11 lip 2020

Od Eliasa c.d Duanny

    Momentalnie zrywam się z łóżka przez dziwny huk, który rozchodzi się echem po obszernym mieszkaniu. Zupełnie jeszcze zaspany i zdezorientowany rozglądam się po pomieszczeniu starając się wyostrzyć wzrok, ale jest tak ciemno, że przychodzi mi to z wielkim trudem. Dopiero po chwili mogę zauważyć rozbity talerz na podłodze i dumnego kota na blacie wymachującego swym puszystym ogonem. Marszczę groźnie brwi posyłając kocisku jedno z moich najgorszych spojrzeń mając nadzieję, że ten zrozumie jak bardzo potrafi zaleźć mi za skórę. Niestety zwierzę mruga tylko obojętnie i zeskakuje na podłogę idąc już w jakimś obranym wcześniej kierunku, zapewne, aby rozwalić mi coś jeszcze. Przysięgam, że jeszcze jedna taka akcja i wyrzucę go na śmietnik, a z powrotem mojej siostry kupię nowego kota, jak najbardziej podobnego do tego diabła. Dosadnie wkurzony zmusiłem się do dźwignięcia się z kanapy, aby móc posprzątać ten bałagan. Przy wstawaniu zaskakują mnie zawroty głowy spowodowane zapewne dosyć dużą ilością procentów, jakie wypiłem zeszłego wieczora. To też pozwalało mi zrozumieć dlaczego zasnąłem na kanapie, a nie w swoim ciepłym, wielkim łóżku. Zaspany i obolały podchodzę do okien, aby odsłonić choć trochę światła i zobaczyć co dzieje się w pomieszczeniu. Blade światło wpada do środka pozwalając mi zobaczyć, jak wielki bałagan tutaj panował. Z trudem muszę stwierdzić, że rozbity talerz to tutaj najmniejszy problem. Wszędzie dookoła porozwalane są butelki, ubrania i puste saszetki po wiadomo czym. Gdyby zechciała mnie teraz odwiedzić policja, raczej nie miałbym szans na wytłumaczenie się z tego. Z drugiej strony w takim syfie zapewne nie mieliby szans, a tym bardziej chęci na znalezienie czegoś ważnego. Przesuwając stopami ubrania na ziemi podchodzę do szafek w kuchni, skąd wyciągam zmiotkę. Niechętnie kucam przy rozbitym talerzu i zaczynam zmiatać jego szczątki. Dziękowałem jedynie za to, że był pusty, bo resztek zepsutego jedzenia nie chciałbym tykać. Sprzątnąwszy odłamki szkła podnoszę się słysząc przy tym jak każda możliwa kość pod moją skórą niepokojąco strzela i pstryka. Nienawidzę takich poranków. Ból rozsadzający głowę i jej okolice, nieprzyjemne nudność i uczucie, że każdy dzień jest jednakowy. Już od paru miesięcy czuję, jakbym przeżywał jeden dzień w kółko i w kółko. Pobudka, ból, prysznic, czasami śniadanie, praca, interesy, picie cały wieczór, sen i tak od nowa. Nie lubię tego, jak żyje, ale też niewiele mogę z tym zrobić. Facet z możliwościami jak ja, czyli totalnie zerowymi, nie ma szans na dobrą posadę czy szacunek innych. Wyglądam i jestem traktowany jak śmieć, ale to chyba przyczepiło się mnie już za dzieciaka i wątpię, że uda mi się tego pozbyć. Czując jeszcze mniejsze chęci zmierzam w stronę łazienki mając nadzieję, że może lodowaty prysznic zmyje ze mnie te złe nastawienie. Odkręcam wodę, a zimne krople uderzają we mnie niczym małe szpilki. Uczucie nie jest najprzyjemniejsze, ale przynajmniej ożywiło mnie w kilka sekund i pozwoliło szybciej wytrzeźwieć. Po pół godzinie wychodzę z łazienki ogarnięty i ubrany w miarę moich możliwości i zmierzam ku szafie, aby wyjąć z niej torbę do pracy. Wrzucam do niej najpotrzebniejsze rzeczy chociaż jestem przekonany, że czegoś zapomnę i ogarnę się dopiero jak będę już na miejscu. Mało jednak się tym przejmując zamykam w końcu torbę, gdy obok niej siada puszyste dupsko. Gniewnie marszczę brwi obserwując jego poważną gębę charakterystyczną dla kota perskiego.
- Nie nauczyłeś się jeszcze? - pytam zrezygnowany, ale otrzymuję jedynie ciche syknięcie - Zostawiam ci otwarte okno. Jak uciekniesz lub wypadniesz to nie będzie moja wina - dodaję z lekkim, chytrym uśmiechem i podnoszę się, aby uchylić lufcik przy szafce, na którą lubi wskakiwać.
Przez tego osobnika coraz mniej lubię koty jak nie w ogóle wszystkie zwierzęta. Same przez nie kłopoty i niepotrzebne zamieszanie, a jakbym miał zdecydować się na jakiegoś, to na takiego, co byłby posłuszny i w miarę leniwy bez skłonności autodestrukcyjnych. Obserwując jak kot odchodzi w stronę okna, uśmiechnięty wstaję i sięgam po klucze, aby opuścić mieszkanie. Mimo nadziei jakie miałem w głębi, wiedziałem, że kocur ma trochę w tej głowie mimo, iż na takiego nie wygląda. W końcu to pupil mojej siostry, a pod jej dachem każdy wydaje się idealny i dobry. Z cichym westchnieniem opuszczam mieszkanie szczelnie zamykając wszelkie zamki za sobą. Nie jedną już miałem przygodę z sąsiadami o dosyć lepkich łapkach. Pospiesznym krokiem schodzę po klatce schodowej chcąc po drodze do warsztatu zahaczyć jeszcze o knajpę. Na głodniaka i bez kawy nigdy nie sprawdzałem się w pracy najlepiej. Wsiadam na motor, ale zanim ruszam odpalam silnik i wkurzam sąsiadów głośnym warkotem. Muszę im czasami dawać nauczkę, nie tylko oni mają prawo do ciągłego wkurwiania mnie. Dopiero, gdy słyszę krzyk ,,Zamknij się, debilu!'' mogę odjechać i skierować w stronę pobliskiej knajpy. W kilka chwil oblatuję miejsce wychodząc z ciepłą kawą i jakąś bułką, która niby miała mi wystarczyć. Następnie kieruję się już prosto w stronę warsztatu wyobrażając sobie już jakimi obraźliwymi słowami określi mnie dzisiaj mój pracodawca. Przeważnie wyzywał mnie od beztalenci i żałosnych debili, ale może tym razem wymyśli coś nowego. Parkuję więc na parkingu za budynkiem, gdzie miejsce zajmują pojazdy pracowników i z jedzeniem w ręce udaję się do środka. Jak co dzień zostawiam swoje rzeczy i klucze w szafce i pospiesznie wypijając już gorącą kawę stawiam się w recepcji. Tym razem jednak za biurkiem nikogo nie ma, a gdy zerkam przez okno widzę kochanego szefa rozmawiającego z dwójką policjantów. Odruchowo schylam się, aby nie zauważyli mnie przez szybę i obmyślam już jak skutecznie się wycofać. Jestem przekonany, że mnie znają, a dziwne przeczucie w środku mówi, że zjawili się właśnie po mnie. Ilość narkotyków jakie sprzedałem jest chyba wystarczającym powodem, dla którego teraz się obawiam. Wstrzymując na chwilę oddech cofam się ostrożnie po chwili rozumiejąc jednak, że wpadłem.
- Tutaj jest! - słyszę za sobą krzyk mojego współpracownika, którego zabijam wściekłym wzrokiem - W środku!
Po jego słowach patrzę już tylko jak do środka wpadają funkcjonariusze, a rejestrując czy moja twarz zgadza się z ich zdjęciami, migiem zjawiają się obok mnie i skutecznie unieruchamiają. Naturalnie szarpię się i staram wydostać z ich bolesnego uścisku, ale to na nic. Zostali oni wyszkoleni, aby móc powalić faceta moich rozmiarów bez żadnych problemów. Stękam tylko wkurwiony czując na nadgarstkach ucisk kajdanek i widząc dumną z siebie minę szefa. Jak tylko wrócę, przysięgam zrobić mu piekło, jakiego nigdy nie spodziewał się przeżyć.
    Siedzę w poczekalni już od dwóch godzin, a w głowie odbijają się echem słowa policjantów, którzy mnie zgarnęli.
- Zostaje Pan zatrzymany i aresztowany pod zarzutem morderstwa.
Nic z tego nie rozumiem, jakiego morderstwa? Mimo, iż wiele razy chciałem, to nigdy nikogo nie pozbawiłem życia, nie jestem zdolny do czegoś takiego. Jestem wręcz przekonany, że ktoś mnie wrabia, w końcu wiele osób miało ochotę się mnie pozbyć miej więcej dlatego, że stanowię dla nich niezłą konkurencję na rynku. Zostało teraz tylko domyślić się kto widzi we mnie aż takie zagrożenie. Podburzony w końcu doczekuję się faceta, który podchodzi i mało delikatnym ruchem łapie mnie za ramię i zmusza, abym wstał uprzednio rzucając surowe ,,idziemy''. Zostaję wprowadzony do gabinetu, gdzie za biurkiem znajduje się ciemnowłosa kobieta o jasnych oczach. Chwilowo mam przebłysk, jakbym już gdzieś ją wcześniej widział, ale szybko to ignoruję. Wiele w życiu widziałem osób, ciężko więc stwierdzić skąd kojarzę ją. Zostaję posadzony na krześle, na które opadam zrezygnowany. Wtem mężczyzna opuszcza pokój, a ciemnowłosa zaczyna tłumaczyć mi, dlaczego się tutaj znalazłem. Podczas konwersacji nie kryję swojego niezadowolenia, nie powinno mnie tutaj być, a na pewno nie oskarżonego o coś takiego. Cały czas czekam na jakieś wyjaśnienia, które pomogą mi przybliżyć całą sytuacją, a gdy kobieta podsuwa mi zdjęcia i wypowiada imię zamordowanego, powoli wszystko do mnie dochodzi. Wszędzie rozpoznam tą koślawą postawę, nawet jeżeli postać jest zakapturzona, a jakość nie jest zbyt dobra. Wkurzony odchylam głowę w tył w myślach dopisując sobie do listy kolejną osobę, która zginie z moich rąk. Jednakże tak łatwo nie pójdę siedzieć za kogoś, kto odwala gorsze gówno, niż ja.
- Słuchaj Paniusiu, nie macie żadnych dowodów, że jestem to ja - mówię przymykając oczy, żeby zaraz ponownie nie wybuchnąć - Znam człowieka ze zdjęcia i nie jestem nim ja. Z chęcią pomogę wam go znaleźć i sprawić, aby zapłacił za swoje czyny. A tego, że jestem niewinny będę się trzymał dalej. Na nikogo w życiu nie podniosłem broni - tłumaczę marszcząc lekko brwi i obserwuję jej twarz w oczekiwaniu na jakąkolwiek reakcję.

Duanna?
+20PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz