19 kwi 2019

Od Noelii cd. Nivana

Wyszedł z domu. Okej, nie zatrzymuję. No ale co to za informatyk, który nie chce pieniędzy? A może on je chciał, tylko ja byłam zamyślona i nie ogarnęłam? Nie no, nie mogę tego tak zostawić. Złapałam za portfel i wsiadłam do samochodu. Nie chcę wyjść na złodzieja. Zapięłam już pas, już chciałam odpalić, kiedy to cudowna kontrolka pokrzyżowała mi plany. Uderzyłam pięścią o kierownicę i wysiadłam z tej durnej maszyny. Nie miałam pojęcia co robić... Koni o takiej porze nie będę męczyła... Zostaje tylko motor, którym nie jeździłam dobre kilka miesięcy. No trudno, najwyżej to będzie ostatni wyjazd Noelii Irmy Wunderbrischer. Niech dadzą mi czarną jak smoła trumnę, puszczą Rammsteina i zostawią w samotności. Tak wyglądałby mój pogrzeb. Chociaż w sumie kto miałby to zrobić? Ciotka dałaby mi białą, bo przecież byłam takim dobrym dzieckiem, a wuj by mnie po prostu spalił na stosie. Przecież jestem wcieloną wiedźmą, która nie lubi  ludzi. Straszne... Pieprzony katolik...
~*~
Założyłam na siebie ledwo kombinezon. Muszę kupić nowy, bo ten najzwyczajniej w świecie jest już za mały... Pewnie przytyłam. I ten kask. Włosy, które zasłaniały mi całą drogę, więc związałam  je w najniższego i najciaśniejszego koka, jakiego się dało. I wydawało się to takie proste. Przecież tego się nie zapomina jak jazdy na rowerze! No tak, tylko nie przewidziałam faktu, że opony są wciąż zimowe, a na zewnątrz świeci słońce. Hamowanie nie było najwidoczniej wskazane. Chociaż jeżeli przycisnę za mocno, to skutki mogą być odwrotne, a mianowicie mogłam polecieć daleko przed motor. No ruszyłam wreszcie. Może z za dużym impetem, ale ruszyłam. Pojechałam do miasta. Na stronce internetowej adres był, ale skąd ja mam wiedzieć gdzie to jest? Jestem ciemna jeżeli chodzi o nawigację, a co dopiero poruszać się na własną rękę? I rozpędziłam maszynę za bardzo. Za szybko. W mieście raczej nieprzepisowo było poruszać się powyżej stu kilometrów na godzinę, a ja jednak to zrobiłam. I przejście dla pieszych. I ktoś już na nie wszedł. Mimo, że spojrzał czy nic nie jedzie, ja i tak hamowałam za szybko. Zimowe opony zadziałały dobrze. Chociaż za mocno i za szybko. Siła mocno wyrzuciła mnie do przodu. Na szczęście spadłam na trawnik, blisko chodnika. Wszystko byłoby super, gdyby nie fakt, że spadłam na żebra. Czułam już jak bardzo je połamałam, a mimo to wstałam mocno kulejąc i podeszłam do pieszego, którym okazał się sam Nivan Oakley.
- Ile płacę? - zapytałam zdejmując jedną ręką kask, a drugą mocno obejmując się w pasie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz