29 kwi 2019

Od Samuela cd. Odeyi


                Tego dnia, mój ojciec zadbał o to, aby na spotkanie przygotował mnie cały szwadron jego ludzi. Jego fryzjerki biegały koło mnie, jak koło dziecka a mi się to nie podobało. Z resztą, styliści nie byli lepsi. Po dwóch godzinach, marzyłem tylko o tym, aby iść spać. Jednak, w końcu skończyli a ja mogłem się przejrzeć w lustrze. Stanąłem przed ogromnym lustrem, a z tyłu stała cała ekipa. Nie wyglądałem źle, jednak to nie byłem ja. Wiedziałem jednak, że dziś nie powinienem być sobą. Nie dziś wieczór. Nagle, do pokoju wszedł ojciec, zmierzył mnie wzrokiem i uśmiechnął się delikatnie, po czym wyprowadził mnie z pomieszczenia, do salonu. Nie czułem się dobrze w tych ubraniach, ale musiałem się przemęczyć.
                - O mój boże, Sammy – Mama podeszła do mnie, po czym po prostu wpadła mi w ramiona. Odwzajemniłem przytulenie, a po chwili przybiłem też żółwiki z młodymi. Evangeline uśmiechała się szeroko, przyglądając mi się bacznie.
                - Jesteś przystojny braciszku – Uśmiechnąłem się. Nie miałem pojęcia, jak to jest, że ona jako jedna  z niewielu osób, zajęła tak szczególne miejsce w moim życiu. – Bardzo, bardzo przystojny.
                - Wątpiłaś w to, panno Evangeline Weston? – Uśmiechnąłem się szeroko i podniosłem ją do góry. Sama dziewczynka zaczęła przebierać nogami oraz rękami, a po chwili naszą zabawę przerwał ojciec.
                - Samuelu, Taylor cię zawiezie i przywiezie i… - położyłem mu rękę na ramieniu.
                - Tato, proszę cię. Prowadzę lepiej od Taylora, sam mogę się zawieść. To nie jest znowu tak daleko tato. – Mężczyzna popatrzył na mnie z widocznymi wątpliwościami. Zawsze łamałem zasady rodzinny, nawet co do zarabiana na życie. Po krótkiej wymianie zdań, zgodził się, abym pojechał sam.
***
                Parkując pod domem Odeyi, zupełnie nie czułem klimatu tego spotkania. Chcąc jednak wyglądać jak ja, schowałem broń za pasek, wyjąłem koszulę z jednej strony z spodni, a marynarkę rozpiąłem. Włosy, mimo wcześniejszego układania teraz i tak przypominały pędzel do malowania sufitów. Wchodząc, w drzwiach przywitała mnie służba, kilka kroków dalej stał facet, którego poznałem podczas bakietu. Bankietu, z którego spierdoliłem z jego córką – pomyślałem i na samo wspomnienie uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Mężczyzna był widocznie zaskoczony moją obecnością, jego żona stała tuż obok, tak samo jak Odeya. Nie patrząc nawet na nią, uścisnąłem dłoń gospodarza.
                - Mój ojciec, niestety nie może przybyć. Wysłał mnie, abym go zastąpił. Może być pan pewny, że wiem o co chodzi w interesach mojego ojca.
                Przez kolejne godziny, siedząc przy stole dyskutowaliśmy o tym, jak będzie przebiegała nasza współpraca. Nie mogłem ukryć rozbawienia, w momencie kiedy matka Odeyi wprost zaproponowała mi, abym czuł się jak u siebie, a kiedy wzruszyłem ramionami i położyłem broń na stole, drgnęła tak mocno, że cały stół przeżył małe drgawki. Mężczyzna też był niespokojny, jedynie Odeya siedziała zrelaksowana na swoim miejscu, jednak kiedy na nią spojrzałem, spojrzała w dół i unikała mojego wzroku.
                - Tak właściwie, dobrze się składa. Widzisz Samuelu, tak w tajemnicy tego domu, zamierzam przekazać firmę Odeyii, a to, że wy już się znacie i najwyraźniej jest między wami nić porozumienia, może przełożyć się na korzyść. Zwłaszcza, że z tego co wie, to ty masz przejąć interesy twojego ojca.
                - Wie pan, życie jest okrutne. Za przeproszeniem, my nie siedzimy w luksusach cały czas, nigdy nie wiadomo, kiedy ktoś odstrzeli ci łeb – Wziąłem broń i przyłożyłem sobie do skroni – Każdy, najmniejszy błąd może kosztować nas życie. Nas i nasze rodziny. Dlatego, głównie na zabezpieczeniu bliskich się skupiamy. Nigdy nie wiemy, kiedy wylądujemy na cmentarzu. Ale, tego nikt nie wie.
                Kładąc znów broń na stół, obserwowałem jak Daniel Richards pociera powoli kark. Pocił się, a jego oczy biegały po całej sali. Jednak nic nie mówił, a jedynie dawał Odeyi wskazówki, które ta zapisywała z szybkością karabinu. W jednym momencie, rodzice dziewczyny wstali od stołu i wyszli z pomieszczenia. Kiedy tylko znikli, wstałem od stołu i stanąłem obok Odeyi, opierając się o stół.
                - To słodkie wiesz?
                 - Co niby? – Dziewczyna odwróciła się w moją stronę, a ja niewzruszony dalej stałe, dokładnie pół kroku od niej. Wskazałem na notatki.
                - Że wszystko tak zapisujesz, niech zgadnę, podekscytowana? Zadowolona z tego powodu? – Pokiwała głową – Żałuję, że ja sam tak nie miałem. Już od małego byłem tym przesiąknięty, a czasem wolałbym być po prostu zwykłym chłopakiem.
                - Ty? Syn bossa Mafii Avenley? No nie gadaj, że… - Pokręciłem głową, i już miałem coś powiedzieć, kiedy usłyszałem kroki.
                - Jeśli chcesz podgadać, po spotkaniu wyjdź przed dom. Pojedziemy za miasto. Nie ukrywam, że chciałbym dowiedzieć się, jak poszło z Tobiasem.
                Natychmiast usiadłem na swoim miejscu, a potem, kiedy rodzice Odeyi wrócili, kontynuowaliśmy rozmowę. Tym razem jednak, wzrok skupiałem na jego córce, a ona sama w pewnym momencie spłonęła rumieńcem, kiedy wychodząc po czterech godzinach dyskusji po prostu stwierdziłem, że to doskonały wybór na spadkobiercę firmy.
***
                Stałem na parkingu, nie miałem też zamiaru czekać w nieskończoność. Byłem blisko odjazdu, już odpaliłem silnik, kiedy drzwi się otworzyły i do środka weszła Odeya. Nic nie mówiąc, włączyłem muzykę i powoli ruszyłem w kierunku miejsca, które pokazałem dziewczynie. Na miejscu byliśmy dosyć szybko, a Odeya od razu wysiadła i zmierzyła ku krawędzi. Ja – ruszyłem zaraz za nią.
                - Dlaczego z nim jesteś?
                - Mam inne wyjście? To aranżowane małżeństwo, jest bogaty, dobrze postawiony, ma dużą wiedzę. Przy jego boku, będę bezpieczna i dostanę wszystko. W teorii. W praktyce… sam widziałeś.
                - Twój ojciec nie widzi jak on cię traktuje? Nikt nie może być tak głuchy i ślepy. – Odeya wybuchła śmiechem, jednak po chwili się uspokoiła.
                - Już się przyzwyczaiłam. – Zauważyłem, że dziewczyna trzyma się na dystans. W tamtym momencie, było to dla mnie dziwne, więc aby to sprawdzić, zrobiłem krok w jej stronę, a ona odsunęła się. Prychnąłem, a Odeya spojrzała na mnie zaskoczona.
                - Mam do ciebie zasadnicze pytanie – Zrobiłem krok w jej stronę i tym razem złapałem ją za nadgarstek – Czy ty się mnie boisz?
                Dziewczyna stała w miejscu, ni wyrywała się, ale czułem, że była spięta. Nie wiedziałem, czy to przez to, że ojciec chcę dać jej firmę, czy przez moją obecność.
                - Boisz się, że zaraz wyciągnę broń? Myślisz, że mógłbym cię zabić? – Odwróciła wzrok, a ja łapiąc jej twarz, zmusiłem ją aby na mnie spojrzała. – Boisz się mnie?
Odeya?

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz