30 kwi 2019

Od Milo cd. Naffa

Zwlokłem się z łóżka i chwilę poleżałem na podłodze, aż budzik zdenerwował mnie na tyle, że się nie podniosłem. Wyłączyłem grający od piętnastu minut dzwonek i przygotowałem się do szkoły. Udało mi się podnieść, zjeść szybkie śniadanie, ogarnąć swe ciało i byłem gotowy do wyjścia. Po paru minutach byłem już na uniwersytecie. Ogółem dzień był bardzo nudny, siedziałem na samym końcu sali i słuchając wykładowcy, rysowałem jakieś szlaczki na kartce. Ciężko mi było wysiedzieć te kilka godzin. Został tylko wf, do którego dokładnie nie byłem przygotowany. Przerwę spędził na długim przebieraniu się, podczas którego zjadł jeszcze drugie śniadanie, kiedy reszta uczniów była już na podwórku. Wyrzuciłem papierek i spokojnym krokiem wyszedłem z szatni. Skierowałem się na bieżnie, dzisiaj miały być biegi. Lubiłem sport, w końcu miałem w tej sprawie przewagę. Metalowa noga nie męczyła się, nie licząc uda.

Gdy doszedłem na miejsce, zauważyłem, że ludzi zebrali się w pary. Podszedłem do nauczyciela, który nie zwrócił uwagi na moje spóźnienie i kazał podejść do jakiegoś chłopaka. Siedział on na ławce, przy jego nogach znajdował się pies, uważnie obserwujący otoczenie. Chłopak miał ciemne włosy, okulary na nosie, a jego twarz wskazywała na wieczne niezadowolenie.
- I co ja mam z nim robić? - zapytałem nauczyciela, który nie zdążył jeszcze nas opuścić.
- To bieg w parach. Przyszliście ostatni, będziesz mu pomagał – spojrzałem na niego i uważnie mu się przyjrzałem. Jego wzrok był nieobecny. Pomachałem dłonią przed jego twarzą i sobie przypomniałem, że to ten ślepiec z mojego akademika. - Ej, mam cię wziąć na szelki czy za rękę? - zapytał, patrząc ciągle na moją twarzy.
- Nie dotknę cię – mruknął i wstał, prawie kopiąc psiaka. Zmarszczyłem brwi, jednak nim odpowiedziałem, podszedł do nas nauczyciel. Dał mi coś, co przypominało smycz.
- Super – humor mi nagle wrócił. - Obwiążę to wokół jego szyi – gdy już miałem to zrobić, mężczyzna mnie powstrzymał.
- Wokół ręki – poprawił mnie. Popatrzyłem na niego znudzony.
- Rottweiler, daj łapę – powiedziałem.
- To retriever – chłopak mnie poprawił.
- Wiem, mówiłem do ciebie – uśmiechnąłem się szeroko, żałując, że nie może mnie teraz zobaczyć.
- Czy mogę zmienić partnera? - zapytał się powietrza. Nauczyciela już dawno przy nas nie było.
- Psy nie mają głosu – stwierdziłem.
- Te ślepe mają.
- Chyba, że ktoś im oderwie język – syknąłem i chwyciłem jego rękę. Siłą go przytrzymałem i przywiązałem do jego ręki smycz. Musiałem to zrobić, by przypadkiem nie wybuchnąć i go nie uderzyć.
- Nawet nie muszę widzieć twojej twarzy, by wiedzieć, że jesteś zjebem – mruknął wkurzony.
- Większość ludzi wystarczy, że mnie usłyszy i już ma dość – przewróciłem oczami, ciągnąc go na bieżnie.
- Hm, no widzisz, przynajmniej nie muszę na ciebie patrzeć. Tyle dobrego od świata, gdybym nie był ślepy to wydłubał bym sobie oczy na twój widok – słysząc to, szarpnąłem mocniej smyczą. Postanowiłem tę uwagę puścić mimo uszu.
- Do nogi mój ślepy rottweilerka
- Spierdalaj, rottweilery mogą gryźć i to ostro, wiec się pilnuj, bo ci jebnę.
- Ale najpierw muszą widzieć swojego przeciwnika – odpowiedział, po czym nastąpiła cisza. Chłopak zaczął bieg, kawałek go wyprzedziłem, by go kierować. W końcu nie chciałem, by wylądował gdzieś w krzakach, nie teraz. Po parunastu metrach chłopak potknął się o własne nogi i wylądował na ziemi. Zdążył wyciągnąć ręce, więc jedyne, co mu się stało, to spadnięcie okularów z jego nosa.
- Chcesz, żebym ci pomógł? - zapytałem, zatrzymując się.
- Nie, spierdalaj – zaczął macać ziemię, za pewne w poszukiwaniu okularów. Za takie niegrzeczne zachowanie chwyciłem jego przedmiot i nałożyłem.
- Chodź - pociągnąłem go lekko.
- Nie, nie mam okularów – szukał dalej.
- Jak chcesz je odzyskać, to biegnij – zatrzymał się i po chwili podniósł. Wtedy zobaczyłem jego blado niebieskie oczka… jak to możliwe, że taki gość ma tak śliczne oczy?
- Kurwa, jesteś zjebem – mruknął i zaczął biec.
- Wiem, mówiłeś mi to. Czy aby na pewno nie masz problemu z pamięcią? - po tym zdaniu ponownie nastąpiła cisza. Spokojnie przebiegliśmy jedno kółko, przynajmniej tak mi się zdawało. Gdy na chwile odwróciłem się do chłopaka, zobaczyłem czerwoną twarz i zaciśnięte zęby. Jeśli tak dalej pójdzie, znowu się wywali. Zatrzymałem się.
- Mamy chwilę przerwy – skłamałem, widząc, jak reszta par biegnie ramię w ramię bez zatrzymywania się. Nauczyciel rzucił na nas tylko przelotnie wzrokiem i wrócił do reszty uczniów. Zaprowadziłem chłopaka do ławki i usiadłem obok niego. Dyszał, musiał mieć słabą kondycję. Zdjąłem okulary i nałożyłem na jego twarz.
- Dzięki – chociaż znaczenie tego słowa powinno być pozytywne, ja w nim usłyszałem ciche „spierdalaj”.
- Auć, czuje się, jakbyś mnie ugryzł – mruknąłem niezadowolony.
- Nie ugryzł bym idioty, jeszcze bym coś złapał – zmarszczyłem brwi, coraz mniej lubiłem tego typa.
- Widzę, że ci się polepszyło. Chodź – wstałem i pociągnąłem go za smycz, mając zamiar dać mu wycisk. Miałem od niego o wiele lepszą kondycję i miałem zamiar z nim biegać, aż ja się zmęczę. On najwyżej będzie musiał się czołgać.

<Rottweiler?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz