5 lis 2020

Od Leona cd Serafiny

Las był cichy. Świeże powietrze przyjemnie łaskotało po gardle. Koń szedł powoli, niosąc mnie, u boku swojej pani. Chyba rozumiała. Straszna tolerancja? To brzmi jak pozytyw. Sięgnąłem dłonią i lekko pogłaskałem kawałek grzywy, jaki miałem obok siodła. Szorstkie krótkie włosy przyjemnie drapały w rękę. Wracaliśmy w ciszy. Otaczała nas w sumie ciągle cisza.

-Lubisz to?- Spytałem po chwili.

-To? Konie?

-Takie samodzielne życie. Wszystko...

-Tak. Mam coś, co lubię, robię to. Mam z tego pieniądze. Praca idealna.- Uśmiechnęła się lekko i zatrzymała się pod budynkiem. Było już ciemnawo. Sięgnęła ręką i zapaliła lampę na dziedzińcu. Zsiadłem z konia i poczułem, jak moje kolana się poddają. Padłem na kolana na ziemię z cichym piskiem. Oparłem się o ziemię i zamarłem. Nogi konia stały obok moich. Głowa kobyły zbliżyła się do mnie. Klacz cicho prychnęła i musnęła moje włosy pyskiem. Pogłaskałem ja delikatnie i powoli wstałem.

-Oj, ktoś tu nie zaznaje sportu, Jesteś cały? Czy mam wzywać posiłki?- Uśmiechnęła się zaczepnie i poklepała konia po szyi.

-Hum... No tak... Przepraszam. Mam ją rozebrać?-Spytałem i starałem się zmienić temat. Moja porażka była oczywista.

-Tak, masz siodło i ogłowie. Sidło odnieś, a ogłowie trzeba będzie umyć- Podała mi siodło i założyła mi na ramię ogłowie. Pomaszerowałem do komórki i odwiesiłem siodło. Z ogłowiem wyszedłem, trzymając je w dłoni, pobrzękując nim co krok. Pokazała mi jak wyczyścić ten metal (wędzidło) piaskiem i wodą. Odwiesiłem czysty sprzęt i przystanąłem obok boksu Sparty. Skubała siano i spokojnie machała ogonem. Wysłałem ojcu SMS, że ma mnie odebrać i czekałem.

-Pomożesz mi nakarmić konie?- Podała mi wiaderko, zanim zdążyłem odpowiedzieć i wytłumaczyła ile sypać do jakiego wiaderka. Przesypywałem ziarna z worka do mniejszych wiaderek. Potem jakieś pellety i siemię lniane. Podniosłem pierwsze wiadro i wsadziłem do boksu. Koń prychnął i skulił na mnie uszy. Odskoczyłem i patrzyłem, jak gwałtownie zaczyna jeść swój posiłek.

-Spokojnie, nie lubi opóźnień w kolacjach, dlatego się zezłościł. Ale spokojnie, nie jest agresywny. Wszystko ok?

-T... Tak. - Skinąłem głową i potarłem ramię.

-I jak ci się podobało? Jazda to coś dla ciebie?

-Ojciec mnie już pewno zapisał na milion jazd co?

-Wspominał... Ale nic wbrew ciebie. Wiesz, w jazdę trzeba włożyć, chociaż odrobinę serca, bo inaczej jest trudno.

-Nie wiem, było... Inaczej? Nie próbowałem nigdy jazdy. Ale spróbuję oddać temu serce. To zawsze pasja-Kiwnęła głową jej twarz osiedliły reflektory auta ojca. Wysiadł i podszedł do nas pewnym krokiem.

-Kiedy mogę znów przywieźć Fionę na jazdę?- Spytał bez ogródek.

-Jutro mam znów wolny wieczór. Pasuje ci?-Spytała bardziej mnie niż Tatę. Kiwnąłem głową i odetchnąłem. Mogę spróbować to polubić. Konie były ciepłe. Miały w sobie coś magicznego. Tak samo ona. Była miła. Nie przeszkadzałem jej, i to się chyba liczy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz