27 kwi 2019

Od Naffa do ktosia

Jęknąłem, słysząc budzik. Po omacku trzepnąłem dwa razy w stolik nocny i trafiłem wreszcie na małe plastikowe pudełeczko.
-Jest 8 rano- Mechaniczny głos odezwał się, dając mi do zrozumienia, że moje zajęcia zaraz się zaczną. Po co ja tu tak w ogóle jestem? Cichy pisk z okolicy moich łydek jeszcze bardziej mnie zirytował. Po cholerę mi to psisko skoro laska odwala jego robotę i nie muszę się oganiać od ludzi? Przecież głaskanie pieska to podstawa!
-Morda lizusie ! I tak wiem, że uwielbiasz być w centrum uwagi- Burknąłem i wydostałem się spod kołdry. Rozchyliłem powieki i skrzywiłem się. Zarys okna. Tyle widziałem. Potrafiąc odróżnić światło od braku światła i ciemność nie nadawałem się do czegokolwiek. Pierdole to wszystko. Powoli ubrałem się i wsunąłem okulary na nos i sięgnąłem po psie szelki, które powinny wisieć na ścianie. Powinny, bo zapomniałem ich wczoraj odstawić na miejsce.
-Pierdolony kundel, Tony smycz!- Krótka komenda postawiła paskudne zwierzę na nogi. Po chwili wjechał w moją łydkę swoją głową wraz z szelkami. Syknąłem i zabrałem mu sprzęt z pyska. Jego życiowym celem było chyba niszczenie mi życia zaraz po naprawianiu go. Ta, naprawianiu. Dobre sobie. Schyliłem się i powoli zapiąłem psa w uprząż. Teraz mogłem wyjść na światło dzienne i robić z siebie idiotę dalej. Ale hej! Przynajmniej komuś się zrobi cieplej a sercu, bo pomoże mi przejść przez pasy! Przecież bycie biednym ślepym chłopcem to taka idealna fucha! Zamknąłem za sobą drzwi i pozwoliłem szatańskiemu pomiotowi prowadzić mnie na ulicę. Kiedy opuściliśmy budynek, wydałem krótką komendę, dzięki której pies mógł się załatwić. Co jak co, ale nie potrzebowałem sikającego psa na zajęciach. Po chwili szarpnął lekko, dając mi do zrozumienia, że skończył. Po drodze starałem się wyczuć, kiedy znajdziemy się obok jakiejś kawiarni. Silny zapach kawy i wanilii zaatakował mój nos.
- lokal- Polecenia zmieniło tor trasy psa. Podszedł do drzwi i zatrzymał się. Uniosłem rękę i delikatnie dotknąłem klamki. Była metalowa albo z czegoś żelazopodobnego. Chłód, jaki dawała, był odrobinę kojący. Po chwili odpuściła się bez mojego nacisku. Drzwi odchyliły się lekko, zmuszając mnie do wypuszczenia klamki.
-Hej, wszystko ok?
- wyśmienicie- Syknąłem, czując jak mój poziom irytacji i zmęczenia momentalnie narasta.
-To Starcaffe, tu chcesz wejść?
-Ta.
-Jestem Roland i pracuję tu, w czym mogę pomóc?- Męski głos jeszcze bardziej mnie zirytował
-Kawa? Kanapki? -Nie chciało mi się bawić w uprzejmości.
-Jasne, coś z mlekiem czy czarna?
-Cappuccino i kanapka z serem albo czymś.
-Ser, pomidor papryka?
- mhm- Sięgnąłem do kieszeni i wydobyłem portfel. Powoli starałem się zorientować jaki banknot mam pod ręką.
-Płatność gotówką czy...
- Kartą- Poddałem się i podważyłem plastik paznokciem, wyjmując go z materiałowej przegrody.
-Proszę, uwaga, bo …- Nie chciałem, żeby kończył. Ofiaro losu, oto twoja kawa, ale uważaj! Jesteś ślepy! Możesz się nie domyślić, że jest gorąca! No kurwa wcale. Nie czuję tego przez papier. Sunąłem za psem i starałem się nie zwracać uwagi na głosy, które coraz bardziej dobiegały do moich uszu. Pies cicho mruknął i zatrzymał się. Wystawiłem rękę i oparłem palce o ceglaną ścianę. Przesunąłem palce i natrafiłem na drzwi. Pchnąłem drewnianą powierzchnię i szybko przekroczyłem progi uniwerku.
-Ojej, jest ślepy!
-Jaki piesek!
-Stary patrz!- Głosy zalały moje uszy. Zacisnąłem szczękę, zastanawiając się, jak silny nacisk łamie zęby i ruszyłem przed siebie, starając się wejść na każdego, kto mi wejdzie w drogę. Pierdolę tych ludzi. Oh taki biedny chłopiec! Taki biedny ślepiec! Przecież to taka tragedia! Trzeba mu pomóc! Przecież pewno jest smutny! No i zapewne potrzebuje przyjaciela! Tak ! Przyjaciel to tak cudownie naprawi. Ja pierdole. Sarknąłem sam do siebie, czując, jak robię się coraz bardziej zły. Zatrzymałem się pod drzwiami i powoli przejechałem po alfabecie Braille na tabliczce. Nie potrafiłem wiele. Ale liczb się wyuczyłem między innymi z powodu uniwersytetu. 1...2...1... No to zła sala. Za daleko poszedłem. Zawróciłem i powoli sunąłem dłonią po ścianie, szukając drzwi. Kiedy wreszcie trafiłem na kolejną tabliczkę, zatrzymałem się 1...17. Idealnie. Pchnąłem drzwi i przekroczyłem próg klasy.
- Ah. Spóźnił się Pan.
-Ciężko być na czas jak się ni widzi -Burknąłem.
-Proszę usiąść- Zrezygnowany głos wykładowcy oznaczał wygraną. No tak, biedny chłopiec nie widzi. Nie wolno być dla niego niemiłym.
- Miejsce- Szybka komenda poprowadziła kundla do wolnego krzesła. Usiadłem i odstawiłem kubek z kawą na biurko. Wyciągnąłem dyktafon i włączyłem.
-Witam na pierwszych zajęciach z historii muzyki. Zaliczenie jest proste. Chciałbym usłyszeć o waszym ulubionym muzyku albo zespole. Prezentacja ustna na zajęciach. Informacje o rodzaju muzyki i tego typu detale. Wszystko jasne? Pomruk rozszedł się po sali. Kontem oka zauważyłem przebłysk światła. Okna, tam muszą być okna. Westchnąłem cicho.
<AHOJ KTOSIU>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz