13 lip 2020

Od Jasona cd. Elizabeth


          Przeglądałem właśnie szampany, mając w ręku już jedno z najlepszych win. Obiecałem kumplowi, że kupię mu szampana na rocznicę z żoną, on sam nie mógł wyjść z studia wcześniej. Był cholernym profesjonalistą. W pewnym momencie, ktoś na mnie wpadł. Kiedy tylko dostrzegłem panią fotograf, uśmiechnąłem się.
          - Coś chyba mówiłem o zbiegu okoliczności?
          - Nie chciałam pana staranować, panie Hamilton. Zwyczajnie się zagapiłam, to się nie powtórzy. – Uniosłem pytająco brew, a na moją twarz po raz kolejny wpełzł delikatny uśmiech, który polegał na uniesieniu kącików ust, ledwo zauważalnie.

.          - Uznam, że wybaczę pani ten występek. Ale żeby to był ostatni raz.
          Zaraz po tym, dziewczyna życzyła mi miłych zakupów i dosłownie pobiegła w kierunku kas. Pokręciłem głową. Nigdy nie zrozumiem kobiet. Kontynuowałem zakupy, do alkoholu dobrałem również trochę przekąsek dla Carry, żony mojego przyjaciela. Wychodząc ze sklepu, dostałem telefon – Elizabeth Sawir zgodziła się być fotografem naszego zespołu.
          Tym razem, przyjechałem samochodem Daniela. Mój motor został odprowadzony do mechanika, coś działo się z silnikiem, a ja sam nie miałem czasu aby do tego zajrzeć. Kiedy wsiadłem do srebrnego, sportowego porshe, od razu ruszyłem pod adres mojego przyjaciela. Na ulicach widziałem wielu ludzi, kobiety i mężczyzn, zarówno tych normalnych, jak i tych, którzy stoczyli się na sam dół. Wielu z nich zapewne miało doczynienia z pół świadkiem. Może nawet z moim bratem. Valerio zawsze umiał zakręcić się tam, gdzie nie powinno go być. Zaśmiałem się cicho. Stanie w korku zdecydowanie skłaniało do przemyśleń.
          Valerio nie dawał znaku życia, a mimo wszystko wiedziałem, że gdzieś tam jest. Że mój pierdolony brat dalej wychowuje Harriet w przekonaniu, że jej tatuś jest trenerem personalnym, zupełnie zapominając, że dziewczynka rośnie. Że kiedyś zobaczy prawdę, że zacznie pytać i wtedy cały misterny plan V padnie. A ja? Nie mrugnę nawet okiem, kiedy przyjdzie do mnie po pomoc. Wystarczająco się nacierpiałem, poza tym, nie chciałem brać udziału w jego jebanych interesach, ryzykując własnego życia. On oczernił moje nazwisko, chociaż nigdy się nim nie posługuje, a ja będę tym, który pokaże wszystkim, że bracia nie muszą być tacy sami.
          Samochody wreszcie ruszyły, a ja mogłem w spokoju przestać rozmyślać o bracie. Jeszcze tego wieczoru chciałem pojechać na cmentarz, więc po drodze wstąpiłem do kwiaciarni, gdzie kupiłem dwie białe róże. Mama uwielbiała te kwiaty, a przynajmniej tak zawsze mówił mi ojciec. Nienawidziłem cmentarzy. Zawsze będąc tam, czułem się nieswojo, jakbym naruszał spokój zmarłych. A przecież, należy im się spokój. Idąc powoli kamienistą ścieżką, co jakiś czas widziałem zapłakanych lub nienaturalnie spokojnych ludzi. Minąłem ją, idąc do dobrze znanego mi miejsca. Kiedy dotarłem pod czarno-biały nagrobek, usiadłem na ławce przed nim. Były tam dwa zdjęcia – moja matka, Angelika oraz ojciec, Alexander. Nie wiem ile tam siedziałem, ale zdążyło się rozpadać. Zupełnie nie przejmowałem się kroplami deszczu, które spadały na moje ramiona, włosy czy twarz.
          Czułem się pusty. Zawsze miałem wrażenie, że to ja zabiłem swoją matkę. W końcu, zmarła w czasie porodu. Tata zawsze mówił mi, że to nie moja wina, że tak miało być i nie mogę się obwiniać. Valerio za to, nigdy nie poruszał jej tematu. Nigdy nie wymawiał jej imienia, nie przychodził na cmentarz. A kiedy tata zmarł, zamknął ich sypialnie na klucz, mówiąc, że od teraz to miejsce będzie zawsze zamknięte. Nie umiał pogodzić się z tym, że oboje odeszli. Ja też nie. Często zazdrościłem V, on miał szansę poznać matkę, miał czas z nią porozmawiać, dowiedzieć się jaka była i co lubiła, usłyszeć jej głos i śmiech. Zobaczyć jej twarz. Ja nie miałem takiej możliwości, a jedynym widokiem jej twarzy były zdjęcia oraz filmy.
          A i tak, każdy mówił że miałem jej oczy. Kto tylko nie przyszedł, zawsze mówił, że tak bardzo przypominam Angelikę. Kiedyś mi to schlebiało, wiedziałem, że mama była dobrą osobą, więc nie miałem nic przeciwko temu, że mnie do niej porównywano. Potem, okazało się to zgubne. Czym starszy byłem, tym bardziej widziałem wzrok ojca, kiedy tylko wchodziłem do pomieszczenia, jego głos się łamał, kiedy słyszał jak śpiewam. Ona też śpiewała. W każdej chwili, gdzie tylko mogła. Śpiewała do snu Valerio.
          Przesunąłem dłonią po twarzy, po czym włożyłem po jednej róży w oba wazony. Zawsze było tu mnóstwo kwiatów oraz zniczy, dbałem o to. Poza tym, przychodzili tu też znajomi rodziców, a nawet dzieci tych znajomych. Ostatni raz rzuciłem wzrokiem na grób i powolnym krokiem, z dłońmi skrytymi w kieszeniach jeansów, ruszyłem w drogę powrotną do samochodu. Kiedy znalazłem się w środku, otarłem twarz z deszczu. A nastepnie ruszyłem w dalszą drogę – prosto do domu mojego przyjaciela.
          Tam, przywitał mnie ich syn – Alexander. Zawsze śmiałem się, że był taki sam jak mój ojciec. Nie chciał przegapić swojej szansy, opowiadał o tym, co zmieni w Avenley kiedy dorośnie. Poczochrałem go po włosach, jednocześnie dając mu trochę pieniędzy kiedy jego rodzice nie widzieli
          - Jason, wiesz co z tą panią fotograf? – Erick spojrzał na mnie, jednocześnie obserwując Alexa bawiącego się na podłodze. – Daniel mówił, że chcę ją zwerbować do zespołu.
          - Dzwonił do mnie, udało mu się. Dziewczyna się zgodziła. I dobrze, robiła mi zdjęcia i wiecie jak wyszły. Ma talent. – wzruszyłem ramionami. W pewnym momencie, dołączyła do nas Carrie.
          - Jason! Miło cię widzieć – Carrie przytuliła mnie, a następnie zabrała szampana i schowała go do lodówki – Nie musiałeś, Erick sam powinien się pofatygować.
          - Wiesz jak to u nas jest, jeden ma więcej czasu, a drugi jest pieprzonym perfekcjonistą, który nagrywa swoją solówkę gitarową trzeci dzień . – Spojrzałem wymownie na Ericka, który tylko machnął ręką.
          - Ale przynajmniej będzie idealna! Poza tym, dziś skończyłem ją nagrywać, więc nie wiem o co ci chodzi Hamilton. – zaśmiał się, a w miedzy czasie Alex wdrapał się na kanapę i ułożył obok ojca. – Jason, kiedy w końcu i ty sobie kogoś znajdziesz? Nie myślisz, że ciągłe skupianie się na karierze nie jest zdrowe?
          - Erick, nie jesteś moją matką i jej nie udawaj. Jak na razie, nie znalazł się nikt interesujący. – Mężczyzna wywrócił oczami – Daj spokój stary, dobrze mi samemu. Wiesz, że to nie jest dobry czas na szukanie partnerki.
          Posiedziałem u nich jeszcze chwilę, po czym po prostu pożegnałem się z wszystkimi i pojechałem do mieszkania pani Sawir. Nie było późno, zaledwie dochodziła osiemnasta. Zaparkowałem samochód na parkingu, po czym ruszyłem w kierunku mieszkania dziewczyny z winem. Akurat jeden z mieszkańców otwierał drzwi – skorzystałem i wśliznąłem się do środka.
          Będąc już przed drzwiami Elizabeth, zapukałem a kiedy otworzyła, z widocznym szokiem na twarzy, uśmiechnąłem się do niej.
          - Chciałem tylko pogratulować współpracy z naszym studiem.
Pani Sawir?

+20 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz