25 lis 2020

Od Renegeusza cd. Oliego

 Ostatni raz zmierzyłem go ostrym spojrzeniem, kiedy chłopak się odwrócił i kontynuował drogę do swojego domu. Postanowiłem odpuścić - znowu miałem niespodziewaną falę gniewu. Psycholog ze szkoły stwierdziłby, że nieuzasadniony gniew i zazdrość jest wywołana brakiem poczucia przynależności, czy coś w tym stylu - akurat na jego lekcjach rzadko słuchałem, wolałem spożytkować ten czas na zdrowy sen - a mimo wszystko nagle sobie przypomniałem o jego słowach. Ignorując wszystkie wspomnienia z przeszłości, ruszyłem za chłopakiem, który w tej chwili wyglądał, jakby dusza z niego uleciała. Dam sobie prawą rękę uciąć, że wyraz twarzy miał taki sam, jak po raz pierwszy go zobaczyłem w klubie - bez chęci do życia, takiemu można dać prochy, a skoczy z dachu. 
- Dobra, już się nie dąsaj - powstrzymałem się przed uderzeniem go w bark. - Jak zmarł ten wasz znajomy? - zapytałem ze spokojem, a nawet lekką obojętnością. Oli przez moment milczał, chyba był to dla niego trudny temat, aczkolwiek nie obchodziło mnie to. Byłem ciekawy.
- Zabił się na motorze - w jednej chwili się uśmiechnąłem, a w środku się zaśmiałem. Miałem ochotę wybuchnąć śmiechem; zabić się na motorze? Serio? To brzmiało jak tania scena z jakiegoś dramatu. Kiedy chłopak spojrzał na mnie kątem oka, od razu ściągnąłem uśmiech z twarzy. Ten zmarszczył brwi, mruknął pod nosem jakieś przekleństwo i tylko przyspieszył.
- Ej, nie obrażaj się - powiedziałem z lekkim rozbawieniem. Podbiegłem do niego, łapiąc go za ramię, ale ten tylko strząsnął moją dłoń.
- Spieprzaj - posłał mi środkowy palec. Dalszą drogę do jego domu pokonaliśmy w ciszy. 
Gdy stanęliśmy przed jego drzwiami, okazało się, że na klatce schodowej czekała na niego kotka. Chciałem mu powiedzieć, aby nie wpuszczał jej do środka, ale stwierdził, że tego może być za dużo i jeszcze obiadu mi nie zrobi; obserwowałem więc, jak zwierzak wchodzi do domu. Po zdjęciu butów i wypakowaniu produktów, usiadłem na krześle i założyłem ręce za głową. 
- Masz jakieś wino? - chłopak pokręcił głową i nagle postawił przede mną deskę do krojenia, nóż i warzywa. Posłałem mu pytające spojrzenie. 
- Chcesz obiad, to się na coś przydaj - pomachał mi swoim nożem przed twarzą. Wydąłem usta w niezadowoleniu. 
- Dobra, ale najpierw zapalę - postanowiłem. - Idziesz? - Oli wzruszył ramionami i ruszył za mną na balkon. Poczęstowałem go papierosem. Tym razem udało mu się zapalić zapalniczką za pierwszym razem. Oparliśmy się o barierkę i spojrzeliśmy w dół, na ulicę i małych ludzi. - Skąd umiesz gotować? Ja to nawet wodę przypalam. Ostatnim razem jak próbowałem ziemniaki ugotować, to cała woda mi wyparowała, a one się spaliły i garnek był go wyrzucenia.

<Oli?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz