9 lip 2020

Od Conrada Cd Katfrin

Skulony na kanapie, słuchałem, jak Kaf o czymś opowiada. Głowa nadal odrobinę mi pulsowała. Boże, czemu ja zdecydowałem się na wczorajszy dzień. Przechyliłem się i oparłem głowę o oporacie. Świat i dźwięki odpływały i spałem. Boski spokój. Obudził mnie zimny mokry nos. Do mojego kolana jeden z psów Kaf przykleił swoją mordkę i przejechał językiem po mojej ręce. Skrzywiłem się. Głowa mnie już nie bolała, leki zrobiły to, co miały zrobić. Podniosłem się i wyciągnąłem ręce w górę, prostując kręgosłup. Powinienem chyba być w pracy. Dobra, odrobię... Nie mam już naprawdę siły. Zamarłem i spojrzałem na psa, który aktualnie położył się na progu. Mój pies. Jęknąłem i ruszyłem do drzwi. Po drodze złapałem kluczyki do mojego samochodu i wybiegłem z domu, zakładając jakieś klapki, które leżały na progu. Kaf nie było nigdzie w okolicy, tak samo małej. Dobra, myśl... Pojadę szybko, zabiorę Termina ze sobą, założę mu kaganiec, najwyżej jak by psy dziewczyny mu nie pasowały, ale to raczej one będą chciały go zjeść. Wskoczyłem za kierownicę, odjechałem, skupiają się, jak mogłem, na drodze. Do domu dojechałem szybko, złapałem psa, smycz i jego kaganiec. Przy okazji swoje spodnie na zmianę i jakieś ciuchy dla małej i wio! Termin siknął na pobliski słup i wskoczył na przednie siedzenie.
-Cieszysz się? Jedziemy gonić konie, czy coś.- Mruknąłem, poklepałem psa po głowie. Machał ogonem i cicho mruczał i popiskiwał. Kiedy dojechaliśmy na miejsce, nadal nie byłem w stanie namierzyć Kaf ani małej, ale miałem nadzieję, że nie zostały uprowadzone dla okupu. Złapałem Termina i założyłem mu kaganiec. Przypiąłem smycz i ruszyłem w kierunku stajni. Głośne śmiechy poprowadziły mnie do siodlarni. W środku na siodle siedziała Daph.
-Termin!- Wyskoczyła do przodu i przytuliła się do psa.
-Też mi miło cię widzieć- Prychnąłem i spojrzałem na Kaf która uśmiechała się lekko.
-Dziękuje za leki i kawę... Za nocleg w sumie też...
-Nie ma za co, przyjemność po mojej stronie, dobrze o tym wiesz- Puściła mi lekko oczko i powiesiła ogłowie na kołku.
-Jeździłam!- Mała zadeklarowała z dumą.
-Brawo! Nie spadłaś?- Zniżyłem się do jej poziomu czekałem na odpowiedź.
-Nie! Ja nie spadam!- Przytuliła mnie mocno i złapała smycz z mojej ręki.
-Nie jestem pewien, że to dobry pomysł słonko, nie wiemy, jak pieski Katfrin zareagują na Termina.- Zabrałem jej smycz i poklepałem młodą po głowie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz