9 lip 2020

Od Elizabeth do Jasona

- Tak ciociu, wpadnę kiedy tylko będę mieć trochę czasu – z trudem powstrzymywałam ziewanie. – Nie, nie mogę teraz zrobić sobie urlopu. Jak to czemu? Sezon ślubny trwa w najlepsze i mam naprawdę sporo zleceń. Tak, pamiętam o urodzinach wujka Jamesa. Tak jak mówiłam, przyjadę w wolnej chwi…
Nie dała mi dokończyć. Ciotka Amanda zawsze musiała zadzwonić w najmniej odpowiadającym mi momencie, a nawet gdyby mi odpowiadał to i tak nie miałam większej ochoty z nią rozmawiać. Siostra mojego taty jest kobietą z denerwującym charakterem; wszystkim musi wciskać swój światopogląd. Masz uczulenie na jakąś konkretną potrawę? Na twój przyjazd zrobi takie ilości tego dania by całe wojsko wykarmić. Kiedy dobitnie przypomnisz jej o uczuleniu, zdziwiona twierdzi, że nic ci nie będzie. Nieważne, że potem James, czyli jej mąż musi cię odwozić na pogotowie, by podali ci jakiś zastrzyk. Ciotka wszystko wie lepiej, nie żartuję! Prezydentem powinien zostać ten, a nie tamten, ponieważ tamten obiecuje mniej niż ten; źle karmisz swoje zwierzęta, bez sensu kupujesz psu droższą karmę, jak może zjeść przecież resztki z obiadu, też się naje. Największym hitem, który od niej usłyszałam była krytyka zdjęć wykonanych przeze mnie: złe oświetlenie, krzywo zrobione, dobrane złe kolory. Zignorowałam jej uwagi, ale w środku zaczęłam się gotować: kobieta z wykształceniem podstawowym zajmująca się przez całe życie dziećmi (urodziła piątkę, a w międzyczasie opiekowała się potomkami sióstr) i dbająca o dom. Sama nie mam nic do kobiet, które porzuciły samorozwój na rzecz rodziny, ale z jakiej racji ma pouczać kogoś jak ma robić coś, co umie robić? Czy ja ją kiedykolwiek krytykowałam przy sprzątaniu czy gotowaniu?
- I nie jedz za dużo czerwonego mięsa, bo to źle wpływa na ciebie – ciocia Amanda kontynuowała swój nudny monolog. – Ale powinnaś trochę zmodyfikować swoją dietę, bo jeszcze trochę i same kości zostaną i żaden chłopak na ciebie nie poleci drogie dziecko. A jak już jesteśmy przy tym temacie, to masz tam już jakiegoś kawalera? Twój zegar biologiczny tyka, wiecznie młoda nie będziesz! Ja w twoim wieku byłam już w trzeciej ciąży.
- Ciociu, wybacz, ale ktoś próbuje się do mnie dobić. Zadzwonię wieczorem. – nie czekając na jej odpowiedź wcisnęłam czerwony przycisk kończący połączenie. Odetchnęłam z ulgą. Napisałam krótkiego smsa do taty: „A. znowu się nakręca i nie da mi spokoju. Błagam, zrób coś z nią. Całuję, B.”. Na ogół jeden telefon od mojego kochanego ojczulka i przez dłuższy czas miałam święty spokój od ciotki. Wystarczyło przypomnieć jej o ukochanym bratanku będącym na ostatnim roku studiów i pracującego w aptece. Odłożyłam telefon i przeciągnęłam się, podchodząc do okna. Na szczęście Amanda nienawidziła długich podróży, więc wiedziałam, że nigdy nie pojawi się u mnie niezapowiedziana.
Wyłożyłam się na narożniku dość nietypowo: głowa luźno wisiała nad podłogą, a stopami dotykałam ściany. W telewizorze leciał film przyrodniczy o życiu zwierząt na sawannie. Nie było to wybitnie interesujące, ale patrząc na to do góry nogami wydawało się ciekawsze. Jakim zwierzęciem bym była, gdybym mieszkała na takowej sawannie? Gazela czy może jednak lwica? A może słoń? A jakby tak zostać kaktusem? Żodyn by mnie nie dotknął!
Z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek mojego telefonu. Nie spojrzałam na przychodzące połączenie. Bezmyślnie złapałam za urządzenie i odebrałam.
- Ciociu Amando, nie wiem co mój ojciec nagadał, ale nie dam razy wziąć teraz urlopu nieważne jak bardzo pilna byłaby sprawa.
Telefon milczał. Czyżby to był jakiś żart? Albo coś takiego?
- Uhm – osoba po drugiej stronie odkaszlnęła. – Jason Hamilton. Czy dodzwoniłem się może do pani… Elizabeth Sawir?
Zamarłam.
- T-tak. Studio Elizabeth, fotograficzne Sawir – wydukałam. Po chwili doszło do mnie co ja powiedziałam. – Znaczy… studio fotograficzne, Elizabeth Sawir. W czym mogę pomóc, panie Hamilton?
- Potrzebuję zrobić kilka zdjęć. Czy miałaby pani dzisiaj czas?
- Proszę zaczekać momencik, zaraz panu powiem – zażenowana skierowałam się w stronę pracowni. Otworzyłam kalendarz na dzisiejszej dacie i przeleciałam wzrokiem moje zapiski. – Czy godzina 15:30 będzie odpowiednia?
- Naturalnie – odpowiedział.
- W takim razie zapraszam do mojej pracowni w moim mieszkaniu. Do zobaczenia.
Mężczyzna rozłączył się. Do zlecenia zostały mi niecałe dwie godziny, a ja dalej byłam w piżamie i upaprana w keczupie. Skoczyłam do łazienki i wzięłam prysznic. Trwał on dłużej niż planowałam, ale co ja mogę na to poradzić, kiedy musiałam dokończyć koncert. Tyle osób na mnie liczyło! Szampon Simon, Odżywka Octavia, a także Gąbka Giselle. Zaśpiewałam wszystkie piosenki, które mi ślina na język przyciągnęła. Kiedy wyszłam z łazienki ze zgrozą stwierdziłam, że do spotkania miałam pół godziny. Pognałam na górę, niemalże potykając się na schodach o kocura. Wpadłam do garderoby, a kiedy zaczęłam się ubierać Chmurka stwierdziła, że to jest idealna pora na zabawę. Złapała za drugą nogawkę moich ulubionych spodni i zaczęła ciągnąć w swoją stronę.
- Chmurka, ty moja kochana biała kupo sierści, oddawaj mi to, za chwilę przychodzi pan na zdjęcia! – suczka nie odpuszczała. W pewnym momencie rzuciłam się na nią i zaczęłam obdarowywać ją wieloma całusami. Korzystając z tego, że chciała mnie polizać, wyciągnęłam nogawkę z jej pyszczka i w mgnieniu oka ubrałam spodnie. Pobawiłam się jeszcze przez chwilę z Chmurką, jednak co dobre nie trwa wiecznie i po kilku minutach zadzwonił dzwonek do drzwi. Powlekłam się na dół po schodach i otworzyłam drzwi.
- Zapraszam – uśmiechnęłam się i przesunęłam się na bok, by mężczyzna mógł przejść. – Kawy, herbaty?
- Kawy, poproszę – powiedział i ruszył za mną w stronę salonu. Usiadł na narożniku i spoglądał na mnie kiedy przygotowywałam jego napój. W międzyczasie zadawałam pytania na temat interesujących go usług. Podałam mu kawę i usiadłam obok.
- Dobrze, możemy przejść do pracowni – zachęciłam mężczyznę i pierwsza ruszyłam w tamtą stronę. – Przygotuję tylko aparat i możemy zaczynać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz