11 lip 2020

Od Duanny C.D Eliasa

— Nie wiem, czy wiesz co tu robisz i kim ja jestem. Nie ważne, co ci się wydaje, a co nie, nie jestem prokuratorem i doprowadzenie śledztwa nie jest moim obowiązkiem. Zresztą tu nie ma co doprowadzać do końca, bo dowody są jasne i nikt nie będzie się ciebie słuchał. Ja jestem twoim prawnikiem i moim obowiązkiem jest ukazanie prawdy, broniąc cię w sądzie, więc uchyl się trochę honorem i uszanuj mój czas i pracę — mówię twardo, jednak jestem tak samo spokojna i opanowana, jak byłam na początku. Obserwuję, jak mina mężczyzny zmienia się z każdą minutą.


— Dowody podrzucone wam, których celem jest wskazanie, że to ja jestem winny? Jeżeli chcesz ukazać prawdę to zacznij mnie słuchać. Nie siedzę w tym gównie od wczoraj i wiem nieco na ten temat tak samo jak to, że nikogo nie zabiłem do cholery — mówi, zaciskając pod stołem ręce skute kajdankami. — Nie chcesz chyba mieć na sumieniu kogoś niewinnego, kto straci swoją wolność, bo ty chciałaś mieć robotę z głowy.
— Dostałeś jednego z najlepszych prawników w mieście i masz czelność jeszcze podważać moją pracę? — pytam z uniesioną brwią, zakładając kruczoczarne włosy za ucho. — Powiem ci coś — pochylam się nad mahoniowym biurkiem. — Takich jak ty, mam tu na pęczki. Każdy mówi mi to samo. I każdy chce jednego: wolności. Nie ja ci ją wyegzekwuję, ale musimy obiektywnie zająć się sprawą, jeśli chcesz, aby prawda wyszła na jaw. Twoje buńczuczne zachowanie nic nie da, tym bardziej, jeśli faktycznie nic nie zrobiłeś — dokańczam ze spokojem, opierając się wygodnie o skórzane oparcie fotela.
— Przykro mi, ale dla mnie nie jest pani nikim ważnym. Może na innych działa pani nikła skromność, ale w moim świecie nie takie rzeczy się liczą — posyła mi sztuczny uśmiech, po czym od razu poważnieje — Dobrze, w takim razie niech Pani pyta o co chce. Mnie już nie obchodzi wolność. Gdybym faktycznie był winny to z chęcią przyznałbym się do tego, co zrobiłem. W więzieniu może przynajmniej mieszkałbym lepiej.
— Co robiłeś szóstego lipca o piątej czterdzieści? — pytam, puszczając resztę jego wywodu mimo uszu. Traktuję go tak, jak każdego innego klienta, nie zależnie od tego, czy dostaję pieniądze od państwa, czy od osoby prywatnej. W ten sytuacji jestem z tymi ludźmi na jednakowej stopie i nic nie jest w stanie tego zmienić.
— Zapewne żegnałem się z siostrą, która wyjeżdżała na wakacje z rodziną — mówi ze spokojem opierając się na krześle.
— Może to potwierdzić? — pytam, zapisując wszystko na odpowiedniej karcie.
— Jak wróci to tak, o ile niecierpliwość was uprzednio nie zeżre.
— W przeciągu kilku dni zgłosi się do ciebie grafolog i oceni, czy to ty napisałeś list z groźbą. Znasz osoby ze zdjęcia, skoro to nie ty? — pytam, kątem oka zerkając na zegarek. Mam piętnaście minut, aby zakończyć spotkanie, sprzątnąć biuro i dojechać na czas do szkoły Tate na jej przedstawienie, w którym gra.
— Domyślam się kim mogą być — odpowiada lekko mrużąc oczy.
— W porządku. Powiesz to policjantowi, który prowadzi twoją sprawę, oni to określą. Następne spotkanie jest jutro o dwunastej, może do tego czasu się tym zajmą — mówię, wstając z fotela. Poprawiam czarną marynarkę, a za chwilę włosy. — W takim razie do zobaczenia — przenoszę wzrok na mężczyznę, który podnosi się ociężale ze swojego miejsca. Wciskam odpowiedni przycisk na stacjonarnym telefonie, a do gabinetu wchodzi policjant, brutalnie chwytając go za ramię. Wyprowadzają go, nim zdąży się pożegnać, chociaż nie łudziłabym się nawet na marne „nara” z jego strony. Wszystkie akta zamykam i chowam do odpowiednich szafek, chaotycznie sprzątając rzeczy z biurka.
Pod szkołą parkuję równo o piętnastej trzydzieści, czyli wtedy, kiedy przedstawienie Tate się zaczyna. Wprost nie mogę się doczekać miliona wścibskich i oceniających mnie spojrzeń ze strony wszystkich mamusiek. Wszystkie jednoznacznie twierdzą, że jestem okropną matką, bo nie gotuję co drugi dzień obiadu z zupą, nie lepię w sobotę pierogów i mam zatrudnioną sprzątaczkę, zamiast samodzielnie myć podłogi w uszytej przeze mnie podomce. Kiedy wchodzę na salę, wszystko jest już w trakcie. Staram się ignorować spojrzenia tych wszystkich okropnych bab, po prostu zajmuję pierwsze lepsze wolne miejsce, szukając wzrokiem mojej córki i jej blond włosków.

— Tate! Zbieraj się, bo nie zdążymy! — krzyczę, smarując masłem dwie kromki chleba. Kładę na nie szynkę i ser, smarując cienką warstwą keczupu, w tym samym czasie przygotowując herbatę. Jestem już dawno po śniadaniu, za to Tate wstała chwilę temu, marudząc, że jest sobota, i że wolałaby zostać, żeby bawić się lalkami, jednak akurat tego dnia nie mam możliwości, aby zapewnić jej opiekę. Moje pilne plany, to znaczy spotkanie z Eliasem nie może zostać przełożone, więc postanawiam wziąć Tate ze sobą, co zresztą często robimy.
— Ja nie chcę tam jechać — jęczy, siadając na barowym stołku przy wyspie kuchennej.
— Nie będziemy tam długo. Pojedziemy jutro do cioci Livii na kucyki, Tate. Wzięłaś swoje kolorowanki? — pytam, podsuwając jej talerz pod nos. Kiwa głową, udobruchana, choć wciąż niepocieszona. Nie dziwię jej się, co może robić sześciolatka w kancelarii prawniczej, jeśli się nie nudzić? Niestety nie mam innego wyjścia i uznaję, że przecież nic jej się nie stanie, kiedy ponudzi się kilka godzin. W dodatku Tate to Tate i zawsze znajdzie sobie jakieś zajęcie, choć najczęściej wiąże się ono ze stratami materialnymi.
Cały wczorajszy wieczór spędziłam nad dokumentami Eliasa i aktami dotyczącymi jego sprawy. Nie wierzę, że na zdjęciach jest faktycznie on, co zresztą widać gołym okiem - może nie jestem w stanie ujrzeć twarzy zakapturzonego, ale wystarczy porównać sobie sylwetki. W dodatku jest w nim coś, co wywołuje u mnie pewnego rodzaju zadumę, a ja nie jestem w stanie tego wytłumaczyć. Co ciekawsze, w wykazie nie widnieje żaden Eliar Risvik, a przynajmniej nie na przestrzeni kilku ostatnich lat, co pozwala mi sądzić, że ten zmienił swoją tożsamość. Tylko dlaczego?
W kancelarii jesteśmy o ósmej, lekko spóźnione z winy Tate, ale przecież nie ma tu nikogo, kto by miał mnie zrugać za spóźnienie. Dziewczynka rozsiada się na wygodnej kanapie przy wielkiej szafce z książkami wszelkiej maści, a ja zasiadam przy biurku, zabierając się do pracy.

+20 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz