11 lip 2020

Od Eliasa c.d Duanny

    Przypatruję się kobiecie, która zapisuje coś w otrzymanych dokumentach nie patrząc na mnie już, dopóki nie wstaje i zawiadamia tego samego faceta, który mnie tutaj przyprowadził. Łapie mnie za ramię i podnosi tak szybko, że nie mam okazji pożegnać się z ciemnowłosą, chociaż z drugiej strony pewnie i tak bym tego nie zrobił. Ciągle mówiła, że chce mi pomóc i dojść do prawdy, ale dosyć ciężko było mi się z nią dogadać. Nie przepadam za tym światem karierowiczów, którzy myślą, że są panami wszystkiego. W moim życiu nie ma miejsca na szczycenie się swoimi umiejętnościami czy pieniędzmi, ja staram się jedynie przeżyć i nie umrzeć z głodu. Wychodząc z gabinetu mam nadzieję, że kobieta mnie nie okłamała i naprawdę uda się to rozwiązać. Zmęczony wszelkim zamieszaniem pozwalam prowadzić się policjantowi, który jednak skręca tuż przed drzwiami wyjściowymi i kieruje się wzdłuż korytarza. Marszczę brwi i usiłuję się zatrzymać, aby to wyjaśnić.
- A ty co? Myślisz, że cię wypuszczę żebyś mógł nam zwiać? Zapomnij - dodaje z wrednym śmiechem i szarpiąc mnie jeszcze mocniej, idzie dalej.

Cudownie, w takim razie czeka mnie noc za kratami. Nie będzie to rzecz jasna pierwsza, aczkolwiek nie wspominam ich najlepiej. Zimne, metalowe łóżko zasłane jedynie cienką, szorstką kotarą i dwa posiłki w ciągu dnia. Cofam słowa, jakie powiedziałem pani prawnik, nie wytrzymałbym w więzieniu. W końcu zostaje doprowadzony do tymczasowego aresztu, gdzie przydzielono mi jedną z małych cel. Facet z przyjemnością zdejmuje mi kajdanki i wpycha do środka mając nadzieję, że obiję się o ścianę naprzeciwko. Na szczęście w porę się zatrzymuje i odwracam się, aby zmierzyć go zażenowanym spojrzeniem.
- Dobrej nocki, kolego - prycha, po czym odchodzi wymachując rozpiętymi kajdanami.
Mam ogromną ochotę dogryźć mu lub nawet go opluć, ale zachowuje te chęci dla siebie i tylko siadam na twardym łóżku za sobą. Rozmasowuję obolałe nadgarstki mając możliwość w końcu nimi poruszyć. W głowie ciągle analizuję rzeczy jakich się dowiedziałem i w jak szybkim czasie cały mój dzień nabrał zupełnie nowych atrakcji. Rano narzekałem na monotoniczność swojego życia, to teraz miałem, coś nowego. Mniejsza, że nie dokładnie chodziło mi o taki zwrot akcji. Zostałem wrobiony w morderstwo, a jak tylko zobaczyłem zdjęcia, dobrze wiedziałem kto się wszystkim zajął. Dumny i apodyktyczny Derryl, który nigdy nie mógł pogodzić się z tym, że to ja mam przewagę na rynku, a jego stare metody przestały się zwyczajnie sprawdzać. Zdesperowany więc zapewne wpakował mnie w to gówno, aby pozbyć się konkurencji i ułatwić sobie życie. Najgorsze jest jeszcze to, że poświęcił Willa. Był ode mnie młodszy i dopiero wchodził w nasz świat nie wiedząc zupełnie jakie będą tego konsekwencję. Znałem go, gdy miewał większe problemy zwracał się do mnie po pomoc i nawet jeżeli był z konkurencji, pomagałem mu. Przypominał mi siebie za dzieciaka, gdy nie miałem wsparcia i musiałem radzić sobie sam jedynie modląc się o jakiś magiczny ratunek, który nigdy nie przybywał. Derryl musiał dowiedzieć się, że jego pracownik kontaktował się ze mną i zabił go przy okazji wyciągając z tego korzyści, aby się mnie pozbyć. Najgorzej teraz będzie tylko wyjaśnić to wszystko stróżom prawa, którzy mają mnie za nic nie wartego śmiecia. Szykuje się ciekawa przygoda.
- Elias? - słyszę szept dobiegający z pobliskiej celi, więc zdezorientowany unoszę wzrok.
Za kratami zauważam chudego faceta ze znajomymi bliznami na twarzy i od razu rozpoznaję w nim jednego z moich jakby to powiedzieć, kolegów z pracy. Momentalnie zrywam się z łóżka jednocześnie obserwując strażnika siedzącego za biurkiem, jednak wydaje się on mało zainteresowany, więc korzystam. Podsuwam się do krat i opieram o ceglaną ścianę nastawiając ucha. Nie spodziewałem się spotkać tego popołudnia kogoś znajomego.
- Co tu robisz? - pytam cicho zerkając na jego lekko rozbawioną minę.
- Wychodzi na to, że to co ty - marszczy głupio brwi i rozsiada się wygodnie przy kratach - Słyszałeś o Willu?
- Ta, ponoć go zabiłem - przewracam szybko oczami nadal nie wierząc w te oskarżenia - Ty też jesteś podejrzany?
- Nie, ale znaleźli pomiędzy nami jakieś powiązania i twierdzą, że mogę im się przydać w śledztwie. Dodatkowo zgarnęli mnie gdy opychałem parę gramów, stąd woleli mnie zamknąć - śmieje się cicho pokazując kilka złotych zębów umieszczonych na miejscu tych starych.
- Niezłe bagno. Wiesz, że Derryl to zrobił, nie ja, co nie? - zerkam na niego lekko mrużąc oczy nie będąc pewnym jego opinii na ten temat.
- Widziałem jak traktowałeś tego dzieciaka, nie mogłeś tego zrobić - na chwilę poważnieje i patrzy na mnie z żalem - Niedługo stąd wyjdziemy, a wtedy wiesz co...
- Cicho tam! - słyszymy chrypliwy krzyk strażnika, który na dodatek rzuca w naszą stronę końcówką pączka.
Zdegustowany cofam się na wszelki wypadek na swoje uprzednie miejsce. Po chwili napotykam spojrzenie mężczyzny zza krat i widzę jak przesuwa kciukiem po gardle uśmiechając się przy tym szeroko. Bardzo dobrze rozumiem jego aluzję i jak najbardziej ją popieram, więc odpowiedziałem mu przebiegłym uśmiechem. Mało wygodnie układam się na twardym posłaniu mając nadzieję przeczekać ten pobyt i niedługo wyjść uniewinniony.

    Tego ranka ponownie budzą mnie jakieś hałasy, jednak tym razem nie jest to kot, a funkcjonariusz przejeżdżający pałką po kratach czerpiąc wielką satysfakcję z budzenia mnie. Zaspany podnoszę się do siadu i zauważam, że cela obok jest pusta. Zapewne zabrali go na jakieś przesłuchania, mam tylko nadzieję, że mogę mu ufać.
- Pobudka, za godzinę kolej na ciebie - mówi poważnym tonem policjant, który wsuwa mi do celi tacę ze śmierdzącym jedzeniem.
Z niesmakiem przyglądam się jakiejś zielonej mazi, suchej kromce chleba i wodzie, w której pływa zdechła mucha. Apetyt momentalnie zniknął, więc przesuwam tylko tacę na bok, aby nie musieć na nią patrzeć i wracam do łóżka. Po spędzonych wczoraj godzinach w celi przyzwyczaiłem się już do czekania, więc godzina mija mi bardzo szybko. Niedługo później obserwuję jak do krat podchodzi policjant i z pęku kluczy wybiera jeden, pasujący. Otwiera on cele i wyprowadza mnie uprzednio znów krępując moje nadgarstki kajdankami. Nie jestem z tego zadowolony, ale mu się daję, gdyż chcę, aby dobiegło to już końca. Jestem prowadzony do tego samego miejsca, co wczoraj spodziewając się w środku ciemnowłosej. Jednak gdy wprowadzono mnie do środka, na kanapie zauważam jeszcze dziecko przyglądające mi się dziwnie. Zdezorientowany spoglądam na kobietę, która wygląda mi raczej na o wiele młodszą ode mnie. Mimo to niezauważalnie wzruszam ramionami i zajmuję to samo miejsce mrugając powoli zaspanymi powiekami. Nie ma co ukrywać, nie wyspałem się i teraz czułem się przez to na wpół martwy, ale starałem się utrzymać pełną świadomość.
- Dzień dobry - mówię do kobiety, po czym zerkam na dziewczynkę nie będąc pewny czy z nią również mam się witać, więc tylko lekko kiwam do niej głową i patrzę znów przed siebie - Będę mógł wrócić dzisiaj do domu? Mam tam kota.
- Dzień dobry. Ja nie jestem w stanie dać ci na to zezwolenia, powiedz policji, powinna się tym zająć - przenosi wzrok na dokumenty leżące na biurku.
Kiwam tylko głową, a mój wzrok automatycznie idzie w kierunku biurka i rzeczy na nim umieszczonych. Jest zadbane, ale tym samym nieźle zapchane ilością dokumentów. Moją uwagę przykuwa stojąca złota plakietka z wygrawerowanym imieniem i nazwiskiem. Zaciekawiony czytam jej treść, a moja twarz momentalnie blednie i w środku czuję bardzo dziwne uczucie, jakbym miał zaraz zemdleć. Od razu szerokimi oczami patrzę na ciemnowłosą siedzącą przed sobą i w moment rozpoznaję w niej przyjaciółkę z dzieciństwa, dzięki której przetrwałem najgorsze czasy. Bardzo się zmieniła i nic dziwnego, że wcześniej jej nie poznałem, w końcu byliśmy dziećmi. Ja za to zmieniłem tożsamość, więc nawet nie dałem jej żadnych wskazówek. Miałem ochotę wybuchnąć śmiechem i przytulić ją mocno, ale nie wiedziałem, czy rzeczy mają się tak samo. To było lata temu, a my po przeprowadzkach straciliśmy kontakt na dobre. Nie ma co łudzić się na wspaniały powrót dwójki przyjaciół, ale spróbować mogłem.
- Duanna? - mówię cicho ciągle przypatrując się jej twarzy - Lucas, pamiętasz? Nazywałem się wtedy Lucas Anders - dodaję z nikłą nadzieją, że to jej coś rozjaśni.
W pewnym momencie mam również wrażenie, że to może pomyłka, ale wszystko zgadza się aż zbyt dobrze, a niewiele jest na świecie zdeterminowanych i pewnych siebie dziewczyn o imieniu Duanna, w której oczach widzę to samo co parę lat wstecz.

Duanna?

+20 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz