8 kwi 2019

Od Nivana cd Wandy

Uśmiechnąłem się dopiero wtedy, gdy dziewczyna wybuchnęła głośnym, melodyjnym śmiechem, tym samym rozlewając po ciele przyjemne ciepło, drażniąc struny odpowiadające za poczucie szczęścia i błogości. Wszystko zdawało się być po prostu lepsze niż jeszcze kilka minut temu.
Jakby nagle wszystkie problemy tego świata się rozwiązały, miały zniknąć już na zawsze i nigdy, ale to przenigdy nie wracać, chociaż prawdy w tym było tyle, co nic. Bo pojawiały się ponownie i ponownie, ale taka już była zasada świata i nikt, ani nic nie mogło na to cokolwiek poradzić. Trzeba było się pogodzić.
Jak z wieloma innymi rzeczami w tym marnym żywocie.
Jednak to męczące godzenie się i przystawanie na niektóre nakazy losu, wynagradzane były takimi chwilami i takimi ludźmi, którzy, jak zawsze uważałem, nie pojawiali się w naszym życiu bez powodu.
Zazwyczaj były jakieś intencje, nawet najmniejsze, ale, sprawa, którą miały rozwiązać, wpływając na nas i drastycznie zmieniając.
Nie narzekałem. Takie rzeczy też w tym wszystkim były potrzebne, inaczej człowiek zaczynał popadać we wręcz beznadziejną monotonię. Gdzieś tam się gubił i nie wygrzebywał się z dołka zapełnionego pierdołami.
Najzwyczajniej w świecie nie miał jak.
— Yamir — rzuciła czule, zerkając na niego roziskrzonymi, zielonymi oczętami, na co rozpromieniłem się jeszcze bardziej. — Yamirku ty mój, chyba sam wiesz, jak bardzo tęskniłam — kontynuowała, a szczupła dłoń zahaczyła czule o policzek mężczyzny.
Przytulił własne czoło o to jej, szczerząc się jak głupi, do tego stopnia, gdzie dość masywny nos zaczynał się śmiesznie marszczyć.
Parsknąłem cichym śmiechem, zakładając ręce na piersi i zbierając się na odwagę, by zerknąć na tę dwójkę.
— Doskonale — odparł jedynie i już nie wiedziałem, czy odnosi się do jej wypowiedzi, czy do samego momentu.
Bo rzeczywiście, w tej chwili było po prostu doskonale.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz