11 lip 2020

Od Elizabeth CD Jasona

- Ja też nie, panie Hamilton - mój ton głosu brzmiał obojętnie. W miarę możliwości starałam się nie utrzymywać z nim kontaktu wzrokowego. - Jak panu mija wieczór?
Ciężko mi było stwierdzić o czym mężczyzna myślał. Mruknął coś pod nosem, a mi przypomniała się sesja zdjęciowa. Na moich policzkach znowu pojawiły się wielkie rumieńce. Wzięłam łyka drinka.
- Panie Hamilton, chciałabym przeprosić za swoje mało profesjonalne zachowanie w trakcie korzystania z moich usług - wydukałam. - Zachowałam się ja...
Nie dane było mi skończyć. Rozległ się pisk, a po sekundzie obok mojego rozmówcy pojawiły się dwie, skąpo ubrane dziewczyny.

- Jason Hamilton! - ich krzyk był głośniejszy niż jakikolwiek inny dźwięk w tle. Przełknęłam ślinę.
- Wybacz złotko, ale Jason jest nasz - jedna z nich stanęła między nami, niemalże ładując swój sztuczny tyłek przed moją twarz. Pokręciłam głową zrezygnowana i skierowałam się w stronę wyjścia, obrzucając mężczyznę ostatnim spojrzeniem tego wieczoru. Dwa metry przed wejściem wpadłam na wielkiego łysego gościa, który zamachnął się z chęcią przywalenia mi, jednak zrobiłam szybki pijacki unik i odsunęłam się na bok. Karczek uderzył innego gościa, a w barze rozpętała się mała bójka. Prześlizgnęłam się przez drzwi do lokalu i stanęłam na ulicy. Akurat zaczął padać deszcz. Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer firmy taksówkarskiej. Po pewnym czasie znalazłam się w domu. Nie przebierając się padłam na kanapę, odpaliłam jakiś nudny film, przykryłam się kocem i zasnęłam.
Rano obudziłam się przygnieciona swoimi zwierzęcymi towarzyszami. Chmurka wybrała sobie miejsce na nogach, za to Lucky położył się na mojej klatce piersiowej, przykładając swój tyłek do mojego nosa. Pogłaskałam go i z wielką niechęcią ze strony kocura przesunęłam go kawałek dalej. Ziewając podniosłam się z kanapy i ruszyłam do lodówki. Po otworzeniu drzwi ze zgrozą stwierdziłam, że nie było tam nic oprócz tygodniowej pizzy, mleka i jogurtu.
- No to czas na zakupy, Beth - mruknęłam do siebie i poszłam się przebrać. Zmieniłam bieliznę i koszulkę, dodatkowo narzuciłam na siebie za dużą na mnie bluzę. Chwyciłam za smycz, złapałam za moją ulubioną reklamówkę materiałową i razem z Chmurką ruszyłyśmy w stronę marketu oddalonego kilkanaście minut od mojego mieszkania. Lubiłam z rana chodzić na spacery, zwłaszcza, kiedy świat dopiero budził się do życia. Jak to czasami ze mną bywało, niedługo dochodziło południe i zamiast zastanawiać się nad śniadaniem powinnam wymyślić coś na obiad. Chmurka radośnie wędrowała przede mną, co jakiś czas obsikując okoliczne słupy czy też samotnie stojące aamochody. W myślach analizowałam postać pana Jasona. Coś było w nim nie tak, w końcu bez powodu nie przybrałby maski obojętności i odpowiadał mi bezuczuciowo. A może on specjalnie zachowuje się w taki sposób dla osób, z którymi nie związuje się w żaden sposób? W końcu jestem jednym z wielu usługowców, z którymi osoba o statusie społecznym gwiazdy spotyka się na codzień. Jeśli ja nie będę spełniać jego oczekiwań, zmieni mnie tak jak skarpetki. 
Z zamyśleń wyrwał mnie dźwięk dzwonka mojego telefonu. Nie byłam na to przygotowana, więc podskoczyłam w miejscu tak jakby ktoś mnie przestraszył. Starając się nie upuścić komórki wcisnęłam zieloną słuchawkę.
- Elizabeth.. CHMURKA ODŁÓŻ TEGO BUTA, ON NIE JEST TWÓJ! - krzyknęłam na suczkę, zapominając kompletnie, że połączenie ciągle trwa. - Sawir.
- Kopę lat, Beth. Pamiętam, jak jeszcze chwilę temu załatwiałaś się w pampersy - męski głos w słuchawce roześmiał się.
- Przepraszam, ale... kim pan do cholery jest? - byłam zdziwiona.
- Myślałem, że jestem na tyle rozpoznawalny, że będziesz wiedzieć - dalej się śmiał. - Daniel O'Connor, Betty. Jeden z bliższych znajomych twojego starszego, ale nie dziwię się, że mnie nie pamiętasz. Jak skończyłaś pięć lat to nasz kontakt ograniczył się do spraw biznesowych, no wiesz jak to działa.
- No tak, życie doro..
- Ale nie myśl sobie Betty, że dzwonię poplotkować słońce. Pamiętasz mojego kumpla, Jasona Hamiltona? Miał ostatnio sesję u ciebie i twoje zdjęcia wyszły naprawdę rewelacyjnie. A wiesz co to oznacza? Dobra, nie mam czasu na zgadywanki. Mam pewną ofertę dla ciebie. Co powiesz na bycie głównym fotografem moich chłopaków? Zdjęcia na koncertach, do okładek i inne takie duperele, wiesz o co mi chodzi. To jak? Tylko szybko, bo mam parę innych osób na twoje miejsce. 
Jego propozycja sprawiła, że stanęłam w miejscu. Taka okazja zdarzała się raz na milion lat.
- Tak, tak! Tak panie O'Connor, zgadzam się!
Kilka osób przechodzących obok spoglądało na mnie jak na wariatkę. 
- Świetnie Betty, widzimy się w następnym tygodniu. Szczegóły wyślę ci mailem. 
Rozłączył się. Musiałam powiedzieć o tym tacie, ale to mogło poczekać. Byłam coraz bardziej głodna, więc ruszyłam w stronę marketu.
Kiedy byłyśmy pod sklepem, przywiązałam smycz Chmurki do stojaka na rowery i weszłam do środka. Chwyciłam za koszyk i nucąc niedawno usłyszaną piosenkę spacerowałam między alejkami, co jakiś czas dorzucając jakieś produkty do koszyka. Robienie zakupów było dla mnie sporym wyzwaniem - nie sięgałam do większości półek i co pewien czas prosiłam kogoś o pomoc. Wczuta w wybieraniu produktów nie zauważyłam człowieka stojącego przede mną i wpadłam w niego. Kiedy podniosłam głowę, żeby zobaczyć kto stanął na mojej drodze ze zgrozą stwierdziłam, że był to pan Jason. No ileż można wpadać na niego?
- Uważaj, jak chodzisz, ty mały - powiedział nieco poddenerwowany, nie spoglądając na mnie. Miałam ostatnią chwilę, żeby się wycofać niezauważona i pognać do kasy. Teraz albo nigdy, Beth! Odwróciłam się i zrobilam dwa duże kroki, ale usłyszałam za sobą szelest. - Panienka Sawir? Coś chyba mówiłem o zbiegu okoliczności.
Przełknęłam ślinę.
- Nie chciałam pana staranować, panie Hamilton. Zwyczajnie się zagapiłam, to już się nie powtórzy.
Podniósł brew. To miało urok, ale tylko wtedy kiedy on to robił. Na jego twarzy zagościł lekki uśmiech.
- Uznam, że pani wybaczę ten występek - spoważniał. - Ale pod warunkiem, że to był ostatni raz.
Czy to była groźba? Miałam nadzieję, że nie. Odetchnęłam z ulgą, na szczęście nie zesłościł się na mnie za to.
- W takim razie życzę miłych zakupów - uśmiechnęłam się. Nie czekając na żadną odpowiedź z jego strony ruszyłam do kasy, zapłaciłam za swoje rzeczy i wyszłam ze sklepu. Odwiązałam Chmurkę i wróciłyśmy do mieszkania.

Pan Jason?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz