23 kwi 2019

Od Kitty cd Michaela

Jego słowa powodują u mnie wybuch szczerego śmiechu. Sam również się uśmiecha, jednak niepewnie nie widząc dokładnie czy to była moja dobra reakcja na jego słowa czy wręcz przeciwnie, a więc wyśmianie go. Przecieram pięścią jedno z moich oczu.
- Słodziutki jesteś, ale to nic nie zmieni. To mój dom, to moja sypialnia - mówię już całkowicie poważna na co wyraźnie się krzywi. Kiedy natomiast to skrzywienie przeradza się w pewnego rodzaju uśmieszek, muszę się powstrzymać przed przewróceniem oczami, pomimo że jeszcze nie usłyszałam od niego żadnej odpowiedzi.
- Możemy dzielić łóżko jeśli ci tak bardzo na tym zależy - unoszę brew i patrzę na niego z niedowierzaniem. Kto by się spodziewał, że właśnie z ust tego ustatkowanego, rozsądnego i porządnego lekarza padną takie słowa. Z drugiej strony mam też nadzieję, że się nie rumienię. To chyba nie wyglądałoby dobrze...
- Czy ja coś źle zrozumiałam? - mój wcześniej odchrząkując, jakbym naprawdę miała wrażenie przesłyszenia się.
- No nie wiem, jeśli zrozumiałaś to jako "friends with benfits"to raczej dobrze zrozumiałaś - uśmiecha się do mnie i teraz jestem pewna, że stoję przed nim z twarzą czerwoną jak pomidor. - Czerwienisz się Heather - zauważa z triumfalnym wyrazem twarzy.
- Może to dlatego, że nikt wcześniej nawet w żartach mi czegoś takiego nie proponował? - rzucam z surowym tonem, a jego mina rzednie. - Nieważne, bierz sobie jaką tylko chcesz sypialnię - po czym odwracam się na pięcie i maszeruję w stronę kuchni.
- Kitty...
- Heather - poprawiam go. - Ewentualnie Katherine.
- Heather, słońce moje, to nie miało tak zabrzmieć. Nie chciałem, żebyś poczuła się uprzedmiotowiona - mówi idąc za mną, więc mijam kuchnię i zatrzymuję się dopiero za szklanymi drzwiami znajdującymi się między wyspą kuchenną, a częścią salonową. Staję na krawędzi basenu i czekam, aż do mnie dołączy. - Katy...


- Mike... - stajemy bokiem do tafli wody i przez chwilę patrzymy na siebie w milczeniu. W jego oczach naprawdę widać, że żałuje sytuacji sprzed chwili. Kąciki moich ust się unoszą i już po chwili dzięki jednemu sprawnemu ruchowi pan doktor pływa w basenie a ja odsunięta na bezpieczną odległość, śmieję się z niego.
- Ty wredoto! Zaplanowałaś to! - krzyczy, a ja nadal tylko się śmieję.
- Mówiłam, że to ja zajmuję tą sypialnię i koniec. To była twoja nagroda za kłócenie się ze mną - puszczam mu oczko i pędem rzucam się do domu, żeby zdążyć zostawić walizkę w sypialni, a drzwi do niej zamknąć na klucz, żeby nie mógł się tam dostać Michael. Prawie wszystko się udało. Znaczy wbiegłam z walizką i zamknęłam się w środku.
- Kiedyś będziesz musiała stamtąd wyjść - krzyczy mój drogi przyjaciel, waląc do drzwi, a ja spokojnie wykładam do szafy moje ubrania.
- Wyjdę oknem! - oznajmiam mu nie zwracając uwagi na to, jak mocno uderza w drzwi i krzyczy, żebym otworzyła. Po dobrej godzinie wszystko ucichło, a ja odważnie postanowiłam opuścić moją fortecę. Za samymi drzwiami, siedzą pod ścianą czekał on, Mike. Zerknął z wyraźnym skrzywieniem w górę.
- No dobra, twoja. A tera pójdziemy gdzieś? Znudziło mi się siedzenie tutaj - pokręciłam głową i westchnęłam. On to zawsze brzmi jak naburmuszone dziecko.
- Dobrze. Tylko może najpierw się przebież, co? Chyba, że chcesz się ugotować w tych dżinsach - przewracam oczami mijając go. W kuchni chwilę szperam po szafkach w poszukiwaniu jakiejś szklanki, a przy okazji zapamiętuję, co gdzie znajdę. Nalewam do znalezionej szklanki trochę wody z kranu, a kiedy się odwracam, przy wysepce siedzi już Michael i wyraźnie mi się przygląda. - Co?
- Nic. Nie mogę się nawet na ciebie spojrzeć? - unosi brew, a ja skrzywiona kręcę głową. - Dlaczego?
- Bo ja znam ten wzrok i to nie jest wzrok, w stylu, o popatrzę się. Raczej w stylu, jak zadać jej pytanie, żeby nie zarżnęła mnie we śnie - czekam na jego odpowiedź, a kiedy ona nie nadchodzi, postanawiam pominąć jak na razie ten temat. - Idziemy?

Sam pomysł wyjścia z tego domu okazał się całkowicie ratującym sytuację. Kiedy zeszliśmy po drewnianych schodach na ciepły od słońca piasek plaży, Michale wyraźnie się rozluźnił. Ja również uspokoiłam natłok myśli, który on wcześniej spowodował, a moją twarz rozjaśnił uśmiech. Na chwilę mogliśmy zapomnieć o wszystkim co nasz czeka, a niestety czekało nas wiele. Nie mówiąc o powrocie do Avenley i pracy, to tutaj również piętrzyły się przeszkody. Największą z nich była niemożliwość szczerej rozmowy. To mogło dla osoby trzeciej wyglądać, jak unikanie rozmowy przez małżeństwo, w którym oboje siebie zdradzają, jednak nadal unikają konfrontacji w obawie przed zranieniem partnera. Całkowicie nielogiczne, a mimo to wciąż praktykowane w najlepsze. Teraz biegając po tym piasku, przekrzykując dźwięk fal uderzających o brzeg przypomniało mi się, jak w dzieciństwie byliśmy na siebie otwarci. Mówiliśmy sobie nawzajem najgorsze i najbardziej obrzydliwe rzeczy i właśnie to powodowało, że byliśmy nierozłączni, nie istniała wtedy siła, która mogła nas rozdzielić. Za to kiedy zmęczeni po tych gonitwach, wbieganiu do morza, zabawach jak z przedszkola wracamy po samym brzegu, gdzie piasek jest mokry od ciągłego zalewania go przez falę, patrzę na idącego obok mnie już nie chłopca, ale mężczyznę i nie czuję tej samej iskry. Czuję za to strach przed ośmieszeniem, przed ujrzeniem przez świat, czy nawet przez niego moich sekretów, boję się. Wtedy postanawiam rozwiązać jeden z wielu naszych problemów i zaczynam rozmowę.
- Ta.... ta pielęgniarka z twojego oddziału, o której opowiadałeś na urodzinach to coś poważnego? - pytam starając się przy tym wypaść możliwe jak najbardziej naturalnie, chociaż wiem, że prawdopodobnie wcale mi to nie wychodzi. Mike odwraca się w moją stronę ze zmarszczonymi brwiami, jakby zdziwiony, że zadałam to pytanie na głos.
- Nie... znaczy nie wiem - plącze się w swoim słowach, po chwili unosi dłoń do swojego karku, gdzie ją układa. - Jest całkiem ładna i... i zabawna, ale jakoś nie czuję, że przerzucenie się do nowej relacji z kimkolwiek po tym, jak dopiero co się rozwiodłem, to dobry pomysł.
- Nie tak znowu niedawno - zauważam cicho i po chwili żałuję, że to powiedziałam. Kiedy zerkam na Michaela, widzę jak przygryza policzek od wewnętrznej strony. - Przepraszam.
- Nie szkodzi. Przyzwyczaiłem się do twojej brutalnej szczerości, jednak jeśli mamy już być szczerzy, to ja też mam pytanie - mówi nagle o wiele bardziej pewnie, z nową energią, trochę jakby ciekawością połamaną przez smutek.
- Czekam na nie - rozkładam ręce w wyzywającym geście, aby pokazać mu, że ja nie będę uchylać się od odpowiedzi na pytanie, które właśnie zamierza mi zadać. Krzyżuje ręce na piersi i chwilę mi się przygląda.
- Dlaczego nie masz chłopaka? - pyta, a ja zdaję sobie sprawę, że na to jedno zdanie nie byłam przygotowana. - Znaczy, ja wiem, że to nie jest takie proste, ale od jakiegoś czasu mam wrażenie, że każdego mężczyznę od siebie odrzucasz i nie rozumiem tego. Ktoś cię skrzywdził i mi o tym nie powiedziałaś? - mówi to niemalże z wyrzutem, a ja szerzej otwieram oczy ze zdziwienia, że coś takiego mogło mu przyjść do głowy.
- Co ty gadasz?! Nikt mi nic nie zrobił - bronię się od razu, a on tylko przewraca oczami.
- W takim razie o co chodzi? - docieka, a ja przygryzam dolną wargę. Chodzi o to, że pan ideał nigdy na mnie nie spojrzy jak na inne kobiety... Dobre sobie.
- To skomplikowane - przyznaję. - Po prostu... Po prostu znam kogoś, kto mi się podoba, jednak jak wiesz to nie jest robienie jajecznicy, tylko związek i uczucia, nie można kogoś zmusić do odwzajemnienia tego, co czujesz - mówię na jednym wydechu. - To tyle, koniec historii. A teraz wracamy do domku i wypijamy całe wino jakie znajdziemy. Mogę być sama, ale dopóki mam wino, którym mogę zapić smutki, dotąd będę chodzić z podniesioną głową jak dama, Mike. Nic innego mi nie zostało.

Michael?
+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz