stara się dobrze wyglądać i szczególnie o siebie dba,
• Większość jej ubrań została zaprojektowana i uszyta przez nią,
• Telefon, którym się posługuje, jest kradziony. Jedynie zmieniła numer i założyła na niego odpowiednie zabezpieczenia,
• Mimo niewielu znajomych, ma dobre kontakty i jest w stanie wiele sobie załatwić za ich sprawą,
• Szyje także wiele dekoracji do domu: serwetki, obrusy, zasłony, a także ubrania dla swojej matki.
Inne zdjęcia: x x
Zwierzęta: W domu rodzinnym, razem z matką Mae mieszka zwykła kotka o imieniu Ariel, która początkowo była przez nie dokarmiana, aby po kilku miesiącach zamieszkać z nimi.
Pojazd: Kobieta nie posiada samochodu, porusza się pieszo, autobusami albo jeździ ze swoim przyjacielem.
Kontakt: jill#6443

Od Elizabeth CD. Jasona


- Zgubiłaś się? Wiesz, że na samym dole jest tak jakby rozpiska wszystkiego tak? – usłyszałam pytanie skierowane w moją stronę. Zaczerwieniłam się ze wstydu i może faktycznie mężczyzna miał rację, jednak byłam prawie przekonana, że tego nie widziałam. Chyba czas najwyższy skoczyć do okulisty i zafundować sobie okulary. Wbiłam wzrok w ziemię, a po chwili poczułam na sobie ciepłe ramię, które okazało się należeć do Jasona.
- Panowie, trochę wyczucia! – zaczął mówić. – Erick, mam ci przypomnieć jak pierwszego dnia tutaj wjechałeś na złe piętro?

Od Jasona cd. Elizabeth


            Razem z chłopakami ustalaliśmy właśnie jakie piosenki będziemy nagrywali, kiedy do studia wpadła dziewczyna. Niemal natychmiast zwróciła na siebie naszą uwagę, a kiedy dostrzegłem Elizabeth uśmiechnąłem się. Chłopaki popatrzyli na siebie z powątpieniem.
            - Zgubiłaś się? Wiesz, że na samym dole jest tak jakby rozpiska wszystkiego tak? – Erick założył ręce na piersi, a reszta zaś zaczęła cicho się śmiać.
            - Panowie, trochę wyczucia! Erick, mam ci przypomnieć jak pierwszego dnia tutaj wjechałeś na złe piętro? – Uśmiechnąłem się do kolegów, po czym podszedłem do kobiety i objąłem ją ramieniem – Elizabeth jest teraz członkiem ekipy, a ja, jako lider, wyrażam rozczarowanie waszą postawą, oraz nadzieję, że się poprawicie.
            Niemal natychmiast uśmiechy znikły z twarzy chłopaków. Po chwili każdy zaczął się przedstawiać, a ja nie opuszczałem mojej pozycji przy boku widocznie zestresowanej dziewczyny. Daniel uśmiechnął się do mnie, widocznie zadowolony z mojej postawy. Po chwili za to, zostawiłem Elizabeth z resztą i wszedłem do pomieszczenia na nagrywki. Założyłem słuchawki, aby po chwili dać znać, że wszystko słyszę i jestem gotowy. Rozbrzmiała dobrze znana mi melodia.

The warning to the people
The good and the evil
This is war
To the soldier, the civillian
The martyr, the victim
This is war

It's the moment of truth and the moment to lie
The moment to live and the moment to die
The moment to fight, the moment to fight,
To fight, to fight, to fight

To the right, to the left
We will fight to the death
To the Edge of the Earth
It's a brave new world
From the last to the first

            Piosenka “This is war”, napisana była przeze mnie wraz z Erickiem. Powtarzałem nagranie jej kilkanaście razy. Za każdym razem miałem tyle samo energii, wkładałem w to całe serce. Każdy krzyk, czy szept był nieudawany. To byłem ja. Moje życie było jedną wielką walką, wojną w której mógłbyś tylko jeden zwycięzca. Jak na razie, wygrywałem ja co napełniało mnie olbrzymią ulgą oraz szczęściem. Mając tekst przed sobą, zupełnie nie czułem potrzeby zerkania w niego. Znałem tą piosenkę na pamięć.
            Kiedy otworzyłem oczy, śpiewając ostatnie słowa piosenki widziałem wzrok chłopaków i ich uśmiechy, dumę Daniela i Elizabeth, która widocznie nie wiedziała co zrobić. Kiedy melodia się skończyła, zdjąłem słuchawki i wróciłem do reszty. Tam wszyscy razem przesłuchaliśmy piosenkę. Przyszła kolej na resztę, każdy z nich nagrywał swoje fragmenty po kilka razy.
            - Nagrywanie jeden piosenki to żmudny proces – Uśmiechnąłem się do Beth, po czym ruszyłem w kierunku korytarza i windy – Jesteś głodna? Możemy iść na dół, do bufetu. I tak muszę iść po kawę.
            - Pewnie, przy okazji poznam trochę budynek – Uśmiechnęła się do mnie, po czym razem wyszliśmy z samego studia.
            Idąc w kierunku windy, mijało nas mnóstwo ludzi w tym Mia – siostrzenica Daniela i nasza, w pewnym sensie sekretarka.
            - Jason! Co u ciebie? Ostatnio nie mam kompletnie czasu aby przychodzić na wasze próby. –Dziewczyna przytuliła mnie,a jej długie, rude włosy kołysały się przy każdym ruchu.
            - Jest dobrze, nagrywamy nową piosenkę. O, właśnie. Mia, poznaj Elizabeth. Została naszą panią fotograf, Daniel ją zatrudnił.
            - Witaj, miło mi. Skoro mój wujek cię wybrał, to znaczy że jesteś dobra. Albo to, że Jason mu kazał – Dziewczyna zaśmiała się perliście, po czym rozproszył ją dźwięk telefonu. – Wybaczcie mi, wpadnę niedługo na próbę. Praca wzywa.
            Szybko ruszyłem w kierunku windy. Elizabeth dreptała za mną bez słowa. Tłumaczyłem jej na które piętro powinna się kierować, jeśli będzie chciała porozmawiać z Danielem gdy nie będzie go w studiu. Wyjaśniłem też, że nasze piętra są od parteru, do piętra szóstego. Reszta, należy do innych producentów, jednak czasami tam bywamy.
            Kiedy byliśmy już w bufecie, ja wziąłem kawę patrząc wyczekująco na Elizabeth.
            - Coś się stało? Nie odzywasz się od pewnego czasu.
Pani Sawir?

24 lip 2020

Zerwanie



Cameron i Brianne zrywają. Press F.

Od Camerona C.D Brianne (koniec)

Wzrok mam utkwiony w ekranie telewizora, w tej głupiej komedii o parce, która nie potrafi się dogadać i najpewniej sprawiam wrażenie wielce zainteresowanego ich losami – w praktyce moje myśli krążyły wokół widoku obróconego w ruinę mieszkania. Winę za taką kolej rzeczy staram się odsunąć od Brianne; bez względu na to, w jakim stopniu przeszłość Waldorffa przełożyła się na jej dorosłe życie, nikt nie miał prawa działać Bri na przekór tylko z tego względu. Jednocześnie jestem świadomy tego, jak działa niepisane prawo dziedziczenia – jak bankowy dług przechodzi z pokolenia na pokolenie, tak niezamknięte sprawy ciemniejszej strony miasta z rodzica na dziecko i nie wydaje mi się to szczególnie zaskakujące, w końcu na tym opiera się znaczna część filmów gangsterskich, książkowych kryminałów czy… to czas przestać porównywać rzeczywistość do fikcji, Cameron. Jestem tego mistrzem, ale co się dziwić, kiedy za smroda byłem takim piwniczakiem i, z Katy Perry w tle, grałem w gry bite dni.

22 lip 2020

Od Duanny C.D Eliasa

     Po pracy wracam do mieszkania, uprzednio robiąc drobne zakupy na resztę tego tygodnia. Korzystam z okazji, że Tate pojechała po lekcjach do koleżanki i będzie u niej spała - w planach jest, że mam odebrać ją jutrzejszego popołudnia ze szkoły. Zwykle nie popieram takich spotkań, a co dopiero nocowań, w środku tygodnia, ale tym razem było mi to na rękę - pozwoliłam wierzyć Tate, że to tylko dlatego, iż mnie ładnie poprosiła. Rzeczywistość była zgoła inna, ale i ona, i ja byłyśmy zadowolone, więc zachowywałam się, jakby ta sytuacja nie miała drugiego dna. Tym bardziej, że Tate to sześciolatka. Zabójczo inteligentna, ale nadal sześciolatka. Po pracy biorę kąpiel i zaczynam się przygotowywać. Nakładam delikatny makijaż, psikam się perfumami, zakładam bordową, obcisłą sukienkę do połowy łydki i czarne szpilki. Wychodząc z domu narzucam na siebie skórzaną kurtkę i chwytam w biegu niewielką torebkę, pakując do niej najpotrzebniejsze rzeczy. Rzadko kiedy mam czas na spotkania w weekend, a co dopiero w środku tygodnia, więc czuję się dosyć dziwnie wsiadając do samochodu kilka minut przed szesnastą. Na co dzień zwykle wracam o tej godzinie albo i nawet później. Wyjeżdżam z podziemnego parkingu i włączam się do ruchu. L’ETO jest moim ulubionym barem w centrum Avenley River, w którym często zwykłam umawiać się z moimi prywatnymi klientami w porze lunchu.

21 lip 2020

Od Eliasa CD Duanny

    Gdy siedzę na kanapie obok niej, czuję tylko lekki zapach perfum znoszonych już cały dzień i zastanawiam się czemu zwracam na to aż taką uwagę. Nieświadomie staram się zapamiętać wszystko na wypadek jakby miała uciec i znów zostawić mnie wraz z moim rozdartym sercem i nużącymi przemyśleniami na temat tego, a co by było gdyby. Mimo, iż chce zapamiętać wiele, nie mam odwagi spojrzeć na jej twarz, napotkać spojrzenia jej jasnych oczu i ostatecznie posłać jej bezradnego uśmiechu. Kiedyś wywoływała go u mnie bez przerwy, ale wtedy nie musiałem uważać na słowa ani na gesty, jakimi się przy niej posługiwałem. Teraz boję się powiedzieć coś, żeby nie zepsuć tej i tak już dziwnej sytuacji, w jaką przypadkowo oboje wpadliśmy. Najgorsze jest to, że od środka ciągle zżera mnie uczucie, że ona wcale nie myśli tak jak ja i tylko niepotrzebnie zajmuje jej czas. Pewnie ma wiele pracy i tylko posyła mi uprzejmy uśmiech, abym tego nie zauważył. Jednak gdy do salonu wchodzi jej córka, z ulgą stwierdzam, że problem rozwiąże się sam. Posyłam dziecku spokojne spojrzenie nie chcąc jej wystraszyć, ale ona zdaje się nie zwracać na mnie uwagi i tylko czeka, aż jej mama podniesie ją i utuli.

Od Caina cd. Candice

Przysięgam, że mieszkanie w centrum miasta to czysty dramat, a moja peryferyjna dupa nie akceptuje czekania w korku dłużej niż dziesięć minut. Tyle dokładnie mija, nim słychać tragiczny w doborze, zmieniony przez któregoś z tych dwóch debili, dzwonek telefonu.
Jasper znowu zaczyna wojnę na żarty, ale zaczął od małego kalibru. No zobaczymy, jak bardzo spodoba ci się mój żart.
- Gdzie wyście się podziali, do jasnej cholery?! Złapali mnie i Jaspera.
Odsuwam telefon od ucha, bo podniesiony głos Harvey'a nadszarpnął mój genialny słuch do tej granicy, że zaciskam usta i z trudem powstrzymuję się, aby nie warknąć, aby nie darł się do tego telefonu, bo doskonale go słyszę. Z drugiej strony, podczas mentalnej walki między tym, czy się przejąć, czy zacząć śmiać... nie no, żartuję. Parskam śmiechem w pierwszej chwili, zadowolony, że tylko ja wyszedłem z tego zwycięsko. No i jeszcze ruda złodziejka. Mniej ważny szczegół całej sytuacji.

20 lip 2020

Od Leona cd Yunlana

Patrzyłem nieufnie jak facet oferował mi pomoc. Unosiłem brew. Może i byłem blady, to mój naturalny stan.
-Nie musisz, nie planuję mdleć- Mruknąłem cicho. Był wysoki, miał azjatyckie rysy twarzy  wydawał się, ufny? Nie, to złe słowo, jego sposób mówienia po prostu wywoływał we mnie jakąś falę szoku i niezrozumienia. Czemu był tak miły?
-Jesteś pewien?- Posłał mi kolejny uśmiech. Uchodziłem w jego oczach za faceta, to miłe. Miał mnie za faceta, albo bardzo się zagubił w ocenianiu mnie i poszedł z tym co podpowiadała mu głowa.
-Tak, naprawdę. A Pan się na pewno spieszy, głodny kot- Machnąłem lekko ręką. Nie chciałem zabierać mu czasu, był zajęty, marnował na mnie swoje cenne minuty.
-Kot przeżyje, odprowadzę cię. Nalegam- Stanął obok mnie zdecydowanie. Kiwnąłem tylko głową w odpowiedzi i spojrzałem pod nogi, moje zdarte trampki nie wyglądały ostatnio najlepiej, ale jedyne inne obuwie jakie miałem w domu to babskie baleriny, rodzice odmówili współpracy bo "dziewczynie nie wypada nosić takich butów!"
-To gdzie idziemy?
-Prosto- Wymamrotałem i ruszyłem swoim tempem do domu.
-Studiujesz tak?- Uparcie kontynuował rozmowę. Pokiwałem głową i wsadziłem dłonie do kieszeni spodni.
-Jestem na pierwszym roku filozofii- Dodałem po chwili. Chyba trzeba być kulturalnym.
-O! To masz wydział w ładnym miejscu, park obok jest naprawdę urokliwy, chyba każdy go zna...-Zaczął spokojnie opowiadać o parku. Park, nie miałem jeszcze możliwości go znaleźć, ale skoro tak o nim mówił to będę musiał. Takie miejsca bywają pomocne, można się odciąć od świata. Podniosłem głowę na fasadę domu. Mojego domu.
-To tu- Wymamrotałem.
-O! Widzisz jak szybko minęła droga, i jestem pewien twojego bezpieczeństwa- Uśmiechnął się. Ile on w sobie ma tych uśmiechów? Nie mówię, że są brzydkie czy coś, ale on naprawdę dużo się uśmiecha.
-Dziękuję
-Jestem Yunlan, powinienem chyba przedstawić się wcześniej- Wystawił ku mnie dłoń.
-Leon- Lecz zanim złapałem jego rękę z domu wyszedł ojciec.
-Fiona! Kto to?- Był podirytowany. No tak, jego córeczka i jakiś obcy facet. Schyliłem głowę i szybko poszedłem do drzwi nie odwracając się przy tym. Chyba zrozumiał moje szybkie odejście bo kiedy zamykałem drzwi już odchodził. Ojciec zaczął swoje przesłuchanie.
-Kto to był?
-Nikt- Mruknąłem.
-Nie wyglądał, nie chcę cię z nim widzieć- Mruknął i odsunął się od zamkniętych drzwi. Pokiwałem głową.
-Idź się przebrać, zaraz tu będzie mój szef a ty wyglądasz jak byś była bezdomna- Warknął. Coś lekko zakuło mnie w piersi a w gardle pojawiła się gula. No tak, ich córeczka. Na drzwiach pokoju wisiał wieszak z sukienką wybraną przez mamę. Była obrzydliwie dziewczęca. Westchnąłem i zabrałem ją do łazienki. Rozebrałem się i stanąłem nago po środku łazienki. Nie mogłem się zebrać i patrzeć w lustro. Miałem dosyć mojego ciała. Założenie sukienki wywołało u mnie falę negatywnych emocji. Ten wieczór będzie okropny.

18 lip 2020

Od Carneya CD. Mallory (+16??)

Rozłożyłem się na kanapie w okropnym beżowym kolorze i opierając łeb na zagłówku, wbiłem wzrok w sufit. Marzyłem o chociaż sekundzie odpoczynku od jazgotania mojej kochanej żony.
- Kochanie, może nazwijmy naszego syna Billie, co ty na to?- zaszczebiotała słodko z kuchni, mieszając gotującą się zupę.
Uniosłem ręce w geście irytacji i powoli przyłożyłem je do swojej twarzy, z całej siły powstrzymując się od pełnego rozczarowania i zdenerwowania jęku. Walczyłem też z ogromną ochotą roześmiania się. Ewentualnie od krzyku bezsilności. Tak bardzo pragnąłem rozwodu, ale naprawdę nie chciałem mieć jej na sumieniu.
- Melissko, nie sądzisz, że trochę za wcześnie na takie decyzje?- zmusiłem się na możliwie najprzyjemniejszy ton głosu, na jaki było mnie stać.
Co mnie skusiło do tego przeklętego ślubu, jak mogłem być taki głupi. Wszyscy znajomi mówili, że to zły pomysł. Zachęcali mnie do rozwodu, gdy Melissa przespała się z jednym z moich najlepszych kumpli. Ale gdy tylko podsunąłem jej pomysł o rozstaniu, próbowała się zabić. Mimowolnie prychnąłem pod nosem, po raz kolejny tego dnia uświadamiając sobie jakie to wszystko idiotyczne.
- Co cię tak śmieszy?- zapytała nieco ostrzej, jednak takim tonem jakby zaraz miała się rozpłakać.
- Nic, najdroższa- mruknąłem chłodno, podnosząc się z kanapy.- Muszę zabrać się do pracy.
Rzuciła mi wściekłe spojrzenie, jednak nie zdążyła odezwać się ani słowem, gdyż w momencie, w którym otworzyła usta, zadzwonił mój telefon. Zabrałem urządzenie ze stołu, przeciągając palcem po ekranie i od razu wbiegając po schodach, by zamknąć się w gabinecie.
- Mamy problem- usłyszałem głos Cesare w słuchawce.- Szefie, nie wiedziałem, że tak wyjdzie, gdybym wiedział to...
- Nie mam czasu na pierdoły, mów do rzeczy- warknąłem, przerywając mu w połowie zdania.
- Porwali Flavio- powiedział po chwili nieco skruszonym głosem.
Przekląłem pod nosem i rozłączyłem się bez słowa. Niespecjalnie zależało mi na samym chłopaku, bardziej na tym, co mógł wygadać. Nie wiedział zbyt wiele, ale wciąż wystarczająco by mi zaszkodzić.
Wolałbym własnoręcznie go zabić, niż pozwolić komuś na wyciąganie z niego informacji.

16 lip 2020

Od Yunlana C.D Leona

Byłem już nieco zmęczony. Dopiero zbliżała się piętnasta, a ja czułem, że nie dam rady bez małej drzemki dociągnąć końca dnia. Musiałem jednak kupić karmę dla kotów. Skończyła się, a te dwa mordercze stworzenia nie chcą dać mi spokoju. Jakby nie mogły poczekać dwóch godzin... albo trochę dłużej. Karmię je regularnie, zawsze mają co jeść. Przydałaby im się mała dieta. Westchnąłem i spojrzałem za godzinę w telefonie. Dziesięć minut do piętnastej. Przyspieszyłem kroku. Moje koty jedzą tylko specjalną karmę, którą kupię w sklepie niedaleko uniwersytetu. Nie jest to specjalnie daleko od mojego domu i równie dobrze mógłbym dostać się tam przy pomocy motoru. Wolałem się jednak przejść. Tak, pójście do sklepu pieszo dobrze mi zrobi.
Zamyśliłem się. Być może myślałem o tym jedzeniu dla kotów, być może o pracy lub o czymś innym. Pewnie jednak myślałem o tym, że chętnie poszedłbym do baru, żeby się napić. I przez to zamyślenie, nie zauważyłem kogoś, idącego prosto na mnie. Mógłbym jednak to być ja, idący prosto na tego kogoś. 
— Wybacz — mruknęła osoba, która przypadkiem na mnie wpadła.
Potrząsnąłem głową, zdezorientowany tym, co się stało. Byłem tak bardzo oderwany od rzeczywistości, że nie zebrało mi się na żadne słowa. Dopiero widząc, że przede mną leży jakiś zeszyt, zawołałem:
— Poczekaj. — Podniosłem zeszyt z ziemi i nim pomachałem. — Masz rozpięty plecak.
Widziałem niepewność w oczach obcej osoby. Mogłem ją wręcz poczuć. Strach i niepewność wymieszaną ze sobą. Postanowiłem więc sam podejść i bez słowa włożyć upuszczony zeszyt do plecaka. Również go też zapiąłem i delikatnie uśmiechnąłem się do obcego.
— Zakładam, że wyglądam strasznie, ale nie musisz się mnie bać — zapewniłem, jakby to właśnie w tym leżał problem. — Chciałem kupić karmę dla kotów, nie zauważyłem, że idziesz. 
W odpowiedzi otrzymałem niepewne skinienie głowy.
— Nie wyglądasz zbyt dobrze — mruknąłem. — Jesteś studentem, prawda? Raczej ktoś, kto nim nie jest, nie nosiłby w plecaku zeszytu. Na dodatek trochę zapisanego. 
Znów skinienie głową. Interesująca osoba. Poczułem dziwną chęć poznania go trochę bliżej. 
— Mieszkasz gdzieś niedaleko? Mówiąc szczerze wyglądasz na kogoś, kto miałby za chwilę zemdleć. — Wskazałem na jego twarz. — Jesteś strasznie blady. I wiesz, skoro już cię poznałem, to wolałbym żebyś dotarł do domu, a nie żeby znaleźli cię nieprzytomnego na chodniku. O, i nie myśl sobie, że pragnę cię uprowadzić. Zwykły, miły gest, prawda?

<Leon?>

15 lip 2020

Od Lucille C.D Valerio

Uraz Elijah skutecznie uniemożliwiła mi kontynuowanie treningów w okresie letnim, kiedy, według harmonogramu, powinnam mieć najwięcej czasu pomiędzy lekcjami gry na skrzypcach a toczeniem z mamą wojen ściśle powiązanych ze szczerą niechęcią, którą darzyłam zajęcia z pływania. Wtorkowego poranka obudziłam się nienaturalnie wcześnie, gdzieś w okolicach siódmej, żeby do wpół do jedenastej szykować się do wyjścia do stajni, planowanego zresztą od tygodnia i przeciąganego w nieskończoność, przede wszystkim ze względu na liczne przeszkody pojawiające się na drodze do spełnienia mojego małego celu. Nie pamiętam, kiedy ostatnim razem byłam tak rozczarowana, jak wtedy, gdy okazało się, że staw tylnej lewej kończyny mojego konia znów uległ kontuzji — niewiele mniej mnie to przeraziło, ponieważ, siłą rzeczy, był moim jedynym zwierzęciem i jedynym przyjacielem na tyle bliskim, żebym odczuła jego brak. Od roku zmagał się z problemami natury fizycznej i momentami bałam się o jego zdrowie, ale wierzyłam w magiczną moc weterynarzy, którzy za każdym razem ratowali poszczególne części ciała gamonia. Na zawody jeździć nie planowaliśmy, więc jazda na Elijah była w stu procentach jazdą rekreacyjną, bylebym mogła odpocząć od sterczącej mi nad uchem mamy.
     Akcję ratunkową przeprowadziliśmy względnie szybko — minęło raptem piętnaście minut, a para zaprzyjaźnionych weterynarzy stawiła się w naszej stajni, żeby zająć się niezadowolonym Elijah. Z Benedictem staliśmy u wylotu budynku, nie chcąc zawadzać albo drażnić konia. Czas dłużył się niemiłosiernie, a kiedy usłyszeliśmy diagnozę i przewidywane koszta leczenia, niemal ugięły mi się nogi.

14 lip 2020

Od Duanny C.D Eliasa

     Kiedy słyszę zdrobnienie mojego imienia, czuję jak moje nogi miękną. Nie słyszałam tego dobre kilka lat, co sprawia, że wszelkie wspomnienia ponownie wracają i mam wrażenie, że zagnieżdżają się w mojej głowie. Milion myśli, które nagle napływają do mojej głowy są sprzeczne. Plusy i minusy, ale kiedy zauważam, że minusów jest znacznie mniej, ustępuję. Właściwie są dwa: pierwszym jest przyznanie się do wpadki z jego ówczesnym przyjacielem, a co za tym idzie, rysa na moim honorze. Drugim minusem jest fakt, iż z tego co widzę, Lucas ma problemy z prawem, a ja pracuję, jak pracuję i mogłoby to rodzić kolejne. Mimo to, nie jest to nic, czego ewentualnie nie udałoby nam się pokonać. Tym razem przyjaźń jest dla mnie ważniejsza. Od początku powinna być. Dopiero rok po fakcie, pięć lat temu doszło do mnie, jak wielki błąd popełniłam i jak bardzo żałuję tego, że zerwałam kontakt z najbliższą mi osobą, jaką dotychczas miałam.
     Wzdycham ciężko, kładąc zimną dłoń na czole i jednym ruchem zwalniam zamki z drzwi. Te otwierają się na oścież, a przede mną stoi mężczyzna, którego niegdyś tak dobrze znałam. Zmienił się, wydoroślał i dojrzał, przynajmniej fizycznie, bo nie wiem, jaki aktualnie jest. Serce każe mi rzucić się w jego ramiona i pozwolić, aby mnie mocno uścisnął, ale moja twarz pozostaje niewzruszona.
     — Wejdź — mówię chłodno, choć w środku cała szaleję, gdy tęsknota bierze nade mną górę. — Tylko cicho, Tate śpi — dopowiadam, kierując nas do salonu.
     — To twoja córka, tak? — pyta.

13 lip 2020

Od Elizabeth CD. Jasona


Czy ten człowiek mnie śledził? To nie może być przypadek, że pojawia się w miejscach, w których na ogół przesiaduję ja. A co, jeśli on myśli, że ja go śledzę? W końcu równie dobrze mógł mnie wziąć za jakąś wariatkę, która go prześladuje? A teraz jeszcze zgodziłam się na współpracę z ich zespołem i będę widywać go częściej niż planowałam. Musiałam obrać jakąś taktykę, która w głównej mierze polegałaby na skupieniu się na pracy i wyrywkowych odpowiedziach. Byłam tylko fotografem, więc nie musiałam się jakoś specjalnie integrować z nimi, wystarczy gdy będę stać i robić zdjęcia.

Od Leona

-Fiona! Skarbie wstawaj!- Głos mojej rodzicielki zaatakował moje biedne uszy. Jęknąłem i podniosłem głowę. Mama odsłoniła okno i stanęła nad mną jak katt nad biedną duszą.
-Proszę cię, nie mów do mnie tym imieniem.
-Tak cię nazwałam, tak cię będę nazywać- Warknęła i uśmiechnęła się. Westchnąłem cicho, podniosłem się. Podniosłem spodnie z podłogi i zgarnąłem binder z krzesła. Z szafy wygrzebałem bluzę i koszulkę. Było ciepło więc bluza raczej będzie mi niepotrzebna, ale dobrze jest być przygotowanym na zimno. Spakowałem zeszyty i parę książek do plecaka i poszedłem do łazienki. Umyłem się i spojrzałem kątem oka na moje nagie ciało w lustrze. Włosy łonowe rosły po swojemu, płaski brzuch one. Dwa niepotrzebne nikomu do niczego worki tłuszczu. Pokręciłem głową i odwróciłem wzrok. Po co to komu. Wytarłem się i szybko ubrałem, Binder spłaszczył mnie, ale odebrał mi odrobinę oddechu. Sapnąłem i pomasowałem lekko swoje boki. Biedne żebra, ale wolę to niż cycki. Założyłem koszulkę, z której uśmiechała się do mnie jakaś dziwna istota. Chyba to miał być lis, ale nie miał uszu. Poprawiłem włosy i złapałem plecak. Zszedłem na dół i usiadłem do stołu.
-O której dzisiaj wracasz?- Ojciec podniósł na mnie wzrok znad śniadania.
-Mam zajęcia do 15 więc powinienem koło 16 być- Mruknąłem i wgryzłem się w kanapkę.
-Powinnaś być.
-Powinienem- Wymamrotałem bardziej sam do siebie niż do ojca. On chyba nie próbował rozumieć. Zjadłem szybko, starając się unikać dalszych konfrontacji.
-Wieczorem przychodzi do mnie szef z rodziną, będą jego dzieci, włóż tę sukienkę którą kupiła ci mama- Odezwał się ojciec. Zamarłem. Błagam nie. Czy oni to robią dla swojej chorej satysfakcji? Zacisnąłem powieki i policzyłem do trzech, starając się szybko wyciszyć emocje.
-Fiona, zrozumiałaś?- Ojciec naciskał. Pokiwałem głową, bez słowa podniosłem się. Dzisiejszy dzień będzie zły. Zabrałem swój plecak i wyszedłem, zanim powiedzieli cokolwiek więcej. Wcisnąłem słuchawki do uszu i ruszyłem na przystanek autobusowy. Przejechałem tę trasę dopiero dwa razy, ale już mniej więcej wiedziałem ile stoi się w korkach. Ludzie dookoła czekali, nerwowo spoglądając na zegarki. W końcu nadjechał on, metalowy bohater na kołach. Tłum wpłynął przez otwarte drzwi i zlał się w jedność. Udało mi się stanąć przy oknie. Jakaś kobieta stała wciśnięta obok mnie, ale była zajęta czytaniem maila w telefonie. Teraz pół godziny i jestem prawie pod uniwerkiem. Moją głowę zapełniły myśli. To niby pierwszy dzień. Ominąłem dwa pierwsze dni zajęć, bo rodzice postanowili wydłużyć sobie wakacje, więc tkwiłem z nimi za granicą. Tkwiłem to dobre stwierdzenie, oni ciągle chcieli się kąpać w wodzie, a ja nie miałem w planach paradować w kupionym przez moją rodzicielką stroju kąpielowym. Szczególnie że miał stanik z Pushupem. Zmieniłem piosenkę, głośne rapowanie zalało moje uszy. Tylko co teraz? Mają mnie na listach jako Fionę. Boże, nienawidzę tego imienia. Jak by nie mogli mi dać normalnego. Fiona, kto tak nazywa dzieci? Najwyraźniej moi rodzice. Uparli się przy tej Fionie, Leon dla nich nic nie znaczy. Ale ja nim jestem. Ja naprawdę nim jestem. Autobusem szarpnęło.
-Przystanek centrum- Ogłosił robotyczny głos. Złapałem mocniej plecak i przedarłem się przez tłum, Wyskoczyłem na przystanek. Dookoła multum obcych twarzy. Od razu zwiesiłem głowę i ruszyłem w znanym mi kierunku. Zajęcia się jeszcze nie zaczęły. Prowadzący siedział przy biurku i coś sprawdzał. Niepewnie podszedłem do niego.
-Um, dzień dobry- Wymamrotałem niepewnie. Głos mi się załamał.
-Witam, w czym mogę pomóc?- Uśmiechnął się lekko.
-Mnie nie było wczoraj, ale ja przepraszam, wina rodziców- Mamrotałem jak opętany.
-Nie ma problemu, czytaliśmy wczoraj Sylabusa, myślę, że zapozna się z nim... Pani? - Zatrzymał się.
-Ja właśnie w tej sprawie, jestem na liście jako Fiona Bassil, ale czy byłby problem, gdyby zwracano się do mnie Leon?- Zapytałem i czułem, jak stres zalewa mnie silną falą.
-Oczywiście, czyli Panie Leonie, poradzi Pan sobie z zapoznaniem się z sylabusem, jak mniemam?- Przekreślił moje imię na kartce i zapisał nowe. Kiwnąłem głową i odetchnąłem cicho.
-Przekażę innym prowadzącym o Pana prośbie, nie będzie Pan musiał do każdego podchodzić i tłumaczyć- Kiwnął głową i odprowadził mnie wzrokiem do ławki. Usiadłem i poczułem, jak napięcie maleje. Tyle przynajmniej się udało. Przy sprawdzaniu listy znów się spiąłem.
-Pan Leon?
-Jestem- Podniosłem rękę i nerwowo się uśmiechnąłem. Kiwnął głową i zaznaczył obecność. Przymknąłem oczy i odetchnąłem. Zanim zdążyłem się wyciszyć, zaczęliśmy zajęcia Wykład z historii Antyku.
Zgodnie z planem, zajęcia skończyłem o 15. Wyszedłem z budynku i odetchnąłem. Miałem w planach wrócić do domu na piechotę. Przynajmniej mogłem się przygotować psychicznie na wieczorny horror.

Leon (Fiona) Bassil

Źródło: Kassidy Drake, zdjęcie z jej ig.
Motto: Jeżeli nie rozumiesz bez tłumaczenia, to znaczy, że nie zrozumiesz, choćbym ci nie wiem ile tłumaczył.
Imię: Prosi aby zwracano się do niego Leon, jednak część ludzi nadal używa martwego imienia: Fiona.
Nazwisko: Bassil
Wiek: 18 lat
Data urodzenia: 13.04.
Płeć: Leon urodził się w ciele kobiety, ale jest mężczyzną.
Miejsce zamieszkania: Aktualnie mieszka w domu rodzinnym. Ma niewielki pokój na drugim piętrze, w którym przeważa czerń i zieleń. Trochę roślin, meble i tyle. Ma jedno osobowe łóżko,  biurko pod oknem, na którym rozstawiony jest jego komputer i cały sprzęt do grania. Nie lubi i nie potrafi dekorować i urządzać wnętrz.
Orientacja: Biseksualny.
Praca: Zaczyna przygodę z pracą, póki co studiuje, ale dorabia w weekendy w kawiarni. Studiuje filozofię.
Charakter: Leon jest cichy, prędzej go zobaczysz, niż usłyszysz. Jest bardzo niepewny siebie i często woli milczeć. Jest dobrym słuchaczem. Potrafi odcinać się od ludzi, kiedy zaczynają podnosić głos. Nie lubi awantur i stroni od głośnych miejsc (ale dobrym koncertem nie pogardzi). Jest bardzo koleżeński i stara się być uprzejmy na każdym kroku. Często ma jednak dość ciągłego bycia branym za przeciwną płeć, złych zaimków, ciągłego plucia w twarz przez świat. Nie jest jeszcze w stanie z siebie tego wydobyć. To powoli narasta. Ma w sobie dużo zmęczenia ludźmi. Jest introwertykiem i docenia czas spędzony ze samym sobą. Nie wybucha łatwo. Jest raczej wycofany, jeśli poznaje nowe osoby, nigdy nie jest pewien, czy go zaakceptują, wiec woli się nie przywiązywać. Boi się samotności, jednak zarazem woli ją od bólu i pozostawienia przez ludzi, którzy wdawaliby się mu bliscy. Często mówi jedno, ale czuje drugie. Można by powiedzieć o nim, że istnieje w dwóch światach, tym komputerowym (online) gdzie wszyscy znają go jako Leona, a tym realnym gdzie większość ludzi nazywa go jeszcze Fioną. Uwielbia wychodzić z domu i znikać gdzieś z książką. Studia zmusiły go trochę do czytania, ale nie jest to problemem. Zakochał się w poezji. Ciągle ma nadzieję, że jego pisane do dziennika wiesze kogoś oczarują.
Hobby: Lubi grać w gry na komputerze. Dużo spaceruje i słucha przy tym muzyki. Zagłusza tym myśli. Pisze i czyta wiersze, ale nikomu się do tego nie przyznaje.
Aparycja|
- wzrost: 167cm
- waga: 59 kg
- opis wyglądu: Patrząc na Leona, można zadać sobie pytanie: Czy to chłopak, czy dziewczyna?. Jest niewysoki i ma raczej delikatny typ urody. Natura całe szczęście obdarzyła go wąskimi biodrami i małym biustem więc udaje mu się maskować pod ubraniami. Ma duże brązowe oczy, lekko kręcone włosy i ładne pełne usta.
- pozostałe informacje: Ma kolczyk w nosie.
- głos: Stara się zniżać tempr swojego głosu, ale dalej nie jest to ani męski ani kobiecy głos. Ciężko określić po jego głosie jakiej jest płci.
Historia: Leon urodził się dziewczyną. Jego całe życie czuł, że coś jest z nim nie tak. Dopiero kiedy zaczął używać męskich zaimków, ubierać się jak chłopak, poczuł, że to właśnie o to chodziło. Jest trans. Chciałby urodzić się w męskim ciele. Jego rodzice nie rozumieją, dalej jest w ich oczach Fioną. Nie akceptują jego zmian, uznają to za fazę taką fascynację, idiotyzm.
Rodzina: Nie ma rodzeństwa. Jego mama to Georgia Bassil a jego ojciec to Fernando Bassil.
Partner: --
Potomstwo: --
Ciekawostki: Nosi Bindery (takie mega ciasne staniki?), dzięki którym jego klatka piersiowa przypomina męską. Chciałby zacząć przyjmować testosteron, ale niestety nie ma pieniędzy ani wsparcia rodziny. Słucha techno i rapu.
Inne zdjęcia: Link
Zwierzęta: Jego rodzice mają uczulenie na wszystko, więc nie może mieć.
Pojazd: Rower i  hulajnoga.
Kontakt: Przecinek na dc.

Od Angeline CD. Ivana

Nie no, nie wytrzymam. To była ostatnia rzecz, jakiej się spodziewałam w tym tygodniu.
To, że ktoś mnie śledził, wyłapałam na zakupach. Całkowicie przypadkiem, ale jednak. Podszedł do mnie ochroniarz i spytał się, czy może zajrzeć do mojej torby. Zgodziłam się, bo przecież nie miałam tam nic podejrzanego, a on po cichu do mnie szepnął, że odkąd tylko weszłam do sklepu, to ktoś mnie śledzi. Ponadto uprzejmie mnie zapytał, czy ma zadzwonić po policję lub wyprowadzić gościa ze sklepu.

Od Eliasa C.D Duanny

    Powrót do celi był raczej nieunikniony, więc nie dziwi mnie, gdy zostaję na powrót zamknięty na klucz. Obok widzę znudzonego już do reszty Iliaha, z którym to jeszcze wczoraj rozmawiałem i jest mi głupio, że przeze mnie musi tutaj siedzieć. Bez słowa siadam pod ścianą mając nadzieję, że Duanna załatwi nam przepustkę i wyjaśni, że nie jestem winny. Podałem jej chyba wystarczające dowody na to, że nie popełniłem żadnej zbrodni i przechodzę przez to wszystko bez powodu. Mija kolejna godzina, a ja tylko obserwuję jak prawa noga nerwowo mi skacze. Nienawidzę stresujących sytuacji, gdy musisz czekać na wyniki obawiając się najgorszego, że będą złe. To samo uczucie jest przed odebraniem sprawdzianu w szkole lub przed wynikami ważnych badań, które stwierdzą jak dużo czasu ci jeszcze zostało na tym idealnym świecie. Zaczynam myśleć o nieprzyjemnych rzeczach, a nie tak powinienem zajmować swój czas za kratkami.

Od Oliego

Ja tak tylko grzecznie ostrzegę, że występują tu myśli samobójcze, więc jest, to cię może jakoś zranić albo cos to nie czytaj:)

Złość. Chyba tyle aktualnie czułem. Moje ciało buzowało. Nagle wszystkim dookoła przeszkadzało moje ja. Bycie sobą co? Zacisnąłem wargi i pięści. Jebać ich wszystkich. Wymaszerowałem z klubu i kopnąłem w pobliski słupek. Beznadzieja, tyle maiłem w głowie. Nawet nie miałem się z km pobić, ulica była pusta. Spojrzałem na betonowy słup i wymierzyłem dwa ciosy. Ręce mnie zabolały, ale nadal nie poczułem ulgi. Czy ta złość nie może się odpierdolić? Ruszyłem do domu, szurając nogam i kopiąc pozostawione na ulicy puszki i kamienie. Ten świat dawno mnie tak nie irytował. Po pół godziny dotarłem pod drzwi klatki schodowej. Otworzyłem i pomaszerowałem do mieszkania. Za otwartymi drzwiami czekała na mnie cisza. Dopiero kiedy usiadłem na łóżku, dotarło do mnie. Jestem po prostu samotny. To brzmi tak obrzydliwie, ale jestem. Po tym, jak straciłem T... Nie, nie będę wymawiać jego imienia, to dzięki temu jakoś zapominam, albo powinienem zapomnieć, bo nie pomaga to nijak. Zdjąłem z szyi łańcuszek i położyłem na dłoni dwie obrączki. Tyle mi zostało, kawałek metalu brak. Pusto. Przeczesałem włosy dłonią i ucisnąłem kark. Nic, nawet już ból nie pomagał. Ucisnąłem nasadę nosa i westchnąłem. Jakaś woda spłynęła mi po dłoni. I kolejna kropla. Nagle zmagałem się ze słonym wodospadem. To wszystko mnie przerasta. Złapałem paczkę papierosów i wyszedłem na balkon. Odpaliłem zapalniczkę trzęsącymi się rękoma i zaciągnąłem się dymem. Słone łzy dalej zalewały mi policzki, spływały do ust, kapały swoimi własnymi ścieżkami. Kolejny papieros i kolejny. To nie pomagało. Tego piekącego, szarpiącego uczucia w piersi nie dało się zagłuszyć. Podszedłem bliżej barierki i spojrzałem w dół. Kilka łez spadło na chodnik. Do głowy napłynęły mi głupie myśli. Cofnąłem się gwałtownie i wpadłem do mieszkania, zamykając okno balkonowe. Skuliłem się na podłodze jak najdalej od balkonu i schowałem głowę w ramiona. To będzie długa noc.

Nie spałem. Ciężko się śpi, kiedy jedyne co ma się ochotę zrobić to wyskoczyć z okna. Jęknąłem i wyprostowałem obolały kręgosłup. Podniosłem się powoli i złapałem ścianę, świat odrobinę wirował. Ruszyłem do łazienki. Z lustra patrzył na mnie trup. Napuchnięte oczy, wielkie sine koła pod wspominanymi wcześniej oczami, przekrwione białka. Włosy tłuste, poraniona warga i zmęczenie. To wszystko bez sensu. Przepłukałem twarz zimną wodą i wyszedłem z czterech ścian mojej samotni. Chyba śmierdziałem, te ubrania miałem na sobie już od paru dni. Trudno. Powoli ruszyłem ulicą, bez konkretnego kierunku, bez konkretnego sensu. Snułem się, licząc na grom z jasnego nieba.

(Jeśli ktoś ma ochotę, zapraszam do odpisania :))

Od Jasona cd. Elizabeth


          Przeglądałem właśnie szampany, mając w ręku już jedno z najlepszych win. Obiecałem kumplowi, że kupię mu szampana na rocznicę z żoną, on sam nie mógł wyjść z studia wcześniej. Był cholernym profesjonalistą. W pewnym momencie, ktoś na mnie wpadł. Kiedy tylko dostrzegłem panią fotograf, uśmiechnąłem się.
          - Coś chyba mówiłem o zbiegu okoliczności?
          - Nie chciałam pana staranować, panie Hamilton. Zwyczajnie się zagapiłam, to się nie powtórzy. – Uniosłem pytająco brew, a na moją twarz po raz kolejny wpełzł delikatny uśmiech, który polegał na uniesieniu kącików ust, ledwo zauważalnie.

12 lip 2020

Marcus Ebert

Źródło: Pinterest/50 Cent/Curtis James Jackson III 
Motto: Tam skąd pochodzę nie ma planu B więc korzystaj z dnia dzisiejszego, bo jutr nie jest obecne. 
Imię: Marcus 
Nazwisko: Ebert 
Wiek: 24 lata 
Data urodzenia: 6 lipca 
Płeć: Mężczyzna 
Miejsce zamieszkania: Marcus mieszka w biednej dzielnicy miasta. Może to dziwne, że koleś który jeździ super autami, gra koncerty, nie posiada luksusowego apartamentu. Marcus nadal utożsamia się z ulicą. Mężczyzna wynajmuje 80m2 poddasza w jednej z kamienic. Przerobił on sobie je na swój sposób. W całym mieszkaniu są stare, odrapane meble. Wszystko jest urządzone w przestrzeni otwartej. Kuchnia i jadalnia oraz salon to jedno wielkie pomieszczenie. Łazienka oczywiście musi mieć wannę, gdyż Marcus uwielbia brać długie kompiele. Urządził sobie tak własne wygłuszone studio do nagrań z profesjonalnym sprzętem, które znajduje się w tym samym pomieszczeniu co jego pokój. Jedynym fajnym meblem w jego domu jest nowe, wielkie, wygodne łóżko, nie wliczając kilku profesjonalnych sprzętów do ćwiczeń. Marcus wybrał to miejsce, aby w ciszy i spokoju mógł sobie palić, jarać i szykować towar oraz nie mieć daleko do pracy, gdyż to miejsce znajduje się w sercu jego rewiru na którym sprzedaje dragi.
Orientacja: Heteroseksualny
Praca: Muzyk-Raper/ Diler
Charakter: Marcus nie rzuca się w oczy jakoś nadzwyczajnie, poza tym, że jest czarnoskóry. Cichy, spokojny, z myślami gdzieś daleko. Szanuje innych ludzi, a zwłaszcza kobiety. Małomówny, trzymający się na uboczu z poważną miną. Nie wzbudza on swoim wyglądem sympatii, raczej niechęć. Owiany tajemnicą skrywaną w sercu przepełnionym bólem, nienawiścią i rozpaczą.
Nie uśmiecha się często. Jest lekko wycofany w kontaktach z nieznajomymi, nie lubi poznawać ludzi, ma grupkę zaufanych znajomych i stara się jej nie powiększać. Jego dom to ulica nocą, jego rodzina to dilerzy, jego praca to muzyka i dragi. Marcus ma swój świat, swoje zasady, swoje granice. Jest wyjęty spod prawa. Gdy łapie go policja, doznaje „amnezji”- nigdy nikogo nie wsypał, nie dał się przekupić. Jest twardym facetem, dla którego ból fizyczny jest częścią życia. Jest lojalny wobec "braci". Nie zna strachu, dlatego tak daleko zaszedł. Wzbudza szacunek na ulicach, nie daje siebie obrażać. Facet musi mieć jaja, od dzieciaka latał z bronią i wie jak się nią posługiwać. Nie potrafi on uzewnętrznić swoich uczuć, chyba że przez muzykę. Jest dumny ze swojego pochodzenia. Ma ogromny dystans do siebie i nie obraża się, gdy ktoś nazywa go czarnuchem. Sam w swoim piosenkach używa takiego określenia.
"Jak czarnuchom się nie spodoba to olać ich. I patrzyć jak kasa się piętrzy" lub "Teraz te jebane czarnuchy stawiają pieniądze za moją głowę". Marcus bywa często wulgarny w swoich wypowiedziach. Jest porywczy, często staje się agresywny. Ciężko mu trzymać nerwy na wodzy, czasami nie wytrzymuje i wpada w szał. Jest niecierpliwy, jeśli coś wymyka się spod kontroli, zrobi wszystko, aby odzyskać panowanie nad sytuacją. Przemoc wobec innych to problem, z którym boryka się od zawsze, większość problemów rozwiązuje pięściami. Nie potrafi spokojnie rozmawiać, często się unosi. Jest stanowczy, nie ma z nim dyskusji, jeśli ma jakieś zadanie do wykonania, musi być ono wypełnione perfekcyjnie. Jest typowym liderem, potrafi zarządzać swoją ekipą, ma twarde zasady i pilnuje porządku. Dzięki temu wszystko działa jak należy. W relacjach z dziewczynami jest dość niepewny, raczej nie ma duszy romantyka. Stawia pracę ponad miłość, nic nie jest dla niego ważniejsze. Jedno wie gdyby miał kogoś ważnego w swoim życiu nie potrafił by zdradzić. Chociaż bywa samolubny i egoistyczny mógłby postarać się zmienić. Bierze w pełni odpowiedzialność za podjęte decyzje i wiążące się z nimi konsekwencje. 
Hobby: Muzyka Rap/Hip-Hop, Deskorolka, Siłownia,Tatuaże.
Aparycja|
- wzrost: 178 centymetrów
- waga: 80 kg
- opis wyglądu: Marcus to wysoki muskularny mężczyzna. Ma ciemne brązowe oczy i czarne włosy zazwyczaj obcięty na krótko. Nosi za duże koszulki luźne ciuchy, spodnie z krokiem do kolan. Posiada wielka kolekcję czapek z daszkiem.Zegarki i łańcuchy, pierścienie to nieodłączna część jego stylu. 
- pozostałe informacje: Posada wiele tatuaży na ciele, zawsze nosi złote łańcuchy i krzyż na szyi, nie rozstaje się na długo ze swoja czapką z daszkiem. 
Historia: Marcusa wychowywała samotnie matka. Chłopak nigdy nie poznał swojego ojca. Ten temat był zazwyczaj tematem tabu. Zawsze gdy wypytywał o niego mamę, ta od razu stawała się nerwowa i kazała mu iść do swojego pokoju. Gdy jechał z nią gdzieś i widział czarnoskórych mężczyzn, zastanawiał się, czy któryś z nich nie jest jego ojcem. Mama zajmowała się dilerką, dzięki czemu mieli tyle kasy, że starczało im na wygodne życie, markowe ubrania, dobre jedzenie. Chłopakowi nigdy niczego nie brakowało. Pewnego razu mama zostawiła Marcusa u babci na kilka godzin. Niestety nie wróciła z pracy, została zamordowana, a budynek gdzie leżały zwłoki spłonął. Tego dnia wszystko się zmieniło. Marcus zamieszkał u dziadków, lecz nie był tam sam - mieszkała u nich ósemka jego kuzynów, z którymi niemal cały czas się bił. Kłócili się o miejsce do spania, o jedzenie. W efekcie dziadkowie przenieśli mu łóżko do piwnicy. Marcus nie był najlepszym uczniem, ledwo skończył szkołę. W międzyczasie zaczął sprzedawać prochy, aby mieć kasę na ciuchy. Podczas przeszukania w szkole w jego plecaku znaleziono amfetaminę. Trafił do poprawczaka, a po jego opuszczeniu nie miał gdzie wracać. Jego dziadkowie nie chcieli mieć z nim nic wspólnego. Pomimo to dilerka stała się jego życiem. Kilkakrotnie siedział w więzieniu i tam odnalazł swój muzyczny talent. Po ostatniej odsiadce poświecił się muzyce i wydał kilka płyt. Aktualnie jest jednym z lepszych raperów. Odsiadki jednak nie zniechęciły go do rozprzestrzeniania dragów, nadal to jego praca, a jego zespół uznawany jest za najlepszych dostawców. Niedawno dostał telefon od swojego znajomego Dymitra, aby swój biznes przeniósł na jego ulice i dbał o porządek w narkotykowym świecie Avenley River.
Rodzina: Od odsiadki w poprawczaku nie przyznaje się do posiadania jakiejkolwiek rodziny. 
Partner: -
Potomstwo: -
Ciekawostki: Ma na swoim koncie wiele muzycznych nagród. Jego marzeniem jest posiadanie syna. Chciałby być ojcem takim jakiego nigdy nie miał. Jest uzależniony on trawki i fajek. Kilka razy zdarzyło mu się sięgnąć po twarde narkotyki.
Inne zdjęcia: X X  
Zwierzęta: -
Pojazd: BMW i8
Kontakt: Bad Boy 

Od Valerio do Lucille


            Z samego rana, siedziałem w salonie oglądając porane wiadomości. Kilka porwań, jedno zabójstwo oraz pięciu skazańców, który dostali dożywocie. Nic ciekawego. W pewnym momencie na moje kolana wskoczyła Harriet.
            - Tato, pojedziemy dziś do parku? Obiecałeś! – Westchnąłem. Dziewczynka nie rozumiała, że nie mogę tak po prostu wychodzić z domu. Zbyt wielu ludzi na mnie polowało.  
            - Wiem Harr, ale to nieco skomplikowane. Pojedziesz z Patrickiem dobrze? Tata ma dziś dużo pracy. – Pogłaskałem ją po głowie, uśmiechając się przepraszająco. Dziewczyna posmutniała.
            - Zawsze masz dużo pracy… - powiedziała po czym zeszła na ziemię i ruszyła do swojego pokoju jak podejrzewałem. Westchnąłem, po czym dostrzegając godzinę, ruszyłem do sypialni aby się przebrać. Miałem ważne spotkanie.
            Ubrałem się w granatową, prawie czarną koszulę, oraz czarne jeansy. Na nadgarstku miałem swój nieśmiertelny zegarek, a na szyji nieśmiertelnik. Poprawiłem jeszcze włosy a wychodząc z domu, zaszedłem do pokoju córki i pocałowałem ją w czoło. Nie oderwała nawet wzroku od komputera.
            - Co mówiłem ci o pisaniu na czatach? – Dziewczynka wyłączyła okno z stroną na której pisała, aby zacząć przeglądać filmiki. Westchnąłem i wyszedłem z domu, wsiadając do samochodu.
            Jadąc do lokalu, który od kilku lat był moją własnością, miałem delikatne wyrzuty sumienia. Robiłem co mogłem, aby Harriet miała wszystcko, a jednoczesnie nie mogłem sobie pozwolić na spędzanie z nią czasu. Co prawda, często odstawiałem ją do dziecków, jednak nie zawsze mogłem sobie na to pozwolić.
            Pojawiając się pod klubem, ludzie przed nim dosłownie się rozstapili. Zakładając okulary przeciwsłoneczne, wysiadłem z pojazdu i ruszyłem w kierunku drzwi. Kiedy znalazłem się wśrodku, było pusto. Jedynie ekipa sprzątająca oraz kilku ochroniaży. Znalazłem się na tarasie widokowym, gdzie siedział już niejaki Eliot. Nie znałem jego imienia, jednak interesy prowadziliśmy już od dawna.
            - V, twój brat Jason jest coraz bardziej rozpoznawalny. Jesteś pewny, że nie sypnie twoich interesów? – Wywróciłem oczami.
            - Jas to dobry chłopak, poza tym, trzyma się z dala. Chce żyć w inny sposób, nie ma powodu aby miał nas wsypać. Tak naprawdę, nie mamy kontaktu od długiego czasu. – Eliot pokiwał głową, upijając Wisky. Wiedziałem, że to on wysłał swoich ludzi aby pilnowali, czy mój brat nie wygada nic o naszych nielegalnych interesach.
            - Lubię cię V, ale musisz uważać. Ludzie od Cezara chcą zagarnąć teren, twój teren. Nie chcę żeby coś ci się stało. Tobie albo Harriet. Uważaj na siebie przyjacielu, zawsze możesz liczyć na moich ludzi.  – Podsunął pod mój nos walizkę z pieniędzmi – A to za towar. Chłopaki mieli dopłacić aby było równo.
            - Miło robi się z tobą interesy Eliot. Też uważaj na siebie, dzwoń, moi chłopcy staną za tobą murem.
            Pożegnałem się z mężczyzną. Nasze spotkanie nie trwało długo, miałem zlecenie jako trener personalny. W samochodzie miałem już ubrania na zmianę, oraz całą torbę sportową. Co prawda, tego dnia nie miałem treningu, a jedynie spotkanie z pewną rodziną, który wynajęli moje usługi dla swojej córki.
            Kiedy podjechałem pod dom – po drodze, odstawiłem swojego szofera, a na miejsce dojechałem już sam – założyłem na siebie czarny podkoszulek. Podjechałem pod bramę, a ta otworzyła się. Już wcześniej rozmawiałem z tymi ludźmi – podałem im markę i kolor mojego samochodu.         
            Wysiadłem z pojazdu i skierowałem się prosto do drzwi wejściowych. Zadzwoniłem dzwonkiem, po czym stałem tam chwilę. W tym czasie przyszła do mnie wiadomość od Patricka, że Harriet świetnie bawiła się w parku. Uśmiechnąłem się. Kiedy chowałem telefon, drzwi otworzyła mi dziewczyna, średniego wzrostu, o nieco ciemniejszej karnacji oraz brązowych włosach.
Lucille?

Od Chanel do Juliena

Ciche słowa rozmowy płynącej z głównego pomieszczenia kwiaciarni wybijają moją uwagę od róż trzymanych przeze mnie. Kolec jednej z nich wbija mi się w opuszkę palca, wywołując wypłynięcie cichego pomruku z mojego gardła i dłoń przystawioną do ust, jakby za magicznym dotykiem różdżki, krew ociekająca po skórze miałaby zniknąć. Szybko przechylam głowę, krzywiąc się, jednak po chwili wracam do przygotowywania róż, o które poprosiła klientka. Podmuch wiatru wpadający przez uchylone okno w rogu pokoju wywołuje u mnie delikatny dreszcz, wydając się zbawieniem w tak upalny dzień jak dziś. Pod nosem nucę do melodii piosenki, która płynie z małego czarnego radia ustawionego na krańcu stołu, na którym pracuję.

Od Duanny C.D Eliasa

     O godzinie jedenastej pięćdziesiąt pięć proszę jednego ze strażników, aby wprowadzili Eliasa. Jestem przygotowana na kolejną, ciężką rozmowę, ale też zdeterminowana, aby doprowadzić sprawę do końca i dojść do prawdy. Za każdym razem daję z siebie wszystko, czego rezultaty widać na sali, więc nie widzę powodu, dla którego tym razem miałoby być inaczej. Tate siedzi na kanapie, kolorując. Jest tak pochłonięta tym zajęciem, że nie martwię się o to, co ewentualnie może usłyszeć. Poza tym, jest mądrą dziewczynką, wie na czym polega moja praca oraz co jej można, a co nie. Dziecko cud. Wkrótce rozbrzmiewa się krótki dzwonek zwiastujący, że ktoś jest w poczekalni. Zapraszam ich do środka i już po chwili do gabinetu wchodzi rosły, choć zmarnowany mężczyzna, gołym okiem wyglądający, jakby się nie wyspał. Nie dziwię mu się, w końcu noc na komisariacie nie jest przyjemna, dodatkowo przeraża mnie fakt, iż mogę przegrać jego sprawę. Wtedy będzie musiał się przyzwyczaić do nowego, więziennego trybu życia, a choć tego nie chcę, to dopuszczam do siebie tę świadomość - jak zawsze. Już mam zacząć jakimś ultraprzyjaznym tekstem, typu „jak ci mija dzień?” albo „mam nadzieję, że jedzenie było zjadliwe”, choć w przypadku Eliasa najwyraźniej nie jest to potrzebne, bo zaczyna mówić pierwszy, uprzednio siadając w fotelu.
     — Dzień dobry — kiwam głową w jego stronę w geście powitania. — Będę mógł wrócić dzisiaj do domu? Mam tam kota.

11 lip 2020

Od Eliasa c.d Duanny

    Przypatruję się kobiecie, która zapisuje coś w otrzymanych dokumentach nie patrząc na mnie już, dopóki nie wstaje i zawiadamia tego samego faceta, który mnie tutaj przyprowadził. Łapie mnie za ramię i podnosi tak szybko, że nie mam okazji pożegnać się z ciemnowłosą, chociaż z drugiej strony pewnie i tak bym tego nie zrobił. Ciągle mówiła, że chce mi pomóc i dojść do prawdy, ale dosyć ciężko było mi się z nią dogadać. Nie przepadam za tym światem karierowiczów, którzy myślą, że są panami wszystkiego. W moim życiu nie ma miejsca na szczycenie się swoimi umiejętnościami czy pieniędzmi, ja staram się jedynie przeżyć i nie umrzeć z głodu. Wychodząc z gabinetu mam nadzieję, że kobieta mnie nie okłamała i naprawdę uda się to rozwiązać. Zmęczony wszelkim zamieszaniem pozwalam prowadzić się policjantowi, który jednak skręca tuż przed drzwiami wyjściowymi i kieruje się wzdłuż korytarza. Marszczę brwi i usiłuję się zatrzymać, aby to wyjaśnić.
- A ty co? Myślisz, że cię wypuszczę żebyś mógł nam zwiać? Zapomnij - dodaje z wrednym śmiechem i szarpiąc mnie jeszcze mocniej, idzie dalej.

Od Vincenta C.D Josephine

Ray trącał mnie tym swoim przekrzywionym łokciem, mrucząc pod nosem dziwaczne frazy niezwiązane z tematem lekcji, na której wówczas siedzieliśmy. Nie wiem, jakim cudem trafiliśmy do jednej ławki, ponieważ ględzący o prawie czegośtam nauczyciel już parę tygodni temu zapowiedział, że na każdych zajęciach będzie sadzał nas jak najdalej od siebie, ale mój wymęczony umysł, motywowany ogromnymi worami pod oczami, nie wytrzymywał irytujących zaczepek ze strony przyjaciela. Gdybym potrafił być asertywny i nie trząsł spodniami w obawie, że weźmie mnie za sztywnego marudę, zapewne popchnąłbym go w przeciwną stronę, żeby spadł.
     — Vinc — stęknął. — Vinc. Vinc. Vincent. Vinc, żyj — powtarzał niezmordowany. — Powiedz cooooś.

Od Dymitra Do Sharon

Od samego rana dręczyły mnie telefony. Dlaczego większość gangsterów to półgłówki. Czy to naprawdę jest takie ciężkie przemycenie stu kilo koksu. Moi klienci musieli być obsłużeni na czas, na tym polegał mój interes. Zdenerwowany wziąłem szybki prysznic, ubrałem garnitur i poszedłem do auta. Odpaliłem silnik i ruszyłem na bezludne przedmieścia. Tam czekał na mnie już jeden z moich dostawców. Na sam jego widok na mojej twarzy pojawił się grymas. Wyjąłem ze schowka pistolet i włożyłem go do wewnętrznej kieszeni marynarki. Wysiadłem z auta i skierowałem swoje kroki do dostawcy. Widziałem strach w jego oczach, może i słusznie się mnie obawiał.
- Wyjaśnij mi kurwa co poszło nie tak ? 
Facet wbił wzrok w ziemię, a ja zatrzymałem się kilka kroków przed nim zachowując dystans. 
Jego milczenie nie polepszało sytuacji. Nie musiałem długo czekać a zza ciężarówki wyszło kilku gliniarzy celujących do mnie bronią. 
- Zdrajca - syknąłem i wyjąłem broń otworzyłem ogień. Na ziemie padło ciało dostawcy a policja odpowiedziała mi tym samym. Kto ich szkolił nawet jedna kula mnie nie drasnęła. Chowając się za autem po kolei rozstrzelałem ich jak mrówki. Wyjąłem telefon i zadzwoniłem po wsparcie. Andre już jechał ja zaś szybko przeładowałem towar z ciężarówki do auta i ruszyłem osobiście rozdać prochy. 

**** Tydzień później **** 

Na samym handlu zarobiłem ogrom forsy jako, że pozbyłem się pracowników nie musiałem z nikim dzielić się zyskiem. Policja nadal węszyła jednak Andre perfekcyjnie pozbył się dowodów wraz z moją pomocą. Kolejny punkt dla mnie. Jako, że zbliżał się weekend przygotowywałem się na kolejną imprezę w moim klubie. Załatwiłem tancerki, DJ, oraz dostawę alkoholu. Około dwudziestej drugiej wszystko było gotowe, zająłem miejsce za barem i szykowałem drinki. W końcu do lady podszedł jeden z moich informatorów. Przywitałem się z nim kulturalnie po czym opuściłem stanowisko gdzie od razu zastąpiła mnie jedna z moich pracownic.
- Co Cię sprowadza ? - uśmiechnąłem się
- Zdajesz sobie sprawę, z zamieszek na rynku narkotykowym ?
- Nie.. ale możesz mnie oświecić.
- Kolumbijczycy, panoszą się na naszym terenie, doszło już do kilku ataków jeśli tego nie rozwiążesz to wkrótce stracimy rynek a twój klub pójdzie z dymem.
- To zabrzmiało jak groźba.
- Oni przestali nas szanować Dymitr, a ty raz na jakiś czas przypominasz sobie o nas. To ty powinieneś dbać o interesy, a tego nie robisz.
- Z narkotyków jest marny zysk, sam wiesz więc co się ciskasz ?
- To jest moja i chłopaków praca. Potrzebujemy szefa a owego nie mamy bo ty siedzisz na dupie, bawisz się w klubie, stukasz panienki, i zajmujesz się handlem ludźmi a nas zepchnąłeś gdzieś na szary koniec !
- Załatwię to jeszcze dzisiaj.
Wraz z Andre udałem się do jego auta. i pojechaliśmy sprawdzić co się dzieję na rynku. Miał racje kolumby faktycznie na naszym terenie sprzedawali swój ohydny towar. Gdy moi ludzie usiłowali ich przegonić otworzył się ogień. Nikt nie zwracał uwagi na przechodniów idących ulicą. Strzały i krzyki wywołały panikę sięgnąłem po spluwę i wysiadłem z auta.
- Wypierdalać z mojego terenu ! - krzyknąłem.
Wszyscy mnie tutaj znali moje zjawienie się wywołało panikę i strach u kolumbów. W akcie desperacji dwóch z nich złapało kobietę i przyłożyło jej lufę do skroni drugi trzymał przerażoną dziewczynkę.
- Taki twardy jesteś Dymitr jeden krok a cały magazynek wpierdolę w jej czaszkę !
nie nawiedziłem takich sytuacji, jak można pakować w to bezbronnych ludzi i to jeszcze niewinne dziecko. Pozabijałbym ich wszystkich, byłem wściekły.
Rzuciłem broń na ziemię i podniosłem ręce do góry.
- Wycofujemy się ! - krzyknąłem a wszyscy posłusznie złożyli broń.
Facet puścił dziewczynę i dziecko, stałem i mierzyłem go lodowatym wzrokiem. nie ujdzie im to na sucho. Broń kolumba wycelowana była prosto we mnie. mieli mnie jak na tacy.
- Andre pakuj dziewczynę i dziecko do auta - powiedziałem ostro.
Gdy obie były bezpieczne złapałem za broń i ponownie rozpętała się strzelanina. Biegaliśmy jak wariaci chowając się za auta strzelając do siebie. Jedna z kul drasnęła mnie w ramię, jednak to tylko zaostrzyło mój apetyt na zemstę. Koniec końców wszytko rozeszło się po kościach. Andre szybko przesiadł się na miejsce pasażera a ja usiadłem za kierownicą. Wrogi gang ruszył autami za nami w pościg rozbijając kulami szyby auta.
- Dziewczyna wraz z dzieciakiem położyła się na tylne kanapy a ja usiłowałem zgubić napastników. To wszystko trwało wieczność. Zbliżałem się d przejazdu kolejowego gdzie szlabany były zamknięte. wcisnąłem gaz i połamałem je ledwo zdążyłem przejechać na drugą stronę. Kolumby nie miały tyle szczęścia ich auto zostało zepchnięte pod pociąg. Dzięki temu udało mi się uciec zajechałem prosto do swojego domu schowałem uto do garażu. Andre i ja wysiedliśmy otworzyłem tylne drzwi wypuszczając  dziewczynę wraz z dzieciakiem. teraz mogłem się im przyjrzeć na spokojnie prawdopodobnie były one rodzeństwem.
- Jesteście bezpieczne - oznajmiłem.

Sharon ?


Od Duanny C.D Eliasa

— Nie wiem, czy wiesz co tu robisz i kim ja jestem. Nie ważne, co ci się wydaje, a co nie, nie jestem prokuratorem i doprowadzenie śledztwa nie jest moim obowiązkiem. Zresztą tu nie ma co doprowadzać do końca, bo dowody są jasne i nikt nie będzie się ciebie słuchał. Ja jestem twoim prawnikiem i moim obowiązkiem jest ukazanie prawdy, broniąc cię w sądzie, więc uchyl się trochę honorem i uszanuj mój czas i pracę — mówię twardo, jednak jestem tak samo spokojna i opanowana, jak byłam na początku. Obserwuję, jak mina mężczyzny zmienia się z każdą minutą.

Od Elizabeth CD Jasona

- Ja też nie, panie Hamilton - mój ton głosu brzmiał obojętnie. W miarę możliwości starałam się nie utrzymywać z nim kontaktu wzrokowego. - Jak panu mija wieczór?
Ciężko mi było stwierdzić o czym mężczyzna myślał. Mruknął coś pod nosem, a mi przypomniała się sesja zdjęciowa. Na moich policzkach znowu pojawiły się wielkie rumieńce. Wzięłam łyka drinka.
- Panie Hamilton, chciałabym przeprosić za swoje mało profesjonalne zachowanie w trakcie korzystania z moich usług - wydukałam. - Zachowałam się ja...
Nie dane było mi skończyć. Rozległ się pisk, a po sekundzie obok mojego rozmówcy pojawiły się dwie, skąpo ubrane dziewczyny.

Od Eliasa c.d Duanny

    Momentalnie zrywam się z łóżka przez dziwny huk, który rozchodzi się echem po obszernym mieszkaniu. Zupełnie jeszcze zaspany i zdezorientowany rozglądam się po pomieszczeniu starając się wyostrzyć wzrok, ale jest tak ciemno, że przychodzi mi to z wielkim trudem. Dopiero po chwili mogę zauważyć rozbity talerz na podłodze i dumnego kota na blacie wymachującego swym puszystym ogonem. Marszczę groźnie brwi posyłając kocisku jedno z moich najgorszych spojrzeń mając nadzieję, że ten zrozumie jak bardzo potrafi zaleźć mi za skórę. Niestety zwierzę mruga tylko obojętnie i zeskakuje na podłogę idąc już w jakimś obranym wcześniej kierunku, zapewne, aby rozwalić mi coś jeszcze. Przysięgam, że jeszcze jedna taka akcja i wyrzucę go na śmietnik, a z powrotem mojej siostry kupię nowego kota, jak najbardziej podobnego do tego diabła. Dosadnie wkurzony zmusiłem się do dźwignięcia się z kanapy, aby móc posprzątać ten bałagan. Przy wstawaniu zaskakują mnie zawroty głowy spowodowane zapewne dosyć dużą ilością procentów, jakie wypiłem zeszłego wieczora. To też pozwalało mi zrozumieć dlaczego zasnąłem na kanapie, a nie w swoim ciepłym, wielkim łóżku. Zaspany i obolały podchodzę do okien, aby odsłonić choć trochę światła i zobaczyć co dzieje się w pomieszczeniu. Blade światło wpada do środka pozwalając mi zobaczyć, jak wielki bałagan tutaj panował. Z trudem muszę stwierdzić, że rozbity talerz to tutaj najmniejszy problem. Wszędzie dookoła porozwalane są butelki, ubrania i puste saszetki po wiadomo czym. Gdyby zechciała mnie teraz odwiedzić policja, raczej nie miałbym szans na wytłumaczenie się z tego. Z drugiej strony w takim syfie zapewne nie mieliby szans, a tym bardziej chęci na znalezienie czegoś ważnego.

Od Jasona cd. Elizabeth

Kiedy tylko wyszedłem z mieszkania pani fotograf, ruszyłem do domu. Kolejnego dnia miałem dostarczyć zdjęcia, więc miałem czas aby przygotować się na koncert. Kiedy zjawiłem się w domu, czekali tam na mnie już chłopaki.
- Serio? Nie mogliście zadzwonić? Poza tym, widzimy się już niedługo na koncercie – prychnąłem cicho, otwierając drzwi.
- Daj spokój chłopie, pokaż te zdjęcia.
Wyjąłem fotografie z plecaka i rzuciłem je na blat stołu. Chłopaki zaczęli przeglądać fotografię, typując te, które miały największe szanse aby zostać okładką naszego albumu. Wywróciłem oczami, karmiąc Vall. Nie rozumiałem ich podekscytowania.
Niecałe pół godziny potem, byłem gotowy. Zabrałem wszystko, co było potrzebne i wsiadłem do samochodu z chłopakami. Czasami miałem wrażenie, że nigdy nie dorośli. Głośna muzyka, gadanie o dziewczynach i wieczne imprezy. Nie przeszkadzało mi to, uwielbiałem tych ludzi. Przy nich, mogłem być sobą i nie bać się tego, że mnie nie zrozumieją. Tylko oni widzieli o moim bracie oraz o gangsterach, obserwujący mój każdy krok.
- Powiedz mi Jason, ta pani fotograf to ładna chociaż była? Ja przed jakąś paskudą nie chciałbym się rozbierać – Erick parsknął śmiechem. Ja sam uśmiechnąłem się lekko.
- Nie mnie to oceniać. Ale znając twój gust, zapewne by ci się spodobała – Spojrzałem na niego kątem oka, mężczyzna tylko podrygiwał w rytm muzyki. Naszej muzyki. – Od kiedy jesteśmy w radiu?
- Od kilku dni, stajemy się rozpoznawalni Jason! Niedługo fanki będą się do nas dobijały oknami! – Rytmiczne uderzenia o kierownice, po czym zaczęła się zwrotka Ericka i chłopak zaczął śpiewać, dobrze znane mu słowa.
            Mike szturchnął mnie, kiedy w radiu rozbrzmiał też mój głos. Nie mogąc się powstrzymać, zacząłem śpiewać.

I wish I found some better sounds no one’s ever heard,
I wish I had a better voice, sang some better words,
I wish I found some chords in an order that is new,
I wish I didn't have to rhyme every time I sang.

I was told when I get older all my fears would shrink,
But now I’m insecure and I care what people think.

My name’s ‘Blurryface’ and I care what you think
My name’s ‘Blurryface’ and I care what you think

            Słowa wypływały z mojego gardła, a chłopaki z tyłu dołączyli kiedy tylko była ich kolej. Właśnie tą piosenkę mieliśmy zaśpiewać dziś w barze. Całą piątką śpiewaliśmy głośno, praktycznie przekrzykując radio. Taylor zaczął udawać swoją solówkę gitarową, a ja nie przestawałem śpiewać. Rozluźniło mnie to, na chwilę zapomniałem, że jestem śledzony przez groźnych gangsterów. Kiedy podjechaliśmy pod lokal, mieliśmy super humory. Wyszedłem z pojazdu z śmiechem na ustach. Odróżniałem się od chłopaków ubiorem, ale to było normalne. Zawsze, oni ubierali się luźno podczas kiedy ja zakładałem koszule.
            - Black Wings! Wszystko gotowe, po drinku? – Właściciel podszedł do nas i uśmiechnął się szeroko. Wszyscy zgodnie pokiwaliśmy głowami i ruszyliśmy do pokoju, wydzielonego specjalnie dla nas.  Tam rozwaliłem się na kanapie.
            - To co, zaczynamy spokojnie czy od razu z grubej rury?
            - Raczej z grubej, jak zawsze. Rozniesiemy ten bar, nie będzie czego zbierać po naszym występie! A ci wszyscy ludzie, oszaleją na naszym punkcie.
            Chłopaki przebrali się, założyli na siebie czarne koszulki oraz skórzane kurtki jak i tego samego koloru buty. Ja za to, nie musiałem się przebierać. Biała koszula z podwiniętymi rękawami, czarne jeansy, oraz białe adidasy. Stanąłem przed lustrem, zupełnie tak jakbym znowu szukał podobieństw do Valerio. Westchnąłem, widząc, że nic się nie zmieniło i jestem do niego podobny w dalszym stopniu. Erick podszedł i poklepał mnie po ramieniu.
            - Stary, zaczynamy show.
            Kiedy tylko pojawiliśmy się na scenie, rozległ się aplauz. Spojrzałem na chłopaków, którzy już ustawili się na swoich miejscach. Dałem im znak i jak jeden mąż, zaczęli grać doskonale znaną melodię. W barze było sporo młodych ludzi, nastolatki i widocznie ich rodzice. Wszyscy zaczęli klaskać,  wybijając rytm.

Sometime a certain smell will take me back to when i was young
How come I'm neber able to identify where it's coming from,
I'd make a candle out of it if I ever found it,
try to sell it, never sell out of it, I'd probablu only sell one,

It'd be to my brother, 'cause we have the same nose,
Same clothes homegrown a stone's throw from a creek we used to roam,
But it would remind uf of when nothing really mattered,
Out of student loans and treehouse homes we all would take the latter.

            Chwyciłem mikrofon I zacząłem śpiewać. Zawsze oddawałem temu całe serce, tym razem nie było inaczej.  Słowa wypływały ze mnie wraz z oddechem, ludzie przed sceną wpatrywali się w nas z uśmiechami. A moją uwagę przykuła dobrze znana mi osoba. Pani fotograf, Elizabeth Sawir siedziała właśnie na barowym krześle z napojem w ręku i ewidentnie nie mogła uwierzyć w to, że jest na koncercie osoby, której dziś robiła sesję. Spojrzałem prosto na nią, a po chwili po prostu przebiegłem wzrokiem po całym lokalu. 

Wish we could turn back time, to the good, old days,
When our momma sang us to sleep but now we're stressed out.
Wish we could turn back time, to the good, old days,
When our momma sang us to sleep but now we're stressed out.

We used to play pretend, give each other different names,
We would build a rocket ship and then we'd fly it far away,
Used to dream of outer space but now they're laughing at our face,
Saying, "Wake up, you need to make money."

            Kiedy tylko skończyliśmy śpiewać, zeszliśmy ze sceny. Ja sam za to, ruszyłem prosto do dziewczyny. Uniosłem pytająco brew.
            - Nie wierzę w zbieg okoliczności, panno Sawir. – Mój głos nie wyrażał żadnych emocji, ani intencji. Dziewczyna miała na twarzy rumieńce, jednak wiedziałem, że były to rumieńce spowodowane alkoholem, który wypiła. Nie byłem w stanie określić ile już tu była.
            - Ja też nie, panie Hamilton. – Spojrzała na mnie twardo, ja za to uniosłem pytająco brew.

Panno Sawir?