27 lis 2020

Od Elizabeth CD Feyi

W ciszy patrzyłam się jak kobieta trzasnęła drzwiami i opuściła moje mieszkanie. Może i zajmowała się tym czym się zajmowała. Ale czy naprawdę złe było to, że pochodziłyśmy z dwóch różnych światów? Zawsze byłam przekonania, że liczą się czyny danego człowieka. Mogła być nawet... no dobra, mordercą niekoniecznie, ale co złego było w byciu panią do towarzystwa? Im bardziej ludzie są starsi tym bardziej uczucia tracą znaczenie, dlatego też rozumiałam, dlaczego w tym siedziała. W każdym razie starałam się zrozumieć.

25 lis 2020

Od Renegeusza cd. Oliego

 Ostatni raz zmierzyłem go ostrym spojrzeniem, kiedy chłopak się odwrócił i kontynuował drogę do swojego domu. Postanowiłem odpuścić - znowu miałem niespodziewaną falę gniewu. Psycholog ze szkoły stwierdziłby, że nieuzasadniony gniew i zazdrość jest wywołana brakiem poczucia przynależności, czy coś w tym stylu - akurat na jego lekcjach rzadko słuchałem, wolałem spożytkować ten czas na zdrowy sen - a mimo wszystko nagle sobie przypomniałem o jego słowach. Ignorując wszystkie wspomnienia z przeszłości, ruszyłem za chłopakiem, który w tej chwili wyglądał, jakby dusza z niego uleciała. Dam sobie prawą rękę uciąć, że wyraz twarzy miał taki sam, jak po raz pierwszy go zobaczyłem w klubie - bez chęci do życia, takiemu można dać prochy, a skoczy z dachu. 
- Dobra, już się nie dąsaj - powstrzymałem się przed uderzeniem go w bark. - Jak zmarł ten wasz znajomy? - zapytałem ze spokojem, a nawet lekką obojętnością. Oli przez moment milczał, chyba był to dla niego trudny temat, aczkolwiek nie obchodziło mnie to. Byłem ciekawy.
- Zabił się na motorze - w jednej chwili się uśmiechnąłem, a w środku się zaśmiałem. Miałem ochotę wybuchnąć śmiechem; zabić się na motorze? Serio? To brzmiało jak tania scena z jakiegoś dramatu. Kiedy chłopak spojrzał na mnie kątem oka, od razu ściągnąłem uśmiech z twarzy. Ten zmarszczył brwi, mruknął pod nosem jakieś przekleństwo i tylko przyspieszył.
- Ej, nie obrażaj się - powiedziałem z lekkim rozbawieniem. Podbiegłem do niego, łapiąc go za ramię, ale ten tylko strząsnął moją dłoń.
- Spieprzaj - posłał mi środkowy palec. Dalszą drogę do jego domu pokonaliśmy w ciszy. 
Gdy stanęliśmy przed jego drzwiami, okazało się, że na klatce schodowej czekała na niego kotka. Chciałem mu powiedzieć, aby nie wpuszczał jej do środka, ale stwierdził, że tego może być za dużo i jeszcze obiadu mi nie zrobi; obserwowałem więc, jak zwierzak wchodzi do domu. Po zdjęciu butów i wypakowaniu produktów, usiadłem na krześle i założyłem ręce za głową. 
- Masz jakieś wino? - chłopak pokręcił głową i nagle postawił przede mną deskę do krojenia, nóż i warzywa. Posłałem mu pytające spojrzenie. 
- Chcesz obiad, to się na coś przydaj - pomachał mi swoim nożem przed twarzą. Wydąłem usta w niezadowoleniu. 
- Dobra, ale najpierw zapalę - postanowiłem. - Idziesz? - Oli wzruszył ramionami i ruszył za mną na balkon. Poczęstowałem go papierosem. Tym razem udało mu się zapalić zapalniczką za pierwszym razem. Oparliśmy się o barierkę i spojrzeliśmy w dół, na ulicę i małych ludzi. - Skąd umiesz gotować? Ja to nawet wodę przypalam. Ostatnim razem jak próbowałem ziemniaki ugotować, to cała woda mi wyparowała, a one się spaliły i garnek był go wyrzucenia.

<Oli?>

23 lis 2020

Od Oliego cd Renegeusza


Spojrzałem na niego i zacisnąłem wargi.

-Musiałbyś chyba mieć przyrodzenie ze złota, żeby załatwiać sobie nim obiad codziennie- Burknąłem i zacisnąłem rękę na uchu torby. Zaczął mnie irytować. Poprawiłem szalik tak, by zasłaniał kawałek zmarzniętej twarzy i szedłem dalej. On obok mnie. Zamarłem nagle w połowę kroku. W moim kierunku szedł... Nawet nie pamiętam, jak miał na imię, przyjaciel, jego przyjaciel. Na mój widok lekko zmarszczył brwi i podszedł do mnie. Nie zwracałem uwagi na Rena, który aktualnie wyjmował papierosa z paczki i zatrzymałem się centymetr przed twarzą znanego mi wcześniej mężczyzny. Ręka mi zaczęła delikatnie drgać.

-Oli, jak się trzymasz?- Wychylił się i zaoferował mi dłoń, zamiast tego zrobiłem coś, czego chyba zwykle bym nie zrobił. Ale jego twarz, jego osoba, spowodowała napływ emocji, wspomnień. Przytuliłem się do niego. Oparłem głowę o bark wyższego ode mnie chłopaka i zamknąłem na chwilę oczy. Jego dłoń poklepała mnie delikatnie po plecach.

-Wiem, wszystkim nam go brakuje.- Odsunął się i lekko uśmiechnął, jak by starając się mnie pocieszyć. Ren zbliżył się niespodziewanie i zawiesił mi rękę przez ramiona. Odsunąłem się, strzepując dłoń z siebie, Ben? Benjamin? Nie pamiętam za diabli jego imienia, uniósł brwi i zmierzył chłopaka wzrokiem.

-Wpadniesz do nas? Pogadać?- Spytał po długiej chwili, nie był wylewny, tak samo, jak reszta przyjaciół Toma w moim stosunku, ale coś wyraźnie go trapiło. Kiwnąłem głową na zgodę.

-Jutro ci pasuje? Koło 20?- Spytał.

-Piątek? Jutro nie mogę, piątek mam wolny- Spojrzałem kontem oka na Rena, który aktualnie się chyba gotował. Obiecałem mu ten klub, więc nie mogłem już jutro rezygnować z imprezy.

-Dobra, adres ten sam, do zo- Mruknął i odszedł bez pożegnania.

-Kto to? - Syknął zazdrosny Ren i złapał mnie za nadgarstek.

-Znajomy.- Wymamrotałem, nagle straciłem zapał do życia, który na parę godzin udało mi się odzyskać. Znów do mnie wrócił. Czemu chcieli pogadać?

-Oho znajomy, tak? Wyraźnie znajomy- Syknął lekko sarkastycznie.

-Co cię to obchodzi Ren? Nawet jak bym z nim sypał, to nie twój biznes, ale jeśli potrzebujesz to wiedzieć, to nic mnie z nim nie łączyło, mieliśmy... Mieliśmy wspólnego kolegę, który zmarł w wypadu.- Wymamrotałem. Nim się zorientowałem, jego ręka mocniej zacisnęła się na moim nadgarstku. I jakkolwiek ból mi nie przeszkadzał, to wolałem nie stracić ręki, którą właśnie zacząłem znów pracować.

-Puść, ta ręka zarabia na życie.- Warknąłem wyrwałem się. W mojej głowie nagle zaświtało, Ben. On się nazywał Ben! 

20 lis 2020

Od Renegeusza cd. Oliego

Tak bardzo nienawidziłem, kiedy ktoś mi pyskował. Nie powstrzymałem się i uderzyłem go w łeb.
- Ej! - na chwilę ściągnął głowę do dołu, by za chwilę przyłożyć rękę do kości ciemieniowej. Od razu poprawił mi się humor.
- Za dużo gadasz - stwierdziłem, chowając ręce do kieszeni. - Co mi przygotujesz na obiad? - zmieniłem temat. Oli coś pomruczał pod nosem, po czym stwierdził, że to co mu wpadnie w ręce, to ugotuje. - Zjadłbym pieczonego łososia - rozmarzyłem się.
- Mój dom chyba pomylił ci się z restauracją - prychnął. 

od Jake'a do Veronici

 Usiadłem na krześle przed wjazdem do warsztatu i położyłem kij od bejsbola na kolanach. Coraz bardziej zaczęło się ściemniać, czyli coraz bliżej do najbardziej znienawidzonej przeze mnie wizyty. Na samą myśl miałem dosyć, ci durnie nie potrafią dobrze liczyć, a jeszcze powiedzą, że wisisz im jedną czwartą albo i połowe.

 Znów powracają demony przeszłości.... Dawno zamknąłem ten rozdział, wyrzuciłem za siebie, udało mi się go wyciszyć na tyle, że mnie nie dręczył przez kilka lat, a tu wszystko się zawaliło jak za dawnych lat. Oparłem głowę o metalową ścianę za sobą, poczułem lekki chłód idący od blachy, przyjemne uczucie. 

18 lis 2020

Od Oliego cd Renegeusza

I wyszedł. Patrzyłem na drzwi, odrobinę nie wiedząc co się właśnie stało. Siedziałem tak długą chwilę i wreszcie otrząsnął się z szoku. Wstałem i zacząłem sprzątać, kiedyś wreszcie trzeba. Nie do końca pamiętam wczorajszą noc, wiem, że się przespaliśmy, ale nie potrafiłem przywołać szczegółów. Pewno było dobrze, skoro postanowił wrócić. Zmieniłem pościel i odpaliłem pralkę. Wywietrzyłem mieszkanie. Z pracy zadzwonił Łysy, miałem dzisiaj klienta na po południe. Napisałem kartę, że będę dopiero po 16 i napisałem, gdzie mnie znajdzie przed tą godziną. Potem powiesiłem na drzwiach informację i wyszedłem. Po drodze kupiłem sobie jogurt i kiedy znalazłem się pod drzwiami gabinetu, po dość długiej przerwie w pracy, poczułem pewną siłę. Mogę robić to, co lubię. Odetchnąłem cicho i przekroczyłem próg. Łysy uśmiechnął się do mnie znad swojego klienta a Grace pomachała mi. Kiwnąłem głową w ich kierunku i poszedłem do siebie, klient przeszedł po chwili. Robiliśmy cover twarzy byłej. Podobno zdradziła go z jego bratem. Kiedy projekt powstał i spodobał mu się, zabrałem się do pracy. Koło 15 skończyłem. Zapłacił i wyszedł zadowolony. Po chwili do gabinetu wszedł Ren. Sprzątałem stację, wiec olałem go na chwilę. Grace spytała, w czym pomóc a on z uśmiechem powiedział, że przyszedł porwać Oliego. Wywaliłem oczami i wyszedłem z gabinetu.

-Zaraz będę, muszę się zebrać tylko- Mruknąłem i wróciłem do siebie. Po zakończeniu wyszliśmy.

-Musimy iść do sklepu, jak chcesz obiad- Mruknąłem i zmieniłem lekko kierunek marszu.

-Nie wspominałeś, że tatuujesz...

Od Feyi cd Elizabeth



Patrzyłam, jak moja fura zostaje za bramą warsztatu i uświadomiłam sobie, w jakiej pozycji się znajduję. Mogłam go odebrać za tydzień. Tydzień. Siedziałam w samochodzie dziewczyny i nie wiedziałam, co zrobię. Miałam torbę ubrań, którą zabrałam z auta, ale to tyle. I tak więcej nie miałam. Tyle mi zostało. Torba ubrań, jakieś podstawowe kosmetyki i to, co miałam na sobie. No i pieniądze. Ale komu chce się wydawać na hotel? Na pewno nie mi, szczególnie że pieniądze mają tę piękną zależność, że się kończą. Szybko. Patrzyłam na dziewczynę za kółkiem i nie wiedziałam, co mogę powiedzieć, zrobić. Skończy się pewno, że pójdę do klubu, jak nie znajdę klienta, to znajdę jakiegoś napaleńca. Pięć minut, a raczej pięć sekund jego upojnej nocy i potem mogę spać, i nawet mam śniadanie. Zaprosiła mnie do siebie, po co? Niech się spróbuje litować.

-Czuj się jak u siebie, może zamówimy pizzę?- Zaproponowała i nadal unikała kontaktu wzrokowego. Oj sarenko.

-Nie musisz się przejmować, zaraz spadam. - Wymamrotałam i rozejrzałam się po mieszkaniu. Ładne, tylko tyle umiałam stwierdzić, ładne. Sama kiedyś marzyłam o małym domku pod lasem, ale po co? Nie można marzyć, to zawodzi, krzywdzi.

-Na pewno? Możesz zostać, zjesz cos. - Zaoferowała. Pokręciłam głową.

-Nie to, że potrzebujesz w swoim domu bezwstydnej dziwki- Warknęłam, nienawidziłam litości, a ona chyba zaczynała się litować. Zassała gwałtownie powietrze.

-Ja... nie...

Od Olivii CD Ivpetera

 - Co ty, nie śpisz o tej godzinie? - mruknęłam widząc rozmazaną sylwetkę brata znajdującą się zaraz obok otwartych drzwi do mojego pokoju. Przymrużyłam oczy i z przytłumionym buczeniem w głowie delikatnie przejechałam dłonią po fioletowych włosach. Było chyba wcześnie, lecz próba rozszyfrowania tykającego niczym bomba zegara powodowała u mnie zawroty głowy.

15 lis 2020

Od Elizabeth CD Emily

Szczerze, mogłam nieco bardziej przemyśleć to co chciałam powiedzieć. Serio, kto niemalże nowo poznanej osobie wręcz nakazuje zachowywać się jak u siebie w domu? Znałyśmy się ledwo kilka godzin i jeszcze nie miałyśmy okazji poopowiadać o swoich mrocznych sekretach. A co jeśli ona lubiła podrzucać do jedzenia obcięte paznokcie? A może uwielbiała odrywać suche skórki z pięt i kłaść je pod poduszką jednocześnie modląc się do latającego potwora spaghetti? Tak czy tak, żyjemy w takich czasach, że nawet gdyby identyfikowała się jako penne to jako osoba tolerancyjna powinnam to tolerować.

14 lis 2020

Od Ivpetera CD Olivii

Okazało się, że nie był to jego telefon, a jego siostry, więc Ivpeter natychmiast wbił ciekawski wzrok w Liv, aby wyłudzić samym spojrzeniem informację co do osoby znajdującej się na drugim końcu linii. Najwyraźniej był to jednak tylko jakiś kolejny klient Olivii lub ktoś w tym stylu, bo siostra pokazała mu tylko wiadomy palec i zamknęła się w swoim pokoju, nie zdradzając nawet jednym słowem z kim rozmawia. Iv wzruszył zatem ramionami i wskazał parze swoich przyjaciół, by zajęli wolne miejsca przy stole obok niego. Rachin natychmiast zabrała mu na wpół opróżniony kubek kakao i wzięła potężny łyk.
- Czyli co, panika już wam trochę przeszła? - zagaił po krótkiej chwili Iv, żeby zataić fakt, że jeszcze przed momentem tkwił nieruchomo w całkowitej ciszy, aby zobaczyć, czy nie uda mu się może podsłuchać choć kawałka rozmowy Liv przez ścianę, na czym przyłapał go LeQuerrec.

13 lis 2020

Sto lat, emerytko!


Najwyższa pora odrzucić na bok cyrk rozgrywający się w tym kraju i skupić się na istotniejszych, przyjemniejszych rzeczach, z którymi ostatnio nie mieliśmy zapewne do czynienia. Zamknijmy oczy, zapomnijmy o chaosie dookoła, no i przypomnijmy sobie, co było dokładnie tego dnia rok temu. I dwa lata. Niezbyt ciężka rozkmina, prawda? Dzisiaj — trzynastego listopada — obchodzimy po raz, uwaga, trzeci urodziny głównej administratorki, Lou! A właściwie to jeszcze Cameron, Nanne, Charlie, zbuj... człowiek o kilkunastu imionach, a zmieniała je już tyle razy, że nawet tego nie zliczę i nie wiem, na co reaguje. Jednego imienia nie zmieni, ale nie mogę go publicznie używać, ponieważ rodo. 
Droga Lou, na pewno dwa lata temu nie spodziewałam się, że rok po roku będziemy spotykać się w jednakowym gronie. Ba, kto spodziewał się tego, że zajdzie to tak daleko i że zostaniesz ważną dla mnie osóbką, z którą — o mój Boże — zaliczę zajebiste spotkanie. Pamiętam je do teraz i wciąż za nim tęsknię z nadzieją, że oczywiście to powtórzymy. Cieszę się, że mogłam Cię poznać osobiście, a choć był to tylko raz, to w zupełności wystarczył mi, by wiedzieć, jak wartościowa jesteś. Liczę, że zaplanowany biwak wejdzie w życie, a zważywszy na to, że będziesz już starsza, pojawisz się tam w stu procentach, bo bez Ciebie nigdzie nie lecimy. 
Co Ci jeszcze nietypowego mogę powiedzieć? Myślę, że wiesz, że życzę Ci jak najlepiej, i to, że Avenley czasem powolutku się kruszy, nie ma znaczenia i że możesz w każdej chwili wszystko nam powiedzieć — cokolwiek, co tylko chcesz. Dziękuję Ci za fajny, przeminiony już czas, jednocześnie snując nadzieję, że czeka nas jeszcze więcej super chwil. Dziękuję za przepiękne wąteczki, Thouise i Nanne z Josephine (co to za ship w ogóle XD), a co do tego drugiego myślę, że jeszcze kiedyś zdarzy nam się coś napisać... na zawsze w moim serduszku, wiesz o co chodzi. Co jeszcze? Więcej wiary w siebie, dziewczyno. Dostrzegaj swoją wartość, bo dopóki sama tego nie zrobisz, nikt tego nie zauważy, a jesteś wyjątkowa! Mimo że zdarzało Ci się po mnie cisnąć, no i z wzajemnością, to zdołałam się do Ciebie, głupolu, przywiązać. Zaczęłaś już nową szkołę — trochę kitowa sytuacja z tą pandemią, bo jednak ciężko idzie poznać klasę w dobie wirusa. Mimo wszystko udało Ci się trochę liznąć społeczeństwa i ważne, że poznałaś kogoś — mam wielką nadzieję, że zawiążesz super więzi z wyjątkowymi osobami, które będą Cię bez względu na wszystko doceniać, bo zasługujesz na to.
Trzeba też pamiętać o tradycyjnych sprawach — zdrowia, zdrowia i jeszcze raz zdrowia, bo mimo że to jest oczywiste, to ostatnio krucho z nim, a przecież jest potrzebne jak nic innego. Spełniaj się w tym, co kochasz, rozwijaj zainteresowania, bo na pewno jest coś, w czym dobrze sobie radzisz. Świetnie piszesz, tworzysz grafikę — oby tak dalej! Dużo uśmiechów, zadowolenia z życia i motywacji, bez której ani rusz. Świat dopiero stoi przed Tobą otworem i nie zamykaj się na niego. Bądź sobą, wyrażaj to, nie daj się złamać innym, ponieważ wspomniane bycie sobą jest Twoją największą wartością! A poza tym życzę Ci wszystkiego, co najlepsze i osiągnięcia tego, co potrzebujesz. Sto lat. ❤

Althea, Candice, chuj wie kto to jest

Lułyska, dobrze wiesz, jak beznadziejna w pisaniu życzeń jestem i jak nie umiem być dla ciebie miła, ale raz w roku wyjątkowo mogę się na to zdobyć, bo w końcu to twoje urodziny. Przekraczasz właśnie wiek, w którym wchodzisz na nowy level legalności w pewnym dobrze nam znanym aspekcie, więc może zacznę swoje życzenia od tego punktu. Życzę ci miłości, którą będziesz mogła odwzajemnić, miłości bezgranicznej od osoby, która będzie cię szanować i z którą stworzysz świetną, zdrową relację, życzę ci także dużo korzyści i przyjemności w związku z tym. Równie ważne jest życzenie wielu wartościowych osób wokół ciebie, przyjaciół, znajomych, którzy będą cię wspierać w każdej sytuacji i dzięki którym spędzisz masę świetnego czasu, z którego będziesz zadowolona. Życzę ci również tego, abyś dogadała się z rodziną i nie musiała martwić o sprawy związane z nimi. Życzę ci też wiele zdrowia, żebyś nie padła nam za szybko, bo wierz lub nie, tęsknilibyśmy, wszyscy. Dużo pieniędzy, które będziesz mogła roztrwaniać na głupoty. Dużo przytulania i miziania z Alexandrem, o ile dobrze zapamiętałam imię twojego psa. Spełnienia swoich marzeń, jak najwięcej szczęśliwych chwil w życiu i zadowolenia z siebie, swoich osiągnięć, wiary we własne możliwości. Nie umniejszaj swoich zalet. Życzę ci też motywacji do spełnienia swoich celów. Masy pomysłów i weny na wątki, oraz przede wszystkim na nasze Romerony, do których musimy w końcu wrócić. I więcej spotkań z Koronatreningu!! W końcu musimy zrealizować nasz wyjazd pod namiot nad morze i obalić kilka butelek fajnych rzeczy. PS Nie upij się dziś, chociaż w sumie to twoje urodziny i raz możesz poświętować.
Lou - stworzyłaś Avenley River, miejsce, które połączyło naprawdę wiele świetnych osób i nie wątp w jego potencjał, a tym bardziej w swój własny, bo jesteś zdolna do naprawdę dobrych osiągnięć, wystarczy, że po to sięgniesz.
~ Brooke, pisząca to siedząc na ławce na dworcu, z głośnikiem pod pachą i psem obok

Od Emily CD. Elizabeth

  - Czuj się jak u siebie.
Nie do końca wierzyłam, że udało mi się całkowicie na legalu wbić komuś obcemu na chatę, czy ta dziewczyna miała coś z głową? Stojąc w progu naszła mnie nagle przerażająca myśl, że może właśnie wchodzę do jaskini lwa. Psychopatka? Morderczyni? Sprowadza nieznajome osoby do własnego mieszkania, zabija po cichu pod osłoną nocy, a potem ćwiartuje i wywozi ciała do lasów?

Od Renegeusza cd. Oliego

Miałem przedziwny sen, że jakaś ośmiornica mnie obejmowała i nie chciała puścić, nawet gdy jej wydłubałem oczy. Kiedy się obudziłem, ktoś na prawdę mnie przytulał. Oli objął mnie, jakbym był pluszakiem albo jego mężem. Przycisnął twarz do mojego ramienia. Zmarszczyłem brwi. Dziwnie się poczułem, to był tylko przelotny seks, a on wygląda, jakbym miał zostać w tym łóżku z nim już na zawsze. Dźgnąłem go w żebro, na co się wzdrygnął i przebudził.
- Czemu się do mnie przytulasz? - zapytał słabym głosem. 
- Ja się do ciebie nie przytulam - odparłem. Chłopak nie zareagował jakoś konkretnie, wyglądał, jakby dalej był we śnie. - To ty się do mnie przytulasz - uniosłem ręce do góry. Zdecydowanie to on obejmował mnie całego i jeszcze złączył za drugim ramieniem ręce, żebym nie uciekł.
- Nie prawda. 
- Dalej to robisz - westchnąłem tracąc cierpliwość.
- No i? - poprawił się, wbił twarz w mój bok i dalej przytulał. Wiedząc, że mnie nie puści, pchnąłem go, przez co spadł z łóżka. Wylądował na ziemi z głuchym łoskotem. O tyle dobrze, że zostawił mi kołdrę, którą po chwili się szczelnie okryłem i odwróciłem się twarzą do ściany.
- Teraz to moje łóżko - oznajmiłem surowo. - Jest oznaczone mną - słysząc, jak Oli podnosi się z ziemi, odwróciłem na moment głowę. Z posępną miną pokazał mi środkowy palec, po czym wyszedł z pokoju i zamknął się w łazience. Kontynuowałem spokojny sen.
Obudził mnie pyszny zapach śniadanie, na pewno to było jajko i smażone mięso. Nie czekając na zaproszenie, wstałem, ubrałem wczorajsze ubrania, które leżały przy krześle i poszedłem do kuchni. Jak na zawołanie Oli postawił na stole drugi talerz ze smażonymi jajkami, boczkiem i tostami. Popatrzyłem na niego trochę zdziwiony, ale nie ukrywałem zadowolenia. Rzadko kiedy się trafia ktoś tak o dobrym serduszku, żeby mi jedzenie zrobił. 
- Za takie śniadanie mogę ci oddać łóżko - oznajmiłem.
- Łóżko, które było moje? - odkładając patelnie do zlewu, podał mi sok.
- Twoje? Ja nic nie wiem, ale jakieś stoi w sypialni. Jak chcesz, wezmę je sobie.
- Nic za darmo - nachylił się i dał mi długiego buziaka. Uśmiechnąłem się.
- Dzisiaj też potrzebujesz alkoholu? 
- Zobaczymy - uśmiechnął się zawadiacko, po czym usiadł przy swoim posiłku. Po chwili usłyszałem, jak coś drapie w drzwi. Chłopak poszedł do sprawdzić, okazało się, że jego kotka wróciła. 
- Jak się wabi? - Oli popatrzył na mnie, potem na białego kota i znowu na mnie. W końcu wzruszył ramionami.
- Jakoś miała, ale zapomniałem - dając jej karmę, wrócił do swojego jedzenia. To było trochę dziwne, mieć zwierzaka i nie pamiętać jak się go nazwało.
Po zjedzonym śniadaniu spojrzałem na telefon i cicho przekląłem.
- Lecę, miałem zapłacić wczoraj za czynsz i zapomniałem - wstałem od stołu i podszedłem do niego. - Ale przyjdę na obiad - nachyliłem się do jego ucha. - I na deser - odsunąłem się i skierowałem do drzwi. - Tylko wynieś tego kota. I nie pal w domu.
Musiało to dziwnie wyglądać, aczkolwiek postanowiłem skorzystać z jego kulinarnych zdolności i w końcu zjeść coś normalnego, a nie tylko kanapki i "coś na szybko". 

12 lis 2020

Od Elizabeth CD Feyi

- Potrzebuję pomocy - po kilku minutach spokojnej jazdy kobieta siedząca na miejscu pasażera odezwała się w moją stronę. A co jeśli ona zamierzała wciągnąć mnie w narkotyki, gangi albo nie daj Jasonie sprzedawanie swojego ciała? Niemalże całe życie udawało mi się unikać złego towarzystwa, więc czemu akurat teraz miałabym ulec temu? Ale co by się nie działo, skoro ona zapłaciła za późne śniadanie (wbrew mojemu niememu sprzeciwowi) to wypadałoby się teraz w jakiś sposób odwdzięczyć. W końcu nie taki wilk straszny jak go malują. Pomimo tych wszystkich myśli gwałtownie zachłysnęłam się powietrzem (Beth, wdech i wydech) i na całe szczęście akurat byłoby czerwone. Musiałam chyba popracować nad swoimi reakcjami i przyswajaniem informacji, nawet tych, które pojawiały się tak gwałtownie.

Od Oliego Cd Renegeusza

W głowie mi przyjemnie wirowało. Ciepłe ciało odpierało mnie trochę z boku. Przymknąłem na chwilę oczy, oddając się uczuciu. Jak gdyby nigdy nic. Wracam z nim do domu. Jest obok, ciepły, mój. Dopiero po otwarciu oczu rzeczywistość mnie znów zaatakowała. Pachniał inaczej, był wyższy. Przesunąłem rękę i położyłem mu na biodrze. Kierowałem nas do mnie.

-Daleko jeszcze?

-Tamta kamienica, mogę zapalić? -Spytałem odruchowo.

-Mnie pytasz?- Pokręciłem głową i wyjąłem papierosy z kieszeni. Odpaliłem jednego, ale zgasł. Podsunąłem mu paczkę pod nos, wyjął jednego i zapalił, po czym podpalił mi mojego, bo widział, jak trzęsą mi się dłonie.

-Jak będziesz się tak zachowywał, to pomyślę zaraz, że jesteś prawiczkiem- Mruknął i wypuścił dym. Prychnąłem cicho.

-Dawno nie byłem, chyba z 6 lat już -Mruknąłem i zaciągnąłem się dymem, ostatnio nie smakowały tak, jak powinny. Były mniej przyjemne, nie łaskotały już tak jak kiedyś. Wypuściłem dymek i potarłem lekko nos kciukiem.

-Aż tak? Ile ty masz lat?- Wsadził papierosa w usta i skierował się w moją stronę, lekko podniósł moją brodę palcem.

-21, a na ile wyglądam- Uniosłem brew i puściłem dym w jego kierunku.

-Młodo, ale nie aż tak.- Mruknął. Schylił się do mnie i pocałował mnie z dymem w ustach, przepuścił go w moje usta. Sapnąłem cicho, zdecydowanie znów byłem na swojej trasie, działałem tak, jak powinienem. Syknąłem, kiedy ugryzł mnie w dolną wargę i pociągnąłem go mocno za włosy. Odsunął się i zgasił papierosa butem. Wywaliłem mojego i ruszyłem do mieszkania. Otworzyłem i zamarłem, śmierdziało. Tytoniem. Czego się mogłem spodziewać? Dawno tu nikogo nie było.

-Palisz w środku?-Skrzywił się, ale już się rozbierał z butów i kurtki. Kiwnąłem głową i zerknąłem do sypialni. Kotki nie było.

-Kot wyszedł, jest na mieście- Mruknąłem. Podszedł i się uśmiechnął, podciągnął moją koszulkę w górę. Zamknąłem oczy i opadłem na materac. Jego usta były wszędzie.

-Jednak się nie zepsułeś- Usłyszałem rozbawiony głos spomiędzy moich nóg. Prychnąłem i odchyliłem głowę do tyłu. Ciągle miałem jego twarz przed oczami Czy ten człowiek może mi dać żyć po swojej śmierci? Było przyjemnie, ale miałem wrażenie, że mój mózg jest owinięty w jakąś watę, oddala mnie od wszystkiego. Po wszystkim Ren padł obok mnie i zassał na mojej szyi ślad. Syknąłem i złapałem go za szyję. Poszedłem do łazienki i kiedy wróciłem, on spał. Padłem obok i nawet nie wiem, kiedy wtulałem się w jego bok.

Od Renegeusza cd. Oliego

Ludzie śmiesznie reagowali na kolczyk, który znajdował się na genitaliach. Jedni byli zdziwieni i obrzydzeni, sądząc, że to niehigieniczne i można nabawić się niepożądanych chorób, a drudzy byli również zaskoczeni, ale zafascynowani. Najczęstsze pytanie jakie do tej pory słyszałem na ten temat to "Jak to działa?"

Od Oliego cd Renegeusza

Klub. Może tam coś znajdę? Chyba się umyłem, ale kto mnie tam wie? Udało mi się zmienić ubrania, wiec wygalałem na w miarę ogarniętego. Wszedłem do pierwszego lepszego lokalu. Zamówiłem dwa szoty i piwo. Skoty zrobiłem od razu. Piwo zabrałem i usiadłem na kanapach. Głośna muzyka, która kiedyś mnie potrafiła wprowadzić w trans imprezy, nie działała dzisiaj. Upiłem piwa i rozejrzałem się. Ktoś się na mnie parzył. Blondyn z kolczykami po chwili stał obok mnie. Uśmiechnął się zaczepnie. Był przystojny. Miał tez cos w oczach co krzyczało szaleństwem.

Od Feyi Cd Elizabeth

Patrzyłam na dziewczynę i jadłam moją porcję jedzenia. Dawno nie jadłam w knajpie, więc korzystałam. Kalorie, o tak. Kocham kalorie. Dziewczyna była dziwna. Miała ciągle przerażoną minę, wyglądała trochę jak dzikie zwierzę, które zaraz się spłoszy i tylko czeka na krok ze strony drapieżnika. Wsunęłam kolejną porcję do ust i zamyśliłam się. Musiałam wyglądać ciekawie z jej perspektywy. Jakaś dziwka zaprosiła ją na późne śniadanie i teraz milczy. Upiłam łyka kawy i przymknęłam lekko oczy. Dobra kawa. Nie jakaś lura ze stacji benzynowej albo przydrożnego baru, który kawę robi z jednej porcji fusów na cały dzień. Z każdym kęsem czułam, jak zapycha mi się żołądek. Przejedzenie to rzadki stan, starałam się nim jakoś upić, ale dyskomfort jednak był większy niż jakaś złudna przyjemność z bycia naładowanym kaloriami. Zapłaciłam i wyszłyśmy z baru. Zamachnęła się dziwnie kluczami i spytała.

- To dokąd chcesz teraz jechać?- Uśmiechnęła się lekko, ale szybko przestała, bo na nią spojrzałam. Prychnęłam. Łatwo się ją straszyło. Znów, mały jelonek, który chowa się w sobie i czeka na skok ze strony drapieżnika.

-Nie masz planów? Nie masz domu? -Spytałam i założyłam ręce na piersi. Odetchnęła i kiwnęła głową, ale zatrzymała się w pół kroku.

-Może cię odwiozę do domu?- Jelenie oczka spojrzały na mnie z ciekawością. Oj sarenko, ja nie mam domu, tylko jak jej to wytłumaczyć?

-Możesz, łatwiej będzie, jak mnie wysadzisz pod tym wielkim sklepem, chyba się nazywa Lidlonka?- Założyłam włosy za ucho i kichnęłam. Cholera. Nie mogę być chora. To pewno wina tego dziada, kochał spać przy otwartym oknie, a ja miałam mokre włosy. Klepnęłam się po tylnej kieszeni i westchnęłam. Muszę kupić jakiś gripeks czy co tam, bo inaczej mogę źle skończyć. Patrzyła na mnie dalej bez słowa.

-Jedziemy? Nie chcę ci zajmować za dużo czasu- Burknęłam cicho. Skoczyła do drzwi i szybko wsiadła, nie czekając na mnie. Usiadłam na fotelu i wyprostowałam nogi. Tyle dobrze, że w autach da się odsunąć fotele. Nie wiem, ile dałabym radę ze skulonymi nogami. Te szczudła wywoływały czasem dziwne sytuacje. Były zdecydowanie za długie, przez co czasem zaskakiwałam ludzi przy wstawaniu. Do dziś zapamiętam, jak ktoś w lokalu dla dorosłych mnie zaczepił, a ja siedziałam za barem. Po wstaniu nagle nad nim górowałam. Facet się dosłownie zmył. Nie widziałam go tego wieczoru ani razu. Ruszyłyśmy w wyznaczonym kierunku. Jeździła dobrze, ostrożnie, ale dobrze. Trochę zazdrościłam jej auta, chyba każdy, kto całe życie spędza za kołem trupiego vana, by zazdrościł takiego pojazdu. Skrzywiłam się, muszę jakoś przetoczyć samochód do mechanika. To przecież mnie będzie kosztowało fortunę. Niby miałam pieniądze, ale wolałam je zostawić na czarną godzinę, a nie wydawać na lawety. Może ... Spojrzałam na brunetkę i zagryzłam lekko wargę. Jak się prosiło?

-Potrzebuję pomocy.- Powiedziałam w końcu, a jej reakcja była warta samego proszenia. Zachłysnęła się powietrzem i gdybyśmy nie stały na światłach, to by się chyba rozbiła.

-Słucham?- Odchrząknęła lekko.

-Umiesz holować auta?

<Elizabeth?>


10 lis 2020

Od Renegeusza do Oliego

 - Na pierwszym roku okno mi wypadło w szkole. Nie mam pojęcia jak, ale gdy chciałem otworzyć je od góry, otworzyło mi się wcześniej na bok, a klamka dalej się przesunęła i koniec końców okno było otwarte jednocześnie z boku i z góry, przez co trzymało się na jednym końcu - wylałem olejek na dłonie i zacząłem go rozsmarowywać po włosach brunetki. - W końcu za mocno się otworzyło z góry i nie utrzymałem. Okno wypadło, łamiąc ostatni kąt, na którym się trzymał - z jej ust wydobył się cichy śmiech. - Gotowe - oznajmiłem.
- Już? - zapytała zdziwiona. Pokiwałem głową, chociaż wiedziałem, że tego nie widzi, po czym odwróciłem ją o sto osiemdziesiąt stopni, aby mogła spojrzeć w lusterko. Brunetka o prostych i suchych włosach, teraz miała o połowę krótsze, lśniące loki. - Ah...! Jak fantastycznie - zaczęła dotykać swojej nowej fryzury.
To była ostatnia klientka, po której sprzątnąłem lokal i wszystko zamknąłem na klucz. Szef wyszedł wcześniej, ponoć na ważne spotkanie, chociaż ja wiedziałem, że to była randka z kochanką. Wiedziałem, że pewnego dnia ta informacja mi się przyda, w końcu jego piękna żona z takim wysokim stanowiskiem miała dużo kasy, szkoda by było taką utracić. 
Spojrzałem na zegarek, było jeszcze za wcześnie, aby pójść do klubu samemu. O tej porze jeśli ktoś chciał, to chodził w parach, ze znajomym, z grupą, a jeśli taki samotnik jak ja chciałby się z kimś zabawić, to musiałem czekać do późna. W każdym razie, wpierw wróciłem do domu. Tam się przebrałem w luźniejsze ciuchy i zjadłem obiad.
- Ej, Marshall, idziesz dzisiaj ze mną się rozerwać? - zapytałem kiedy myłem naczynia, a on akurat wszedł do kuchni, aby zrobić sobie kawę. Był starszy ode mnie o dwa lata, a mimo tego się jeszcze uczył, przez co mocna, czarna kawa bez mleka i cukru było dla niego błogosławieństwem, kiedy siedział w nocy nad książkami. Czemu więc z nim mieszkałem, kiedy był kujonem? Jakimś cudem tak mu dobrze szło, ze znajdywał czas na imprezy. No i gębę miał przystojną do tego stopnia, że dziewczyny same rozkładały przed nim nogi.
- Evelina mi dupę truje, że mam u niej zostać na noc - wlał wodę do czajnika.
- Jak jest nie wyżyta to może iść z nami, znajdzie sobie kogoś.
- Ma pecha jeśli chodzi o jednorazowy seks. Jeden ją dusił, drugi ją pogryzł, a trzeci właśnie się bada, czy nie ma HIVa - zaśmiałem się.
- A ty taki wyjątkowy. Może ją przypnij do łóżka i zapomnij o niej - zaproponowałem.
- Jeśli zechce, żebym się jej oświadczył, to chyba tak zrobię.
W końcu nadszedł wieczór. Postanowiłem sam się wybrać na imprezę, aby uczcić kolejny weekend, z nadzieją, że uda mi się kogoś poznać ciekawego. Kiedy już byłem na miejscu, poczułem znajomy zapach alkoholu i potu. Podszedłem do baru, po czym zamówiłem mocnego drinka - nie było co się upijać samemu. Obserwowałem ludzi, aż w końcu złapałem kontakt wzrokowy z jakimś chłopakiem, samotnie siedzącym na kanapie.

9 lis 2020

Od Elizabeth CD Feyi

Pełna przejęcia weszłam do środka. Nie wiedziałam, czego tak naprawdę mam się spodziewać. Ludzka nagość była dla mnie czymś obcym, nigdy (nie licząc siebie oczywiście) nie widziałam osoby nagiej w swoim otoczeniu i przez najbliższy czas nie miałam zamiaru tego robić. Inną sprawą byłoby patrzenie na idealne ciało Jasona, jednak osoba, która po wnikliwszej identyfikacji okazała się być kobietą (chyba powinnam zainwestować w okulary) i paląc wielkiego buraka na twarzy bez słowa rozłożyłam sprzęt w wyznaczonym przez faceta miejscu. Pomimo tego, że z przodu nie obciążał go piwny bojler, nie zakwalifikowałam zleceniodawcę wysoko w rankingu atrakcyjności.

Od Feyi cd Elizabeth

 Kolejny. Facet w średnim wieku złapał mnie pod klubem. Dał mi swój numer, ale na informację, że telefonu nie mam, od razu mnie ze sobą zabrał. Byłam zmęczona. Dorabiałam na zapas, bo samochód się zepsuł, potrzebował nowej chłodnicy. Można by powiedzieć, że pracowałam za dwóch. Koleś miał koło, 40-50 lat. Niewysoki, z lekkim brzuchem i resztkami zarostu na głowie. Obleśne łapy kleiły się do mojego ciała. Po jego upojnej zabawie zostałam poinformowana, że zostaję do jutra.

-Podobasz mi się słonko. Zrobię ci zdjęcia, zostaniesz ze mną...

-Za zdjęcia biorę dodatkowo- Mruknęłam i podniosłam się z materaca. Miał ładne mieszkanie, ale to na sto procent nie był jego stały dom. Przeciągnęłam się i odwróciłam.

-Zapłacę, nie bój się słoneczko. Mogłabyś ze mną zostać. Nie martwiłabyś się o pieniądze- Wymruczał. Oczami wyobraźni już widziałam, jego obleśne łapy na mojej osobie codziennie, jako jego kochanka. Nigdy.

-Do której jutro mam zostać?

Od Elizabeth CD Feyi

W życiu trzeba umieć się dobrze bawić, prawda? Dla jednych dobrą zabawą jest impreza do białego rana, a komuś innemu wystarczyłoby całonocne oglądanie komedii romantycznych i picie wina. I tak, ja, czyli Elizabeth Sawir zaliczałam się do tej drugiej grupy. Nigdy nie potrafiłam zrozumieć ludzi, którzy żyli chwilą i nie przejmowali się konsekwencjami. Każda impreza mogła skończyć się niechcianą ciążą albo i uszczerbkiem na zdrowiu, a kto wie, nawet na życiu! Dlatego też starałam się unikać takich miejsc. Z natury byłam bardzo spokojną i poukładaną osobą, więc chciałam, by moje życie też takie było. W końcu po co takiej niewinnej pani fotograf niesamowite przeżycia, które miałyby na nią wpłynąć do końca jej nieszczęsnego życia? Nikt nie znał odpowiedzi na to pytanie. A jeśli ten ktoś siedzący na górze by je znał, to czemu do jasnej ciasnej sprowadzał ostatnio na mnie tyle takich nienormalnych przeżyć? Najpierw Jason; no dobra, akurat tutaj się niesamowicie cieszę, że jednak magicznie pojawił się na mojej ścieżce życiowej. Następnym dziwnym punktem była Maggie, Emily i cała ta porąbana akcja z robieniem zdjęć modeli. A może to wszystko dlatego, że ogłosiłam tą nieszczęsną promocję na sesje zdjęciowe? Zastanawiając się nad tym dłużej to nie miało najmniejszego sensu. Od pierwszego spotkania z miłością mego życia minęło dobre kilka miesięcy, więc to nie mogło być to. Czemu ten świat był taki pogmatwany? A może ja powinnam na jakiś czas przystopować całkowicie z sesjami?

Renegeusz Eysenck

Źródło:  Neels Visser, Pinterest
Motto: "Czasem trzeba zrobić swoje, nawet jeśli ma się tylko długą zapałkę i wyjątkowo łatwopalną gorzałę."
Imię: Renegeusz. W skrócie "Ren"
Nazwisko: Eysenck
Wiek: 24 lata
Data urodzenia: 1 lipiec
Płeć: Mężczyzna
Miejsce zamieszkania: Wynajmuje tanią stancję w bloku razem z kolegą, którego poznał rok temu w barze. Mieszkanie jest obskurne, składa się z dwóch pokoi, jedno dla każdego, ze wspólnej łazienki, nieco większej kuchni i ciasnego korytarza. Ma pokój w neutralnych barwach, jedno pojedyncze łóżko, dwie szafki, komodę i biurko - nic wielkiego. 
Orientacja: Biseksualny, z naciskiem na mężczyzn
Praca: Fryzjer
Charakter: Renegeusz to wybuchowa osoba. W jednej chwili spokojny fryzjer opowiadający śmieszne anegdotki aby umilić czas swoich klientów w oczekiwaniu na nową fryzurę, a kilka chwil później rzuca przekleństwami i krzesłami, chcąc obić komuś mordę.
Pierwsze co trzeba o nim powiedzieć, to to, że jest bardzo wybuchowy. Nie panuje nad swoimi emocjami, uważa, że przemoc to najlepsze wyjście, temu często wpada w jakieś bójki. Nie ma też zahamowań, jeśli chce i ma powód, uderzy każdego, bez względu na wiek czy płeć - co ciekawsze, jeśli za bardzo da się ponieść emocjom, potem może się okazać, że nie pamięta, co zrobił. Jeśli jednak potrafisz go nie wytrącić z równowagi, okaże się bardzo ciekawym i otwartym facetem, lubiącym poznawać nowe osoby - aczkolwiek do nikogo się nie przywiązuje i większość jego "nowych relacji" kończy się następnego dnia. Jest upartym osłem, upadle dążącym do swoich celów i bezgranicznie trwającym w swoich przekonaniach. Przyjaciel z niego dość słaby: często nie zjawia się na umówione spotkanie, zapomina o ważnych rzeczach i nie porozmawia z tobą szczerze o uczuciach - nie będzie twoim wsparciem psychicznym. Aczkolwiek jeśli trzeba, może zostać twoim ochroniarzem czy "usunąć problem". Nie jest wiernym i lojalnym przyjacielem, pewnie dlatego, że sam takowego nie ma - a jeśli ma, to i tak mu nie ufa. Jeśli jesteś osobą spokojną, która nie da mu pretekstu do kłótni, możesz się czuć przy nim bezpiecznie.
Mimo wszystko stara się w ludziach zobaczyć to, co najlepsze, dlatego często bywa, że pierwszy wyciągnie rękę na zgodę, albo następnego dnia odwiedzi swoją ofiarę, aby sobie z nią porozmawiać jak z kumplem. Uważa że bójki to normalna rzecz, dlatego nie warto o nich dyskutować. Uwielbia rzucać złośliwymi komentarzami w formie żartu. Nagina także przestrzeń prywatną drugiej osoby, nie koniecznie w sposób zboczony - czasami zrobi sobie z kogoś podłokietnik, albo usiądzie na jego kolanach kiedy nie ma wolnego miejsca.
Hobby: Prócz bycia profesjonalnym fryzjerem z tak zwanego powołania, dzięki któremu bez problemu zetnie, wystylizuje, pofarbuje itd. jest urodzonym kaskaderem. Kiedyś się zastanawiał, czy nie zostać nim na planach filmowych, nie boi się wyzwań, uwielbia ryzykować własne życie i próbować niemożliwych. Lot na paralotni, skok z samolotu, skok na bungee to tylko zabijanie rutyny. Potrafi się bić i często wpada w bójki to ze znajomymi, to z całkowicie obcymi pijaczkami w barach. Lubi także oglądać sporty walki. Jest świetnym koszykarzem i siatkarzem, a w wolnym czasie chodzi na siłownię. Czasami coś przeczyta, jednak woli oglądać filmy. Umie grać na gitarze i pianinie.
Aparycja|
- wzrost: 195
- waga: około 90kg
- opis wyglądu: mężczyzna o dobrze rozbudowanym i umięśnionym ciele jest posiadaczem białych (naturalnie to czarnobrunatnych) włosów, krótko ściętych z tyłu o dłuższej grzywce, sięgającej do ciemnych brwi. Ma zielone oczy i jasną karnację z masą piegów, blizn i pieprzyków. Uwielbia ciemne ubrania, zazwyczaj jest mu zimno, wiec ubiera się grubiej niż reszta ludzi
- pozostałe informacje: jest dumnym posiadaczem kilkunastu kolczyków w różnych częściach ciała: uszy, brew, usta, nos, pępek, a nawet genitalia. Do tego często nosi ciemne, okrągłe okulary
- głos: What Do I Live For - Fabian Secon
Historia: Kiedy jego rodzice wzięli rozwód, zamieszkał z ojcem. Na początku było ciężko, ponieważ ten zaczął pić - nie został jednak alkoholikiem, znalazł inny sposób na zabicie czasu; uczył syna tego, co kochał, czyli boksu. Spędzał z nim całe dni i można by pomyśleć, że był bardzo kochającym ojczulkiem, niestety był bardzo surowy i nie praktykował bezstresowego wychowania. To jednak nie sprawiło, że Ren go nienawidził, od zawsze mieli po prostu napięte stosunki, często się kłócili, chłopak często uciekał z domu, a ojciec potrafił nie wracać przez kilka dni. Każdy żył dla siebie i bez konkretnych powodów kłócili się jak żyje ten drugi. Gdy jego ojciec bawił się z kobietami, Ren chodził po krawędzi dachu albo skakał z niebezpiecznych wysokości na jakąś stertę siana bądź śniegu. Wyprowadzili się do Avenley River kiedy ich małe mieszkanko niespodziewanie spłonęło - w dalszym ciągu Ren się nie przyznał, że specjalnie podłożył ogień.
Rodzina: Trzy lata po jego narodzinach matka wzięła rozwód z ojcem i całkowicie zerwała kontakt z synem. Ojciec był surowy, ponieważ dawniej był bokserem, zamiast uczyć syna pisać czy czytać, kupił mu rękawice bokserskie. Aktualnie ma napięte stosunku z ojcem, który nie akceptuje wielu jego decyzji czy sposobów życia, przez co często się kłócą - raczej nie są idealnym przykładem ojca i syna, jeśli już, lepiej nie brać z nich przykładu.
Partner: Nie szuka
Potomstwo: Jeśli skończy z żoną - marzy o wazektomi
Ciekawostki: 
- Nienawidzi kotów, woli psy;
- Choruje na analgezje wrodzoną, czyli niewrażliwość na ból;
- Panicznie boi się igieł;
- Powodem dla którego podłożył ogień pod swój dom, był jego wujek, brat ojca, pięćdziesięcioletni zawodnik MMA, który kilka razy siedział w więzieniu za pobicie, kradzieże i gwałt;
- Nienawidzi i kompletnie nie umie gotować, nawet wodę potrafi spalić;
- Ma własną gitarę;
- Okazjonalnie pali papierosy;
- Odkąd fryzjer przejechał mu przypadkiem nożyczkami po szyi, gdy miał dziewięć lat, od tamtej pory sam zajmował się swoimi włosami.
Inne zdjęcia: ---
Zwierzęta: Brak
Pojazd: Niedawno skasował swoje auto, więc... komunikacja miejsca i samochód kumpla
Kontakt: Pandemonium. (hw)

8 lis 2020

Od Elizabeth CD Emily

Jak Jasona kocham, ta dziewczyna naprawdę miała coś z głową. Nie dość, że najpierw porywa mnie na korytarz jakby chciała zaciągnąć mnie do jakiejś toalety czy Jason wie gdzie i prawdopodobnie wykorzystać, a potem bezpodstawnie wyrwała mi talerz z rąk i wyrzuciła to smaczne jedzenie. Czy ona nie rozumie, że żołądki artystów tak jak i ich mózgi są nieokiełznanie i po prostu nie można sobie tak o marnować to pysznie pachnące jedzenie? Czy ją ten ktoś na górze do reszty opuścił?

Od Anastasi CD Dymitra

Jeden mały czerwony kawałek plastiku i taka osoba jak ja może chociaż przez chwilę poczuć się jak władca całego świata. Nie pytałam się o wielkość kwoty znajdującej się na koncie. Wiedziałam, że mężczyzna dysponował naprawdę sporym majątkiem, więc jego odpowiedź jakoś specjalnie by mnie nie zdziwiła. Z drugiej jednak strony możliwości, które dawała mi ta karta były dla mnie zbyt przerażające.

6 lis 2020

Od Emily CD Elizabeth

  - Ona chce zacząć karierę aktorską, cały czas chełpi się swoimi osiągnięciami, ale nie udało jej się jak dotąd zdobyć znaczącej roli. No, moim skromnym zdaniem, im prędzej stąd zniknie, tym lepiej, więc zdarza się, że podsuwam jej info o najbliższych castingach. A ona - palec Lucy wskazał na stojącą bardziej z boku brunetkę, która zdezorientowanym wzrokiem błądziła po sali. Lucy dyskretnie nachyliła się w moją stronę. - Młode pokolenie. Na nie to zawsze trzeba uważać, nigdy nie wiadomo co im strzeli do głowy. Mają pieniążki, urodę i już myślą, że należy im się wszystko! - Lucy z przejęciem pokręciła głową, a jej bujne, krótkie loczki zabujały się, na co nie mogłam powstrzymać uśmiechu. 

Od Feyi do jakiegoś fajnego ludka.

Zaparkowałam na pustym parkingu i zgasiłam silnik. Van zakasłał i ucichł. Odetchnęłam i otworzyłam drzwi samochodu. Wywiesiłam nogi i oparłam o szarą nawierzchnię. Było już ciemno. Kolejne miasto do zwiedzenia? Prychnęłam do siebie. Zwiedzam najciekawsze zakątki! Niczym dziecko ulicy jestem tam, gdzie nie powinnam być i szukam zarobku. Wysiadłam z samochodu i rozprostowałam kości. Coś strzeliło mi w karku. Potarłam lekko brzuch, słysząc, jak uciążliwie domaga się posiłku. Ostatnie dni były słabe. Nie miałam za co kupić jedzenia, w samochodzie tliły się resztki paliwa, a ja szukałam czegokolwiek. Rozejrzałam się i cofnęłam do drzwi auta. Wyciągnęłam bardziej wyjściowe ubrania i jakieś resztki makijażu. Dzisiaj muszę zarobić. Ubrałam się, nałożyłam makijaż, oglądając się w kawałku stłuczonego lustra, które przyczepiłam do drzwi auta. Lepsze takie niż lusterka. Ubrana i wymalowana ruszyłam w kierunku żywej części miasta. Śmiech ludzi, muzyka, zapach tytoniu. Boże jak ja nienawidzę zapachu szlugów. Skrzywiłam się i wypuściłam powietrze ustami. Nie pomagało. Do tytoniu doszedł zapach trawy. Jeszcze gorzej. Obrzydlistwo. Krzywiąc się, szłam dalej. Ktoś na mnie zagwizdał. Odwróciłam się i zmierzyłam twarzą w twarz z pijanym chłopakiem, który ledwo trzymał się na nogach.

-Hej maleńka! Może wrócisz ze mną do domu...

-Nie stać cię na mnie... maleńki- Syknęłam i już mnie nie było. Tacy nigdy nie płacili, liczyli na swoje zdolności w łóżku i to, że wynagrodzą jakiekolwiek koszty. Ta, usypiali po dwóch pchnięciach i mieli tendencje do chrapania. Nawet się nie mogłam wyspać. Dotarłam do drogo wygalającego klubu. Ochroniarz zmierzył mnie wzrokiem.

-Dwadzieścia za wejście- Wystawił dłoń. Uniosłam brew. Nie miałam pieniędzy, gdybym miała, to by mnie tu nie było.

-Przyciągnę ci klientów swoją obecnością- Obiecała i starałam się wyminąć mięśniaka. Zatrzymał mnie i utrzymując kontakt wzrokowy, znów zażądał pieniędzy. Patrzyłam na niego z góry. Był trochę niższy, ale zdecydowanie lepiej odżywiony. Pewno opychał się na co dzień ryżem i kurczakiem, a potem zapijał shakiem proteinowym. Ile ja bym dała za kawałek kurczaka w tej chwili?

-Zapłacę za tę panią- Odezwał się głos za moimi plecami. Wysoki, ale chudy facet objął mnie w pasie i wsadził ochroniarzowi pieniądze w łapę. Patrzyłam z irytacją, jak ten chowa je do kieszeni i nas wpuszcza, mogłabym za nie dobrze się najeść. No dobrze to pojęcie względne, ale obiad i kolacja by były syte. Chłopak, bo nie mógł mieć więcej niż 20 lat, zaprowadził mnie na parkiet. Westchnęłam i wymusiłam uśmiech. Miał drogi zegarek na nadgarstku a we włosy wtartą zabójczą ilość żelu.

-200 za noc, ale to będzie najlepsza noc w twoim życiu- Wyszeptałam mu do ucha i lekko je przygryzłam. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się obrzydliwie. Bingo. Mieszkał niedaleko. Duże ładne mieszkanie, widać, że miał hajs. Podał mi kieliszek z jakimś alkoholem i sam upił łyka ze swojego. Spojrzałam na żółtawy trunek w szklance i uśmiechnęłam się sztucznie. Chyba nie umiałam inaczej. Kiedy nie patrzył, wylałam zawartość do kwiatka.

-Na kolana- Zażądał i zaczął rozpinać spodnie. Uklęknęłam i zsunęłam lekko ramiączko sukienki na bok.

***** ***

Po wszystkim padł. Spał jak dziecko. Dał mi owszem pieniądze, ale chyba był w takim stanie, że miał w nosie, co dalej ze sobą zrobię. Postanowiłam wykorzystać sytuacje. Kleiłam się od potu i jego śliny. Skrzywiłam się i znalazłam łazienkę. Prysznic. Moje marzenie. Potem udało mi się też znaleźć kuchnie. Miał dużo jedzenia. Raczej nie zauważy, jak mu coś zniknie. Wyciągnęłam też z jego portfela pozostałą gotówkę. Miałam teraz koło 500 ajwarów. Mogę zatankować i mieć chwilę spokoju. Zapakowałam do papierowej torby trochę jedzenia i wyszłam z mieszkania. Droga do vana była długa. Szczególnie że nocą bywało ciężej odnaleźć odpowiedni kierunek. Jednak kiedy dotarłam, twardy materac i gruba, ale stara kołdra ugościły mnie tak jak zawsze. Zamknęłam samochód i skuliłam się, czekając, aż zacznie mi być ciepło. Ten świat ssie, pomyślałam chwilę przed zaśnięciem. Obudziło mnie pukanie w drzwi.

5 lis 2020

Od Leona cd Serafiny

Las był cichy. Świeże powietrze przyjemnie łaskotało po gardle. Koń szedł powoli, niosąc mnie, u boku swojej pani. Chyba rozumiała. Straszna tolerancja? To brzmi jak pozytyw. Sięgnąłem dłonią i lekko pogłaskałem kawałek grzywy, jaki miałem obok siodła. Szorstkie krótkie włosy przyjemnie drapały w rękę. Wracaliśmy w ciszy. Otaczała nas w sumie ciągle cisza.

-Lubisz to?- Spytałem po chwili.

-To? Konie?

-Takie samodzielne życie. Wszystko...

-Tak. Mam coś, co lubię, robię to. Mam z tego pieniądze. Praca idealna.- Uśmiechnęła się lekko i zatrzymała się pod budynkiem. Było już ciemnawo. Sięgnęła ręką i zapaliła lampę na dziedzińcu. Zsiadłem z konia i poczułem, jak moje kolana się poddają. Padłem na kolana na ziemię z cichym piskiem. Oparłem się o ziemię i zamarłem. Nogi konia stały obok moich. Głowa kobyły zbliżyła się do mnie. Klacz cicho prychnęła i musnęła moje włosy pyskiem. Pogłaskałem ja delikatnie i powoli wstałem.

-Oj, ktoś tu nie zaznaje sportu, Jesteś cały? Czy mam wzywać posiłki?- Uśmiechnęła się zaczepnie i poklepała konia po szyi.

-Hum... No tak... Przepraszam. Mam ją rozebrać?-Spytałem i starałem się zmienić temat. Moja porażka była oczywista.

-Tak, masz siodło i ogłowie. Sidło odnieś, a ogłowie trzeba będzie umyć- Podała mi siodło i założyła mi na ramię ogłowie. Pomaszerowałem do komórki i odwiesiłem siodło. Z ogłowiem wyszedłem, trzymając je w dłoni, pobrzękując nim co krok. Pokazała mi jak wyczyścić ten metal (wędzidło) piaskiem i wodą. Odwiesiłem czysty sprzęt i przystanąłem obok boksu Sparty. Skubała siano i spokojnie machała ogonem. Wysłałem ojcu SMS, że ma mnie odebrać i czekałem.

-Pomożesz mi nakarmić konie?- Podała mi wiaderko, zanim zdążyłem odpowiedzieć i wytłumaczyła ile sypać do jakiego wiaderka. Przesypywałem ziarna z worka do mniejszych wiaderek. Potem jakieś pellety i siemię lniane. Podniosłem pierwsze wiadro i wsadziłem do boksu. Koń prychnął i skulił na mnie uszy. Odskoczyłem i patrzyłem, jak gwałtownie zaczyna jeść swój posiłek.

-Spokojnie, nie lubi opóźnień w kolacjach, dlatego się zezłościł. Ale spokojnie, nie jest agresywny. Wszystko ok?

-T... Tak. - Skinąłem głową i potarłem ramię.

-I jak ci się podobało? Jazda to coś dla ciebie?

-Ojciec mnie już pewno zapisał na milion jazd co?

-Wspominał... Ale nic wbrew ciebie. Wiesz, w jazdę trzeba włożyć, chociaż odrobinę serca, bo inaczej jest trudno.

-Nie wiem, było... Inaczej? Nie próbowałem nigdy jazdy. Ale spróbuję oddać temu serce. To zawsze pasja-Kiwnęła głową jej twarz osiedliły reflektory auta ojca. Wysiadł i podszedł do nas pewnym krokiem.

-Kiedy mogę znów przywieźć Fionę na jazdę?- Spytał bez ogródek.

-Jutro mam znów wolny wieczór. Pasuje ci?-Spytała bardziej mnie niż Tatę. Kiwnąłem głową i odetchnąłem. Mogę spróbować to polubić. Konie były ciepłe. Miały w sobie coś magicznego. Tak samo ona. Była miła. Nie przeszkadzałem jej, i to się chyba liczy?

Feya Ferlern

Źródło: McKenna Hellam
Motto: There ain't no rest for the wicked money don't grow on trees.
Imię: Feya. Po angielsku oznacza to wróżkę. Nazwana została przez babcię, bo po narodzeniu wyglądała podobno jak magiczne dziecko. Miała czarne czy i ciemne włosy, jasną skórę. Imię jest dla niej obojętne.
Nazwisko: Ferlern
Wiek: 23 lata
Data urodzenia: 12.09
Płeć: Kobieta
Miejsce zamieszkania: Mieszka w samochodzie. Niewielki van ma materac i parę podstawowych potrzebnych wygód. Kąpie się tam, gdzie może. Tak samo z gotowaniem i  korzystaniem z toalety. Ma dwie torby z ubraniami i jedną z jakimiś kosmetykami i odstawowymi przyborami. Pierze albo przy okazji mycia się, albo w pralni.
Orientacja: Biseksualna
Praca: Nie ma jednej konkretnej pracy. Dorabia jak może. Czasem podkrada, czasem umawia się na opłacone randki. Czasem się sprzedaje. Jakoś trzeba te rachunki opłacić. Czasem zbiera puszki albo butelki. To już dopiero w ostateczności. Nie umie znaleźć normalnej pracy.
Charakter: Freya jest wredna. Bywa ciężka do zniesienia i agresywna. Łatwo ją wyprowadzić z równowagi i najpierw działa. Kończy się to wieloma bójkami i podbitymi oczyma. Nie umie się ugryźć w język. Nie lubi owijać w bawełnę. Nie jest cierpliwa i nienawidzi spóźnień. Ma wyjątkową łatwość w uderzaniu w to, co boli. Nie lubi małych pogadanek o niczym. Wie, ze jest mało warta, ale stara się budować jakąś iluzję. Odcina się od zła i dobra świata najbardziej jak może. Nie bawi się w emocje i uczucia. Nie lubi o nich myśleć, woli robić. Nienawidzi zostawać sama z sobą. Jej emocje mogą  ją wtedy przygnieść, a tego nienawidzi. Użalanie się i marudzenie to coś, czego nie robi. Sarkazm jest jej drugim językiem, ogranicza jednak ilość słów. Wie, że czasem jednak musi być udawanie miła (zwykle kiedy ma za to płacone). Nie przepada za przyjemnościami cielesnymi (seks), wie jednak, że się to sprzedaje więc korzysta póki jest w stanie. Jej cichym marzeniem jest niewielkim dom, pies i stabilny zarobek. Ale nie zawsze dostajemy to, czego chcemy. Jej jedyna nielegalna słabość to alkohol. Nie pije jednak dużo, od okazji. Wie jak nałóg wykończył jej rodziców.
Hobby: Zbiera bilety. Chodzi biegać, jeśli ma czas i siłę.
Aparycja|
- wzrost: 198cm
- waga: 71kg
- opis wyglądu: Wysoka, chuda, koścista i długa. Nie jest raczej typową słodką dziewczynką z pełnymi ustami i ślicznymi długimi rzęsami. Ma ciemne włosy i jasną karnację przez co wiele kolegów przezywało ją nietoperzem. Na jej twarzy rzadko widnieje uśmiech. ma tak zwane RBF
- pozostałe informacje: Nosi pierścionki. Ma niewielki tatuaż na udzie.
- głos: Chłodny, często ociekający  jadem. Raczej cichy. Im ciszej mówi, tym bardziej możesz się bać.
Historia: Feya uczyła się całe życie, że nikt nie ma zamiaru jej pomagać. Nie było jej ułatwiane. Rodzice byli ćpunami, którzy zostawiali dzieci u babci i znikali. Babcia miała dość. Nie poświęcała im czasu i dzieci wychowywała ulica, okolica. W szkole nie była lubiana. Bywała agresywna i wredna. Potrafiła stanąć do walki z kimś, tylko dlatego, ze miała zły dzień. Ledwo ukończyła naukę.
Rodzina: Rodziców nigdy nie poznała. Nie żałuje że ich nie zna. Babcia niedawno zmarła. Jej rodzeństwo rozeszło się po świecie. Nie ma nikogo.
Partner: Brak
Potomstwo: Brak
Ciekawostki: Jest w pewnym sensie bezdomna. Jej domem jest jej auto. Nie ma tych najmniejszych żeber bo musieli jej usunąć. Czasem zapomina o otaczającym ja świecie i potrafi siedzieć patrząc tempo w przestrzeń. Jak się rozpędzi to potrafi nie spać dwa dni. Potem zwykle na ziemie sprowadzają ją krwotoki z nosa.
Inne zdjęcia: Brak
Zwierzęta: Czasem jakieś muchy wlecą jej do samochodu. Nie ma pieniędzy ani miejsca na zwierzęta, ale kocha psy i gryzonie.
Pojazd: Stary van, który jeszcze jakoś działa.
Kontakt: Amcinek

4 lis 2020

Od Serafiny cd. Leona

 Widziałam jego przerażenie po każdym moim poleceniu. Wyglądał jak ja, kiedy na pierwszego konia dostałam wielkiego wałacha. Prowadziłam Spartę dookoła placu, wymyślając coraz to nowe ćwiczenia rozciągające, bowiem Leon był tak spięty, że widziałam jak napinają mu się mięśnie na plecach. 
- Spokojnie, ona też jest zestresowana, musisz jej pokazać, że czerpiesz satysfakcję z tego, że cię słucha. - powiedziałam i dotknęłam delikatnie pysk klaczki - Wiem, że może to być trudne do zrozumienia, ale konie najbardziej odczuwają twoje szybkie bicie serca i niespokojny oddech. Ona jest na to idealnym przykładem. Wsiadają na nią tylko nowe osoby, bądź takie, które boją się koni. To świetna nauczycielka spokoju i opanowania. Spójrz na jej brzuch i jednocześnie spróbuj uspokoić oddech. - wykonał wszystko tak jak kazałam. Kiedy faktycznie uspokoił oddech kobyła odetchnęła z ulgą. Opuściła łeb i zaczęła spokojnie nabierać powietrze. Wydawał się być zaciekawiony sposobem rozumienia koni. To trudna sztuka, ale osoby w jego wieku zazwyczaj rozumieją to z łatwością. Złapałam go za udo i pokazałam jak prawidłowo pokazać klaczy sygnał do ruszenia. Przycisnęłam ją delikatnie do boku konia.
- Teraz to samo musisz zrobić z dwóch stron. - wykonał to o dziwo bezbłędnie - Świetnie! Jeżeli czujesz, że zwalnia to musisz dać jej kolejny taki sygnał. 
Byłam niesamowicie zadowolona, że Sparta reagowała tak szybko. Zazwyczaj po tak długiej przerwie od ruszenia do przodu potrafiła się zapatrzyć, zasnąć lub nawet zamyślić. Leon zaczął wykonywać polecenia coraz bardziej chętnie. Był najwidoczniej zadowolony sam z siebie. Na lekcji zajmowaliśmy się głównie rozciągnięciem oraz rozluźnieniem. Godzina minęła niesamowicie szybko. 
- Pójdziemy przejść się na Sparcie do lasu? Będzie to taka forma zakończenia jazdy. Co ty na to? - zapytałam się i z powrotem przypięłam uwiąz do wędzidła konia. 
- No dobrze. - odpowiedział. Otworzyłam bramkę od ujeżdżalni i wyszliśmy do lasku. Na początku była zupełna cisza, co trochę zaczęło mnie irytować, więc musiałam to w jakiś sposób przerwać. 
- Jak to się dzieje, że twój ojciec powiedział mi ,,Chciałbym zapisać córkę...'', a teraz dowiaduję się, że tak naprawdę jesteś Leon. O co chodzi, bo ja akurat jestem mało rozgarnięta w takich sprawach? Odpowiedz oczywiście, jeżeli masz na to ochotę, nie chcę cię zmuszać.
- Ym... Ja... Wiem, że wyglądem bliżej mi do dziewczyny. Mam jakieś tam swoje krągłości i inne takie... Ale... Od zawsze byłem przekonany, że moje odbicie pasuje bardziej do faceta. Czułem, że jestem chłopakiem, tak się zachowuję i próbuję się jak najbardziej na niego wykreować. Próbuję zrobić wszystko, żeby rodzice mnie zrozumieli, ale oni chcą mnie przytrzymać przy dziewczęcych nawykach. Po prostu jestem transseksualny. - podczas całego tego monologu, patrzył się tylko pod konia i o mały włos uderzył głową w wystającą gałąź. 
- Rozumiem. Jeżeli myślisz, że cię za to skarcę i pokrzyczę, to bardzo się mylisz. Jestem przerażająco tolerancyjna i jeżeli takim się czujesz to taki bądź. Posłuchaj, ja mamy nie mam, ale mój tata od zawsze powtarzał, że jestem jego córeczką i najbardziej dziewczęcą osobą, jaką spotkał. A ja po jakimś czasie stałam się człowiekiem, który chciał być niezależny i nie potrzebował nikogo do pomocy. Zaczęłam chodzić na boks, samoobronę i tak dalej. Niestety to mi nie pomogł... Dobra, dosyć o mnie. Robi się ciemno trzeba wracać. - uśmiechnęłam się szeroko, ale w moich oczach błysnęły cienkie łzy. 

Lełon?

3 lis 2020

Od Leona cd Serafiny

Patrzyłem na konia i nie wiedziałem co do końca robić z całym swoim ciałem. Wystawiłem niepewnie rękę ze szczotką i położyłem ją na boku wspomnianego wcześniej konia. Lekko drgnęła i zwróciła w moim kierunku głowę. Zamarłem i patrzyłem w oko kobyły. Głośno wypuściła powietrze i znowu zniżyła głowę do kostki siana, która ją zajmowała. Wypuściłem powietrze, które nieświadomie wstrzymywałem i przejechałem lekko szczotką. Stojąca obok trenerka westchnęła cicho.

-Ja... Przepraszam- Wymamrotałem i powoli zacząłem czesać bok koniny. Nie robiłem tego mocno, bałem się, że jak przejadę za mocno, to nagle wyląduję na ścianie.

-Za co? Nie masz doświadczenia z końmi, nie wymagam od ciebie nic poza chęcią- Uśmiechnęła się i docisnęła lekko moją rękę. Przeciągnęła moją rękę i szczotkę, którą trzymałem mocno po boku konia. Zassałem powietrze, ale koń dalej stał spokojnie.

-Możesz ją czesać mocniej, to ją przyjemnie drapie, obiecuję ci- Kiwnęła głową i znów się cofnęła.

-Nie wiem, skąd ojcu wpadł pomysł na konie- Przyznałem po chwili ciszy.

-Nie pytałeś go o jazdy?

- Nie- Wzruszyłem ramionami. Co mogłem dodać? Że chciał mieć kobiecą córkę, a ja wypadłem najdalej, od tego ideału jak się dało? Pewno, gdyby mogli, zrobiliby sobie kolejne dziecko. Zastanawiałem się parę razy, czemu tego nie zrobili. Nadal nie miałem odpowiedzi.

-Tutaj musisz dotknąć ręką, zobaczy czy włosy nie są sklejone, to by się nazywało zaklejką. Koń się może zranić, jak się nie wyczyści, bo popręg go obetrze- Zwróciła mi uwagę, kiedy zbliżyłem się do okolicy brzucha i przednich nóg. Kiwnąłem głową i skupiłem się na dokładnym wyczesaniu wspomnianej części skóry.

-Nie chciałeś nigdy spróbować jeździć?

-Nie myślałem o tym, nie miałem nigdy kontaktu z końmi- Przyznałem lekko zmieszany. Milion uczuleń mamy sprawiał, że jakiekolwiek chęci posiadania zwierząt umierały, zanim zdążyły się pojawić.

-Tutaj lżej, może być tu wrażliwsza- Zwróciła uwagę, kiedy przejechałem szczotką po okolicy pachwiny.

***** ***

Siodło było na koniu, ja też na nim byłem. Nadal nie wiem jakim cudem wsiadłem na to zwierzę. Prowadzony przez Serafinę czułem, jak każdy mięsień w moim cele panikuje, nie wiedząc co się dzieje i co robić.

-Poklep ją po szyi- Zaleciła. Schyliłem się i złapałem gwałtownie siodła. Poklepałem lekko szyję klaczy. Szła dalej, nie zwracając uwagi na to, co się ze mną dzieje. Kiwnąłem głową, bardziej do siebie niż do kogoś i wyprostowałem się.

-Okay, teraz poklep ją po zadzie- Odwróciłem się i bardzo powoli. Nie mogę, ona oszalała.

Od Serafiny cd. Leona

Moja wiecznie zalatana egzystencja nie pozwoliła mi usiąść nawet na chwilę. Biegałam od laptopa do telefonu i z powrotem. Zdążyłam dosłownie na sekundkę ukucnąć na dywanie, a jedna z moich służbowych komórek zaczęła głośno dzwonić. Można powiedzieć, że zrobiłam grymas bólu psychicznego, po czym jednak zmotywowałam się i na chwiejnych nogach podeszłam do telefonu. 
- Serafina Lupus, Stajnia Ancestrales, słucham? - wydukałam z siebie, cały czas patrząc na zbawienne łóżko. 
- Witam, mówi Fernando Bassil, chciałbym zapisać córkę na jazdę. - odpowiedział twardy, męski głos w słuchawce.
- Oczywiście, córka już kiedyś jeździła?
- Nie, to będzie jej pierwsza jazda.
- A w jakim jest wieku?
- 18 lat.
- Rozumiem... - trzymałam ramieniem słuchawkę, a w rękach widniały mi notes oraz długopis - Pierwsza jazda trwa dwie godziny. Zaczynamy zapoznaniem z końmi i ogólnym rozpoznaniem stajni, później pół godzinki siodłamy konia, jeździmy godzinę i odstawiamy konia do stajni. Koszt takiej pierwszej jazdy to osiemdziesiąt Avarów. Następne jazdy to będzie lonża i taki typ jazdy kosztuje pięćdziesiąt Avarów. Zgadza się pan na takie ceny?
- Oczywiście. Kiedy mógłbym przywieźć córkę?
- Jeżeli dzisiaj ma pan czas, to zapraszam dziś. Nie mam dużo osób na jazdę, także o czternastej myślę, że będzie najlepiej.
- Super. Do zobaczenia.
- Do widzenia.
Odłożyłam słuchawkę. Spojrzałam na godzinę - 10.30 - rzuciłam się na łóżko, nastawiłam budzik na 13:30 i zapadłam w głęboki sen.
***
Otworzyłam oczy. Budzik oczywiście nie zadzwonił, a ja wręcz wybiegłam z pokoju. Na szczęście ubranie już na mnie leżało, więc wystarczyło złapać oficerki i wyjść przed bramę. Psy już wesoło przywitały państwo Bassil. 
- Dzień dobry, dzień dobry! - zobaczyłam dziewczynę, która miała zamiar jeździć. Była ewidentnie niezadowolona z przyjazdu. Kolejne dziecko, które robi coś z ambicji rodziców. Nie lubię takich jazd, bo ludzie się nie starają, bowiem nie jest to w ich typie. Próbowałam udawać bardzo zadowoloną i miłą, aby jeszcze bardziej jej nie zniechęcić. 
- To Goebelss, lubi cię. - popatrzyłam na dużego doga, który przymilał się do dziewczyny. 
- Dobra, jesteś gotowa na jazdę? 
- Leon, ja... Możesz... Moje imię... - powiedziała i zrozumiała tylko marny bełkot, którego nie sposób było usłyszeć. 
- Koń jest w stajni, miałaś kiedyś styczność z tym zwierzakiem? - zapytałam i zaprowadziłam ją do stajni. 
- Mogę pani coś powiedzieć? - zapytała.
- Nie pani tylko Serafina, nie czyń mnie starą. - zaśmiałam się.
- No to ja jestem Leon. - powiedziała.
Uśmiechnęłam się i wyprowadziłam na korytarz stajni Spartę. Klacz wyszła bez uwiązu, bowiem moje konie nie potrafią chodzić z liną. 
- Tutaj leżą szczotki. To jest zgrzebło. Nim rozczesujesz wszystkie zaklejki i poplątaną sierść. Ona nie ma ich dużo, ale zawsze coś się po drodze trafi. 
- Jak ma na imię ten koń?
- Sparta. Ma piętnaście lat i jest rasy oldenburskiej. Kupiłam ją na aukcji w Niemczech. To chyba jeden z moich najdroższych, rekreacyjnych koni. Ani razu nie wystartowałam z nią w zawodach, bo za bardzo się stresuje i potrafi jej bardzo mocno skoczyć ciśnienie. - uśmiechnęłam się.
Leon?

2 lis 2020

Od Elizabeth CD Jasona

Wszystkie kolejne wydarzenia trwały przez dosłownie ułamki sekund. Nie do końca ogarniając co działo się dookoła patrzyłam na to jak Jason zerwał z Mią, następnie Jason pobił jednego kolegę z zespołu, a potem Jason wyszedł ze studia i skierował się w stronę wyjścia, a jeszcze później staliśmy przed drzwiami wyjściowymi, ja trzymałam Jasona za rękę, ten patrzył na mnie zabłąkanym wzrokiem, lecz po kilku chwilach widząc moją minę delikatnie się uśmiechnął. Na widok tego uśmiechu delikatnie zadrżałam i przełknęłam ślinę.