30 kwi 2019

Od Milo cd. Naffa

Zwlokłem się z łóżka i chwilę poleżałem na podłodze, aż budzik zdenerwował mnie na tyle, że się nie podniosłem. Wyłączyłem grający od piętnastu minut dzwonek i przygotowałem się do szkoły. Udało mi się podnieść, zjeść szybkie śniadanie, ogarnąć swe ciało i byłem gotowy do wyjścia. Po paru minutach byłem już na uniwersytecie. Ogółem dzień był bardzo nudny, siedziałem na samym końcu sali i słuchając wykładowcy, rysowałem jakieś szlaczki na kartce. Ciężko mi było wysiedzieć te kilka godzin. Został tylko wf, do którego dokładnie nie byłem przygotowany. Przerwę spędził na długim przebieraniu się, podczas którego zjadł jeszcze drugie śniadanie, kiedy reszta uczniów była już na podwórku. Wyrzuciłem papierek i spokojnym krokiem wyszedłem z szatni. Skierowałem się na bieżnie, dzisiaj miały być biegi. Lubiłem sport, w końcu miałem w tej sprawie przewagę. Metalowa noga nie męczyła się, nie licząc uda.

Od Sarah cd. Conrada

      Obserwowałam jak Daphne zmienia kierunek, poruszając się po maneżu nieco pewniej i zgrabniej, trzymając się w siodle o wiele lepiej, niż poprzednio. Nakazałam jej zrobić koło na obu krótkich ścianach, a przez całe, dwie długie jechać w półsiedzie, w międzyczasie poprawiając błędy. Były to drobne mankamenty, jak na przykład za bardzo cofnięta łydka, zadarta pięta, poziomo położone nadgarstki, czy broda ułożona za nisko. Mimo wszystko, nie chciałam uczyć Daphne złych nawyków, które w późniejszym czasie byłyby bardzo trudne do naprawienia, bo mówi się, że starego psa nowych sztuczek nie nauczysz, a akuratnie to przysłowie idealnie wpasowuje się w tę sytuację.
      Cztery narzekania i piętnaście minut później Daphne zeszła z konia, odpinając mu popręg. Poleciłam jej przywiązanie klaczy do koniowiązu, gdy ta wierciła się podczas zacierania jej wilgotną gąbką. Było bardzo ciepło, dlatego nasunęłam okulary na nos, idąc w stronę stajni. Zastanawiałam się gdzie zaginął Conrad, skoro od dłuższego czasu nie wystawił nosa z budynku, a przechodząc obok sterty siana i słysząc dochodzące stamtąd ciche pochrapywanie, przystanęłam, patrząc z uśmiechem na mężczyznę. Wyglądał na zmęczonego, dlatego wzięłam niespokojnie chodzącego karego konia na uwiąz, po czym wyczyściłam i osiodłałam, wszystko to robiąc na zewnątrz, gdyż ciężkie podkowy na kopytach konia były bardzo głośne, gdy odbijały się echem od stajennej podłogi. Zostawiłam go na chwilę samego, idąc do Daphne. Ta właśnie kończyła składać sprzęt i szczotki, głaszcząc raz po raz klacz.

Od Oliego Cd Thomasa

Kiwnąłem głową na Thomasa i wróciłem do prób myślenia. Prób, dobrze to nazwałem, bo mój mózg po wczorajszej przygodzie był w kiepskim stanie. Miałem wrażenie, że płynę ponad światem i wszystko dookoła mnie powoli przestaje istnieć. Pierdolę, nie idę do pracy. Zadzwoniłem, tłumacząc nieobecność i obiecałem szybki powrót. Wczołgałem się pod kołdrę i przymknąłem na chwile oczy. Chwila. Chwila mojego snu okazuje się trwała do momentu, kiedy do mieszkania wpadł kolega Thomasa. Pół przytomny zerwałem się do pozycji siedzącej i wlepiłem w niego wzrok.
-Gdzie Thomas?

Milo Rovgothon

Źródło: Dylan O'Brien, Grafika Google
Motto: "Jeśli się dowiesz, będę musiał cię zabić"
Imię: Milo
Nazwisko: Rovgothon
Wiek: 21 lat
Data urodzenia: 16 maj
Płeć: Męska
Miejsce zamieszkania: Akademik. Ma jednoosobowy pokój, tylko łazienkę musi dzielić z czterema pokojami, w których jest po dwie osoby. Na resztę się nie skarży, wygodne łóżko, duża szafa, półki. Do tego ma małą lodówkę i kuchenkę.
Orientacja: Wiele kobiet i panów nad tym ubolewa: aseksualny. Nie czuje pociągu do nikogo i niczego, chociaż jego terapeuta zawsze powtarza, że jak sobie kogoś znajdzie, to się to zmieni.
Praca: Student. Pracuje czasem u swego ojca w firmie, rzadziej chodzi do schroniska.
Charakter: To bardzo rozgadany koleś, który jest pewny swych racji i egoistycznie do nich dąży, mogąc nawet poświęcić przyjaciela. Jest beznadziejny w kontaktach między ludzkich, mówi co chce, nie zwracając na nikogo uwagi. Ponoć jest wredny, ale dla niego to zwykła szczerość, gada, co mu ślina na język przyniesie i bardzo często są to uszczypliwe komentarze. Nie potrafi się do niczego i nikogo przywiązać, wszystko traci po jakimś czasie wartość (nie licząc rodziny, biznesu i ulubionych hobby) i Milo po prostu to zostawia. Dlatego nie ma za wielu (nie ma żadnych) znajomych, każdy trzyma się od niego z dala, tym bardziej, że chłopak uwielbia się bić i stwarzać sytuację do walki. Wie, że ma przewagę dzięki protezom i mimo zakazu "używania ich otwarcie", często właśnie te metalowe kończyny używa do walki. Uwielbia łamać zasady, bo "zakazany owoc najlepiej smakuje". Chociaż nikt za nim nie przepada, to jeśli ktoś ma okropny plan poniżenia kogoś, zdemolowania czegoś, a nawet przemycenia czegoś, zwraca się do Milo. Chociaż wydaje się kompletnym idiotą, który igra sobie z życiem i ludźmi, jest bardzo ostrożny i rozważny, co nie pasuje do takiego człowieka. W ważniejszych rozmowach uważa na słowach. Nie jest godzien zaufania, jeśli będzie miał dobrą okazję, sprzeda cię - przynajmniej tak mówią. W rzeczywistości Milo ma trochę więcej przyzwoitości, niż mogłoby się wydawać. Jeśli potrzebujesz pomocy, a takowej nikt nie potrafi ci udzielić, wtrąci się bez zaproszenia, a potem, jeśli mu nie podziękujesz, zwyzywa cię. Rovgothon nie jest bezinteresowny, często przychodzi po coś w zamian, a jeśli ma większe plany, potrafi być nawet miły przez długi czas, by potem osobę wykorzystać. Często nie rozumie słowa "nie" i robi wszystko po swojemu, wtrącając przy tym swoje pięć groszy. Z tych "lepszych" cech, można powiedzieć, że jest świetnym słuchaczem, chociaż nie wygląda. Nie potrafi usiedzieć w miejscu, jeśli nie śpi. Musi coś robić, więc nawet podczas rozmowy, gdy wydaje się, że kompletnie ignoruje rozmówcę, odpowie na pytania, a nawet szczegółowo. Co ciekawsze, bardzo szanuje osoby starsze i niepełnosprawnę.
Hobby: Mówią, że nie potrafi się do końca "spełnić". Zawsze mu powtarzają, że ma masę umiejętności, które tylko czekają na ujawnienie, ale Milo jest zbyt leniwy, by im na to pozwolić. Obecnie interesuje się średniowieczem i sposobami wymierzania kar w tamtych czasach (jest cichym wielbicielem kodeksu Hammurabiego). Pociągają go sztuki walki, mając 6 lat rozpoczął naukę karate, judo i boksu, co trwa do dzisiaj. Pobocznym hobby jest słuchanie muzyki, co robi w wolnym czasie, oraz informatyka.
Aparycja|
- wzrost: 180cm
- waga: 75kg
- opis wyglądu: Przystojny i umięśniony mężczyzna, o lekkiej opaleniźnie. Ma ciemno brązowe włosy, które żyją własnym życiem, głębokie brązowe oczy i gładką cerę, pozbawionej zarostu. Uważa, że to go postarza, dlatego uporczywie z nim walczy. Ma duże, ciężkie dłonie, chodzi prosto i pewnie stawia duże kroki. Ubiera się na luzie, aczkolwiek stylowo. Chociaż nie ma za dużo ubrań, to wszystko, co ma w szafie, jest markowe.
- pozostałe informacje: Gdy się uśmiecha, ma dołeczki. Jego skóra jest pozbawiona jakichkolwiek pieprzyków czy innych oznaczeń, nie licząc małego pentagramu na kostce, który ma symboliczne znaczenie w jego rodzinie, nie jest formą "upiększającą". Co ciekawsze, ma protezę dłoni od ramienia i nogi od kolana w dół. Obie wyglądają bardzo realistycznie.
- głos: SIAMES
Historia: Gdzie się urodził, tam pozostał. Starsi bracia zawsze dawali mu w kość, ale gdy potrzebował pomocy, zawsze ją otrzymywał. Chodź rodzice go nie rozpieszczali, dbali o jego zdrowie i wykształcenie. W szkole miał dużo problemów, bez problemu wchodził w bójki, niektóre sam wywoływał, czasami nieświadomie i niepotrzebnie. Nauczyciele go nie cierpieli, miał mało znajomych, a mimo to był jednym z lepszych uczniów. Z łatwością przyswajał wiedzę, dlatego wagary nie przeszkodziły mi w zdobywaniu dobrych osób. Wiele razy był sądzony o ściąganie, ale mimo wszelkich prób obserwowania go, dalej był piątkowym uczniem. Jednak co z tego, jeśli groził mu poprawczak albo psychiatryk? Gdy normalne dzieci rysowało pieski, kwiatki, on wymyślał przeróżne tortury dla ludzi. Gdy normalne dzieci grzecznie się bawiły w piaskownicy, on maltretował swoich kolegów wpychając im do ust zabawki. Gdy normalne dzieci oglądały bajki, on czytał średniowieczne książki o mordercach, gwałtach, torturach. Rodzice dużo zapłacili za milczenie innych ludzi, a następnie wysłali go na terapię. Z początku wydawało się, że to nic nie da, dlatego "na ratunek" przyszedł wypadek samochody. Jadąc z ciotką na urodziny kuzyna, zostali potrąceni przez ciężarówkę, która zgniotła połowę samochodu. Ciotka zginęła na miejscu, a Milo stracił kończyny. Ten wypadek sprawił, że jego sadystyczne odruchy zmalały, jednak w dalszym ciągu nie szanował większości ludzi.
Rodzina: Należy do wspaniałej i wielkiej rodzinki, która o siebie dba i nawzajem się kocha, jego ojciec zawsze powtarza "Jeśli od nas odejdziesz, zabijemy cię" - cała ich wspólna rodzinka zajmuje się jednym i tym samym - prowadzą biuro informatyczne.
  • Dylan Rovgothon - 50 lat - wyrzucony z domu zszedł na złą drogę, kontynuując ją, poznał Effie, z która jako młoda para założył rodzinę. Chociaż nie skończył szkoły, udało mu się założyć własne rodzinne przedsiębiorstwo.
  • Effie Rovgothon - 48 lat - osierocona w wieku 5 lat, mieszkała u surowych dziadków, którzy wyrzucili ją z domu, gdy poznała Dylana. Ukończyła szkołę i pomogła założyć firmę.
  • Madelyn Rovgothon - 8 lat - najmłodsza z rodzeństwa, słodki urwisek, z zachowania przypominająca chłopca. Mieszka z rodzicami, ma bardzo dobry kontakt z braćmi.
  • Brayan Rovgothon - 27 lat - pośredni syn, któremu grozi wydziedziczenie, nie ma zamiaru pchać się w rodzinny interes przez jej tajemnicę, przez co jest bardzo pokłócony z ojcem oraz Williamem, dla którego ich zasady są wszystkim.
  • William Rovgothon - 31 lat - najstarszy syn, który ma odziedziczyć firmę. 
Partner: Brak i raczej się to nie zmieni
Potomstwo: Jest bezpłodny
Ciekawostki: 
- Hans Durbeth jest jego terapeutą. Rodzice stwierdzili, że ma sadystycznego odruchy, chodź on się do tego nigdy nie przyzna. Ponoć teraz jest lepiej;
- Stracił nogę i rękę w wypadku samochodowym, w którym kończyny zostały mu zmiażdżone przez ciężarówkę. Miał wtedy 14 lat, ponoć po tym wypadku, rzadziej miewał sadystyczne odruchy;
- Uwielbia pić, palić i ćpać, ale nigdy w życiu nie brał, nie bierze i nie weźmie niczego dożylnie. Nawet w szpitalu mieli problem, gdy chcieli mu coś w ten sposób podać;
- Zaadoptował sobie bezdomnego kota ze śmietniska. Każdego dnia przynosi mu jedzenie. Nazwał go Pan P. Lepiej nie pytaj, co oznacza "P";
- Ma dziwny nawyk nagrywania niektórych rozmów;
- Ma słabość do blado niebieskiego koloru i kolekcjonowania noży.
Inne zdjęcia: ---
Zwierzęta: Gdyby mógł, wziął by pod swą opiekę całe zoo, ale przez akademik nie żadnego pupila, nad czym ubolewa.
Pojazd: Miał auto, ale je skasował, gdy przekroczył prędkość i dachował. Obecnie czeka na jakiś nowy, który ojciec ma mu sprowadzić zza granicy. Koszysta z komunikacji miejskiej, czasem dzwoni po brata.
Kontakt: Pandemonium.

Od Thomasa cd. Oliego

Czasem miałem wrażenie, że nie obchodziłem Oliego w żadnych stopniu. Często uciekał myślami do swojego świata, do którego nie miałem wstępu. Mimo wszystko, chyba nie powinienem narzekać, prawda? W końcu sam wybrałem tę drogę… ale czy słusznie? Wstałem, ubrałem spodnie i poszedłem do kuchni. Zjadłem jabłko, w ciszy wypiliśmy herbatę, a kiedy Oli robił coś na śniadanie, wróciłem do pokoju. Wziąłem koszulkę i nim poszedłem do łazienki, znalazłem jego szkic, leżący na stole. Za każdym razem, gdy patrzyłem na jego obrazy, czułem podziw, teraz jednak czułem zakłopotanie i zamyślenie. Nie potrafiłem odnaleźć sensu tego szkicu, czy coś się działo z nim? Gdy rysował szkic na tatuaż, nawet najgorszy motyw prezentował się dobrze. To… nie mogłem porównać do niczego. Poszedłem do łazienki, załatwiłem potrzeby i wróciłem do kuchni na śniadanie. Oli zjadł od razu, przez co siedziałem sam przy stole i zajadałem się tostami. Patrzyłem pustym wzrokiem na kuchenkę, nawet nie zauważając, jak Oli staje w progu i mówi, że jedzie do pracy. Wstałem i poszedłem do niego.
- Do zobaczenia – pocałowałem go.
Gdy wyszedł, ja miałem jeszcze jakieś pół godziny dla siebie. Z nudów zagrałem sobie parę nut na gitarze i pojechałem do pracy na motorze. Dzień nie zapowiadał się ciekawie, zająłem się jakimiś papierkami. Miałem je posegregować, niektóre przeczytać i sprawdzić, czy się wszystko zgadzać, gdzieniegdzie podpisać, postawić stempel, albo wrzucić do kosza. Dopiero ostatnia godzina wydawała się ciekawsza od reszty, poszedłem na przesłuchanie dziewczynki, którą za promowałem. Śpiewała jeszcze lepiej, za co jej rodzice byli mi dozgonnie wdzięczni, bo gdyby się nie pojawił w tamtej szkole, ich córka nie miała by szans na karierę, a tym bardziej przełamanie wstydliwości. Dzień w pracy się skończył, miałem wracać do domu, jednak szef mnie zatrzymał. Zabrał na jakieś przesłuchanie, na którym spędziłem dobre cztery godziny, gdzie Oli pewnie już siedział w domu. Wysłałem mu SMS, że wrócę później.
W końcu udało mi się zabrać rzeczy, wsiąść na motor i pojechać do domu. Droga wydawała się spokojna, a ja nie mogąc się doczekać powrotu do chłopaka, dodałem trochę gazu. Na skrzyżowanie światło właśnie miało się zmienić, jednak mi udało się przejechać jeszcze na zielonym. Sądziłem, że wszystko gra, niestety nim zauważyłem ciężarówkę po prawej stronie, poczułem łamanie wszystkich kości, głośny huk dotarł do moich zakrwawionych uszu i…

<Oli? Dokończ>

Od Bellamiego CD. Victorii

Oderwałem wzrok od dziewczyny. Moje myśli powędrowały do tego czy może dziś nie zostać w domu i przypadkiem nie odpocząć. Albo poćwiczyć. Upiłem trochę whisky z colą i odwróciłem się.
- Chodź do salonu, tam jest zdecydowanie wygodniej - powiedziałem, a ona skinęła głową, weszliśmy do pomieszczenia, a ja od razu usiadłem na sofie. Moje powieki jakby same się osunęły, a ja poczułem tylko jak obok mnie siada dziewczyna.
- Ładny dom tak w ogóle - powiedziała, a ja uśmiechnąłem się lekko.
- Dziękuje, musi być ładny - odpowiedziałem i otworzyłem oczy sięgając po szklankę.
- Czemu powinien? - zapytała, a ja upiłem łyka alkoholu. Moje zmęczenie trochę schodziło, jednak fakt, że zaraz znając życie coś mi wypadnie wzbudzał we mnie niechęć. Naprawdę chciałem zostać dziś w domu. Oby było inaczej niż zwykle.
- Dom mówi o człowieku - odpowiedziałem po prostu. Dobrze, że dziewczyna nie zna pełnej historii, jaki posiada ten teren, oczywiście nie dom. Przed jego budową nic tutaj nie było. Dopiero rok temu postawili tutaj pierwszy dom.
- Czyli przekaz jest, że masz piękne wnętrze - rzekła i zaśmiała się i sięgnęła po szklankę z whisky i colą.
- Tego nie powiedziałem, ty tak uznałaś - odpowiedziałem i uśmiechnąłem się do niej unosząc szklankę w geście toastu.
- Widać właściciel tego domu nie widzi jego piękna - rzekła, a ja oparłem się o poduszki, które leżały za mną.
- A może po prostu dziewczyna, która nie wie nic o domu, w którym się znajduje zbyt dużo? - zapytałem i spojrzałem na nią unosząc jedną brew. Może i zabrzmiało chamsko, ale rozmowa, na temat domu nie widziała mi się.
- Może i tak - odpowiedziała chyba trochę speszona. Podniosła szklankę do ust. Wyjąłem paczkę papierosów i odpaliłem jednego.
- Jeśli chcesz weź, chyba, że masz swoje - powiedziałem, a ona skinęła głową i wzięła jednego.
- Zarazem uwielbiam, a zarazem nienawidzę tego gówna - rzekłem i spojrzałem na papierosa, który powoli się palił. Zrzuciłem popiół do popielniczki i znów się zaciągnąłem.
- Nieraz tak jest - odpowiedziała, a ja skinąłem głową na znak zgody. Moja ciekawość na temat domu wzrosła po przez przeprowadzoną niedawno rozmowę. Słyszałem, że przed zbudowaniem domu była tutaj wolna przestrzeń gdzie dzieci się bawiły. Podobno ktoś tu zginął. Ciekawość rosła w mojej głowie. Moje myśli opierały się już tylko na tym gdzie mogę znaleźć takie informacje. W internecie? Może coś będzie, ale zapewne za mało informacji. W bibliotece? Bardziej prawdopodobne. Może popytam sąsiadów? Choć podobno zdarzyło to się dość dawno temu. Zresztą moi sąsiedzi mają ze mną neutralne stosunki. Jesteśmy tylko na dzień dobry lub wieczór. Więc gdzie szukać informacji?
- Pójdę do łazienki - usłyszałem nagle, otrząsnąłem się z myśli i od razu sięgnąłem po szklankę.
- Dobrze, wiesz jak iść - powiedziałem i upiłem alkoholu, który miał za zadanie sprawić bym choć na chwilę przestał myśleć.

Victoria? Brak weny, przepraszam

29 kwi 2019

Od Julii c.d. Juliena

Zostawia mnie tak, z jednym zdaniem, jak zabawkę, którą dzisiaj nie chce się bawić. Czuję się nią, chociaż nie powinnam, ponieważ to mógł być tylko zwykły akt uszanowania mnie jako kobiety. Jestem jednym wielki chaosem, nieporządkiem myśli w mojej głowie i nie wiem co mam zrobić. Siedzę więc w tej dużej pustej sypialni, a łożu, które wydaje mi się zbyt obszerne. Z korytarza wlewa się do środka wąski strumień światła, dzięki uchylonym przez nieuwagę drzwiom. Przyciągam kolana do klatki piersiowej, na jednym z nich podpieram podbródek. Patrzę przed siebie pełna otępienia i prawie nie czuję, że po moim policzku zaczynają spływać łzy. Dlaczego zaczynają one płynąć, pytam samą siebie i nie jestem w stanie znaleźć odpowiedzi. Jedyne co wiem, to to, że czegoś chcę, jednak w pierwszej chwili nie potrafię sobie uświadomić czego. Tak trwam kilka godzin, aż nachodzi mnie odpowiedź... Chcę wreszcie coś poczuć. Coś więcej, chcę te cholerne motyle w brzuchu, chcę się rumienić pod czyimś wzrokiem i móc spojrzeć na kogoś tak, żeby wywołać u niego taką samą reakcję. Boję się, że nigdy to się nie stanie i już zawsze będę tylko sypiać z kolejnymi mężczyznami, których uważam za swoich, nie mając dla nich większego znaczenia i nie bardzo przejmując się, kiedy wreszcie odejdą ode mnie. Boję się, że już nigdy nie będę dla ludzi nikim więcej, że dziadek nie pochwali się moim narzeczonym i nie wytknie wszystkim ich błędu, błędu skazania mnie na wieczne późne powroty do domu, z kolejnym chłopakiem u boku, kolejną plotką na karku. Oni chyba myślą, że nie słyszę tych rozmów, że nie wiem, za kogo mnie uważają. Jedyne czego oni nie rozumieją, to to, że wystarczy, aby ktoś odwzajemnił moje uczucia, a wszystko się zmieni, że ja tego do końca świadomie nie wybieram, że tak prosto jest im wszystkim zdobyć moje serce, a później je złamać.

Od Candice do Neala

Otacza mnie spokojna, niezmącona żadnym hałasem cisza. Mój umysł zamyka się w treści książki, którą tworzy miły, gładki materiał. Nie zacinam się nim ani razu. Lektura chłonie mnie bez ustanku, a ja przestaję zwracać uwagę na to, że lada moment kończy się moja zmiana w bibliotece. Znowu kończę ją paręnaście minut później, oficjalnie będąc ostatnią osobą w tym zacisznym miejscu. Podnoszę się z krzesła, swoją drogą niezbyt wygodnego, i zarzucam sobie skórzaną torbę z rysunkami na ramię. Pasek od razu wbija mi się w odkrytą skórę, dając znać o ciężarze, jaki utrzymuje.
Chwytam za klucze od drzwi i wsłuchuję się w stukot moich obcasów, który rozprzestrzenia się po pustym, wąskim korytarzu. Spotykam się z wyjątkowym trudem, kiedy mam odciąć się od zapachu świeżych kartek i relaksu, jednak ostatecznie przymykam drzwi do końca i przekręcam klucz w zamku. Nie myślę długo i wsiadam na rower, który przez parę dobrych godzin stał oparty o chropowatą ścianę biblioteki, cudem nie stając się ofiarą kradzieży.
O ile rower może być ofiarą. Oczywiście, że nie może. Zwłaszcza, że to umiłowana dawnymi latami, elegancka damka w stylu vintage, która raczej nie przyciąga zainteresowania tak prymitywnych osób, jak avenley'owscy złodzieje.

Od Odette C.D Adam

Na widok papierosa w dłoni Adama, którego zaraz ukrył, na chwilę wyłączyło mi się myślenie o rzeczach ważnych. Chcąc jednak jak najszybciej wyjaśnić sprawę, starałam się wyrzucić ten jeden, mało znaczący aspekt z głowy. Wyjęłam zza pleców kartkę, która zwinięta niemal parę razy mieściła w sobie podział obowiązków.
Nie dam się wygryźć.
Po moim trupie.
- Dobra, Adam, ale możesz wyrzucić to świństwo? — Mój poważny głos zaatakował go prawie bez żadnych emocji na twarzy. Tak się tym zdziwił, że od razu podniósł ręce w geście obrony przed strasznie straszną mną, i zwrócił się w kierunku otwartego okna. Papierosowy dym poszedł za gestem jego ręki, po czym rozpłynął się w powietrzu, gdy tylko źródło tego syfu zniknęło z tego pomieszczenia. 
- Zadowolona? — mruknął, na co Tom, jego brat, wywrócił oczami i schował paczkę do kieszeni spodni.
- Naturalnie. — Przykleiłam uśmieszek na twarz i kontynuowałam. — Zdołałam załatwić wszystko z Holly. Dobra, obowiązki mniej więcej wyglądają tak. — Podałam mu kartkę. Nie myślał nad tym i zwyczajnie odebrał ją z rąk, by w drugiej chwili być już wczytanym w treść. Milczał tak przez parę dobrych sekund, rozmyślał, aż w końcu postanowił skomentować nasze wybory.
- Odette — zaczął z dozą niepewności. 
- Słucham?
- Czy ty czasem nie bierzesz na siebie za dużo? — Uniósł jedną brew, wzrokiem jeszcze raz oblatując kartkę. Odczytałam tym samym jego sporą wątpliwość w to, co sam widzi.
- Nie zamierzam pracować w mniejszym zakresie — zaoponowałam, nie licząc się ze zdaniem Holly, która wyraźnie chciała dołączyć do dyskusji. Co po chwili nastąpiło.
- Może po prostu jeżeli Odette nie będzie dawać sobie radę ze wszystkimi obowiązkami, to przejmę część. Myślę, że to jest sprawiedliwy układ. — Uśmiechnęła się, choć widziałam w tym geście kokieterię rzuconą w kierunku Toma, bo uśmiechnął się głupkowato i zagryzł nieświadomie wargę. W gardle ściskało mnie na samą myśl, że taką samą niemą propozycje mógł otrzymać Adam.
A może ja po prostu dramatyzuję? 
Wydałam z siebie głośne westchnienie, nie siląc się na to, by je powstrzymać.
- Masz rację, Holly. — Adam skinął głową w potwierdzeniu. — Takiego podejścia szukałem. W takim razie możecie zacząć obowiązki w tym podziale od zaraz. — Uśmiechnął się delikatnie, jak to miał w zwyczaju. Zaledwie chwilę później razem z Tomem opuścili pomieszczenie, pozostawiając mnie samą z Holly. 
- Marzyłam o pracy na zmywaku. — Zerknęłam jeszcze na listę, a wypowiedzenie tego zdania było bynajmniej próbą rozluźnienia tępej atmosfery, jaka powstała między nami. Czułam niepewny dziewczyny wzrok na sobie, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że widzi we mnie jakiegoś tyrana, który chce tylko pracować. Może uważała, że mam ją za konkurencję? 
Nic z tych rzeczy.
Pamiętaj, że jeśli poczujesz się przemęczona, to mogę cię wyręczyć.
Boże, dziewczyno, co się tak podlizujesz? 
Odette, ogarnij się.
- Jasne, dziękuję. — Westchnęłam z ciężarem w głosie, po czym siląc się na miły uśmiech, zaczęłam podążać w stronę drzwi. Znów zatrzymał mnie jej przesłodki głosik, który sprawił, że moja dłoń zacisnęła się w pięść. Nie nadążałam za tym, jakie zmiany we mnie następują.
- Hej, Odette? — wymamrotała, kiedy odwróciłam się do niej. Zlustrowała mnie tylko z małym uśmiechem. — Lubisz Adama, prawda?
I tu leży pies pogrzebany.
Zmarszczyłam brwi, dając jej wrażenie, że to mocno niestosowne pytanie.
- No wiesz... — mruknęłam, zachowując resztki powagi, by nie dać wymsknąć się niepotrzebnym emocjom. — To mój szef. Łączy nas przyjaźń, ale... właściwie to dlaczego pytasz? — Wymijająco. W punkt, Odettko. 
- Po prostu widać to po was. — Mrugnęła znacząco. Zanim zdołałam pozbyć się chwilowego szoku i zaniemówienia, ona minęła mnie i opuściła biuro z ledwo widocznym uśmiechem. Pod nosem słyszałam tylko ciche „powinien to wiedzieć”. Owszem, powinien. Myślałam o tym już od jakiegoś czasu. Ten temat pochłaniał mnie bardziej niż żaden inny. Zajmował myśli tak, że przestawałam istnieć w rzeczywistości, a przenosiłam się do cudownej krainy wyobrażeń. 
To byłoby aż zbyt cudowne.

***

Tego samego dnia wiedziałam, że tłumienie większej ilości emocji, które wręcz prosiły się o wyjście, jest zgubą dla mnie. Przestawałam być sobą, dawałam zjadać się fałszywej zazdrości, jaka istniała wyłącznie w mojej głowie, nie mając żadnego odzwierciedlenia w rzeczywistości. Najgorsza była zupełna świadomość tych uczuć, z którymi nie szło zrobić cokolwiek. Nic, tylko patrzeć, jak wyżera Ciebie i podmiot tej całej toksycznej zazdrości.
Niewiele myśląc, pojechałam do Adama, uprzednio mówiąc, by zagotował trochę wody na kawę. Spotkaliśmy się w jego domu jakieś piętnaście minut później, a ja zachowywałam się tak, jak zawsze. Przynajmniej z początku.
- Co cię tak wzięło na spotkanie? — Adam właśnie zalewał obie kawy, jego ciekawy wzrok padł na mnie. Zahaczyłam łokciami o wyspę kuchenną, by się o nią oprzeć. Dzielił nas tylko marny kawałek blatu, a w powietrzu tuż nad nim rozpostarła się ta mocna woń.
- Może się po prostu stęskniłam. — Uniosłam kąciki ust w uśmiechu. — I muszę ci coś powiedzieć. 
- Powiedzieć, jak bardzo się stęskniłaś? — wymruczał. Zawsze, gdy to robił, moją skórę przelatywał przyjemny dreszcz. — Mnie to możesz pokazać. 
Jak zawsze mnie ujął. Paroma, pozornie nic nieznaczącymi słowami. Nie reagowałam w żaden sposób, gdy korzystając ze spokojnej ciszy, gorącego napięcia, zbliżył się do mojej twarzy tak, że ciepły oddech padł mi na policzek. Jego usta już przesunęły się nieco w bok, natrafiając na usta, od dawna gotowe już do pocałunku. Ze stęsknieniem powitałam jego wargi, nie bacząc na to, że nadal dzieli nas kawałek blatu. 
- Chcę mieć cię bliżej — szepnął zaledwie. — Znacznie bliżej. — Zdawał się być podniecony; mówił mi o tym jego ton, oddech i rozszerzone źrenice, które chłonęły całą moją sylwetkę. Czy myślał o nas kiedykolwiek w inny sposób, niż seks?
- Dalej nie dałeś mi czegoś powiedzieć... — Delikatnie przerwałam tę chwilę. Tak delikatnie, by nie uwierało go poczucie rozdrażnienia.
Zmarszczył delikatnie brwi. Z trudem wyprostował się i padł na mnie uważnym spojrzeniem, a z jego oczu uciekł ten ognisty wyraz, za jakim już nawet zaczynałam tęsknić.
- Po prostu... coś męczy mnie od jakiegoś czasu. Coś, co możesz usłyszeć tylko ty — zaczęłam z przejęciem. Zdaje się, że zaczął wykazywać zainteresowanie. Nawet lekkie zmartwienie. 
- Słucham cię. — Skinął głową.
- Jesteśmy... blisko, zgadza się? — Mój wzrok uciekł w bok. Głos drżał mi niesamowicie. Bałam się spojrzeć mężczyźnie w twarz, by się Broń Boże nie zawieść. — Wiem, że nasza relacja przypomina bardziej przyjaźń z korzyściami, ale... nie mogę dalej ukrywać, Adam. Czuję coś do ciebie i czasem to bywa silniejsze... niż cokolwiek inne.
Ale się wkopałam.
Adam?

+10 PD

Od Raven C.D Cameron

    Obudziło mi uporczywe miauczenie kota. Słyszałam je raz po raz, z każdą chwilą można powiedzieć, że coraz to głośniejsze, jednak nic sobie z tym nie robiłam. Obróciłam się na drugi bok, nawet nie otwierając oczu. Nie chciałam tego robić. Marzyłam wręcz o tym, by sen ponownie mnie pochłonął, a ja nie będę musiała wstawać, by zająć się nowym domownikiem. W sumie można powiedzieć, że kot to takie dziecko, tyle że mniej wymagające. Dasz jeść, wypuścisz na zewnątrz, a jak zgłodnieje, to wróci. Od czasu do czasu wyszczotkujesz, pogłaszczesz, wysprzątasz kuwetę i masz święty spokój. Jednak na razie jest to jeszcze małe kocię i wymaga trochę więcej uwagi, od dorosłego kocura.
    Powoli, lecz z niechęcią, obróciłam się w stronę, z której dochodził dźwięk i otworzyłam oczy. Jednak nim to zrobiłam, mogłam poczuć język o specyficznej fakturze na moim nosie.
     - Co, młody. Głodny? - spytałam cicho i spojrzałam na młodziaka, jak na razie nie ruszając się nawet z miejsca. W odpowiedzi usłyszałam przeciągnięte miauknięcie. Westchnęłam ciężko i obróciłam się na plecy. - Szkoda, że nie możesz sam siebie nakarmić - mruknęłam pod nosem i powoli podniosłam się do siadu. Chłód, który momentalnie ogarnął moje plecy, nie umknął mojej uwadze. Przez to w dosyć szybkim czasie doszło do mnie to, iż jestem całkiem naga. Dodatkowo fakt, że nie leżę w łóżku, tylko na kanapie, dodatkowo mnie przytłoczył. Ze zdezorientowaniem rozejrzałam się po pomieszczeniu. Ani śladu po Cameronie.
    O Boże, co się stało?
    Błagam, tylko nie to, o czym myślę!
    Nic nie pamiętam!

Od Samuela cd. Odeyi


                Tego dnia, mój ojciec zadbał o to, aby na spotkanie przygotował mnie cały szwadron jego ludzi. Jego fryzjerki biegały koło mnie, jak koło dziecka a mi się to nie podobało. Z resztą, styliści nie byli lepsi. Po dwóch godzinach, marzyłem tylko o tym, aby iść spać. Jednak, w końcu skończyli a ja mogłem się przejrzeć w lustrze. Stanąłem przed ogromnym lustrem, a z tyłu stała cała ekipa. Nie wyglądałem źle, jednak to nie byłem ja. Wiedziałem jednak, że dziś nie powinienem być sobą. Nie dziś wieczór. Nagle, do pokoju wszedł ojciec, zmierzył mnie wzrokiem i uśmiechnął się delikatnie, po czym wyprowadził mnie z pomieszczenia, do salonu. Nie czułem się dobrze w tych ubraniach, ale musiałem się przemęczyć.
                - O mój boże, Sammy – Mama podeszła do mnie, po czym po prostu wpadła mi w ramiona. Odwzajemniłem przytulenie, a po chwili przybiłem też żółwiki z młodymi. Evangeline uśmiechała się szeroko, przyglądając mi się bacznie.
                - Jesteś przystojny braciszku – Uśmiechnąłem się. Nie miałem pojęcia, jak to jest, że ona jako jedna  z niewielu osób, zajęła tak szczególne miejsce w moim życiu. – Bardzo, bardzo przystojny.
                - Wątpiłaś w to, panno Evangeline Weston? – Uśmiechnąłem się szeroko i podniosłem ją do góry. Sama dziewczynka zaczęła przebierać nogami oraz rękami, a po chwili naszą zabawę przerwał ojciec.
                - Samuelu, Taylor cię zawiezie i przywiezie i… - położyłem mu rękę na ramieniu.
                - Tato, proszę cię. Prowadzę lepiej od Taylora, sam mogę się zawieść. To nie jest znowu tak daleko tato. – Mężczyzna popatrzył na mnie z widocznymi wątpliwościami. Zawsze łamałem zasady rodzinny, nawet co do zarabiana na życie. Po krótkiej wymianie zdań, zgodził się, abym pojechał sam.

Od Kena cd. Sarah

Szczerze to chciałem uciec, gdzie pieprz rośnie, gdy Chalcedony zaczął nieudolnie podrywać Sarah. Jednocześnie było to jednak bardzo śmieszne. Rzuciłem okiem na starszego brata.
Wychodząc z jej gabinetu, zaczepił mnie Try.
- Ella chyba jednak nie powinna tu być, wiesz? - zwrócił mi uwagę. No racja… - Zabiorę ją ze sobą do samochodu, poradzicie sobie raczej sami – rzekł.
- Na pewno? Nie będzie to dla ciebie problem?
- Żaden. Chyba że Ella nie będzie chciała się ruszyć – zaśmiał się. No tak. Kucnąłem, gładząc swoją suczkę po głowie.
- Idź z nim. Niedługo przyjdę – rzuciłem do niej. Spanielka w odpowiedzi tylko liznęła swój nos, a potem widziałem, jak oddala się wraz z Try’em. Ruszyłem dalej za moim rodzeństwem oraz nauczycielką jazdy konnej.
Zdziwiłem się i trochę przestraszyłem, gdy ujrzałem Kasjopee, klacz, na której miała jeździć moja młodsza siostra. Przez chwilę chciałem się zapytać kobiety, czy dobrze pamięta, iż Sky to początkujący jeździec, jednak… skoro jest tu instruktorką, to chyba dobrze wie, co robi. Prawda?
Obserwowałem, jak malutka Loretto uśmiecha się, szczotkując konia o wiele od niej większego. Stałem nieco dalej wraz z Chalcedonym, tak im się przyglądając. Kasjopea była duża, jednak nadal niższa ode mnie. Ciekawe, czy jakikolwiek koń byłby chociaż wzrostem podobnym do mojego. Westchnąłem. Czasem nienawidzę tego, jak wysoki jestem… No ale nic z tym nie zrobię, takie geny.
Ruszyliśmy dalej za Sarah i Sky na dużą salę, na której znajdowali się też chyba inni uczniowie. Cały czas obserwowaliśmy naszą siostrę, ale oczywiście sam przyłapywałem Chalcedonego na wpatrywaniu się w panią instruktor.
- Ale ty wiesz, że może być od ciebie starsza? - zwróciłem mu uwagę.
- Czy ty sugerujesz, że staro wygląda? - odpowiedział, na co już się uciszyłem. Oczywiście, że nie. Po prostu skoro była tu nauczycielką, to musiała mieć ukończone chociaż te dwadzieścia trzy lata. Przynajmniej tak myślałem, nie wiedziałem, jaka była prawda.
W międzyczasie zadzwonił jeszcze nasz ojciec z pytaniem, co aktualnie robimy. Chalcedony wszystko mu opowiedział, a głowa naszej rodziny od razu zażądała od nas zdjęć lub filmów. Założę się, że nie minie miesiąc i kupi małej Sky kucyka lub chociaż konia. Ewentualnie jeszcze osiołka.
Jak prosił, tak synek zrobił. Brat porobił siostrze kilka zdjęć, jak i filmów, po czym wysłał ojcu. Pewnie teraz chwalił się swojej prawej ręce, jaką to on ma zdolną córkę…
Jazda się skończyła, więc ruszyłem z bratem w stronę kobiety i małej dziewczynki. Sarah pomogła zsiąść Sky, która następnie zaczęła biec w moją stronę, aby na mnie skoczyć. Wziąłem ją na ręce, bo tego właśnie ode mnie oczekiwała.
- I jak się podobało?
- Było super! Mogę tu jeździć? Mogę? Mogę?
Założyłem jej włosy za ucho, żebym mógł widzieć jej twarz.
- Jak dla mnie i Chalcedonego tak, ale ostateczna decyzja należy do taty. Dobrze o tym wiesz – odpowiedziałem, na co tylko kiwnęła głową, widocznie przygnębiona. Nie wiem, czemu tak posmutniała. Myślałem, że dobrze wie o tym, jak dużym oczkiem jest w głowie naszego taty.
- W razie jakiejkolwiek decyzji formularz dostaliście, więc wystarczy go wypełnić i mi go oddać. Jeśli chodzi o lekcje, to właśnie pasowałoby w ten sam dzień o tej samej godzinie. Jakieś pytania? - głos zabrała Sarah. Już wiedziałem, co chciał Chalcedony odpowiedzieć, więc odłożyłem Sky na ziemię i zasłoniłem mu usta dłonią.
- Tak będzie dla nas lepiej – odpowiedziałem i zabrałem swoją rękę. Zwróciłem się do kobiety. - Odezwiemy się jeszcze. Czy jest możliwość wzięcia numeru telefonu i dopytania się jeszcze?
- Nie ma problemu – odpowiedziała. Po chwili miałem zapisany już jej numer kontaktowy podpisany jako „Instruktorka od jazdy konnej Sky”. Niby długie, ale było wiadomo, o kogo chozi.
Po kilku minutach już wsiadaliśmy do samochodu, a ja próbowałem nie zostać zabitym z miłości przez Nutellę. Cieszyła się tak, jakby mnie nie widziała z miesiąc. Taki urok psów. Następnie zadzwonił do mnie ojciec.
- Czy ten koń Sky nie był za duży dla niej? - zaczął prosto z mostu.
- Cześć. A nic ciekawego, dzięki, że pytasz – odpowiedziałem na nieistniejące pytania. - Może trochę, ale dobrze sobie na niej radziła. Dzwonisz po coś konkretnego?
- Tylko spytać się, czy kucyk byłby odpowiedni, skoro jeździ na dużym koniu – No i się zaczęło… Chce kupić jej konia. - Jednak taki kucyk żyje dość długo… A niedługo sama pewnie urośnie. Czyli co, koń? Dzięki za odpowiedź, później jeszcze się odezwę – I się rozłączył. Westchnąłem, chowając swój telefon do kieszeni spodni. Taki właśnie jest nasz ojciec… Ale to może i dobrze, że Sky będzie mieć swojego konika. Będzie mogła się uczyć jazdy na swoim własnym, a nie na stajennym. Choć z drugiej strony instruktorka naszego konia by nie znała i tak dalej i tak dalej… Mam już chyba powoli dosyć, zmęczyło mnie to trochę. Przynajmniej Sky będzie mogła jeździć konno.

Sarah?

Od Adama C.D Odette

    Dzisiejszy dzień był jednym z tych lepszych. Wszystko szło zaskakująco gładko, Szczerze miałem nadzieję, że jeżeli dalej tak pójdzie, to będę mógł znaleźć sobie chwilę czasu dla siebie. Dla siebie, czyli miałem na myśli, że zajrzę do kuchni i będę miał okazję popracować z naszą załogą, która oczywiście dzisiaj (tak, jak zawsze) sprawowała się świetnie.
    Moje rozmyślanie o udanym dniu w pracy, przerwało pukanie do drzwi. Podpisałem się na jednym z ostatnich świstków papieru i uniosłem wzrok na osobę, która pojawiła się w otwierających się drzwiach.
     - Dzień dobry - powiedziałem z uśmiechem do Odette, po czym znowu wzrokiem wróciłem do papierów i zacząłem uzupełniać kolejne puste miejsca czarnym atramentem.
     - Dzień dobry. - Usłyszałem jej spokojny głos, który był jak miód na moje uszy. - Co ty taki uśmiechnięty? Nowa kelnerka sprawuje się świetnie?
     - Zadowolony, bo idzie dzisiaj zaskakująco gładko. - Wstałem z fotela, ponownie podnosząc na nią swój wesoły wzrok. - I owszem, Holly jest świetna. Dawno nie było tak zaangażowanej pracownicy. - Jakby nie patrzeć była to prawda. Dawno nikt nie przychodził tak wcześnie do pracy, pomimo tego, że miała na późniejszą godzinę i wyrobiła się na czas otwarcia ze wszystkim. Co miałem poradzić, byłem naprawdę bardzo usatysfakcjonowany. Cieszę się, że akurat ją zatrudniłem.
     - Nie da się ukryć, że jest zaangażowana. W moją pracę też. - Skrzyżowała ręce na piersi, a jej spojrzenie było całkiem pozbawione emocji. Miałem wrażenie, że miała mi to za złe. A ja przecież nawet o tym nie wiedziałem…
     - Jak to w twoją? - Zmarszczyłem brwi. Tu zaczął się właśnie moment, kiedy to zaczynałem wątpić w to, że będę miał czas by wstąpić do kuchni. Jednak co poradzę, są problemy, które trzeba rozwiązać, a nad pojawianiem się tych sytuacji nie mam kontroli.
     - Przyszłam na swoją zmianę, miałam ogarnąć kuchnię i przeprowadzić towar do spiżarni, a tu co? Wszystko pozałatwiane dokładnie tak, jakby przyszła tu jakieś dwie godziny temu. - Patrzyła na mnie wyczekująco. Z głośnym westchnieniem podszedłem do okna i podrapałem się po karku, wpatrując się w tłok uliczny. O tej godzinie dużo ludzi jechało do pracy, więc nic dziwnego, że jedyne, co zobaczyłem, to długi, niekończący się korek.

28 kwi 2019

Od Dearden do Juliena

Biorę głęboki oddech i powoli, nieco niepewnie, stukam miarowo w znajome, drewniane drzwi z niewielkim złotym numerem 4 tuż nad okiem judasza. Zauważam, zresztą tak samo jak za każdym razem, gdy odwiedzam to miejsce, że cyfra jest nieco krzywo przyklejona - jej górna część chyli się zbyt mocno ku lewej stronie w stosunku do dolnej i zamiast znajdować się na środku drzwi, jest oddalona od niego o kilka centymetrów. Gdyby było to moje mieszkanie, uporałabym się z tym jeszcze tego samego dnia, w którym podpisałabym umowę najmu lub sprzedaży, jednak zarówno Bram jak i jego współlokator, Nate, zdają się tym zupełnie nie przejmować. Co więcej, ilekroć zwracam im uwagę, wymieniają się porozumiewawczo spojrzeniami, a Nathaniel dodatkowo klepie mnie niedbale po ramieniu ze słowami: 'Beatrice, przestań zachowywać się jak nasza matka. Gdybym chciał słuchać mojej, nie wyprowadzałbym się z domu w chwili ukończenia osiemnastu lat'. I na tym dyskusja się zwykle kończy. Chociaż uwielbiam tego faceta, mam nadzieję, że dzisiaj nie będzie go w domu. Nie jestem w nastroju do żartów.
Zaraz po tym jak opuściłam dom Juliena, nie mogłam zdecydować, dokąd się udać. Mój własny apartament jest najpewniej właśnie oblegany przez Rose i, co ostatnio było dla mnie wyjątkowo niemiłą rutyną, kilka jej najbliższych przyjaciółek, które, przynajmniej według tego, co udało mi się wyciągnąć od Blue, razem z nią uczęszczały na zajęcia w siłowni znajdującej się w którejś z galerii handlowych w Avenley i zawsze brakowało im czasu na pogaduchy. A akurat idealnie się składa, że nasze mieszkanie nie dość, iż jest spore, to jeszcze przez większość dnia puste. Dlatego też od kilku dni pełni funkcję gniazda dla piszczących młodych kobiet, które podczas przygotowywania zdrowych napojów zamieniają moją piękną kuchnię w istne pobojowisko. W tamtej chwili po prostu nie miałam siły na zbędne marnowanie nie tylko czasu, ale i energii w takim otoczeniu. Jeśli chodzi o Adaline, jak to ona, zapewne zamknie się w pokoju lub wróci do swojej galerii i nie wyściubi z niej nosa dopóki nie dostanie ode mnie smsa z informacją o opuszczeniu apartamentu przez znienawidzony przez nią typ dziewcząt.

Od Althei C.D Billy Joe

Czy nadążałam w ogóle za pędzącymi naprzód wydarzeniami? Przesadą by było, gdybym powiedziała, że tak. Każde posunięcie Billy'ego skutkowało coraz większymi sprzecznościami w mojej głowie. Byłam na niego zła, że właśnie porządził się i sam zadecydował, co będzie dla mnie najlepsze, ale równocześnie może poczułam wdzięczność, której nie umiałam jeszcze przyznać.
Jedno wiedziałam. W mojej głowie natychmiastowo rozbudził się świeży, nieznośny ból, napędzany natłokiem niezgodnych myśli. Sama już zgubiłam się w tym, jak zamierzam potraktować działania, jakie podjął Billy, i choć była to już przeszłość, to dalej nie potrafiłam wyobrazić sobie, że zdarzyło się to w tak krótkim czasie. Przeze mnie, bo rozkręciłam tą całą spiralę.
Teraz siedziałam przed piosenkarzem w (na oko) zwyczajnej restauracji, nie kryjąc lekkiego zdezorientowania.
- Doceniam starania. — W końcu moje spojrzenie padło na niego, po tym jak zbadało gromadzące się na stoliku jedzenie.
Jego wyraz twarzy był bliski pytaniu „coś nie tak?”, jednak potrzymałam go chwilę w niepewności, chociażby z tego względu, że nie wiedziałam, co powiedzieć. To było miłe. Naprawdę miłe. Ale taka liczba zmian na raz sprawiła, że w mojej głowie tworzył się coraz większy chaos. Chaos zupełnie nie do ogarnięcia, który podświadomie każe mi wracać do starych zwyczajów pracowania w barze, przy boku poprzedniego szefa. I choć teraz wszystko mogło być lepsze, to chciałam się wycofać jak najszybciej, póki odejście Harry'ego nie wydaje się jakimś pięknym snem.
- Wiesz, że w barze trzymał mnie tylko szef? — kontynuowałam przygaszonym głosem. — Teraz, kiedy go nie ma, mam poczucie, że mogę więcej. Że mogę w końcu się wycofać i nie patrzeć więcej na te cholerne ściany, pamiętając, co się w nich działo. W każdym razie miłego zarządzania tym okrutnym miejscem.
Moliere chyba sam nie wiedział, jaką reakcję dobrać. Zdążył chwycić za swoją szklankę z wodą, upił łyka i dopiero przemówił.
- Dla mnie najważniejsze jest to, że ten sukinsyn jest tam, gdzie jego miejsce. I że jesteś bezpieczna.
- Billy, co ty mu zrobiłeś? — Rzuciłam mu niepewne spojrzenie.

Wszystkiego najlepszego, Nivan!

Tą czcionką na grafice niczym ze Spongeboba (albo mi się wydaje) witamy w tym nadzwyczajnym dniu, jakim są urodziny Nivana. Jest to jedna z absolutnie pierwszych postaci na blogu, siedzących tutaj aż po dzisiaj, a ponadto wyróżniająca się imponującą liczbą postów — skolekcjonowała ich tu aż 130! Nivan, przede wszystkim dziękujemy Ci za tak ogromny wkład w Avenley River. Nie da się ukryć, że niektóre dni byłyby bez perypetii Nivana oraz Antoniego zwyczajne puste. Natomiast w urodziny życzmy Ci — póki co bez kreatywności — samego szczęścia w życiu, powodzeń, które pozwolą Ci osiągnąć spełnienie, jeżeli jeszcze tego nie dokonałeś. Ale te skurczysyństwo czai się gdzieś w świecie, tylko nie przegap! Na drugim miejscu jest zdrowie. Ważne w każdym stopniu i życzymy Ci, byś miał go jak najwięcej, zaraz po nieskończonych pokładach cierpliwości do reszty świata — oj, to zawsze jest potrzebne, czy to do rodziny, znajomych czy nawet drugiej połówki. O uszy obiło nam się, że ją masz i dobrze Ci się wiedzie, zatem niech ta dobra passa okraszona wytrwałością się nie ukróca. Poza tym zawsze przyda się worek weny i kolejnych pomysłów na opowiadania, które — choć krótkie — zdecydowanie nie jest to ich mankament, gdyż mają swój urok i są Twoją wizytówką, nie trać jej. Myślę, że pisanie jest swego rodzaju pasją, lecz jeśli masz wiele innych zainteresowań, życzę, byś rozwijał je z pełnym zaangażowaniem, zapałem i chęciami, których mimo to w życiu czasem brak. Bądź wytrwały nie tylko w relacjach z ludźmi, ale w dążeniu do wyznaczonych celów, które miejmy nadzieję spełnią się jak najszybciej. Przydadzą się jeszcze przyjaciele na całe życie, dobre oceny w szkole (chyba, że strajk masz, to odpoczywaj ile wlezie), a poza tym oczywiście dobrze ułożonej przyszłości, która da pinionszki. Cóż tu jeszcze dodać? Sam doskonale wiesz, czego potrzebujesz, dlatego niech życie stanie po Twojej stronie i zapewni Ci to wszystko. Jeszcze raz sto lat!

Administracja.
Zapraszamy serdecznie do komentarzy. ♥ 

27 kwi 2019

Od Naffa do ktosia

Jęknąłem, słysząc budzik. Po omacku trzepnąłem dwa razy w stolik nocny i trafiłem wreszcie na małe plastikowe pudełeczko.
-Jest 8 rano- Mechaniczny głos odezwał się, dając mi do zrozumienia, że moje zajęcia zaraz się zaczną. Po co ja tu tak w ogóle jestem? Cichy pisk z okolicy moich łydek jeszcze bardziej mnie zirytował. Po cholerę mi to psisko skoro laska odwala jego robotę i nie muszę się oganiać od ludzi? Przecież głaskanie pieska to podstawa!
-Morda lizusie ! I tak wiem, że uwielbiasz być w centrum uwagi- Burknąłem i wydostałem się spod kołdry. Rozchyliłem powieki i skrzywiłem się. Zarys okna. Tyle widziałem. Potrafiąc odróżnić światło od braku światła i ciemność nie nadawałem się do czegokolwiek. Pierdole to wszystko. Powoli ubrałem się i wsunąłem okulary na nos i sięgnąłem po psie szelki, które powinny wisieć na ścianie. Powinny, bo zapomniałem ich wczoraj odstawić na miejsce.
-Pierdolony kundel, Tony smycz!- Krótka komenda postawiła paskudne zwierzę na nogi. Po chwili wjechał w moją łydkę swoją głową wraz z szelkami. Syknąłem i zabrałem mu sprzęt z pyska. Jego życiowym celem było chyba niszczenie mi życia zaraz po naprawianiu go. Ta, naprawianiu. Dobre sobie. Schyliłem się i powoli zapiąłem psa w uprząż. Teraz mogłem wyjść na światło dzienne i robić z siebie idiotę dalej. Ale hej! Przynajmniej komuś się zrobi cieplej a sercu, bo pomoże mi przejść przez pasy! Przecież bycie biednym ślepym chłopcem to taka idealna fucha! Zamknąłem za sobą drzwi i pozwoliłem szatańskiemu pomiotowi prowadzić mnie na ulicę. Kiedy opuściliśmy budynek, wydałem krótką komendę, dzięki której pies mógł się załatwić. Co jak co, ale nie potrzebowałem sikającego psa na zajęciach. Po chwili szarpnął lekko, dając mi do zrozumienia, że skończył. Po drodze starałem się wyczuć, kiedy znajdziemy się obok jakiejś kawiarni. Silny zapach kawy i wanilii zaatakował mój nos.
- lokal- Polecenia zmieniło tor trasy psa. Podszedł do drzwi i zatrzymał się. Uniosłem rękę i delikatnie dotknąłem klamki. Była metalowa albo z czegoś żelazopodobnego. Chłód, jaki dawała, był odrobinę kojący. Po chwili odpuściła się bez mojego nacisku. Drzwi odchyliły się lekko, zmuszając mnie do wypuszczenia klamki.
-Hej, wszystko ok?
- wyśmienicie- Syknąłem, czując jak mój poziom irytacji i zmęczenia momentalnie narasta.
-To Starcaffe, tu chcesz wejść?
-Ta.
-Jestem Roland i pracuję tu, w czym mogę pomóc?- Męski głos jeszcze bardziej mnie zirytował
-Kawa? Kanapki? -Nie chciało mi się bawić w uprzejmości.
-Jasne, coś z mlekiem czy czarna?
-Cappuccino i kanapka z serem albo czymś.
-Ser, pomidor papryka?
- mhm- Sięgnąłem do kieszeni i wydobyłem portfel. Powoli starałem się zorientować jaki banknot mam pod ręką.
-Płatność gotówką czy...
- Kartą- Poddałem się i podważyłem plastik paznokciem, wyjmując go z materiałowej przegrody.
-Proszę, uwaga, bo …- Nie chciałem, żeby kończył. Ofiaro losu, oto twoja kawa, ale uważaj! Jesteś ślepy! Możesz się nie domyślić, że jest gorąca! No kurwa wcale. Nie czuję tego przez papier. Sunąłem za psem i starałem się nie zwracać uwagi na głosy, które coraz bardziej dobiegały do moich uszu. Pies cicho mruknął i zatrzymał się. Wystawiłem rękę i oparłem palce o ceglaną ścianę. Przesunąłem palce i natrafiłem na drzwi. Pchnąłem drewnianą powierzchnię i szybko przekroczyłem progi uniwerku.
-Ojej, jest ślepy!
-Jaki piesek!
-Stary patrz!- Głosy zalały moje uszy. Zacisnąłem szczękę, zastanawiając się, jak silny nacisk łamie zęby i ruszyłem przed siebie, starając się wejść na każdego, kto mi wejdzie w drogę. Pierdolę tych ludzi. Oh taki biedny chłopiec! Taki biedny ślepiec! Przecież to taka tragedia! Trzeba mu pomóc! Przecież pewno jest smutny! No i zapewne potrzebuje przyjaciela! Tak ! Przyjaciel to tak cudownie naprawi. Ja pierdole. Sarknąłem sam do siebie, czując, jak robię się coraz bardziej zły. Zatrzymałem się pod drzwiami i powoli przejechałem po alfabecie Braille na tabliczce. Nie potrafiłem wiele. Ale liczb się wyuczyłem między innymi z powodu uniwersytetu. 1...2...1... No to zła sala. Za daleko poszedłem. Zawróciłem i powoli sunąłem dłonią po ścianie, szukając drzwi. Kiedy wreszcie trafiłem na kolejną tabliczkę, zatrzymałem się 1...17. Idealnie. Pchnąłem drzwi i przekroczyłem próg klasy.
- Ah. Spóźnił się Pan.
-Ciężko być na czas jak się ni widzi -Burknąłem.
-Proszę usiąść- Zrezygnowany głos wykładowcy oznaczał wygraną. No tak, biedny chłopiec nie widzi. Nie wolno być dla niego niemiłym.
- Miejsce- Szybka komenda poprowadziła kundla do wolnego krzesła. Usiadłem i odstawiłem kubek z kawą na biurko. Wyciągnąłem dyktafon i włączyłem.
-Witam na pierwszych zajęciach z historii muzyki. Zaliczenie jest proste. Chciałbym usłyszeć o waszym ulubionym muzyku albo zespole. Prezentacja ustna na zajęciach. Informacje o rodzaju muzyki i tego typu detale. Wszystko jasne? Pomruk rozszedł się po sali. Kontem oka zauważyłem przebłysk światła. Okna, tam muszą być okna. Westchnąłem cicho.
<AHOJ KTOSIU>

26 kwi 2019

Candice Therese Snow




Źródło: Holland Roden ― pinterest.
Motto: „You are not making mistakes, you are not losing. You are either winning or learning”. Nieskomplikowany, nawet zbyt optymistyczny cytat, który ujarzmia jej żal i smutek po nieraz bolesnej porażce. 
Imię: Proste, niewyróżniające się Candice, czasem kojarzone z cukierkami, stąd rozjuszający ją niewinny pseudonim Candy. Natomiast jej drugim imieniem jest Therese, od którego pochodzą wszelkie urocze zdrobnienia typu Tess, Tessy czy Tessa.
Nazwisko: Jej tożsamość dopełnia nazwisko Snow, które pomimo uprowadzenia nosi do dziś.
Wiek: Pełne dwadzieścia jeden lat.
Data urodzenia: Według legitymacji wczesnoszkolnej był to trzydziesty pierwszy lipca.
Płeć: Kobieta.
Miejsce zamieszkania: Dom Candice ulokowany jest na obrzeżach Blacksmith już od przeszło pięćdziesięciu pięciu lat ― przynajmniej tak mówi historia. Posesja nadążała za upływem czasu, dzięki czemu może poszczycić się wieloma nowoczesnymi akcentami, nadającymi urok każdemu pomieszczeniu. Sam budynek jest raczej odzwierciedleniem stylu industrialnego łączonego z elementami zwyczajnego shilieńskiego domu. Żadne z wielu pokoi nie wygląda na zaniedbane, zwłaszcza że na straży porządku oraz estetycznej kompozycji  stoi największa urodzona pedantka, jaką jest przybrana matka Candice. Kobieta przykłada swoją magiczną rękę szczególnie do ogrodu, pielęgnując go z dosłowną rodzicielską miłością, przez co niejeden spacerowicz może pozazdrościć. Poza tym dwupiętrowy budynek mieści w sobie trzy sypialnie, przestronną kuchnię oraz łazienkę. Całość dopełnia wyjście na taras oraz jeden zagracony, zwykle zamknięty pokój, w którym niegdyś miało pojawić się studio fotograficzne bądź ciemnia. Natomiast pokój Candice od jej pierwszego pojawienia mieścił się na pierwszym piętrze. Przestrzeń zajmuje głównie duże łóżko przylegające do szarej, kamiennej ściany, na której przywieszone jest małe i okrągłe lustro. Obok miejscem na jej miliony notatek jest trzyszufladowe biurko, dosyć wąskie w swojej grubości, aczkolwiek pomaga podtrzymać czysty, spokojny wystrój pomieszczenia. Po przeciwnej stronie możemy zauważyć niewielki i czarny stolik, pod którym cały pokój buduje drewniana podłoga. Candice uwielbia małe, nierzucające się w oczy flakony z roślinami ― zajmują więc one miejsce na większości parapetów, będących częścią sporych okien przyozdobionych szarymi zasłonami.
Tess, przyjeżdżając na studia do Avenley River, popełniła błąd życia. Wynajęła mieszkanie w centrum ze swoimi przyjaciółkami, Izzy oraz Julią. To głównie dzięki silnej więzi z nimi jest o krok od spóźnień ― dzień w dzień balansuje na granicy, ale dalej wychodzi na punktualną i wzorową studentkę. Mieszkanie, jak to studenckie, wielkie nie jest, aczkolwiek może poszczycić się nowoczesnym oraz bardzo wyszukanym stylem. Niewielki salon zbudowany w większości z drewna uzupełnia cała masa roślin, które są jednocześnie wielkim urokiem tej części mieszkania. Aby zaoszczędzić nieco miejsca, zaraz obok sofy, wyjścia na balkon i półki mieści się niewielka, acz ładnie skomponowana kuchnia z wyspą. Musi być to niezwykle ważne miejsce dla dziewczyn, bo oprócz codziennych posiłków przyrządzają tam również jedzenie na całkiem częste wspólne nocki (co z tego, że pięćdziesiąt procent menu stanowią wtedy słodycze). Ostatnim pomieszczeniem jest jedna i jedyna łazienka utrzymana w stonowanych, przyjemnych kolorach . Mieści w sobie między innymi trzy niewielkie lustra, jedną mniejszą szafeczkę oraz drugą nieco większą.
Prywatnym azylem dla Candy w tym jakże wesołym mieszkaniu jest jej średnich rozmiarów pokój. Chcąc stworzyć wrażenie przestrzeni, postanowiła utrzymać całość w jasnych, optymistycznych kolorach, co gustownie kontrastuje z meblami wykonanymi z ciemnego drewna. Na prawej ścianie znajduje się tylko jedno okno, które rzuca światło na niezbyt liczne wyposażenie, ponieważ jest to zaledwie łóżko, mała szafka nocna, fotel i pufa. Za dekorację posłużyły małe, ciemne rośliny.
Orientacja: Stuprocentowa heteroseksualistka.
Praca: Candice z trudem (trudem, aczkolwiek nie z jej strony) wybrała się na studia zrzeszające artystów. Jest więc studentką fotografii i rysunku. Dorabia sobie pomagając w bibliotece i choć nie płyną z tego cudowne pieniądze, Candice uwielbia tę ciszę i zapach świeżych kartek, który towarzyszy jej godzinami.
Charakter: Candice to kobieta pełna samych sprzeczności, które w otoczeniu społeczeństwa maskuje odpowiednio dobraną miną, sprawiającą wrażenie życiowej profesjonalistki, jaka nie boi się dobitnie wyrazić swojej opinii — nieraz tak szczerej, że wręcz krzywdzącej. Dokłada jednak wszelkich starań, by mimo wykształconej w sobie dyscypliny i poczucia odpowiedzialności złagodzić swoje słowa krytyki. Z reguły nie bywa zbyt bezpośrednia w działaniu. Musi najpierw podjąć kroki, starannie przeanalizować dostępne opcje i wcielić plan powolutku w życie — Candice uwielbia nabywaną w wyniku tego satysfakcję. Uczucie porażki jest dla niej wyjątkowo bolesne, wobec tego zazwyczaj dąży do swojej wewnętrznie zarysowanej perfekcji, która równocześnie tuszuje jej zagubiony emocjonalne umysł. Jako intelektualistka wydaje się osobą aż zbyt otwartą na dyskusję, czego dowodem jest znacząca wada, że zawsze ma coś do powiedzenia, oczywiście jeżeli jest to kategoria, w której może się pochwalić wiedzą. Sprawia również wrażenie dziewczyny mającej ludzi za idiotów, a przynajmniej wiadomo, że ciężko jej zaimponować. Mężczyzn, którzy nie wpadną w jej gust bądź okażą się zbyt nachalni, wyjaśnia paroma słowami i sprawia, że do konwersacji drugi raz nie dochodzi. Chyba, że lubisz działać na upartego, to wtedy masz zielone światło, z jakiego korzystasz na własną odpowiedzialność. Na ogół nie przyznaje się jednak do tego, że zaloty od strony mężczyzn jej typu podobają jej się do tego stopnia, że bez wahania potrafi pokazać się jako flirciarska kokietka, rozpalająca serca płci przeciwnej. Czasem zgrywa aż nadto niedostępną, czerpiąc satysfakcję z intrygowania, jednakże gdy sytuacja się odwraca i to jej ktoś wizualnie wpada w oko, nie przewiduje związków. Widzi mężczyznę jako obiekt do przelotnego romansu i nie pozwala postawić stopy za ustaloną przez siebie granicą, za którą liczyć się będzie jej prywatność i sekrety. Kobiety po prostu muszą mieć swoje mroczne tajemnice, czyż nie?
Candice wie, co dzieje się dookoła niej ― nie jest roztrzepana, na oczach ludzi nie ucieka myślami w ciemną gęstwinę i wśród innych zawsze stara się pokazywać jako osoba twardo stąpająca po ziemi, właśnie taki kreując sobie wizerunek. Typowy z niej mózgowiec, który nie podda się łatwo, dopóki w pełni nie zrozumie rzeczy, jaką w pobliżu usłyszy. Wierzy, że wiedza wykształci w niej profesjonalizm w wielu wariantach życia i stworzy sobie tym należyty respekt, jaki w zestawieniu z niezłym temperamentem odwróci uwagę od jej odmiennego wnętrza.
Nawet bardzo odmiennego. Zwłaszcza, że sprzecza się ono z tym, co pokazuje przy ludziach.
Przeważnie w środku czterech ścian, otoczona samotnością lub jedną bliską osobą, to tylko wrażliwa i dobra artystka, pragnąca przelać swoje myśli na płótno czy uchwycić kadr w aparacie, który byłby w stanie odzwierciedlić jej skryte emocje. Emocje, od jakich czasem się już dławi.
Wspominając o temperamencie, miałam na myśli ujawniany przez nią typ prawdziwej wojowniczki. Mocne, dobitne słowa już nieraz wpędziły ją w kłopoty, ale fakt faktem ― Candice nie potrafi siedzieć cicho, jeżeli widzi, że coś jest nie halo. To jej prawdziwy urok i pełna istota, która znajduje swoje ograniczenie dopiero w zakończeniu sprawy na jej korzyść.
Bywa momentami wredna i zbyt dosadna, szczególnie, jeśli jej anielska cierpliwość traci skrzydełka. Większość wad jednak na co dzień przyćmiewa uśmiechem, który zazwyczaj nie ma niczego wspólnego z fałszem. Można ją więc zapamiętać najczęściej jako dosyć przyjazną, gotową do pomocy dziewczynę, w której odnajdziesz zaangażowanie w pewnych sprawach. Rzadko kiedy w gronie ludzi pozwala sobie na utratę skupienia ― jest więc „na ziemi” cały Boży czas, kiedy ją widzisz.
Publicznie ogranicza wyrażanie uczuć do minimum. Mowa tu o takich, jak „kocham cię” bądź „nienawidzę”, które w skrajnych przypadkach wychodzą jej z ust z niesamowitą trudnością. Okrasza to jeszcze szczypta zażenowania i mamy zakłopotaną Candy ― rzadki i warty uwiecznienia moment. Można stwierdzić, że jej mózg działa całą dobę, niekoniecznie w dobrym tego słowa znaczeniu. O jednej sytuacji, która dla innych mogła nie mieć znaczenia, potrafi myśleć długi, długi czas, rozprawiając jeszcze nad tym, co była w stanie zrobić lepiej. Czy ktoś kryje do niej jakąś urazę albo na odwrót ― polubił ją. Candice nie umie tak po prostu się nie przejmować i wyrzucić czegoś w niepamięć. Oj tak, nagminnie przypomina sobie o rzeczach, które działy się nawet parę lat temu i wysnuwa z nich te same wnioski, dobrze wiedząc, że właśnie straciła czas.
Jej brak humoru czy znacznie częstsze rozdrażnienie to prawdziwy powód do niepokoju. Wówczas najlepiej nie podchodzić do niej bez odpowiednio sprawdzonego zabezpieczenia. Bywa, że rzuci parę słów, które tłumiła przez długi czas i nie należą one do zbyt przyjaznych. Wtedy zaczyna miłować samotność, nie rozmawia, nie stara się nawet odpowiadać, chyba że będą to zwięzłe zdania. Umysł zasnuwa jej zupełna znieczulica na świat i irytuje się szybciej, niż kiedykolwiek ― nawet rzeczami, jakie nigdy dotąd by jej nie zirytowały. Poza czarnymi dniami, które przyćmiewają prawdziwą istotę Candice, można powiedzieć, że jest to okropnie wrażliwa dziewczyna, czego na pierwszy rzut oka nie widać. Większość poznanych ludzi sądzi, że ma świat totalnie gdzieś, ale to kompletna bujda. Przejmuje ją niemal wszystko, co ją otacza. Zachowanie człowieka dociera do niej nawet bardziej, niż by chciała. Zauważa dzięki temu znacznie więcej, bazując na swojej rozwiniętej, acz nie zawsze nieomylnej intuicji, przez co szybko odkrywa to, co ktoś próbuje w sobie stłumić. Popełnione przez siebie błędy mocno przeżywa oraz daje radę przyznać się do nich. Nieważne, o jakie chodzi. Potrafi poświęcić wtedy czas na analizę tego, co mogła zrobić lepiej, choć w głębi wie, że to już kompletnie bezsensowne. Najczęściej to właśnie jej złota myśl łagodzi gorzki smak porażki, ale czasem i moc zawarta w tych kilku słowach zdaje się być niczym.
Hobby: Candice może pochwalić się sporym wachlarzem zainteresowań, poczynając od przebijającej wszystko inne fotografii, aż po monotonne tworzenie beznadziejnych rysunków, mówiących o niczym.
Książki od zawsze były jej przyjacielem, szczególnie w samotne, ciemne noce, kiedy niepokój wyrywał ją ze snu, wpychając w odmęty umysłu prawdziwe koszmary, z jakimi zamknięcie oczu wydaje się niezwykle trudnym wyzwaniem. Za pośrednictwem książek — nawet takich, które zdarzyło jej się czytać po wielokroć — zaczęła radzić sobie z sennymi marami.
Na uczelni uchodzi za jedną z aktywniejszych uczennic; taką, która lubi powiedzieć swoje i zrobić swoje. Współpracuje więc z pozostałymi na wielu wolontariatach i zabiera jej to tyle czasu, że gdy wraca wieczorem do swojego apartamentu, to automatycznie pada na materac.
Swego czasu interesowała ją moda. Teraz jest tylko elementem życia Candice — choć istotnym, to na pewno nie spędza już przed lustrem wielu godzin na przeszukiwaniu swojej szafy i testowaniu nowych stylizacji. Prezentuje się tak, na ile pozwala jej wolny czas, a że jest całkiem porannym ptaszkiem, nie trudno wstać jej o szóstej godzinie i zrobić coś z myślą o sobie.
Powracając do książek, zazwyczaj czyta kryminały i bywały momenty, kiedy mniej lub bardziej świadomie naśladowała bohaterów powieści. W młodszym wieku zamykała się w pokoju, czytała pod kołdrą ulubione książki i potem całymi dniami w ukryciu studiowała gazety sprzed paru lat. Szukała tam siebie. Swojego zaginięcia. Jeszcze kiedyś odzywała się w niej większa tęsknota, która kazała jej za wszelką cenę znaleźć rodziców, powrócić do dawnej rodziny, lecz z wiekiem zaczęła porzucać to w niepamięć.
Skupiła się na zupełnie nowym życiu.
Aparycja|
― wzrost: 163 centymetry.
― waga: 54 kilogramy.
― opis wyglądu: Po Candice od razu widać, że nie jest biologiczną córką Felicity i Morgana. Można dostrzec to w niemal każdym szczególe: sposobie uśmiechania (jej uśmiechowi towarzyszą dołeczki), wyrazie oczu, z których płynie niepewność, jakiej latami nie może się wyzbyć. Uparcie trzyma w nich swego rodzaju traumę z dzieciństwa i nie ma w tym niczego zaskakującego. Jednakże kolor oczu — intensywnie zielony — zazwyczaj odwraca uwagę od wszelkich cieni, które mogłyby zdradzić głęboko skrywany, dziecięcy strach. Jej twarz o łagodnych rysach, potrafiących nieznacznie zaostrzyć się przy szczerym uśmiechu, okalają długie fale rudych, naturalnych włosów, jakie same proszą się o pytanie „naprawdę jesteś córką Westów?”. Wtedy odpowiada, że tak, i dalej żyje ze świadomością, że nikt nie będzie nigdy w stanie wygrzebać z niej prawdy na ten temat. Wracając jednak do aparycji, stosunkowo rumianą karnację dopełniają najczęściej pokryte czerwoną szminką ponętne, pełne usta. Candice uwielbia wyglądać dobrze i wskazuje na to nie tylko staranny, nieprzesadzony makijaż, ale również dobrze dobrane stylizacje składające się zazwyczaj ze spódnicy i luźnego bądź bardziej dopasowanego topu czy koszuli. Podkreślają one jej kobiece krągłości, jakich natura na pewno jej nie odmówiła, a dodatki takie jak pierścionki czy naszyjniki są rzeczą podstawową. W tym wydaniu często słyszała, że pozornie wygląda na nieco pustą, arogancką dziewczynę, jednak ta tutaj jest odzwierciedleniem bardzo znanego powiedzenia, że nie należy oceniać książki po okładce.
― pozostałe informacje: Uszy przebite ma trzykrotnie, a na kostce widnieje malutki tatuaż korzeni, które pomagają jej w pamięci o biologicznej rodzinie.
― głos: Holland Roden.
Historia: Candice żyła jak zwykłe dziecko, a jej dzieciństwo niczym się nie wyróżniało. Całymi dniami kopała w piaskownicy, bawiła się zepsutymi zabawkami, nie przejmując się, że porcelanowe oczko lalki dawno wychodzi jej poza orbitę, a falbanka przy ciuszku jest brudniejsza niż kiedykolwiek. Bywało, że dogryzała biednym chłopcom, bo przecież rozmawianie z nimi to taki wstyd, szczególnie jak ma się tak mało lat. Jednak zdawała się wychodzić temu na przekór, przyjaźniąc się ze swoim ówczesnym przyjacielem, Nealem. 
I to wszystko do czasu. 
Do jednego, paskudnego dnia, kiedy dziecięca beztroska zgasła tak szybko jak niestabilny płomień świecy, a pociągnęła za sobą długie lata smutku i rozpaczy. Ale przede wszystkim stworzyła wielką niewiadomą. Bowiem u schyłku siódmego roku życia wydarzyła się tragedia, która ostatecznie odseparowała Candice od kochającej rodziny i rzuciła w objęcia chorej psychicznie pary, jaka za wszelką cenę pragnęła dziecka. Pary, którą teraz, po wielu latach strachu i niepokoju, uznała za swoją rodzinę. Dziewczynka przystosowała się do innego miasta. Do innych twarzy. Do innych bajek na dobranoc i do zupełnie innego domu, w którym przyszło jej mieszkać. Najpierw jednak jej azylem była piwnica z miękkim, nowiutkim materacem, skąd nie ruszała się aż do momentu, kiedy sprawa zaginięcia młodej Snow wyciszyła się całkowicie. Z czasem przestała histerycznie krzyczeć, płakać, wołać mamę i tatę, przyjmując wreszcie do swojej małej, niepojmującej świadomości, że zostanie w tym miejscu już na zawsze. Ale dziecko jak dziecko. Pozwoliła sobie poczuć pewnego rodzaju troskę i miłość ― choć z początku nienaturalną ― i zdołała przyzwyczaić się do całkiem nowego środowiska. Para przybranych rodziców przelała na dziewczynkę cały swój zapał, jaki pragnęła, by poczuło ich prawdziwe dziecko, którego nigdy nie byli w stanie mieć. 
Candice zaczęła chodzić do szkoły. Świat po latach zapomniał o sprawie zaginionej. Jako uczennica nie sprawiała żadnych problemów, choć zaczął wyłaniać się na światło dzienne jej temperamencik, który czasem wrzucał ją w wir kłopotów. Efektem uprowadzenia nadal jest wielka bojaźń, uprzedzenie do ludzi i ten wieczny niepokój, który ukazuje w cieniach swoich oczu. Nawet przyjaciołom nie pozwala się zbyt bardzo zbliżać, zachowując pewną granicę, jakiej nikt nie jest w stanie zrozumieć.
Po edukacji w Blacksmith, Candice zapragnęła studiować, wybierając uczelnię w Avenley River ― miasta, z którego nawet nie pamiętała, że pochodzi. Co może wiedzieć, czy nawet pamiętać siedmioletnie dziecko, zwłaszcza gdy rozpacz i przerażenie przez wiele lat zjadały jego wszystkie myśli i wspomnienia. Wybór miasta był powodem wielkiego sprzeciwu jej przybranych rodziców, jakiego nie potrafili nawet uzasadnić. Nastolatka jednak drogą dyplomacji dopięła swojego, spakowała walizki i z pomocą finansową opiekunów wynajęła jeden z apartamentów przy centrum miasta.
Rodzina:
― Felicity, Morgan West ― przybranych rodziców długi, bardzo długi czas darzyła tylko nienawiścią. Jej odpowiedzią na wszystko był histeryczny krzyk często poprzedzany płaczem. Bunt wzniecała poprzez odrzucanie jedzenia, picia, próbując tym zmusić obce osoby do tego, by oddali ją w ręce swojej prawdziwej rodziny. Przecież para Westów nie była zbyt zdrowa psychicznie, porywając dziecko zaraz przed wejściem na teren szkoły i uciekając z nim do zupełnie innego miasta. Tuzin władz ścigających vana w końcu odpuściło, potem sprawa została nagłośniona przez media, ale nie przyniosło to żadnych rezultatów. Ślad po dziecku ginął z miesiąca na miesiąc, a nadzieja wydawała się dla biologicznych rodziców jeszcze bardziej bolesna niż świadomość, że ich mała, jedyna córka nie wróci do swojego łóżeczka. Nie pojawi się na śniadaniu. Ani już w ogóle.
Felicity i Morgan dopuścili się tego czynu, gdyż faktycznie było w tym odrobinę szaleństwa. A żeby tylko odrobinę. To było istne szaleństwo. Nie godząc się z faktem, że żadne z nich nie może mieć dziecka, czuli się niepowstrzymani w swoich chorych działaniach, by adoptować idealne dla ich obojga, piękne dziecko, jakiemu ofiarują całą swoją miłość. Próbowali to zrobić długi czas. Cholera, nie były to miesiące, tylko lata. Dziecko — przerażone, smutne i zrozpaczone — w końcu nie miało innego wyjścia, jak ulec staraniom, przestać się buntować. Candice w końcu zaakceptowała miłość, troskę i potrafiła do niej przywyknąć, odrzucając za siebie dawne życie, wspomnienia i więzi. Do pamięci jeszcze czasem napływa jej skrawek myśli związanych z poprzednim miastem, lecz jak i jego nazwa, jak i same wspomnienia zaczęły dawno wygasać, zjadane strachem.
Cóż można powiedzieć o Felicity. Jak zostało nadmienione wyżej, jest to niewyobrażalna pedantka, która zawsze i wszędzie musi obserwować piękny porządek. To łagodna kobieta szanująca innych ludzi, a swoją delikatnością nigdy nie dałaby po sobie poznać, że kiedykolwiek dopuściła się porwania. Jej obecne stosunki z przybraną córką wydają się raczej w porządku. Nie ma śladu po nienawiści, pozostały natomiast tylko cechy, które czynią z tej więzi względnie normalną relację. Felicity z zawodu jest pielęgniarką, co definiuje jej wrażliwość oraz niezwykłą czułość, jaką wkłada w swoją pracę i życie rodziny.
Morgan nie jest złym ojcem. Jest po prostu trochę zabiegany przez pracę nauczyciela i w rodzinie złożonej głównie z kobiet został nieco odsunięty przez fakt, że z damskimi sprawami Candice przychodziła przecież do Felicity. Ten tutaj nie czuł się swobodnie z chęcią opowiadania córce o piłce nożnej czy klubach sportowych. Zaakceptował to z łagodnością i tylko patrzył z uśmiechem na ustach, że ich rodzina, choć utworzona w efekcie szaleństwa, staje się po prostu normalna. Morgan postrzegany jest powszechnie jako spokojny człowiek, nie lubujący się w konfliktach.
Evangeline, Paul Snow ― biologiczna rodzina, z której pamięta już tyle, co nic. Z jej wspomnień zniknęły ich twarze. Dom rodzinny i miasto. Candice może o nich powiedzieć wyłącznie to, że ich kochała, a oni ją.
Partner: Nigdy nie miała, choć wyróżnia parę przelotnych romansów.
Potomstwo: Candice nie przepada za dziećmi ani też nie planuje żadnych w przyszłości.
Ciekawostki:
― Koncert był miejscem, gdzie poznała swoje dwie obecne przyjaciółki, Izzy Mortensen oraz Julię Hood.
― Za sprawą otwartego charakteru angażuje się w wiele różnych akcji równocześnie. Nieważne, czy jest to wsparcie schroniska, szkoły specjalistycznej czy może planowanie organizacji w samorządzie na uczelni.
— Prawda jest taka, że gdyby policja była bardziej zaangażowana w sprawę, Candice znajdowałaby się teraz we własnym, rodzinnym domu. Jakie to musiało być niesprawiedliwe, gdy każdy organ prawa po pewnym czasie porzucił poszukiwania, nie kiwając nawet palcem.
― W podstawówce, gimnazjum i liceum wielokrotnie brała udział w konkursach i równie często wygrywała.
― Nie przyznaje tego otwarcie, ale swego czasu pisała fanowskie opowiadania.
― Ćwiczy z masą własnego ciała, gdy tylko znajduje na to czas bądź chęci. Rzadko wybiera się na siłownie, gdyż preferuje trening w zaciszu domowym z własnym sprzętem.
― Uwielbia kisiele oraz galaretki, ale wyłącznie w formie deseru. Zwyczajnie unika cukrów, chyba że organizuje ze swoimi dziewczynami wspólną nockę, to wtedy sobie pozwala.
― Jest wielką fanką horrorów.
― Często jeździ na rowerze.
― Wyjątkowo unika alkoholu, choć nie pogardzi kulturalną lampką wina, zwłaszcza wieczorem przy dobrej książce.
Inne zdjęcia: [x] [x] [x] [x] [x] [x] [x] [x] [x] [x] [x] [x] [x] [x] [x] [x]
Zwierzęta: Miała mnóstwo zwierząt, które spotkał ten sam los kończący każde istnienie.
Pojazd: Candice korzysta z komunikacji miejskiej. 
Kontakt: 7devils [HW] lasthope636@gmail.com [GMAIL]

Neal Lyne


Źródło: Luke Hemmings - Pinterest
Motto: If they laugh, then fuck 'em all - bardzo krótkie bardzo dosadne sformułowanie, które przez całe życie pchało chłopaka ku nowym rzeczom i pozwalało mu nie przejmować się opinią innych, nie załamywać się i nie oglądać się na nikogo w dążeniu do własnych celów, marzeń. Dodatkowo bardzo dobrze wyraża ono ogólny charakter jego osoby, który jest czasami bardzo przepełniony ignorancją.
Imię: Neal, czyli imię wybrane przez jego matkę, która postanowiła nie kierować się żadnego rodzaju tradycją, czy innymi bzdurami dyktowanymi jej przez społeczeństwo, jak to, że imię dziecka oraz jego znaczenie będzie miało ogromny wpływ w życiu jej syna. Ona uwielbiała w swoich dwudziestych latach życia gitarzystę rockowego zespołu o tym właśnie imieniu i nie widziała przeszkody aby po tym całkowicie jej obcym mężczyźnie nazwać swojego pierworodnego syna. Nie spotkało się to z zadowoleniem ojca chłopaka, jednak niewiele w tamtym momencie mógł już zrobić i tak zostało.
Nazwisko: Matka przez lata narzeczeństwa, a później małżeństwa, prawdę mówiąc do dnia narodzin Neala kłóciła się ze swoim partnerem, że ich dzieci będą mieć jej nazwisko, czyli po ślubu nazwisko składające się z dwóch członków, części panieńskiej i części otrzymanej od męża, jednakże ostatecznie stanęło na wyłącznie nazwisku ojca - Lyne, co podobnie do imienia wzbudzało w młodych rodzicach wiele emocji i powodowało jeszcze więcej kłótni.
Wiek: 23 lata
Data urodzenia: 2 lutego, jednak z najzimniejszych dni tamtej zimny, co jego ojciec zawsze wspomina z wyraźnym dreszczem.
Płeć: Mężczyzna
Miejsce zamieszkania: Do niedawna głównym miejscem zamieszkania Neala był jego dom rodzinny znajdujący się na obrzeżach miasta, na jednym z wielu znajdujących się tam osiedli pełnych podobnych do jego, domów jednorodzinnych. W samej swojej istocie to budynek posiadający jedno piętro, a jego projekt został wykonany w duchu stylu nowoczesnej architektury. Sama elewacja, jak i dach, elementy drewniane (drzwi, ramy okna) a nawet cała kostka, którą wyłożony jest wjazd i podejście do domu są w różnych chociaż nadal ciepłych odcieniach szarości. Przed domem oprócz dokładnie zadbanego trawnika, można znaleźć raczej egzotyczne, ostre rośliny (klik). Uwzględniając, że nie jest to aktualnie jego miejsce zamieszkania, to warto wspomnieć, że jego pokój znajdował się i znajduje na końcu korytarza, a pokój obok przeznaczony został dla jego brata. Aktualnie ze względu na pewne czynniki rodzice Neala zajmują dwie najbardziej oddalone od siebie sypialnie w domu i nadal nie jest rozstrzygnięte do kogo po rozwodzie będzie należeć ten dom.
Za to nowe mieszkanie chłopaka, a raczej apartament znajduje się na 32 piętrze wieżowca w niemalże samym centrum miasta. Sam Neal wyraża się na jego temat "pocieszenie za rozwód", a skoro wie, że sytuacja materialna jego rodziców na tym nie ucierpiała, a on potrzebuje mieszkania, aby móc w razie potrzeby zapewnić bezpieczne miejsce sobie i bratu, to nigdy nie narzekał przy rodzicach na tak uprzedmiotowienie jego uczuć. Jakby mieszkanie zmieniało to, że jego dom jest złamany, zniszczony. Apartament ten posiada oprócz kuchni i salonu, dwie sypialnię oraz dwie łazienki, z czego jedna połączona jest wyłącznie z sypialnią. Zacznijmy jednak od początku.
Po samym przekroczeniu progu znajdujemy się w niewielkim przedsionku, a jasnych niemalże białych ścianach, obecnych w tym kolorze w całym mieszkaniu. Na prawo znajduje się pojemna szafa na kurtki oraz buty, na lewo za to korytarz, który po dosłownie dwóch krokach rozwidla się. Na wprost znajdziemy niewielką łazienkę, całą w kremowych płytkach, gdzie oprócz niewielkiego prysznica, umywalki i toalety w czerni, stoi również pralka i suszarka. Chwilę przed wejściem do tej łazienki, również na prawo (tak jak wcześniejsze rozwidlenie korytarza) znajdują się drzwi do mniejszej, gościnnej sypialni. Za to wcześniej wspomniany skręt w prawo w korytarzu prowadzi do części dziennej, łączącej kuchnię, salon oraz jadalnię. Dzięki pięknym deskom pokrywającym całą podłogę części te wydają się być całością, bez niepotrzebnego dzielenia ich. Tak więc wchodząc do tego dużego pomieszczenia zaraz na prawo znajduje się aneks kuchenny, utrzymany w ciepłych brązowych barwach. Naprzeciwko wejścia znajdziemy dwie szare sofy, niewielki stolik kawowy oraz wygodny fotel. Dalej na prawo od salonu stoi w rogu ciemny stół z krzesłami, stanowiący jadalnię. Warto również wspomnieć, że pomieszczenie dzienne ma kształt litery L, a ściana naprzeciwko wejścia oraz na najbardziej na prawo, czyli za stołem jadalni, są całkowicie szklane. Większa sypialnia znajduje się na prawo od wejścia od jadalni, za przesuwanymi drzwiami. Tutaj na prawo od wejścia stoi pojemna szafa, w której znajdują się wszelkie rzeczy należące do Neala. Na lewo natomiast stoi duże łóżko, właściwe małżeńskie łoże, naprzeciw którego, na ścianie wisi telewizor. W rogu po przekątnej od wejścia stoi wygodny fotel, odwrócony przodem do okna, zajmującego cały ten róg, podobnie jak w części dziennej. Naprzeciwko wejścia, za całą długością pokoju znajduje się za również przesuwanymi drzwiami łazienka. Tutaj także podobnie jak w poprzednich pomieszczeniach dwie ściany są całkowicie szklane. Pierwsze to ta naprzeciwko wejścia, za półkami  blatem przy umywalce. Druga znajduje się na lewo powodując, że cały prysznic jest szklany, oprócz sufitu i podłogi. Z tego też powodu szkło to zostało tak dobrane, aby widok z wewnątrz mieszkania, czyli prysznica był doskonale widoczny, a z zewnątrz wręcz odwrotnie, aby uniknąć niezręcznych sytuacji. (inspiracja - klik)
Orientacja: Heteroseksualny
Praca: Instruktor wspinaczki skalnej, jednak przede wszystkim student ratownictwa medycznego.
Charakter: Ludzie potrafią zmieniać się, ewoluować duchowo w bardzo szybkim, wręcz zawrotnym tempie,  a przyczynić się może do tego dosłownie wszystko. Można powiedzieć, że im mocniejszy impuls tym szybsza i bardziej dotkliwa zmiana. Młody, siedmioletni Neal przeżył jak na jego wtedy krótkie życie wręcz traumatyczną sytuację, kiedy to jego przyjaciółka została porwana i musiał zmierzyć się z myślą, że może już nigdy więcej jej nie zobaczyć. Zmiana jednak w jego małym umyśle nie była ani ogromna, ani raptowna, chociaż przez lata utwierdziła go w pewnych zachowaniach i nadała im inny charakter.

Everybody’s got their demons
Even wide awake or dreaming

Nieśmiałe dziecko pogrążone w myślach, nienawiązujące kontaktu wzrokowego, trzymające się zawsze obok ojca. To właśnie był Neal. Nawet w przedszkolu trzymał się na uboczu, jakby obecność ludzi wokół mu przeszkadzała. Wiele się nie zmieniło. Lyne ma swoje określone otoczenie, w którym jest w stanie zrobić najbardziej zwariowaną rzecz i wtedy nie obchodzi go już czy widzi to tylko trójka jego przyjaciół czy cały świat. To oni mają klucz do jego muru obronnego, którym Neal naturalnie się otaczał i to dzięki nim chłopak doświadczył wszelkich niesamowitych przygód w swoim życiu. Bez nich jest raczej małomówny, jeśli nie wręcz uporczywie milczący, przez co również staje się obserwatorem, który wie wszystko o wszystkich, nie dając informacji zwrotnych o sobie. Wiele osób uważa go za zamkniętego gbura, jednak to krzywdząca opinia, z którą ciężko jest się zgodzić, kiedy tylko trochę mocniej spróbuje się go poznać. Właśnie wtedy Neal zaczyna wokół tej osoby funkcjonować normalnie, zachowując jednak pewien wyraźny dystans, który uniemożliwia wejście tej osoby do grona jego przyjaciół, ponieważ chłopak widzi dokładną granicę między byciem przyjacielem a znajomym. Te demony nieśmiałości i swoistego rodzaju izolacji nie powodują już u niego dziecinnego zarumienienia policzków, przez co kiedyś był bardzo dręczony, jednak nie pozwalają one na zaufanie komuś, akceptację z pierwszej chwili spotkania, co z kolei powoduje, że Neal jest bardzo rozsądnym człowiekiem w sprawach ważnych i potrafi dokładnie przemyśleć sytuację.

'Cause I’ve got a jet black heart
And there’s a hurricane underneath it
Trying to keep us apart

Czy ktoś kiedykolwiek powiedział, że Neal to jednolity chłopak, człowiek u którego coś zawsze jest czarne i już takie zostanie lub jest tylko białe i nigdy się to nie zmieni? To skomplikowany chłopak. Mogłoby się wydawać, że jego umysł to ciągły huragan, który miota nim w różne strony, w różne uczucia. Zimna krew w swojej impulsywności, wyrozumiałość w swojej gorączce. To jest właśnie Neal. Każda sytuacja jest różna, występują w niej różne czynniki, więc dlaczego zawsze miałby się zachowywać w nich w określony sposób? Jego inteligencja i wyuczone przez rodziców poczucie sprawiedliwości czyni go osobą bardzo zmienną i ciężką do dogadania się. Ludzie nie rozumieją jego sposobu funkcjonowania i oceny sytuacji, więc spłycają wszystko, czyli robią coś, czego Neal nienawidzi najbardziej na świecie. Nie można jednak powiedzieć, że przez ten huragan i huśtawkę nastrojów chłopak stracił takie cechy jak empatia czy łagodność, a niestety często jest to tak postrzegane. Jeśliby zapytać jego sąsiadów z osiedla rodziców co o nim sądzą odpowiedzi byłby dwie: łagodny, dobry chłopak, albo mrukliwy chuligan, który chce się zabić na motocyklu. Ciężko niektórym zrozumieć, że on też może mieć zły dzień i że czasem bardzo źle radzi sobie z nadmiarem emocji, bo właśnie taka jest prawda. Może on wydawać się przysłowiowym bad boyem bez uczuć, jednak Neal po prostu nie radzi sobie z uczuciami, nie do końca dobrze je czyta i chyba jeszcze gorzej je okazuje. Sam wielokrotnie śmiał się do swoich przyjaciół po zerwaniach, że chyba jest zły w miłości i w tych całych uczuciach, ponieważ czasem albo był jak kamienień niewzruszony, a innego dnia wszystko z niego się wylewało strumieniami. Większość jego byłych po prostu sobie z tym nie potrafiła poradzić, a Neal sam sobie nie jest w stanie do końca pomóc.

Now I’m holding on for dear life
There’s no way that we could rewind
Maybe there’s nothing after midnight
That could make you stay

Bywają chwile kiedy sam nie wie, co się dzieje. Czasami wszystkiego ma dosyć i ma wrażenie, że nie może się wycofać, że to uprzedzenie ludzi do niego nie wzięło się znikąd. Czasami wszystkiego żałuje i jest bardzo niepewny siebie. Staje się krytyczny, ale zarazem jakiś bliższy rodzinie, przyziemny, kiedy ogląda się więcej na innych, jakby bał się, że ich zaraz straci, że świat po północy się skończy. To przede wszystkim rozwód rodziców sprawił, że Neal nie lubi okazywania uczuć. Z drugiej strony utrata Tessie tylko umocniła go w tym, że to nie jest warte bólu, kiedy rzeczywistość ponownie okaże się okrutna. Niektórzy ludzie mówią, że nie wierzą w miłość. U niego to wygląda raczej w ten sposób, że o wiele dłużej zajmuje mu oswojenie się ze swoimi uczuciami i o wiele ciężej się mu się z tego wykaraskać, pomimo że każde cierpienie po zerwaniu jak i inne uczucia potrafi dokładnie i starannie ukrywać. Czy jednak lubi to robić? Nie. Czasami w rozmowach z bratem, Millie czy dziadkiem mówi, że to go męczy, że czasem sam niepokój, że znowu może kogoś stracić go męczy, jednak ze wszystkich sił stara się, aby nie wpływało to źle na jego relacje, żeby nie powodowało to uprzedmiotowienia jego związków, nie czyniło biznesu z przyjaźni. Niestety wiecznie skupiony umysł nieraz powoduje obudzenie się gwałtownej strony chłopaka, gwałtownej i zdesperowanej, ponieważ sam chciałby móc zapewnić innym miłość, bezpieczeństwo, zapewnić i dać najbliższym wszystko, jednak doskonale wie, że nie jest w stanie zawsze tego zrobić i czasami ma wrażenie, że to go wewnętrznie pogrąża, pożera od środka. Tak jak świadomość bezradności, a mimo to bywają dni, kiedy jest aż obrzydliwie obojętny. Nic się wtedy nie liczy, nic nie ma znaczenia, świat poza nim nie istnieje, a jeśli dobiegają do niego jakieś bodźce właśnie z tego świata to wywołują u niego u niego arogancką, wrogą reakcję, której Neal nieraz bardzo szybko żałuje i tak koło się zamyka.

The blood in my veins
Is made up of mistakes
Let’s forget who we are
And dive into the dark
As we burst into color
Returning to life

Lyne jest świadomy swoich błędów, których - jak uważa - zdążył popełnić aż nadto. Wie, że potrafi pogrążyć się w całkowitej ciemności, w błocie, które brudzi wszystko, jednak wie też, że musi pogrążyć się i utonąć w tym bagnie, aby móc rozbłysnąć nowymi, świeżymi kolorami. Pomaga mu to zobaczyć jak tak naprawdę jest szczęśliwy. Owszem, może jego rodzice są w trakcie rozwodu, może czuje się samotny, czy przerażony światem, jednak ma osoby, dla których chce żyć, które kocha i które go kochają. Ponieważ jedną rzecz trzeba podkreślić - Neal nie jest złym chłopakiem. Potrafi kochać, śmiać się, być najlepszym bratem na świecie, przyjacielem żądnym przygód czy przykładny synem. To nie tak, że w jego duszy wszystko jest czarne jak smoła. Kiedyś obiecał sobie, że bliskich zawsze będzie stawiać na pierwszym miejscu i właśnie to pokazuje mu drogę lojalności, miłości i zrozumienia. Wie, że nie tylko on popełnia błędy i że mimo wszystko ma wsparcie tych kilku osób, wsparcie do stawania się stabilnym młodym człowiekiem, który nie boi się mówić o swoich uczuciach i ich okazywać, który ma ogromne serce i poświęciłby siebie dla dobra tych, którzy mają specjalne miejsce w jego sercu. Co sam wbrew pozorom nie uważa za słabość, ponieważ uczucia nigdy nie były dla niego rodzaje właśnie słabości, tylko zawsze były bardzo niejasne i niezrozumiałe i nigdy nie poczuł, że znalazł kogoś, dla kogo chciałby je wszystkie zrozumieć, nazwać i pokazać.
Hobby: Zainteresowań w życiu tego młodego mężczyzny było wiele, jednak tylko niektóre przetrwały próbę czasu. Przede wszystkim można tutaj wymienić ogólnie pojęty sport, do którego natura hojnie go przystosowała. Zawsze lubił grać w piłkę nożną, jednak przede wszystkim królował w siatkówce dzięki swojemu zadziwiającemu wzrostowi, jak na nie tak bardzo profesjonalne realia. Lubi też od czasu do czasu pobrząkać na gitarze, czy pograć na pianinie, jednak tylko kiedy jest w rodzinnym domu, ponieważ w swoim mieszkaniu nigdy nie przewidywał obecności pianina, ponieważ z graniem na tym instrumencie zbyt mocno kojarzą mu się wspólne wieczory z rodzicami. Poza tym brał kiedyś udziały w wyścigach samochodowych i motocyklowych, z podkreśleniem tych drugich. Wbrew pozorom zna się też jednak na dobrej literaturze czy filmie, których lektura to dla niego zawsze dobry sposób na spędzenie wolnego popołudnia. Uwielbia również wspinać się, bez różnicy czy jest to ścianka wspinaczkowa czy już góry.
Aparycja|
- wzrost: 193 cm, co jemu osobiście zawsze się podobało pomimo pewnych przezwisk, które otrzymał właśnie przez bycie tak wysokim.
- waga: 75 kg, cóż mięśnie trochę ważą, gdyby nie to, to jego waga znajdowałaby się pewnie o wiele bliżej niedowagi.
- opis wyglądu: Opisując Neala jednym słowem, wystarczy powiedzieć gigant. Cóż całą swoją postawę zawdzięcza rodzinie swojego ojca, w której mężczyźni właśnie są jego pokroju, a to znaczy, że są niebywale wysocy oraz szerocy w ramionach. Właściwie następuje to jako swoistego rodzaju przemiana chłopca w mężczyznę, ponieważ odbywa się to mniej więcej tak, że wszyscy chłopcy w okresie dojrzewania są bardzo wąscy w ramionach i nagle z dnia na dzień z kruszynki robi się chłop z ramionami jak szafa. Poza tym również dzięki szybkiemu metabolizmowi jest szczupłej budowy ciała, a dzięki ciężkiej pracy na ściankach wspinaczkowych oraz na siłowni ma całkiem dobrze widoczne i wyrobione mięśnie. Jego krótkie niesfornie falujące się włosy mają niespotykany kolor, który stanowi doskonałą mieszankę jasnego brązu z ciemnym blondem. Twarz Neala o raczej łagodnych rysach przyozdabia często lekki zarost, co tylko podkreśla jego wyraźną szczękę. Tęczówki jego oczu mają bardzo jasny, intensywnie niebieski kolor, co powoduje, że jego spojrzenie wydaje się bardzo magnetyczne, hipnotyzujące. Co do rzeczy, które zakłada na siebie to zasada jest prosta, założy wszystko co na niego pasuje i ma jakiś styl, z którym Neal jest w stanie się utożsamić.
- pozostałe informacje: Neal posiada trzy tatuaże, które stanowią bardzo ważną część jego życia i każdy z nich ma swoje unikalne dla niego znaczenie, będące kiedyś podstawą do zrobienie sobie właśnie takiego, a nie innego tatuażu. Pierwszy, jaki został u zrobiony, to trzy linie na jego lewym przedramieniu, dwie grubsze - symbolizujące jego rodziców i jedna cieńsza - symbolizująca jego brata. Drugi to jaskółka na wewnętrznej stronie lewego bicepsa, która oznacza szczęście, miłość, wolność i odnowienie. Natomiast ostatni to niewielki księżyc wytatuowany na prawym nadgarstku Neala, który większość ludzi uważa za bezsensowny, jednak nie dla samego chłopaka, który jego znaczenia nikomu nie tłumaczy, a sam wie, że dlatego ten półokrągły księżyc może równie dobrze oznaczać literę C.
- głos: Luke Hemmings
Historia: Przyszłość Neala zawsze była skreślana przez wszystkich, którzy spotykali jego rodziców. Pierworodny syn młodych, bogatych rodziców, którzy nie bali się pokazać tego, że sami na siebie zarobili. Wszyscy uważali, że chłopak zostanie rozpuszczony do cna możliwości. Początkowo tak było, idealny dom, ciągłe zabawy w piaskownicy, nowi przyjaciele, pierwsze miłości na skale możliwości sześciolatka. Wydawałoby się, że świat to najpiękniejsze miejsce na ziemi, jednak wtedy nie tylko do niego, lecz chyba do wszystkich w jego otoczeniu dotarło, że życie to nie bajka. Było to tego pamiętnego dnia, kiedy zniknęła jego Tessie. Kim była Tessie? Cóż była to dziewczyna z okolicy, która była priorytetem w życiu jeszcze wtedy małego Neala, była jak jego siostra, a może nawet ktoś jeszcze ważniejszy. Tamtego dnia zniknęła. Właściwie nikt nie potrafił wytłumaczyć małemu chłopczykowi dlaczego tak się stało i czy jego Tessie kiedykolwiek do niego wróci. Z czasem przestał o to pytać, ponieważ za każdym razem odpowiedź była taka sama: "Nie wiemy Neal. Miejmy nadzieję, że kiedyś się odnajdzie". Wszyscy myśleli, że zapomniał, w końcu miał Millie, później poznał też Adriena i Bena, życie pędziło dalej swoim rytmem i mogłoby się wydawać, że Tessie nigdy nie istniała. Neal jednak dokładnie pamiętał o swojej przyjaciółce z dzieciństwa, ponieważ w jego umyśle była osobą zbyt ważną, żeby jej wspomnienie mogło kiedykolwiek go opuścić. Nie myślał o niej non stop, jednak czasami kiedy siedzi gdzieś samotnie lub zwyczajnie się zamyśli jego myśli wracają do małej dziewczynki, której zdjęcie, które zrobiono im razem na placu zabaw nadal stoi na parapecie w jego sypialni, w domu rodzinnym.
Sam Neal za to dorósł, popełnił wiele błędów, trochę narozrabiał, zyskał miano tego złego, niegrzecznego chłopaka, który rozbija się motocyklem po okolicy, jednak sam nigdy nie rozumiał skąd ludzie wpadli na ten właśnie pomysł. W końcu w życiu nie powiedział do żadnego sąsiada ani jednego złego słowa, a to że czasem w ogóle do nikogo prawie nic nie mów to już inna sprawa... W międzyczasie poszedł na studia, zakochał się, zranił i został zraniony. Później rodzice zaczęli się kłócić, a on miał tylko Mike'a, któremu starał się zaoszczędzić dźwięku krzyków rodziców jak tylko było to możliwe. Niedługo potem rodzice oznajmili mu, że się rozwodzą. Dostał mieszkanie, wyprowadził się. Bardzo często wraca do domu, do młodszego brata, aby ten nie czuł się tak samotny jak on, kiedy rodzice się kłócili i przestali go zauważać. W końcu nadal czasem czuje się, jakby miał tylko jego.
Rodzina:
Mama - Karen Lyne - średniego wzrostu kobieta, o surowych rysach, czekoladowych włosach i typowych dla jej rodziny niebieskich oczach, które odziedziczył Neal. Bardzo dominująca osoba, czasami aż zbyt bezwzględna i kontrolująca, patrząca na własne potrzeby i karierę. Wydaje się, że właśnie to ostatnie najbardziej negatywnie wpłynęło na jej relacje z mężem.
Tata - Thomas Lyne - najkrótszy opis mężczyzny, to pierwowzór Neala. Dosłownie niemalże identyczny wzrost, szerokie ramiona, taki sam kolor włosów, chociaż u Thomasa widać już pojedyncze szare włosy. Z charakteru stonowany, rozważny, jednak w domu bardzo ciepły i oddany rodzinie mężczyzna, który od swoich nastoletnich lat nie mógł się doczekać kiedy zostanie ojcem. To on jest opoką i jednym z nielicznych stałych punktów w życiu swojego starszego syna.
Brat - Michael Lyne - sześcioletni blondynek, który jest zawsze pełen energii oraz żądny przygód. Nealowi bardzo przypomina on jego samego właśnie w wieku sześciu lat. Bracia są ze sobą niezwykle zżyci, a Neal jest dla Mike'a wzorem do naśladowania.
Dziadkowie Samuel i Olivia Riddarck oraz Joshua i Elizabeth Lyne, którzy zawsze byli moralnym wsparciem dla rodziny, a przede wszystkim dla swoich wnucząt, jednak samemu Nealowi zawsze było bliżej do państwa Lyne, którzy w jego młodych latach bardzo często się nim zajmowali, podczas gdy jego rodzice pracowali.
Partner: Aktualnie zaraz po zerwaniu, nie szukający niczego zbyt poważnego, a właściwie to nie szuka niczego i nikogo.
Potomstwo: Swoich nie ma, jednak w pewnym stopniu zawsze zajmował się swoim młodszym bratem, jak własnym synem.
Ciekawostki:
- W szkole należał do drużyny siatkarskiej i wróżono mu wspaniałą karierę, jednak on sam nigdy bardzo nad tym nie myślał, ponieważ uważał, że sport nie daje mu żadnego pokrycia jego przyszłości w razie przykładowo kontuzji.
- Posiada znaczne wpływy w firmie farmaceutycznej swojego ojca, a również gra na giełdzie skąd przede wszystkim pochodzą jego pieniądze, które przeznacza nie tylko na ładne samochody czy motocykle, jednak przede wszystkim dalej je inwestuje oraz samodzielnie opłaca swoje studia.
- Ma niewielką grupę bardzo dobrych przyjaciół, z którymi zna się praktycznie odkąd pamięta i są to jedyne osoby, do których nie jest w stanie odezwać się niemiło, ponieważ traktuje ich właściwie jak swoje rodzeństwo, a są to: Adrien, Ben oraz ich perełka, czyli Millie.
- Uwielbia lody o smaku czekolady połączonymi z lodami o smaku mango, przez które już kilka razy zachorował, objadając się nimi w niewyobrażalnych ilościach.
- Bardzo rzadko się to zdarza, jednak niestety pali. Przede wszystkim robi to kiedy jest zestresowany lub zmęczony, problem tylko w tym, że odkąd rodzice zaczęli się rozwodzić te dwa stany towarzyszą u niemal bez przerwy.
- Po alkoholu robi się bardzo smętny i sentymentalny w gronie swojej trójki przyjaciół, którzy kolejnego dnia, kiedy Neal odchorowuje swoje bardzo często się przez to z niego śmieją i dokuczają mu z tego powodu.
- Zawsze nosi przy sobie, czy to zawieszony na szyi, czy schowany w kieszeni nieśmiertelnik z grawerem pod jednej stronie widnieje napis REDAMANCY, a z drugiej inicjały jego dziadka J.L.
- Całe życie marzył o siostrze i według niego to właśnie w tego powodu w dzieciństwie pierwszymi osobami, z którymi się zaprzyjaźnił były dwie dziewczynki, jedną z nich jest właśnie Millie.
Inne zdjęcia: X X X X X
Zwierzęta: Ma ponad rocznego niewielkiego psa znajdę, który wygląda jak dosłownie miniaturka rasowego dużego psa, jednak Nealowi wcale nie przeszkadza to, że Skittle (wcale nie nazwał go po nazwie cukierków) nie będzie większy, niż jest.
Pojazd: Honda VFR oraz Ford Mustang GT
PD: 30
Kontakt: anne.harondale@gmail.com