3 lis 2020

Od Serafiny cd. Leona

Moja wiecznie zalatana egzystencja nie pozwoliła mi usiąść nawet na chwilę. Biegałam od laptopa do telefonu i z powrotem. Zdążyłam dosłownie na sekundkę ukucnąć na dywanie, a jedna z moich służbowych komórek zaczęła głośno dzwonić. Można powiedzieć, że zrobiłam grymas bólu psychicznego, po czym jednak zmotywowałam się i na chwiejnych nogach podeszłam do telefonu. 
- Serafina Lupus, Stajnia Ancestrales, słucham? - wydukałam z siebie, cały czas patrząc na zbawienne łóżko. 
- Witam, mówi Fernando Bassil, chciałbym zapisać córkę na jazdę. - odpowiedział twardy, męski głos w słuchawce.
- Oczywiście, córka już kiedyś jeździła?
- Nie, to będzie jej pierwsza jazda.
- A w jakim jest wieku?
- 18 lat.
- Rozumiem... - trzymałam ramieniem słuchawkę, a w rękach widniały mi notes oraz długopis - Pierwsza jazda trwa dwie godziny. Zaczynamy zapoznaniem z końmi i ogólnym rozpoznaniem stajni, później pół godzinki siodłamy konia, jeździmy godzinę i odstawiamy konia do stajni. Koszt takiej pierwszej jazdy to osiemdziesiąt Avarów. Następne jazdy to będzie lonża i taki typ jazdy kosztuje pięćdziesiąt Avarów. Zgadza się pan na takie ceny?
- Oczywiście. Kiedy mógłbym przywieźć córkę?
- Jeżeli dzisiaj ma pan czas, to zapraszam dziś. Nie mam dużo osób na jazdę, także o czternastej myślę, że będzie najlepiej.
- Super. Do zobaczenia.
- Do widzenia.
Odłożyłam słuchawkę. Spojrzałam na godzinę - 10.30 - rzuciłam się na łóżko, nastawiłam budzik na 13:30 i zapadłam w głęboki sen.
***
Otworzyłam oczy. Budzik oczywiście nie zadzwonił, a ja wręcz wybiegłam z pokoju. Na szczęście ubranie już na mnie leżało, więc wystarczyło złapać oficerki i wyjść przed bramę. Psy już wesoło przywitały państwo Bassil. 
- Dzień dobry, dzień dobry! - zobaczyłam dziewczynę, która miała zamiar jeździć. Była ewidentnie niezadowolona z przyjazdu. Kolejne dziecko, które robi coś z ambicji rodziców. Nie lubię takich jazd, bo ludzie się nie starają, bowiem nie jest to w ich typie. Próbowałam udawać bardzo zadowoloną i miłą, aby jeszcze bardziej jej nie zniechęcić. 
- To Goebelss, lubi cię. - popatrzyłam na dużego doga, który przymilał się do dziewczyny. 
- Dobra, jesteś gotowa na jazdę? 
- Leon, ja... Możesz... Moje imię... - powiedziała i zrozumiała tylko marny bełkot, którego nie sposób było usłyszeć. 
- Koń jest w stajni, miałaś kiedyś styczność z tym zwierzakiem? - zapytałam i zaprowadziłam ją do stajni. 
- Mogę pani coś powiedzieć? - zapytała.
- Nie pani tylko Serafina, nie czyń mnie starą. - zaśmiałam się.
- No to ja jestem Leon. - powiedziała.
Uśmiechnęłam się i wyprowadziłam na korytarz stajni Spartę. Klacz wyszła bez uwiązu, bowiem moje konie nie potrafią chodzić z liną. 
- Tutaj leżą szczotki. To jest zgrzebło. Nim rozczesujesz wszystkie zaklejki i poplątaną sierść. Ona nie ma ich dużo, ale zawsze coś się po drodze trafi. 
- Jak ma na imię ten koń?
- Sparta. Ma piętnaście lat i jest rasy oldenburskiej. Kupiłam ją na aukcji w Niemczech. To chyba jeden z moich najdroższych, rekreacyjnych koni. Ani razu nie wystartowałam z nią w zawodach, bo za bardzo się stresuje i potrafi jej bardzo mocno skoczyć ciśnienie. - uśmiechnęłam się.
Leon?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz