15 kwi 2019

Od Noelii cd. Lawrence'a

Dłonie mi się męczą. Tysiące blizn okazywało się na mojej skórze. Zresztą... Już i tak bardzo zmęczonej skórze. Podniesienie się z łóżka to katorga. Dla tej niby silnej Noelki to wycisk, który mogłabym usunąć z mojego życia w bardzo łatwy sposób. Po prostu nie wstawała. Chociaż wiadomo, że w tym głupim życiu Wunderbrischerów trzeba się za siebie wziąć. Chociaż nie chcę się z tym nazwiskiem utożsamiać, to jednak w jakiś sposób muszę. Oczywiście poranny wygląd to jakiś żart. Zarzuciłam na siebie tylko szlafrok i rozczesałam włosy, które żyły swoim życiem. I znów te dziwne ustrojstwo zaczęło brzęczeć. Telefon, który był podłączony do ładowarki niespodziewanie zaczął wibrować, co zdarzało się ostatnio naprawdę często. Co mnie nieco zdziwiło, bo przecież kogo obchodzi stara Noelia, która nie pokazuje się ludności i siedzi zamknięta ze swoimi końmi, no i oczywiście zakładnikami. Wróciłam do sypialni. Telefon zabrzęczał jeszcze kilka razy. Dwa nieodebrane. Jedno o czwartej nad ranem, a drugie właśnie teraz. Któż to? Numer zupełnie mi obcy. A może go znam, tylko przez zmianę telefonu zapomniałam? No trudno. Oddzwoniłam. Po kilku sygnałach wreszcie ktoś raczył odebrać. Głos jakiś znajomy. Bardzo zachrypnięty, ale dość dziwnie mi znany.
- Mogę wiedzieć chociaż z kim rozmawiam? - zapytałam wreszcie, bo osoba zaczęła wygadywać bardzo dziwne rzeczy.
- Meinstein.
Wiedziałam, że ten cham nie odpuści. Może ta ruska dziwka Mauricia go zostawiła? I teraz szuka pocieszenia w swojej ex? Zaczęłam się po prostu głośno śmiać i się rozłączyłam. Numer zablokowany, a ja rozśmieszona już na cały dzień. Nie wiedziałam, że on jeszcze pamięta o takich mało istotnych osobach jak ja. Rozczesałam do końca włosy i zeszłam zrobić sobie chociaż poranną kawę. Taką czarną. Bez nawet kropelki mleka. Nienawidzę tego połączenia. Niszczy cudowny smak kofeiny i nie dodaje takiego kopa, jakiego powinna. Wypiłam ją szybko. Może i za szybko. Wreszcie dzwonek do drzwi. Kto o tej porze ma zamiar mnie nawiedzać? Wyglądam jak siedem nieszczęść. No trudno. Przeżyję. Otworzyłam drzwi. Ja go znałam. Widziałam go rzadko, ale moi rodzice znacznie częściej.
- Lawrence? - zapytałam z lekko zdziwioną miną. Facet tylko kiwnął głową. Czułam się trochę dziwnie, będąc wyższa od połowy społeczeństwa. Jego także. Eh...
- Wejdź. Proszę bardzo. - trzeba poudawać gościnną. No ale dla starych przyjaciół rodziny trzeba być miłym. Chyba.
Lawrence?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz