26 kwi 2019

Od Billy'ego Joe cd. Altheii

           Czytając wiadomości, jednocześnie wyciągnąłem rękę i przygarnąłem do siebie. Dziewczyna drżała, a ja sam czułem, jak ogarnia mnie gniew. Położyłem telefon dziewczyny, po czym stanąłem naprzeciwko, trzymając dłonie na jej ramionach.
           - Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej. – Nie pytałem. Byłem tak zły, że ledwo powstrzymywałem się od krzyku. – Zabije gnoja. Kurwa, zakopię go żywcem w najbliższym lesie. – Odszedłem od Altheii, po czym włożyłem buty i wróciłem się po klucze do samochodu. Dziewczyna wpatrywała się w moje poczynania.
           - Zaraz, gdzie ty się wybierasz? – Nie odpowiedziałem – Billy do cholery! Co ty chcesz zrobić? Proszę, nie idź nigdzie, zostań. Jesteś zły, nie chcę, abyś spowodował drugi wypadek!
           - Jeśli już, to Harry będzie poszkodowany. Ale, przecież w kostnicy przyjmują całodobowo prawda? – Mimo że dziewczyna stała mi na drodze, delikatnie ją odsunąłem, po czym spojrzałem jej w oczy – Spokojnie, niedługo wrócę. Nie martw się, idź spać. Jutro wszystko będzie załatwione.
           - Billy! – Althea wyszła za mną aż do windy, ja jednak byłem szybszy i kiedy ona znalazła się przy drzwiach, akurat się zamknęły. Już po dziesięciu minutach mój telefon zaczął dzwonić.
           Wsiadłem do samochodu, po czym od razu skierowałem się do mieszkania Harry’ego. Wcześniej jednak zadzwoniłem do niego i uprzedziłem o mojej wizycie. Jego głos działał mi na nerwy, ledwo panowałem nad sobą. Zaczął mówić mi, że mamy dużo do obgadania, że się napijemy. Wtedy się rozłączyłem. Pod jego drzwiami stałem już piętnaście minut później. Waliłem w drzwi z całej siły, a kiedy otworzył, nie umiałem się już opanować. Wtargnąłem do środka, ciesząc się, że Harry mieszkał na ostatnim piętrze, a pod nim, było puste mieszkanie.

           - Zabiję cię, rozumiesz? Zabiję! – Krzyknąłem, a Harry aż zwinął się ze strachu. Zawsze był strachliwy, ale nie wiedziałem, że aż tak – Myślałem, że coś zrozumiałeś po roku w więzieniu.
           - O co ci chodzi Billy, stary przyjacielu, ja nic nie… - Jego głos podział na mnie jak płachta na byka. Uderzyłem go z całej siły w twarz, aż zatoczył się do tyłu i uderzył w ścianę. Złapałem za jego marynarkę i mocno nim potrząsnąłem, uderzył głową o ścianę.
           - Posłuchaj. Mam na ciebie haki, dobrze wiesz jakie. Tylko napomknę słowo, a wylecisz z tej swojej zapyziałej nory i znów trafisz za kratki. To dzięki mnie wyszedłeś wcześniej, dzięki mnie też wrócisz to tego jebanego więzienia!
           - A-ale… - Kolejny raz uderzyłem go w twarz, tym razem jednak zderzając swoją pięść z jego nosem. Usłyszałem ciche chrupnięcie, a na mojej dłoni pojawiła się krew – Althea sama sobie zasłużyła. Ta mała suka nic nie osiągnie, a ty nie możesz jej wiecznie bronić Moliere.
           - Nie wiecznie, ale jak na razie, pełnię funkcje jej ochroniarza całodobowo. Możesz się pożegnać ze swoim lokalem Harry. Jutro, z samego rana, idę do inwestorów, dam im taką kasę, że ty sam możesz o niej pomarzyć.
           - Chcesz kupić tę budę?! Moliere, nie wiem, co ta laska z tobą zrobiła, ale nie wychodzi ci to na dobre. Zmieniłeś się i… - Kolejny cios, a potem kolejny i kolejny. Przestałem w momencie, kiedy Harry nie mógł mówić, siedząc na ziemi oparty o ścianę. Stałem nad nim, wpatrując się w niego z nienawiścią.
           - Od dziś, możesz być pewny, że zobaczysz mnie w swoich najgorszych koszmarach.
           Wracając do domu, czułem ulgę. Zadzwoniłem do znajomego policjanta, wyjaśniłem mu wszystko, nie wspominając o pobiciu Harry’ego. Ten tylko zainteresował się wiadomościami. Stwierdził, że jeśli to prawda, warunkowe mężczyzny zostanie unieważnione, a on sam znów trafi za kratki. Lepszej wiadomości nie mogłem otrzymać. Kiedy zaparkowałem samochód w garażu, było już po drugiej w nocy. Althea przestała do mnie dzwonić jakieś pół godziny temu, miałem całe pięćdziesiąt nieodebranych. Oparłem się o fotel, zamykając oczy i przejeżdżając dłońmi po twarzy, zapominając, że są całe w krwi Harry’ego.
           Wysiadając z samochodu, poczułem ogromne zmęczenie. Kiedy stanąłem przed drzwiami, słyszałem, jak ktoś chodzi po mieszkaniu. Drzwi otworzyły się, zanim zdążyłem chwycić za klamkę, a następnie zostałem wręcz wciągnięty do mieszkania. Altha była spanikowana, trzymała mnie kurczowo, mówiąc tak szybko, że nie mogłem jej zrozumieć. Wtedy spojrzała na moją twarz.
           - Boże święty, Billy jesteś cały we krwi! – Miała rację, twarz, ubrania, dłonie. To wszystko było poplamione krwią tego skurwiela. Wzruszyłem ramionami – Co tam się stało? Dzwoniłam do ciebie, nie odbierałeś! Bałam się, że znów straciłeś panowanie nad samochodem!
           - Nic się nie stało bądź gotowa z samego rana, przyjedzie policja, pokażesz im wiadomości, opowiesz wszystko. Harry wróci do więzienia i nie będzie cię już niepokoił. Już dobrze Alth, to koniec. – Uśmiechnąłem się do niej, po czym biorąc jej twarz w dłonie, pocałowałem ją w czoło, aby ją uspokoić – A teraz, idź spać. Dobranoc.
           Ja sam zdjąłem z siebie ubrania, zostając tylko w spodniach i wrzuciłem je do kosza. Nie chciałem już nawet starać się tego uprać. Wchodząc do łazienki, zobaczyłem siebie samego w lustrze. Byłem znacznie bledszy niż kiedyś, moje oczy wydawały się bardziej matowe, włosy jak zawsze roztrzepane, do tego byłem cały w krwi. Wziąłem szybki prysznic, po czym ruszyłem do swojej szafy, wyjmując z niej spodnie dresowe. Było ciepło, więc zrezygnowałem z koszulki. Tej nocy, również spałem na kanapie.
           Już o ósmej rano, w moim mieszkaniu była policja. Althea siedziała na kanapie, a ja byłem tuż obok, wiedziałem, że to musiało być dla niej trudne, więc złapałem ją za rękę, a ona ścisnęła moją dłoń. Policjantki tylko się uśmiechnęły, podziękowały i wyszły. Althea i ja siedzieliśmy na kanapie kolejne piętnaście minut, aż nie spojrzałem na zegarek.
           - Wybacz Al., ale muszę uciekać. Muszę coś załatwić – Mówiąc to, schowałem do kieszeni kilka grubych plików z pieniędzmi. Althea nic nie mówiła, jednak widziałem niedowierzanie w jej oczach – A, właśnie, jutro razem z całym personelem poznasz nowego szefa.
           Dogadałem się z inwestorami oraz właścicielami lokalu. Wyjaśniłem, że Harry musiał pilnie wyjechać. Po tym, po prostu podpisałem umowę. Nie wróciłem do domu przez cały dzień, jeździłem po mieście do południa, resztę dnia spędziłem na dachu w miejscu, które pokazała mi Althea. Właśnie wtedy, powstała piosenka, która była naprawdę dobra. Chyba wszystko zaczęło się powoli układać.
           Kolejnego dnia, o godzinie dwunastej zaparkowałem pod barem. Widziałem, że jest tam już właściciel lokalu, poprosiłem go, aby wyjaśnił pracownikom co się dzieje z Harrym. Tylko ja i Althea wiedzieliśmy, jak było naprawdę. Kiedy stanąłem w drzwiach i podszedłem do Jamesa, Althea tylko spojrzała na mnie zdezorientowana.
           - Moi drodzy, poznajcie nowego właściciela lokalu, oraz waszego nowego szefa. Oto Billy Joe Moliere, który zaopiekuje się tym miejscem. Mam nadzieję, że twoja wielka kreatywność oraz sława, przyniosą nam całkiem duży zysk. – Po pół godziny, w lokalu zostałem tylko ja i Althea. Zwolniłem pracowników tego dnia do domu.
           Dziewczyna stała za ladą, wpatrując się we mnie. Jej mina nic nie mówiła, a ja nie chciałem zgadywać co myśli.
           - Powinnam teraz mówić do ciebie, per pan? – Zaśmiała się lekko, a ja dołączyłem.
           - Idiota wystarczy panno Santos. Chodź, mam dla ciebie niespodziankę – Dziewczyna była zaskoczona, jednak poszła za mną. Podjechaliśmy pod lokal, który mimo bycia restauracją, nie oczekiwał eleganckiego wyglądu, a w środku siedzieli ludzie poubierani najzwyczajniej na świecie. Althea spojrzała na mnie z wyrzutem – Może to nie jest pięciogwiazdkowa restauracja, ale mogę cię zapewnić, że jedzenie mają bajeczne. Przynajmniej tyle mogę dla ciebie zrobić, abyś się odstresowała po tym wszystkim.
Althea?

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz