29 lut 2020

Od Lucille C.D Jonathana

     Kątem oka dostrzegłam, jak Taegan przewraca oczami. Wywiad musiał kosztować ją wiele energii, do czego doszłam, widząc wypraną z emocji dziewczynę, głośno sapiącą, opartą o ścianę w korytarzu. Lewą dłoń poparzyłam sobie jak diabli, od przeszło piętnastu minut przekładałam kubek z ręki do ręki, aż w pewnym momencie moja zaczęła stygnąć, w przeciwieństwie do tego cholerstwa, które zamówiłam dla Tae. Toteż wcisnęłam ją jej najszybciej jak się dało i stanęłam tuż przed jej obliczem, bezgłośnie żądając rozległych wyjaśnień.
     — Była tragiczna — westchnęła, spuszczając wzrok. — Tragiczna. Próbowałam z nią współpracować, ale nijak mnie do siebie nie dopuszczała. Widziałam w jej oczach, że mnie tam nie chciała. Albo mnie, ale w ogóle wywiadu. Boże, nieważne, było naprawdę, naprawdę okropnie i nie tego spodziewałam się po takiej celebrytce.

28 lut 2020

Od Ivana CD Althei (do Jonathana)

Leciałem helikopterem, widać, że osoba, która siedziała za sterami niedawno co chyba zaliczyła testy. Raz przechyliliśmy się bardziej na lewo, raz na prawo. Ja pierdole w dodatku klimę włączył? Czemu tutaj jest tak zimno? Chciałem zwrócić uwagę pilotowi i opierdolić go za to jak bardzo źle kieruje i powiedzieć, że ja już lepiej bym to zrobił. Mimo wszystko siedziałem cicho, chuj wie, może jednak ja bym gorzej pilotował? Nie ważne, skup się na jednym. Byle nie zwymiotować. Miałem jeden cel. Wysiąść z tego gówna. Naprawdę... to jest najlepszy pomysł jaki może być. Wysiąść. Chciałem podnieść rękę i jak w restauracji przywołać do siebie kelnera, który miał być pilotem.

27 lut 2020

Od Althei C.D Lucille (do Ivana)

Dryfowałam jak gdyby między dwoma odległymi światami. Rozumiałam, że jestem w okropnym, wręcz kategorycznym położeniu, lecz w obecnym stanie psychicznym bywało to niemal nienaturalnie obojętne. Suchość ustach, mrowienie wymiocin podchodzących do gardła wcale nie było najgorsze. Pustka w pamięci, jedna wielka dziura — to było. Zmuszając się do nadzwyczaj ciężkich, nie prowadzących do niczego myśli, próbowałam załatać ten ubytek sensowną kupą gruzu, ale sensowność i racjonalność omijała mnie dzisiaj szerokim łukiem. Co by mi do głowy nie przyszło, ból przeganiał każdą myśl, skłaniając mnie do tego, by sobie po prostu odpuścić. Zbadajmy położenie jeszcze raz. Byłam na niewiarygodnym kacu, choć zdarzyło mi się polecieć nawet bardziej, jednak nigdy nie poczułam aż takiego zaniku pamięci, co powoduje, że impreza musiała rozkręcić się tak, jak tylko mogła. Druga, acz istotna sprawa — obecność całkowicie obcych mi osób, zwanych również jako towarzysze niedoli. Stanowczo jednak wolałam ich towarzystwo niż towarzystwo tygrysa, który prawdopodobnie całą noc spędził u mojego boku w łazience. A przynajmniej można zakładać, że to była noc.

21 lut 2020

Od Candice C.D Cain

Chwila ciszy przedłuża się w nieskończoność, począwszy od momentu, w którym Finnegan oparł dłonie na biodrach i westchnął. Jednak wszystko, nawet czekanie, było czymś stokroć lepszym niż słuchanie głosu Hawthorne'a. Niechęć do niego i grymas na twarzy jest już moim machinalnym odruchem, którego nawet nie potrafię kontrolować, a znalezienie między nim a Lawsonem nici porozumienia kosztowało mnie aż nadto nerwów. Zaczęłam nawet zastanawiać się nad tym, czy gdzieś w połowie drogi do tych pięćdziesięciu tysięcy miesięcznie nie przestać, ale zielone papierki miały to do siebie, że potrafiły diabelsko zmotywować. Trzymiesięczna trasa odetnie mi jednak możliwość szybkiego zrezygnowania, no chyba, że znajdę w sobie deczko chęci, by samodzielnie wracać do Avenley ze środka ogromnego, zaśnieżonego Nix. 
Nie wiem, ile Eric zbierał się do wyduszenia z siebie słowa, ale zanim to robi, luzuje krawat, jakby węzeł wokół szyi dotkliwie mu w tym przeszkadzał. Spogląda na mnie, odpowiadam mu pytającym wzrokiem.

Od Kaia cd. Izzy

To co ja tam mówiłem wczoraj o tym, że nie chcę jej widzieć czy jakieś inne głupoty? Nie pamiętam. Jak stoi przede mną taka skruszona, przepraszająca, aż mnie złapało za serce. Powoli przestaje mi być głupio za moją nie konsekwentność i chwiejność humoru. Nic nie mogę na to poradzić, że tęsknię trochę to takiego wewnętrznego ciepełka i takiej przyjemności... znaczy no to się chyba tam szczęście nazywało. Tak mówiąc już poważnie, to wahanie się między euforią, a kompletną depresją z przejawami furii dla urozmaicenia, jest strasznie męczące. Patrzę na ciasteczka, a później podnoszę na nią wzrok. Wypadałoby się wreszcie odezwać.

20 lut 2020

Od Izzy cd. Kaia

- Myślisz, że jestem wredną suką? - nie zwracam się bezpośrednio do nikogo, ale przyjaciółka wie, że było to pytanie skierowane do niej, choć znajduje się w sąsiednim pokoju i być może ledwo mnie rozumie.
Moje samopoczucie wygląda dzisiaj, jakby podeptało je stado słoni, potem połknął je wąż, przeżuła krowa i wypluł pies. Moje wahania nastrojów doprowadzają mnie samą do zirytowania, a co dopiero osoby postronne. Nie zdziwiłabym się, gdyby ktoś miał ochotę mnie udusić we śnie.
- Słucham? - Candice wychodzi z pokoju, trzymając w ręce koszulkę z logiem Depeche Mode, a w drugiej niebieską koszulę - Jak myślisz? Wziąć coś bardziej eleganckiego, czy jednak totalny luz?
Przewracam głowę na bok, przerywając moje niekończące się obserwacje niezwykle interesującego sufitu i pokazuję palec na bluzkę z zespołem.
- Totalny luz. W tej koszuli mogłabyś iść na rodzinne spotkanie z okazji swoich czterdziestych urodzin, będąc ograniczoną matką trójki dzieci i żoną doradcy finansowego, który dopiero co stracił pracę - odpowiadam jej melancholijnie i wracam do patrzenia w sufit.
Nie widzę, jak Candice opadają ramiona, ale wystarczy, że to słyszę. Jej sugestywne westchnięcie jest wystarczającym znakiem utwierdzenia mnie w swojej racji.

19 lut 2020

Od Kaia cd. Izzy

Czy chciałbym wiedzieć, dlaczego Isabelle jest akurat w tym samym miejscu co ja z jakimś obcym mi mężczyzną, którego mam ochotę teraz udusić? Jasne, ale to nie jest sednem sprawy. Problemem jest tutaj raczej moja nieumiejętność do mówienia tego co chcę, a w zamian mówienia kompletnych głupot, które sprawiają, że wszystko staje się jeszcze nieco bardziej skomplikowane, niż już w zasadzie jest.
Odwracam się ramieniem, tylko skręcając tułów, aby zobaczyć w którą stronę idzie. Po co? Sam nie wiem. Przecież i tak wiem, że do niej nie podejdę. Mam niebywałą skłonność do ładowania się w coraz większe bagno uciekając od poprzedniego. Bagno w tym kontekście może oznaczać dosłownie wszystko, jednak głównie chodzi tutaj o wszelkie sytuacje, które wymagają ode mnie pokazania uczuć, radzenia sobie z emocjami, czy interakcji z ludźmi. Ten ciągle powtarzający się schemat strachu i fobii, która łapie mnie za gardło w nieodpowiednim momencie i zabiera mi wszystko co mam i na czym mi zależy. Patetyczne gadanie.

18 lut 2020

Od Koyori C.D Brooke

Brooke wydawała się miłą, pomocną i ciekawą dziewczyną. Przyjemnie mi się z nią rozmawiało, gdy Shane miał jeden ze swoich „wenowskich huraganów” szaleństwa. Cóż, był w swoim żywiole. Mimo że często narzekał na drogie materiały, trudność rysowania projektów, problem z wyborem kolorów czy tematyki ubrań, bardzo to lubił. Widziałam to w jego roziskrzonych oczach i energiczniejszych ruchach. Wtedy też częściej chodził głodny. Pożeracz lodówki.

16 lut 2020

Od Lucille C.D Jace'a (do Althei)

     Nawet nie jestem w stanie dobrać odpowiednich słów, którymi można było określić tę sytuację.
     Pomijając fakt, iż zaraz po obudzeniu miałam ochotę wydrapać sobie oczy i wlać co najmniej dwa litry wody do gardła, dygotałam z zimna pod warstwą cienkiego materiału udającego kołdrę, otoczona własnymi ramionami. Nieco cieplejszą stroną przedramion przyciskałam do zziębionej piersi, odruchowo zagryzając dolną wargę. Poduszka nie należała do szczególnie miękkich, miałam wrażenie, że leżę na podłodze, a nie jakimś dziwacznym materacu w nieznajomej sypialni. Na początku spanikowałam i omal nie podniosłam się do siadu, ale ten pomysł opuścił mnie tak szybko, jak w przełyku poczułam piekący smak podchodzących wymiocin — z jęknięciem osunęłam się z powrotem na materac, ukrywając twarz w dłoniach. Nie wiedziałam, gdzie byłam, co tam robiłam i jakim cudem się tam znalazłam, a jakby tego było mało, z sąsiedniego pokoju dochodziły mnie jakieś przerażające szmery i stukoty. Zapewne ktoś mnie porwał, może dla okupu, może dla uciechy. Sprawdziłam kilka razy, czy na nadgarstkach albo na kostkach nie mam kajdanek — oczywiście, że nie miałam, byłam wolna jak ptak. Jedyne, co mnie powstrzymywało, to ryzyko zwrócenia wszystkich wnętrzności na podłogę, tuż obok prowizorycznej szafeczki nocnej. Także leżałam grzecznie, w oczekiwaniu na jakąkolwiek reakcję ze strony otoczenia albo jakiś sprzyjający mi przypadek, co wydawało się zabawne, bo los zwykł działać mi na przekór.

Od Jonathana - CD. Lucille

          — Plany na dzisiaj? — spytała Amber, stawiając przede mną kubek z kawą. Była ubrana w moją przydługą na nią bluzę i krótkie spodenki, a długie, ciemne włosy związała w dobieranego warkocza. Ostatnimi czasy na tyle przyzwyczaiłem się do jej obecności, że nie zwracałem już większej uwagi na to, że praktycznie mam współlokatorkę.
          Wzruszyłem ramionami. Byłem okropne zaspany i jedyne, co w tym momencie wyglądało na mnie dobrze, to włosy. One zawsze były perfekcyjne.
          — Teraz kompletny relaks i wyrzucanie sobie, czemu wstałem tak wcześnie, a później przejażdżka do agencji. 
          — Ósma rano to dla ciebie wcześnie? — spytała z niedowierzaniem. Oto ona, drodzy państwo. Typ dziewczyny, która nieważne o której godzinie padnie, i tak jest już z powrotem na nogach o wpół do szóstej i to w pełni wypoczęta. Podejrzewałem, że to zasługa jej leków, ale nawet słowem nie odezwałem się na ten temat.
          — Nie każdy jest robotem — skwitowałem cierpko, upijając łyk czarnej kawy. Nie słodziłem, ani nie dolewałem mleka czy śmietanki. Większość moich znajomych krzywiła się, widząc, co piję, a ja lubiłem wtedy żartować, że czymś trzeba napędzać moją duszę. Kawa bez żadnych udoskonalaczy i słodzików była obecnie moim ulubionym napojem.
          Zaśmiała się, nie podjęła jednak tematu.
          — Jakaś sesja? — spojrzała na mnie, mrużąc oczy, które nieomal się jej zaświeciły, gdy wypowiadała to słowo. Prychnąłem.

Od Brooke - CD. Koyori

     Uniosłam brwi, obserwując jak chłopak, a właściwie już mężczyzna o chłopięcym usposobieniu wbiega do jednego z pomieszczeń i z euforią zatrzaskuje za sobą drzwi. Pokiwałam w zrozumieniu głową, spokojnie przyjmując do wiadomości jego wybuch energii i wróciłam do głaskania miękkiej sierści kota rozłożonego na moich kolanach. Mało było rzeczy, które mogły mnie w życiu zaskoczyć. Po jednak chwili przeniosłam swoje spojrzenie na brunetkę stojącą naprzeciwko mnie i zabawnie marszczącą brwi.
     — On tak zawsze? — spytałam z uśmiechem. Wiele bym dała, by na co dzień móc otaczać się tak pozytywnymi osobami, jak ona miała okazję. Wesoła aura płynąca od ekscentrycznego projektanta była wręcz zaraźliwa. Czułam, że nawet mój nastrój się dzięki temu poprawia, a to niemal graniczyło z cudem. Jak widać, miałam do czynienia z prywatnym pogromcą zdepresjowanych nastolatek. Młode fanki sławnych piosenkarzy, nie mogące wybrać się na ich koncert i z tego powodu tnące się mydłem w płynie powinny leczyć swoje załamanie nerwowe u tego człowieka.
     — A nawet gorzej. — Przewróciła oczami, jakby niewerbalnie chcąc mi przekazać, że ten typ już tak ma. Na usta cisnął mi się kolejny uśmiech. Pokręciłam głową, rozbawiona.
     — Też kiedyś taka byłam, także dogadywanie się z wiecznymi dziećmi mam we krwi — powiedziałam. Zaczynałam lubić tę dwójkę, mimo naszego marnego początku. Jeśli przeznaczenie układa te wszystkie scenariusze z życia ludzi, to najwyraźniej był to znak od niebios, że aby znaleźć znajomych częściej muszę brudzić drogie płaszcze.
     — Teraz już nie? — spytała, wstając. Wyrwana ze swoich rozmyślań, w pierwszej chwili nie wiedziałam, co miała na myśli.
     — Co? — wyrwało mi się głupio.
     — Czy teraz już nie jesteś taka — wyjaśniła, idąc do kuchni. Najwidoczniej przypomniała sobie o tym, że przed nagłym nalotem Shane'a zaczynała robić obiad. Ja również zdążyłam o tym zapomnieć przez tą chwilę. Podążyłam za nią bezwiednie, nadal trzymając na rękach mruczącą kulę zwaną inaczej kotem. Chyba mnie polubił, bo reagował głośnym, zadowolonym mruczeniem na każdy mój dotyk. Skupiłam się na drapaniu go za uszami i oparłam się plecami o jedną z szafek, patrząc na Koyori rządzącą się w kuchni. Wyglądała, jakby była w swoim żywiole. Ja owszem, umiałam co nieco upichcić, ale nie znajdowałam w tym żadnej frajdy. Traktowałam to bardziej jak swój przykry obowiązek, bo właściwie to właśnie tym dla mnie ono było.
     — Nie wiem. — Wzruszyłam ramionami. — Na pewno jestem inna niż przed kilkoma miesiącami, ale zaczęłam wracać do formy. Gdzieś w sobie czuję tę dawną iskrę. Chyba muszę ją na nowo rozpalić. — Przyglądałam się, jak skupiona na wykonywanych przez siebie czynnościach dziewczyna marszczy zabawnie nos. Ja na przykład, gdy intensywnie nad czymś myślałam, skubałam zębami dolną wargą lub przeczesywałam włosy ze trzy razy na sekundę.
     — Cóż, jeśli poznasz Shane'a bliżej, nie będzie to trudne — podsumowała trafnie całą jego postać i puściła mi oko, a ja wybuchłam śmiechem, przypominając sobie jego nagłe olśnienie, przypominające scenę ze słynną "Eureką".
     — Jak dla mnie w porządku, liczę tylko na to, że więcej płaszczy przy tym nie ucierpi — oznajmiłam, oczywiście nie na poważnie. — Iskrę to będę miała, gdy moja współlokatorka się o tym dowie. A właściwie cały pożar.
     — Spokojnie, niczego się nie domyśli. Nasz cudotwórca nie zostawia po sobie śladów — wyszeptała konspiracyjnie drugie ze zdań, komicznie zasłaniając przy tym usta jedną dłonią. Uśmiechnęłam się na te słowa i gest. To naprawdę miło z ich strony, że zechcieli pomóc mi w naprawie szkód. Ktoś inny mógłby po prostu zostawić mnie samą z problemem. Czułam się wdzięczna za to, że poświęcali mi swój czas.
     — Pomóc ci w czymś? — spytałam, kiwając głową w jej stronę. Miałam oczywiście na myśli gotowanie, bo nie chciałam tylko tak stać i przeszkadzać. Chwilę się namyślała, jednak zapewne domyśliła się moich intencji i przydzieliła mi jakieś zadanie. Spokojnie odstawiłam kota na podłogę i do niej podeszłam, a w tym samym momencie drzwi do pokoju naszego projektanta otworzyły się z hukiem, zwiastując jego ponowne nadejście. Odwróciłam się w tamtą stronę, zastanawiając, jaką nowinę obwieści nam tym razem.

Koyori?

Od Brooke - CD. Noelii

     Niedawno skończyłam swoją zmianę w kwiaciarni. Bardzo lubiłam tę pracę. Oferta spadła mi jak z nieba i chociaż z początku nie wiedziałam, jak to wszystko się potoczy i czy sobie poradzę, teraz nie miałam już żadnych wątpliwości, że decyzja o zatrudnieniu się tam była najlepszą, jaką mogłam podjąć. Wnętrze niewielkiego, przytulnego budynku sprawiało, że czułam się tam dobrze i przyjemnie, dzięki dobrej lokalizacji nie miałam większych problemów z dotarciem tam na piechotę, klienci byli mili i wyrozumiali, ale i tak najbardziej doceniałam towarzystwo właścicielki, Nicole, z którą spędzałam mnóstwo czasu w małym pokoiku na zapleczu, pijąc herbatę i rozmawiając jak z własną babcią. Powoli tak właśnie zaczynałam ją traktować, a i ona niejednokrotnie mówiła, że czuje się, jakbym była jej wnuczką, bo swoich prawdziwych wnuków nigdy nie miała okazji poznać. Jej obecność odprężała mnie, a trafne rady odpędzały moje codzienne stresy. Najchętniej w ogóle nie opuszczałabym budynku kwiaciarni, ale niestety, poza pracą życie toczy się też dalej.
     Siedziałam właśnie na ławce w parku i podziwiałam krajobraz, przy okazji ukradkiem obserwując przechodzących koło mnie ludzi i oceniając ich w skali od jednego do dziesięciu. Ot, zajęcie na nudę. Do swojego tymczasowego mieszkania miałam jeszcze kawałek drogi, a na zewnątrz powoli robiło się coraz chłodniej, ale nie obchodziło mnie to. Nie chciałam za szybko tam wracać. Wiedziałam, że zabieram Amber jej przestrzeń już zbyt długo, chociaż wydawać by się mogło, że jej wcale to nie przeszkadza, i powinnam w końcu wrócić na stare śmieci, do mieszkania matki. Nie czułam się jednak na tyle gotowa, dlatego unikałam konfrontacji z dziewczyną, chociaż w głębi serca wiedziałam, że przecież mnie nie wyrzuci. Chciałam jej dać przestrzeni.
     Moje ponure przemyślenia przerwało pojawienie się ślicznego psa, najwyraźniej kundelka, który jak gdyby nigdy nic podbiegł do mnie zadowolony. Uniosłam brwi i rozejrzałam się dookoła, nie dostrzegłam jednak potencjalnego właściciela, więc wyciągnęłam dłoń w kierunku psiaka, chcąc go pogłaskać. Chwilę zajęło mi przekonanie go, że nie mam złych intencji, a już kilka minut później sam praktycznie władował mi się na kolana i dał wymiziać z każdej strony. Śmiejąc się cicho, drapałam zadowolonego psa po brzuchu, przy okazji dostrzegając, że to suczka. Zastanawiałam się, gdzie podział się jej właściciel, ale odpowiedź na to pytanie nadeszła bardzo sprawnie. Znikąd koło mnie pojawiła się wysoka blondynka, która odezwała się od razu:
     — Witaj. Chyba właśnie głaszczesz mojego psa — oznajmiła obcesowo, wskazując palcem na sunię, jakby nie chcąc pozostawić wątpliwości, kogo ma na myśli. Chcąc być uprzejma, zdobyłam się na względnie miłą jak na mój obecny nastrój odpowiedź, w dodatku powstrzymałam się od mojej codziennej ironii. Niezwykłe.
     — Dzień dobry. Przepraszam, już go daję. 
     Co prawda nieco niechętnie, bo zdążyłam polubić zwierzaka, ale podałam go prosto w ręce właścicielki. Spodziewałam się, że teraz ta odejdzie, lub wręcz przeciwnie, przysiądzie się do mnie, jak to często ludzie robili, dziewczyna jednak nie zmieniła miejsca swojego położenia i nagle się odezwała.
     — Mieszkasz tu gdzieś niedaleko?
     Nie da się ukryć, dziwne pytanie i raczej nie zadaje się go nieznajomemu. Wzmogłam czujność i rozejrzałam się na boki, z ulgą stwierdzając, że w pobliżu spaceruje sporo ludzi i w takim towarzystwie krzywda mi się raczej nie stanie.
     — Nie, ale nie mam jak wrócić — odpowiedziałam prosto, tonem sugerującym, że nie mam ochoty dalej ciągnąć tej dyskusji. Dziewczyna jednak nie odpuszczała i nie wiedziałam, czy to próba nachalnego bycia miłym, czy za tym wszystkim kryło się coś więcej.
     — Chodź, odwiozę cię, mam samochód niedaleko banku.
     Okej, co mówili w szkole na temat przyjmowania tego typu ofert od nieznajomych? Coś w stylu, pod żadnym pozorem się na to nie zgadzaj, bo wytną ci nerkę? Każ im grzecznie spadać na drzewo? Możliwe, ale ja nigdy nie słuchałam. Wolałam odgrywać z tyłu klasy własne scenki i zabawiać tym resztę uczniów. Byłam idiotką.
     Nie czułam się w jej towarzystwie jakoś szczególnie zagrożona czymkolwiek, więc po bitwie myśli i przeanalizowaniu plusów i minusów, w końcu skapitulowałam. Najwyżej wysiądę ulicę wcześniej, chociaż nie wyglądała mi na psychopatkę, która później będzie mnie nachodzić we własnym domu. O ile do niego w ogóle z nią dojadę.
     — Dobra — spasowałam. — Możesz też podzielić się tym, co dobrego masz przy sobie, bo wyraźnie czuję zioło. — Jestem idiotką.
     Szeroko się uśmiechnęłam.

Noelia?

Od Mallory - CD. Noelii

          Wpadła mi w oko już kilka dni wcześniej. Nie wiem, co mną kierowało, gdy zdecydowałam się odkryć, kim jest ta dziewczyna, ale czułam, że się nie zawiodę. Biła od niej dziwna aura, która jedynie utwierdzała mnie w przekonaniu, że to nie jest zwykła, szara istota, tylko osoba skrywająca w sobie jakąś tajemnicę. Tajemnicę, którą zamierzałam prędko odkryć. Bo jeśli ja stawiam sobie coś na cel, prędko go osiągam.
          Przy moich kontaktach nietrudno było dowiedzieć się, jak ma na imię, czym się zajmuje i gdzie oraz kiedy będę miała okazję ją spotkać. A propòs właśnie tego, teraz pałeczkę od mojego informatora przejmowałam ja. Do mnie należało dokładne zaplanowanie przebiegu pierwszego spotkania z nią i wypełnienie wszystkiego punkt po punkcie, zgodnie z planem. Bo skoro już zadałam sobie ten trud zdobycia informacji, wiedziałam, że muszę sprawdzić, czy ta dziewczyna jest warta dalszego dochodzenia. Musiałam ją przetestować, by dowiedzieć się, czy się opłaciło. W końcu mój szósty zmysł nie odzywa się zbyt często, a skoro dał o sobie znać właśnie na jej widok, coś zdecydowanie musiało być na rzeczy.

Od Izzy cd. Candice

Może i czułam się beznadziejnie, ale nie straciłam trzeźwego myślenia. Kiedy przyjedzie tu mój brat, nawet nie spyta się o to, czy mam jakieś inne propozycje, tylko od razu wpakuje mnie w samochód i zawiezie do tego okropnego miejsca. A potem postawi na swoim tak, jak ja to mam w zwyczaju i będzie twierdził, że on jako jedyny ma tutaj wyłączną rację.
Jednak nie udaje mi się zniweczyć planu przyjaciółki, bo zanim zdążyłam zareagować, ona już rozmawiała z Nathanielem. Krótko i zwięźle.
Kiwała tylko głową, bo w pewnym momencie pewnie mojemu braciszkowi włączył się tryb dominanta i to on przejmował stery.
Szybko się też rozłączyli, bo przyjaciółka schowała telefon do kieszeni i jeszcze raz przyjrzała mi się uważnie, jakbym miała zaraz niespodziewanie sama znowu polecieć w dół.

13 lut 2020

Odejście

Żegnamy Veronicę i Archibalda!

Od Prudence CD. Keyi

Musicie wiedzieć, że jestem osobą, którą bardzo łatwo zirytować. Nie było więc innej możliwości niż zdenerwowanie się, kiedy jakaś dziewczyna na mnie wpadła. Nie zrozumcie mnie źle, nie robiłam tego celowo ani nie miałam problemów z panowaniem nad sobą. Po prostu w niektórych sytuacjach nie widziałam potrzeby wysilania się, żeby opanować emocje. Wolałam obierać prostszą, a zarazem nieprzeszkadzającą mi w niczym drogę złości. Przynajmniej w większości przypadków.
- Może chociaż przeprosisz? – zapytałam dziewczynę już mocno zdenerwowana. Nie dosyć, że sama na mnie wpadła, to jeszcze miała do mnie o to pretensje. Nie zamierzałam dać jej odejść, zanim dam upust swoim emocjom.
- Za co? Jesteś równie winna, jak ja – warknęła dziewczyna. Uznałam, że dyskusja z kimś takim nie da zbyt wiele, więc pokazałam jej środkowego palca i odwróciwszy się na pięcie, odeszłam zdenerwowana.
„A ten wieczór miał być taki przyjemny” - pomyślałam. Po chwili przypomniałam sobie jednak, że zaraz, gdy już oddam się w słodkie objęcia alkoholu, przestanie mi to przeszkadzać.
Przeszłam jeszcze chwilę skąpaną w świetle księżyca uliczką i nareszcie stanęłam przed klubem, w którym czekały na mnie moje przyjaciółki. Wcześniej dostałam od nich wiadomość, że będą jednak czekać w środku, więc bez wahania przekroczyłam próg. Od razu poczułam intensywną woń alkoholu i zostałam otoczona tłumem ludzi, jednak nie były to powody, dla których miałabym zrezygnować z dzisiejszego spotkania. Zaczęłam ściągać płaszcz, gdy kawałek dalej dostrzegłam Heather i Julie. Nie zaczęły one jednak zabawy, tylko rozmawiały oparte o ścianę. Tak jak się umawiałyśmy, czekały na mnie. Szybko oddałam płaszcz do szatni i pośpiesznie ruszyłam w ich stronę.
Dziewczyny od razu, kiedy mnie zauważyły, odwróciły się i zrobiły kilka kroków w moją stronę. Oczywiście mocno się wyściskałyśmy, a zaraz po żarliwych przygotowaniach ruszyłyśmy dalej w głąb klubu. Stanie pod ścianą zdecydowanie nie było naszą specjalnością.
- Wybaczcie, że się tak spóźniłam, ale wiecie, jak to ze mną jest — zaśmiałam się.
- Zaczynałyśmy się już o ciebie martwić, zazwyczaj schodzi ci trochę szybciej — Julie również się uśmiechnęła, jednak posłała mi pytające spojrzenie, mając nadzieję, że dowie się czegoś ciekawego.
- Może jakbym dowiedziała się o tym trochę wcześniej — skierowałam wzrok na Heather, która zawsze miała problem z informowaniem mnie o wyjściach na czas.
- Cicho! - odrzekła dziewczyna żartobliwie. - Ale chyba stało się coś jeszcze, przecież widzę, że jesteś zdenerwowana — obdarzyła mnie przenikliwym spojrzeniem.
- Też prawda — przewróciłam oczami ze złością na wspomnienie nieprzyjemnego spotkania. Mimo tego, że znacznie się uspokoiłam, to przed Heather nic się nie ukryje. - Nie dosyć, że wpadła na mnie jakaś dziewczyna, to jeszcze miała do mnie o to pretensje — miałam zamiar kontynuować, jednak kątem oka zobaczyłam, że zbliża się temat naszej rozmowy. - O wilku mowa — delikatnie kiwnęłam głową w jej stronę, aby dziewczyny mogły zorientować się, o kogo chodzi.
Dziewczyna podeszła do nas. Wcześniej nie przyglądałam jej się specjalnie, ale bez problemu mogłam ją rozpoznać. Teraz miałam okazję dokładniej zlustrować ją wzrokiem. Była to podobnego wzrostu ciemna blondynka. Kolor jej oczu był ciężki do zdefiniowania w słabym świetle, a na jej twarzy widać było delikatny makijaż.
- Zgubiłaś coś — nieznajoma wyciągnęła rękę, wzdychając tylko, gdy padły na nią spojrzenia moich przyjaciółek.
Skierowałam wzrok na jej dłoń i dostrzegłam, że trzyma w niej moje klucze. Nawet nie zauważyłam ich braku. Wyciągnęłam rękę i odebrałam swoją własność.
- Dziękuję — uśmiechnęłam się, możliwie jak najprzyjaźniej. Posłałam dziewczynom znaczące spojrzenia, a następnie skierowałam wzrok na nieznajomą. - W takim razie może dasz się namówić na drinka? - spytałam, starając się, brzmieć jak najmniej wrogo, a uwierzcie, było ciężko. Jednak wiedziałam, że dziewczyna wcale nie musiała oddawać mi kluczy i starałam się okazać choć trochę wdzięczności.

Keya?

8 lut 2020

Od Caina cd. Candice

Pozostawić w przeszłości jako chwilowe złudzenie... Gdybym tylko był zdolny do takich wielkich rzeczy, jak przebaczanie, nierozpamiętywanie przeszłości, zapominanie o wszelkich krzywdach i pozostawienie tego, co było za sobą. Jednak nie jestem w tym najlepszy. Tym bardziej że Harvey doskonale zdaje sobie sprawę, jak bardzo ryzykownie postąpił, a mimo tego jeszcze się postawił. Doprawdy, ironia losu.
Co do jednego nie mam wątpliwości. Do tego, że obydwoje pragną zażegnać ten konflikt, chociaż ja się doskonale bawię, ignorując Lawsona na każdym kroku, dając mu naprawdę delikatnie do zrozumienia, że już raz odwalił coś, za co cudem go nie wywaliłem z zespołu. To, że mu zależy, było widoczne jak na białej kartce. Harvey był pod tym względem aż irytująco czysty. Jak zawsze bezkonfliktowy i gotowy wyciągnąć pierwszy rękę. A wiedział, że może ją stracić, bo sam bym mu ją uciął aż przy ramieniu. Tylko że jego ręka jest mi też potrzebna i tu zaczyna się wewnętrzny konflikt. Mimo tego i tak trąca kijem mrowisko.
Mniej interesuje mnie sprawa pogodzenia się z Harveyem, a to, że już nie taka nowa Nowa przyznała się do przejrzenia piosenek, które napisałem. Tak, wyłącznie ja. Nie jakiś fałszywy przyjaciel, który mi kiedyś w tym pomagał. Ja.

Od Jonathana - zadanie grupowe #14

          Ze snu wyrwało mnie gwałtowne pragnienie, by osuszyć w całości jakieś jezioro czy rzekę, staw też by uszedł. Innymi słowy, czułem taką suchość w gardle, że natychmiastowo potrzebowałem nawodnienia, najlepiej w ilości dużej. Nie musiałem nawet otwierać oczu, by stwierdzić, że poprzedniego wieczoru najwyraźniej nieźle zaszalałem, bo znajome ssanie w żołądku, mdły posmak w gardle i tępy ból głowy wyraźnie wskazywał na zatrucie alkoholowe, choć nie tak mocne, jak w przeszłości zdarzało mi się mieć. Automatycznie wplotłem dłoń we włosy, przypadkiem muskając skórą gorące czoło. Niedobrze. Nie wlewałem w siebie ani kropli alkoholu od wieków, więc coś konkretnego musiało się wydarzyć, skoro akurat tym razem popłynąłem, i to tak mocno. Próbowałem przypomnieć sobie cokolwiek z poprzedniego wieczoru, jednak na próżno. W mojej pamięci zalegała wielka, czarna dziura, która ani trochę nie ułatwiała mi zadania.
          Do moich nozdrzy dotarł ostry zapach czystej wódki, co spotęgowało moje mdłości. Nie wiedziałem jednak, skąd się wziął, dlatego w końcu zdecydowałem się otworzyć oczy, licząc na to, że cokolwiek w moim otoczeniu pomoże mi rozwikłać zagadkę mojego wczorajszego zapomnienia. Spodziewałem się ujrzeć wnętrze mojego mieszkania, ewentualnie dom Aleca czy mieszkanie któregoś z moich bliższych kolegów. W najgorszymi przypadku blat stołu pod moim policzkiem, w jakimś szemranym barze. Jednak to, co dostrzegłem zamiast tych hipotez, wprawiło mnie w takie zdumienie, że nieomal zapomniałem o nieprzyjemnych sygnałach płynących z mojego ciała, świadczących o upojnej nocy alkoholowej.

Powrót



Źródło: Instagram, Christina Nadin (@christinanadin)
Motto: -
Imię: Na co dzień posługuje się swoim pierwszym imieniem, choć, jak sama mówi, na nieszczęście, posiada dwa więcej. Oficjalnie nazywa się Lucille Anabeth Cheyenn, jednakże komu chciałoby się za każdym razem wołać ją właśnie w ten sposób, kiedy krótkie Lucille jest wystarczające, aby zorientowała się, iż to o nią chodzi. Zabawnym faktem jest to, że w przypadku zarówno drugiego, jak i trzeciego imienia, oba zostały “skrócone” o jedną literę, gdzie przy Anabeth jest to “n”, zaś przy Cheyenn, jak łatwo się domyślić, “e”. O ile forma Anabeth jest spotykana często, tak Cheyenn częściej widujemy z tą samogłoską. Za sprawą tego pojawia się problem, kiedy dziewczyna musi przeliterować wszystkie trzy, wtedy tłumaczenie, że to nie tak się pisze jest męczące. Grunt, iż Lucille pozostało w swojej oryginalnej formie i całkiem nieźle wygląda.
Z racji, że Anabeth i Cheyenn są po prostu zbędne i nieużywane, żadne skróty czy formy pieszczotliwe nie pojawiały się na przestrzeni lat i raczej nie ulegnie to zmianie. Na upartego można by było wymienić przykładowo Anę czy Beth, czyli dość popularne zwroty, o ile ktoś ma tak na pierwsze imię, w przeciwieństwie do naszej delikwentki. Przy Cheyenn skraca się to najprędzej do krótkiego Chey, Yenn w żaden sposób nie wygląda atrakcyjnie. Ostatnią sprawą jest właśnie Lucille i, ku zdumieniu większości, dziewczyna od najmłodszych lat posługuje się Cille, a nie jakimś Luc, które brzmi prędzej jak Lucyna. Jedynym mankamentem tego skrótu jest to, że przypomina Cecilie, a, jak wiadomo, tak właśnie na imię ma jej rodzicielka.
Nazwisko: Lucille Anabeth Cheyenn jest długie, co? W porządku, tak myślą wszyscy, poza rodzicami Lucille. Kto mądry nadaje córce trzy dość długie imienia i jako wisienkę na torcie dodaje podwójne nazwisko? Ano, pan Evans oraz Cecilia Darrington. Dlaczego aż dwa? To nie tak, że chcieli zrobić jej i Benedictowi na złość, po prostu wtedy byli dopiero w związku i, cóż, oboje chcieli, aby poza genami bliźnięta miały coś z rodziców. Chyba lepsze jest to, aniżeli dodawanie do godności syna “Jr.”. Podsumowując, dziewczyna nazywa się Lucille Anabeth Cheyenn Evans-Darrington, a jej brat Benedict Collin James Evans-Darrington.
Wiek: Trzydzieści osiem lat Cecilii odjąć dziewiętnaście, czyli wiek, w którym urodziła bliźnięta, równe jest… znowu dziewiętnaście. No tak, w końcu właśnie tyle lat ma Lucille i zgodnie z prawem jest już pełnoletnia, właściwie to była już rok temu.
Data urodzenia: 02.03
Płeć: Kobieta
Miejsce zamieszkania: Nie da się ukryć, iż rodzina Darrington-Prescott jest na swój sposób bogata, choć na tle innych domów w okolicy, jest to prędzej średni stopień zamożności. Mieszkają w domu w dzielnicy Old Channer — mała posiadłość została zakupiona przez nich zaraz po wprowadzeniu się Darringtonów do Prescottów. Z tego, co mówił właściciel, gdy z bólem serca odsprzedawał tak wiekową i pełną wspomnień posiadłość, pochodzi ona z początków zeszłego wieku, jednakże wcale tego po niej nie widać, albowiem była sześć razy remontowana i odnawiana, w tym dwa już za czasów Darringtonów, kiedy Cecilia wprowadziła się tutaj i zarządała gruntownych zmian. Sam domek, jak widać, nie wygląda na niesamowicie bogaty, choć, fakt jest naprawdę duży. Nie ma co się dziwić, każdy ma swój pokój, na dodatek i Cecilia, i Samuel mają własne biura. Kiedy wejdziemy przednim wejściem, pominiemy korytarzyk, naszym oczom ukaże się prześliczny salon, który uwielbia dosłownie każdy członek rodziny. Jedną część pokoju zajmuje kanapa, która teoretycznie za każdym razem wita gości, gdyż większość, zamiast kierując się do jadalni, woli spocząć przy stoliku kawowym. W drugiej części znajduje się wiszący kosz oraz spory telewizor, wieża stereo, konsola do gier oraz popiersie jednego z prezydentów Shilien. Kuchnia jest naprawdę duża, utrzymana w kolorach bieli. Urzęduje w niej kucharka i zarazem gospodyni, choć Lucille i Benedict zdecydowanie sprzeciwiają się, kiedy kobieta próbuje odgonić ich od szafek mówiąc, iż cokolwiek sobie zażyczą, ona im przyniesie i po to przecież tutaj jest. Aby znaleźć się w jadalni, wystarczy przejść przez ciemny łuk obok lodówki. W jadalni stoi stół i dwanaście krzeseł, w rogu ustawiona jest witryna wypełniona wypolerowanymi zastawami. W domu znajdują się trzy łazienki i jedna toaleta — jedna na parterze, druga przy pokojach bliźniąt, ostatnia przy sypialni rodziców, toaletę zaś znajdziemy na dole, zaraz za kominkiem. Kolejnymi pomieszczeniami na dole są dwa gabinety — jeden jest jaskinią Cecilii, a na przeciwko zasiada Samuel, wystarczy przejść przez korytarz. Dzieciaki na ogół nie mają tam wstępu. Na pierwszym piętrze mieszczą się przede wszystkim sypialnie. Największa, rodziców, umieszczona jest zaraz obok schodów. Następny w kolejce jest pokój Zoe, naprawdę duże centrum zabaw i całodobowego hałasu — wewnątrz znajdziemy na przykład piętrowe łóżko przypominające zamek i zjeżdżalnię, ściankę wspinaczkową, małą huśtawkę, mnóstwo zabawek i jeszcze więcej zabawek. Sypialnia Benedicta, wbrew pozorom, jest naprawdę czysta i chłopak dba o to niesamowicie. Nie ma tu żadnych sensacji, jedynie łóżko, szafa, biurko, kanapa, telewizor i wyjście na balkon, który dzieli z sąsiadką, Lucille. Trafił jej się średni pokój, jaki niemal jeden do jednego przypomina ten brata. Jakkolwiek Cille by nie chciała, nie ma zezwolenia na upiększanie swojego kąta.
Orientacja: Demiseksualna biromantyczna, co jest chyba największym sekretem, jaki skrywa. Właściwie, nie, może nie przesadzajmy, jednakże Cecilie wyrwałaby sobie wszystkie włosy z głowy, gdyby się dowiedziała. Nawet, jeżeli jej upodobania skłaniają się bardziej ku mężczyznom, aniżeli kobietom.
Praca: Po ukończeniu szkoły średniej na ogół celem staje się jakiś uniwersytet, nie inaczej jest w przypadku Lucille — mimo złożonej obietnicy, dziewczyna postanowiła, iż nie będzie się spieszyć, pójdzie, kiedy uzna to za słuszne. Co za tym idzie, nie ma zbyt wysokiego wykształcenia, więc na lepszą pracę liczyć nie może. Pomimo licznej sumy pieniędzy na koncie, codziennie, od poniedziałku do piątku, pracuje jako zwykła kelnerka, odkładając sobie oszczędności na własne mieszkanie i studia, jeżeli wyda się, że nie chce przejąć firmy matki — wtedy z pewnością przestanie je opłacać.
Charakter: Każdy doskonale zna ten typ osobowości miłej, poukładanej dziewczyny z dobrej rodziny. Często postrzegane są jako niezbyt sprytne i bojaźliwe, niegotowe na cokolwiek, co wykracza poza plan ich dnia. Dzień dobry wypowiedziane z szerokim uśmiechem i trafny komplement w stronę niemłodej staruszki, jakże kwitnąco dziś by nie wyglądała. Te dziewczyny są na ogół bogate albo otarły się o kupę pieniędzy, ale nie odbiło im nic, co charakterystyczne jest dla tych bogatszych dziewuch, tych nieznośnych, jednak to już inna sprawa. Na dodatek ich życiem kieruje najmądrzejsza mama, która wychowała swoją córkę na, cóż, maszynę do zdobywania tytułów Najpiękniejszej nastolatki roku. O, i najważniejsze — delikwentka nie ma wad, bo przecież na koncie walają się miliony, a życie jest zbyt idealne, żeby jakiś błąd wkradł się z butami i nabrudził na nieskazitelną wycieraczkę z cudownym napisem Welcome!. Niespodzianka, w tym momencie nie stworzę napiętej atmosfery i nie wyjadę z tekstem, że Lucille jest niesamowicie inna, różni się od wszystkich i ma swój styl, ale wciąż jest bogata, żeby życie miało smaczek.
Jasne, Lucille jest przemiła. Nauczono ją podstawowych zasad kultury, bez zająknięcia wykonuje swoje obowiązki i to nie stanowi żadnego problemu. Pomoże staruszce przejść przez ulicę albo podniesie pluszaka i poda go dziecku, nie da się ukryć, pomocna i empatyczna dziewczyna. Potrafi wspaniale odczytywać uczucia innych, co z pewnością nie jest żadnym zaskoczeniem — umiejętność słuchania do czegoś zobowiązuje, a Cille to wspaniały przykład na to. Niejeden rzekłby, że to dobro to jednak płynie wraz z genami. Ci, którym dane było poznać dziadka, Petera Evansa, raczej po kilku zamienionych zdaniach zauważą, jak wnuczka przypomina mężczyznę — zarówno sposobem mówienia, jak i usposobieniem. Bez wahania można nazwać ją optymistką, która ma ten niezwykły dryg do zarażania swoim uśmiechem innych. Co prawda nie nazwiemy ją promyczkiem, jakiemu owa radość z ust nie znika ani na moment, ponieważ jak każdy ma chwile smutku i przygnębienia, bardziej trafnym pseudonimem, nazwą będzie kwiatuszek — jej typ urody jest faktycznie oryginalny i nieczęsto spotykany, a w oczach większości jest zwyczajnie ładna, a zazwyczaj to właśnie kwiaty (przykładowo róże, tulipany czy hortensje) to synonimy piękna i swego rodzaju niepowtarzalności, chociaż… nie, chwila, to były płatki śniegu. W porządku, Lucille to zimowy kwiat, na przykład przepiękny krokus, który ścieli zaśnieżone pola i tworzy fioletowe dywaniki. Koniec jednak z porównaniami i metaforami, pora przejść do konkretów. Panna Evans-Darrington jest inteligentna, piekielnie inteligentna, czym odróżnia się od gromady odmóżdżonych ideałów, które wpierw coś powiedzą, a później albo pomyślą, albo dalej będą żyć w przekonaniu, że to zabrzmiało mądrze. Nie mowa tu o niesamowicie dobrych ocenach w szkole, to już za nią. Lucille od małego dzieciaka towarzyszył charakterystyczny spryt, dzięki któremu dobierała takie słowa, aby to trafiło w punkt, dosłownie w centrum. I to bez znaczenia, czy chciała powiedzieć komplement czy raczej obrazić — wychodziło świetnie i była z tego dumna, ba!, wciąż jest. Posiada umiejętność logicznego myślenia i rozporządzania swoim czasem i, cóż, pieniędzmi. Ma całkiem dobry wzrok, co nie zmienia faktu, że niemało rzeczy jej umyka. Może nie tyle, co ich nie zauważa, ale traktuje powierzchownie — one przemijają, a dopiero później dziewczyna zdaje sobie sprawę z tego, jak cenne mogło się okazać. Tak jest w przypadku większości spraw, a szczególnie, kiedy dane jest jej zawrzeć nową znajomość. Skubana analizuje, rozkłada na czynniki pierwsze, a te mało istotne cechy odsuwa na bok. Później, kiedy te mało istotne cechy dają o sobie znać, biedulka jest zdezorientowana i zastanawia się, jakim cudem jej to umknęło i dlaczego tego nie przewidziała. Bo, cóż, jest perfekcjonistką. Czasami też paranoiczką. O, i histeryczką, ale nie w wielkim stopniu. Dość zabawnym faktem jest to, że wpierw zakłada, iż wszystko pójdzie jak po maśle, wiadomo, pozytywne i pewne siebie myślenie, a dopiero później, kiedy cały idealny plan legnie w gruzach, głowi się i łamie sobie kark myśląc o tym, co, do cholery, mogło pójść nie tak? Poza tym, jak zostało wspomniane gdzieś wyżej, jest bardzo ostrożna w stosunku do ludzi. To nie tak, że boi się zaufać, bo ktoś może ją zranić czy coś w ten deseń. Właściwie to nie da się zdefiniować jej obaw i swego rodzaju strachu — Lucille po prostu potrzebuje czasu aby znaleźć wspólny język lub, och, pokochać.
Hobby: Teoretycznie jej serce zdobywają przede wszystkim książki — romanse, dramaty tworzone na bieżąco. W praktyce wygląda to nieco inaczej, gdyż Cecilia uparcie wciska jej dzieła sprzed kilkuset lat, na których widok ma ochotę uciekać. Och, Lucille, zobacz, co kupiłam! Ten tomik poezji z tysiąc pięćset sześćdziesiątego trzeciego jest taki wciągający! Jednak, chcąc nie chcąc, zna mnóstwo poetów i literatów, ich dzieła czy najważniejsze cytaty, lecz jest to prędzej obowiązek, aniżeli przyjemność. Książki, które podbijają jej serce, czyta zazwyczaj u znajomych, pożyczając niektóre tytuły, w bibliotece albo u siebie, kiedy uda jej się kupić coś niezauważalnie. Na ogół, mimo wszystko, ma niezbyt barwne życie, nie potrafi dobrze malować, śpiewać też nie, tańczyć już w ogóle, więc jedyne, co robi, to czytanie i potajemne umawianie się ze znajomymi w przerwach między graniem na skrzypcach i treningach z pływania.
Aparycja|
- wzrost: Wzrost Lucille waha się w granicach średniej — dziewczyna ma 170 centymetrów. Pomimo dość popularnej opinii, że jest to całkiem sporo, odmienne zdanie ma Cille, a właściwie rodzicielka, która przed każdym bankietem podstawia jej pod nos jak najwyższe szpilki, często dodając córce po dziesięć centymetrów.
- waga: Prawidłowa dla jej wzrostu waga wynosi od pięćdziesięciu do siedemdziesięciu kilogramów z małym przymrużeniem oka. Lucille od około trzech lat waży podobnie, zazwyczaj w przedziale czterdzieści pięć-pięćdziesiąt kilogramów.
- opis wyglądu: Średniej wysokości Lucille to, jakby się wydawało, tak zwana mieszanka — jej skóra jest nieco ciemniejsza niż zazwyczaj bywa u rodowitych mieszkańców Shilien. To fakt, jej ojciec pochodził z Escand, kiedy Cecilie jest z terenów Avenley River. Przez większość uważana jest za naprawdę ładną dziewczynę, co zwinnie wykorzystywane jest na przykład przez fotografów, kiedy skazywana jest na wielogodzinne sesje do magazynu. Brązowe oczy, pełne usta w kolorze różu. Nigdy nie farbowała włosów — niezmiennie, od dziewiętnastu lat nosi ten sam odcień brązu, który zdecydowanie odziedziczyła po rodzicielce. Naturalnie kręcą się nieznacznie, Cille nie prostuje ich często, można powiedzieć, iż naprawdę sporadycznie. Równie rzadko je wiąże, a jeżeli faktycznie do tego dochodzi, jest to kitka i pojawia się wtedy, kiedy musi sprzątać albo biegać i rozpuszczone włosy przeszkadzałyby jej.
Lucille ubiera się tak, jak większość dziewczyn. Mimo wszystko, wciąż jest nastolatką i jej styl przypomina każdy jeden widziany na ulicy. Raz to top i spodnie typu boyfriend, innym razem spodnie w kant i koszulka, czasami też sukienka (najprawdopodobniej w kwiaty, ulubiony wzór Cille), często zwykłe jeansy i sweter, a kiedy robi się gorąco, nieprzylegające spodenki i, znowu, koszulka.
- pozostałe informacje: Lucille ma za sobą wyrównywanie jedynek, zaś same zęby są niezwykle białe, co zawdzięcza dość częstym wizytom u dentysty i odpowiednim zabiegom. Pomimo początkowej niechęci do tatuaży, finalnie jej kostkę zdobi połówka księżyca, druga część została wytatuowana na nóżce Benedicta.
- głos: Tessa Violet
Historia: Lucille i Benedict urodzili się drugiego marca w szpitalu w Avenley River, jako dzieci Cecilii Darrington i Williama Evansa. Można powiedzieć, że para była ze sobą zżyta, posiadali wspólną firmę, jednakże nigdy nie wzięli ślubu, byli partnerami. Dzieciństwo mijało spokojnie, w Cecilii zaczynały kształtować się kolejne ambicje, które przelewała na córkę, co skończyło się nadopiekuńczością, jaka trwa do dnia dzisiejszego. Gdy bliźnięta miały osiem lat, ich rodzice rozstali się, na pozór w przyjacielskich stosunkach, zaś Cecilia znalazła sobie nowego partnera. Lucille pamięta niewiele, jednakże te “przyjacielskie stosunki” przez długi czas pozostawały wątpliwe. William rozwijał prężnie swoją własną firmę, którą dzielił z nowym współpracownikiem, zaś Cecilia pozostała w starej kancelarii, jaka nie cieszyła się wielkim zainteresowaniem Nocą, z dwudziestego drugiego na dwudziestego trzeciego lutego, William wracał z sąsiedniego kraju, gdzie odbywało się istotne posiedzenie. Wpadł w poślizg, gdyż drogi były oblodzone, a poruszanie się po nich, jak wiadomo, wymagało od niego ostrożności. Na pogrzebie wszyscy płakali, lecz zachowanie byłej partnerki zmarłego było osobliwe — nie tyle, co wyprana z emocji, a obojętna, jakby właśnie była na pogrzebie nieznajomej osoby. Jasne jest to, iż ona i William nie byli już razem, jednakże spędzili ze sobą naprawdę długi czas, pełen wzlotów i upadków — większość osób to zauważyła. A później sprawa ucichła, życie toczyło się dalej, tylko bez Williama, a z Samuelem i Zoe.
Rodzina: Lucille, poza sobą, ma również, przykładowo, mamę. Kobieta nosi podobne imię, jak jej córka, choć tak na dobrą sprawę jest nieco inaczej, bo odwrotnie — to godność Cille przypomina tę matki, albowiem ją nazywają Cecilią Darrington-Prescott. Sytuacja jest dość skomplikowana, jeżeli pod lupę weźmiemy jej nazwisko, a właściwie dwa nazwiska i zestawimy je z tymi Lucille. Jak zostało wspomniane, dziewczyna nosi je zarówno po matce, jak i ojcu. Wspólne jest Darrington, więc warto wyjaśnić kwestię drugiego członu, Prescot. Cecilia, biorąc ślub ze swoim drugim partnerem, Samuelem Prescottem, pozostała również przy swoim pierwotnym, tworząc dwuczłonowe nazwisko. Relacja córki z matką pozornie jest bardzo dobra, można by powiedzieć, że wręcz niepowtarzalna i niesamowita. W porządku, tak postrzega to władcza Cecilia. Kobieta jest typem osoby, który uwielbia kontrolować wszystko i wszystkich, na czele z Lucille. Od najmłodszych lat uczyła zasad kultury, jak to przystało na dobrą matkę, jednakże rozwój córki ukierunkowała na sukcesywne szkolenie jej na swoją zastępczyni, gdy Cecilia będzie musiała zrezygnować ze swojej pracy. Egoistyczna, często fałszywa, co potwierdza się w rozmowach z sąsiadkami, gdzie wpierw nagaduje na fryzurę A do B, a przy A narzeka na zaniedbany strój B. Ojczymem dziewczyny jest wspomniany powyżej Samuel Prescott, konserwatywny i wręcz snobistyczny, nastawiony na sukces, do którego prowadzi wyłącznie praca, a co za tym idzie, przesiadywanie w niej od rana do nocy, a po powrocie praca przy komputerze. Niespecjalnie interesuje się losem potomstwa swojej partnerki, co idzie na rękę młodej Lucille.
Dziewczyna ma brata bliźniaka oraz o dziewięć lat młodszą siostrę. Dziewiętnastoletni Benedict Evans-Darrington niewiele różni się od Lucille, a tak na dobrą sprawę, można by powiedzieć, iż są niemal identyczni, poza drobnymi różnicami w układzie rozrodczym i wyglądzie, jednak układ pokarmowy, nerwowy, oddechowy i wszystkie inne wyglądają tak samo u obojga. Dobrze, żeby nie było tak idealnie, nazywany potocznie Benny nie doświadczył w dzieciństwie tego, co Cille, gdyż to ją mama strugała jak najmocniej, aby była wręcz bez wad, kiedy braciszek wychodził ze znajomymi. Pomimo tego, Benedict doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak tyrańskie działania podejmuje Cecilia w stosunku do swoich pracowników oraz własnych dzieci, jednakże oboje siedzą cicho, niczym mysz pod miotłą — są dorośli, więc w każdym momencie mogliby wyprowadzić się z rezydencji i zacząć żyć na własną rękę, ale to nie jest tak proste. Niejednokrotnie poruszany temat zostaje szybko urywany, ponieważ Cecilia za każdym razem grozi, iż rodzeństwo nie dostanie ani grosza i Lucille może zapomnieć o przepisaniu kancelarii. Rodzeństwo, ze względu na wspomniane powyżej podobieństwa, zżyło się ze sobą i jest w stanie zrozumieć się bez słów — jedno spojrzy na drugie i wszystko jest już jasne. Benny ze wszystkich sił stara się pomóc siostrze, kiedy sytuacja tego wymaga, rzecz jasna, z wzajemnością. Mimo tego, zdarzają się jakieś spory, jak to jest zazwyczaj.
Ostatnią osobą, która mieszka pod jednym dachem z całą rodziną, jest Zoe Prescott-Darrington — córka Cecilii i Samuela. Zoe nie lubi nikt, nawet w szkole. To znaczy, wszyscy po prostu udają, poza jedyną Jenny, równie władczą i zimną dziewczynką. Zoe momentami zachowuje się tak, że Lucille zapomina, iż to dopiero dziesięciolatka. Nierzadko używa dość niecenzuralnych słów i nie przeprasza, na dodatek straszna z niej kłamczucha, manipulantka i, co najgorsze, skarżypyta, przez co wszystko od razu leci do mamy. Ani Benedict, ani Lucille nie mówią o tym głośno, ale nie lubią jej tak, jak powinni, chociaż to w końcu ich przyrodnia siostra.
Kiedyś miała również ojca, syna Petera i Faith Evans, z którymi utrzymuje kontakt do dziś. Nosił imię William i zmarł, gdy bliźnięta miały jedenaście lat, więc wspomnienia skutecznie zatarły się. On i Cecilia nigdy nie mieli ślubu, żyli jako partnerzy, stąd podwójne nazwisko Lucille i Benedicta.
Partner: Teoretycznie to już dawno powinna być zaręczona z bogatym dziedzicem jakiegoś państwa, jednak póki co nie ma nikogo, na co Cecilia tylko mruczy z niezadowoleniem.
Potomstwo: Żadna tajemnica, iż Lucille nie jest gotowa na dziecko, szczególnie, kiedy nie może liczyć na wsparcie kogokolwiek innego, niż Benedicta.
Ciekawostki:
- Może nie jest to stricte ciekawostka, ale życie Lucille w dużej mierze krąży wokół Cecilii. Albo zostaje do niej porównywana, albo zwyczajnie kontrolowana. Jest to dość uciążliwe, szczególnie, kiedy ktoś mówi “Ojej, twoja mama ma lepszy styl od ciebie!”. Naprawdę, tak się nie robi.
- W dzieciństwie często chorowała, aktualnie ma słabą odporność i szybko łapią ją wirusy i bakterie. Ma również uczulenie na paprykę, jednakże nie jest ono zbyt silne, jedynie źle się po niej czuje.
- Kiedy chodziła do szkoły, jej ulubionym przedmiotem była chemia, dla większości niezrozumiała i bezsensowna. Co ciekawe, pomimo tego, iż szło jej świetnie z przedmiotami ścisłymi, nigdy nie miała niższej oceny, niż pięć z języka shilien.
- W wieku trzynastu lat popadła w skrajne niedożywienie, co skończyło się w szpitalu. Przez długi czas była nadzorowana przez psychologa. Czuła silną niechęć do siebie, co spowodowane było nagonką perfekcyjnie szczupłej matki, która wywierała na nią ogromną presję. Aktualnie przytyła, jednakże wciąż stara się jeść jak najmniej, jednocześnie dbając o to, aby nie pojawił się nawrót.
Inne zdjęcia: -
Zwierzęta: Dwa konie znajdujące się w stadninie oddalonej o około kilometr od posiadłości Darringtonów należą do Lucille i jej brata. Dostali je całkiem niedawno — na swoje osiemnastki od chrzestnych, którzy umówili się i załatwili im zwierzaki, będąc świadomym tego, iż na psa czy kota bliźniaki liczyć nie mogą. Do Cille należy Elijah, niestary ogier, niezwykle bystre i skore do nauki stworzenie. Koń Benedicta nazywa się Faith, zdecydowanie przyjaźniejsza i ufniejsza od Elijah klacz.
Pojazd: Całkiem nowy, biały Mercedes, którego przez rok dzieliła z bratem. Później chłopak przejął kluczki matki, która kupiła nowy pojazd, cóż, stokroć lepszy od samochodów bliźniaków.
Kontakt: Malavia [Howrse] | x.eilay@wp.pl [mail] | Eilay#1252 [Discord]

7 lut 2020

Od Keyi C.D Prudence

Moja dzisiejsza zmiana zakończyła się dość szybko, a wszystko dzięki dobremu humorowi jaki dopisywał właścicielce. Wypuściła mnie wcześniej, choć wiedziałam, że kiedyś to wypomni i będzie oczekiwać w zamian nadgodzin. Jednak nie miałam nic przeciwko, bo moje życie i tak nie jest zbyt ciekawe. Raczej spędzałam wieczory w domu, albo wychodziłam ćwiczyć. Nic specjalnego.
Mimo to, późnym popołudniem zdecydowałam, że wyjdę z domu i trochę się zabawię. Nie miałam a bardzo z kim iść, ale raczej nie sądziłam, że ktoś będzie chciał coś mi zrobić.
Zmieniałam zdanie jeszcze kilka razy, ale ostatecznie podjęłam decyzję, że wychodzę. Rozpoczęłam przygotowania, które nie trwały długo. Umycie włosów, lekki makijaż podkreślający urodę i wybranie prostej, ale podkreślającej figurę sukienki. Było zimno, więc czarny płaszcz okrył moje plecy. Twarz zasłoniłam szalem, kryjąc gardło przed mroźnym powietrzem. Pożegnałam Kruka, który wyglądał jakby miał ochotę wyśmiać mój dzisiejszy pomysł.
Na dworze było już ciemno, ale księżyc w pełni oświetlał przyjemnie okolicę. Dzięki temu nie musiałam bać się o ujawnienie niezdarności i mogłam iść jak przystało na człowieka.
Kiedy stanęłam pod drzwiami klubu poczułam nieprzyjemną woń i zobaczyłam ile tak naprawdę siedzi w środku ludzi. Natychmiast zawróciłam, przeklinając moje pomysły.
Nagle poczułam jak ktoś mocno wbija się w moje ramię. Odruchowo krzyknęłam, łapiąc się za bolące miejsce.
- Uważaj trochę. – syknęłam, poddenerwowana sytuacją. Choć bardziej chyba wkurzał mnie fakt, że w ogóle wyszłam z domu.
- To ty na mnie wpadłaś. – usłyszałam w odpowiedzi niemal warknięcie.
Przewróciłam oczami, choć oprawczyni nie mogła tego zobaczyć. Była mojego wzrostu lub nieco wyższa. W ciemności wyglądała zbyt zwyczajnie żeby coś przykuło moją uwagę.
- Może przeprosisz? – zapytała, kiedy miałam zamiar odejść.
- Za co? Jesteś równie winna jak ja. – zmarszczyłam gniewnie czoło, coraz mocniej się irytując.
Dziewczyna wystawiła mi środkowy palec, który został świetnie podkreślony przez nocne światło. Zaśmiałam się na o jedynie, patrząc jak odmaszerowuje. Kiedy miałam się odwrócić zauważyłam, że coś leży na ziemi, a po chwili okazało się, że marudzie wypadły klucze.
Nie była jeszcze daleko, a ja nie należałam do złych ludzi, więc ruszyłam za nią. Mogłabym śmiać się z jej nieszczęścia, ale liczyłam, że kiedyś ktoś również w takiej sytuacji by mi pomógł.
Niestety okazało się, że kobieta weszła do klubu, z którego jeszcze przed chwilą uciekłam. Postanowiłam oddać klucze do rąk własnych, więc odważnie wkroczyłam do tego przeklętego budynku. Będąc w środku całkowicie zgubiłam orientację i tył nieznajomej. Gdzieniegdzie widziałam obściskujące się pary, o ile nie zwykłych napaleńców. Niektórzy tańczyli, a inni po prostu głośno rozmawiali. Wtedy udało mi się dostrzec tego kogo szukam, więc kroczyłam w tamtym kierunku.
- Zgubiłaś coś. – powiedziałam, podchodząc do niej i wyciągając dłoń ze znajdą.
Byli z nią inni ludzie, którzy najwyraźniej należeli do jednej grupki przyjaciół. Czułam się dziwnie, kiedy wzrok wszystkich padł na mnie, a jedyne na co się wysiliłam to westchnięcie.

Prudence?

5 lut 2020

Od Hermione cd. Jaydena


            Miałam dość tego dnia. Nie dość, że zostałam zgnojona przez własną rodzinę, na dodatek było jakieś zamieszanie z salą na siłowni. Przede mną stało dwóch mężczyzn, którzy wykłócali się z kobietą która była coraz bardziej przerażona. Założyłam ręce na piersi, patrząc na mojego ochroniarza który siedział z tyłu. Najwyraźniej dwóch awanturników go nie zauważyło, nic dziwnego. Był mistrzem kamuflażu, nawet jeśli się nie starał. Miałam wrażenie, że byłam dzieckiem w porównaniu do mężczyzn, mimo, że nie wyglądali staro. W jednej chwili, jeden z nich spojrzał na mnie. W tym samym momencie, zmieszana kobieta podeszła do mnie i wzięła za rękę. Lubiłam ją, Mariah od zawsze mi pomagała – niedawno dowiedziałam się też, że znała moją mamę.

2 lut 2020

Czystka

STYCZNIOWA CZYSTKA
postacie, które napisały ostatnie opowiadanie w dniach 15.12-31.01 zostają na blogu,
postacie, które napisały ostatnie opowiadanie w dniach 14.11-14.12 dostają upomnienie,
postacie, które nie wykazały żadnej aktywności do 13.11, zostają wydalone

ALTHEA
AMY
ANDREA
BRIANNE
BROOKE
CANDICE
CHARLIE
DEARDEN
HANBIT
HERMIONE
IDA
IRIS
ISABELLE
IZZY
KATFRIN
KEYA
KOYORI
LOUISE
LUCIA
LUCILLE
MALLORY
MICHAELA
NOELIA
ODETTE
ODEYA
PRUDENCE
ROSALIE
VERONICA
AARON
ADAM
ARCHIBALD
ASHTON
BELLAMI
CAIN
CAMERON
CARNEY
DANIEL
HANGAGOG
IVAN
JAYDEN
JONATHAN
JULIEN
KAI
KEN
LIAM
LIONELL
MICHAEL
NOAH
SCOTT
SIHEON
THEO
TRACE
TYLER
XAVIER

1 lut 2020

Od Prudence

Siedziałam po turecku na kanapie, na kolanach trzymając laptopa. Właśnie kończyłam pracę na dziś, odpisując na e-maila jednego z klientów. Na stoliku stał kubek, z którego co jakiś czas popijałam kawę. Nie miałam na razie w planach nigdzie wychodzić i spodziewałam się, że to już się dzisiaj nie zmieni, ze względu na nie tak wczesną porę, a mianowicie godzinę 19.
Szybko dokończyłam wiadomość, po czym zamknęłam laptopa i odłożyłam go na stolik. Powoli dopiłam kawę, a następnie wstałam i poszłam do kuchni, aby odłożyć kubek do zmywarki. Kiedy wracałam do salonu, zadzwonił mój telefon. Podeszłam więc prędko do szafki, na której leżał i spojrzałam, kto dzwoni. Na wyświetlaczu widoczne było zdjęcie nie do końca trzeźwej blondynki i imię "Heather". Odebrałam prędko i od razu usłyszałam krzykliwy głos dziewczyny.
- Cześć kochana - powiedziała i przesłała mi buziaka.
- No hej, co tam? - odparłam i odwzajemniłam gest.
- Za półtorej godzinki wybieram się z Julie do klubu. Idziesz z nami? - spytała z typowym dla niej uśmiechem.
- Nie dało się zadzwonić trochę wcześniej? - mruknęłam. - No ale pewnie, że z wami pójdę. Doskonale wiesz, że nie przepuszczę takiej okazji - moja twarz od razu się rozjaśniła i zaśmiałam się.
- Brian obiecał nas odebrać. Bądź trochę po 20. No i spotykamy się tam, gdzie zawsze - oznajmiła.
- Okej, ale teraz muszę kończyć. Godzina to przecież trochę mało czasu. Do zobaczenia - pożegnałam się i gdy Heather zrobiła, to samo rozłączyłam się.
No i w tym miejscu przydałoby się objaśnić parę spraw, bo wcześniej wymienione imiona za dużo nie mówią. Otóż jak prawie każdy, mam grupę znajomych, z którymi czuję się najlepiej. Z niektórymi znam się od liceum, a niektórzy dołączyli się gdzieś po drodze. Najczęściej chodzimy razem na imprezy, ale nie brakuje również spokojniejszych spotkań, choć stanowią one znaczącą mniejszość. Nie rzadko wybieramy się też na wspólne wyjazdy za granicę, w cieplejsze rejony. A więc do tej ekipy należę ja, Heather - moja najlepsza przyjaciółka z czasów liceum, Julie - poznana na jednej imprez za czasów szkolnych, Brian i Cody - przyjaciele od wielu już lat oraz Walter - chyba najświeższy z nas wszystkich, poznany w klubie.
Wracając jednak do ważniejszych kwestii, od razu, kiedy się rozłączyłam, odłożyłam telefon na szafkę i pobiegłam do łazienki. Wzięłam prysznic i umyłam włosy. Całe szczęście dokładnie depilowałam się już wczoraj i mogłam oszczędzić sobie ten etap szykowania się. Poszłam do garderoby i z trudem wybrałam jakiś sensowny strój do klubu. W moim przypadku im więcej rzeczy mam, tym trudniej mi się ubrać. Zdecydowałam się na czarne kozaki za kolano, bordową mini i czarną, przylegającą bluzkę z odsłoniętymi ramionami. Zrobiłam sobie mój codzienny makijaż. Był wystarczająco mocny i można było go tak zostawić. Kończył mi się czas, więc szybko włożyłam lekki płaszcz, nawet go nie zapinając i chwyciłam za małą, czarną torebkę chowając do niej tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Pośpiesznie wyszłam z domu. Zamykał się on automatycznie, co oszczędzało to trochę czasu. Uznałam, że do klubu mam niedaleko i żeby nie męczyć się z odbiorem samochodu następnego dnia, pójdę tam na pieszo.
Droga mijała mi jak zwykle, bez niespodzianek, jednak w pewnym momencie ktoś idący z naprzeciwka potrącił mnie w ramię. Zatrzymałam się oburzona i odwróciłam się gotowa dać upust swojemu niezadowoleniu.

<Ktoś?>