17 kwi 2019

Od Antoniego CD Noelii

— Po pierwsze to proszę wybaczyć za moje oburzenie, ale dzień mi nie sprzyja. Po drugie oczywiście, że mam prawo się na nim poruszać w mieście. I po trzecie koń to zwierzę, które gdyby nie płoszenie, nie przeżyłoby.
Pozostało jedynie przewrócenie oczami, bo wjeżdżanie do miasta na niedoświadczonym zwierzu dalej uważałem za odrobinę nierozsądne.
Spojrzenie kobiety nadal wskazywało na ewidentną pogardę w stosunku do mojej persony, na co mogłem tylko zareagować cichym westchnięciem, bo niby co ja mogłem z tym zrobić? No nic, i tyle. Zeskoczyła zwinnie z konia, stanęła przede mną i podała dłoń, którą z chęcią jednak uścisnąłem, oczywiście łącząc to ze skinięciem głową. Oczywiście przedstawiliśmy się sobie, ładnie i poprawnie, przy tym krótko i zwięźle, raczej nie mając ochoty na zbytnie przeciąganie formalności.
— Mogę wiedzieć, gdzie pan pracuje? Widzę, że teczka nie za mała. Czyżby jakaś korporacja? — zapytała kobieto w końcu, na co tylko skrzywiłem się dosyć znacznie, od razu kręcąc głową i prychając głośno.
Byłem zbyt nieuporządkowany jak na korporację, w dodatku bardzo prawdopodobne, że w końcu mój współpracownik skończyłby w czarnym worze pod ziemią czy w rzecze, a to wszystko za swoje grzechy w stosunku do mnie oraz ten głupiutki, sztuczny uśmieszek, który miałby prześladować mnie każdego dnia.
Pierdolone wampiry energetyczne.
— Uczę fizyki — odpowiedziałem, ponownie krótko i zwięźle, chowając jedną z dłoni do kieszeni.
Kto by pomyślał, że właśnie skończę jako marnie zarabiający nauczyciel. A mamusia mówiła, że podbiję świat, że będę pewnie kręcić się w polityce, zostanę prezydentem czy ważnym ministrem.
Pozostawało tylko sprawdzanie kartkówek, użeranie się z rodzicami i klepanie uczniów po pleckach.
Z zamyślenia wyrwał mnie wierzgający koń oraz dziewczyna, która szarpnęła mnie za koszulę, przyciągając w swoim kierunku. Jęknąłem, bo przecież tak bardzo tego nie lubiłem i gdy tylko mnie puściła, odskoczyłem jak oparzony.
— Będziesz chodził pode mną trzy godziny dziennie aż zmądrzejesz — krzyknęła, pociągając za wodze. — Nic panu nie jest?
Pokręciłem głową, przy okazji wygładzając koszulę, która oczywiście pogniotła się odrobinę.
— Nie, nie, dzięki wielkie — mruknąłem i przestąpiłem z nogi na nogę, bo plecy zaczynał ciągnąć, kostki pulsować.
Reumatyzm, nie ma co.
— Młody jest, prawda? — zapytałem, parskając śmiechem i przyglądając się z zainteresowaniem koniowi. — Nawet jeżeli trochę nerwowy, to przynajmniej urodą nadrabia — burknąłem jeszcze, przenosząc w końcu wzrok na kobietę. — A pani nie żal białych bryczesów i marynarki na zwykły wyjazd w teren?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz