5 lut 2020

Od Hermione cd. Jaydena


            Miałam dość tego dnia. Nie dość, że zostałam zgnojona przez własną rodzinę, na dodatek było jakieś zamieszanie z salą na siłowni. Przede mną stało dwóch mężczyzn, którzy wykłócali się z kobietą która była coraz bardziej przerażona. Założyłam ręce na piersi, patrząc na mojego ochroniarza który siedział z tyłu. Najwyraźniej dwóch awanturników go nie zauważyło, nic dziwnego. Był mistrzem kamuflażu, nawet jeśli się nie starał. Miałam wrażenie, że byłam dzieckiem w porównaniu do mężczyzn, mimo, że nie wyglądali staro. W jednej chwili, jeden z nich spojrzał na mnie. W tym samym momencie, zmieszana kobieta podeszła do mnie i wzięła za rękę. Lubiłam ją, Mariah od zawsze mi pomagała – niedawno dowiedziałam się też, że znała moją mamę.

            - Panienko Richmond, bardzo przepraszam. Panów również. Byłam roztargniona… - kobieta była naprawdę zmieszana. Widziałam, że obaj mężczyźni patrzyli na nią wilkiem, mi zaś zrobiło się jej szkoda. Położyłam jej dłoń na ramieniu, po czym uśmiechnęłam się delikatnie.
            - Nic się nie stało, z tego co słyszę panowie wynajęli salę wcześniej. Nie chcę się kłócić, weźcie ją sobie. Nie potrzebuję osobnej Sali aby ćwiczyć.
            - Ale Hermione, twój ojciec… - Cardian szepnął mi do ucha, a obaj mężczyźni widocznie byli zaskoczeni jego obecnością. – Twój ojciec nie chcę, żebyś miała styczność z zwykłymi ludźmi.
            - Wiem, ale jego tu nie ma. Poćwiczę z wszystkimi, dobrze wiesz, że bardzo lubię kontakt z ludźmi. – Poklepałam mężczyznę po klacie, a potem odwróciłam się ponownie do mężczyzn oraz Mariah. – Jak mówiłam, weźcie sobie salę. Nie mam dziś siły na kłótnie.
            Wyszłam z pokoju, zostawiając wszystkich. Cardian podążył za mną jak cień, nawet w momencie kiedy zaczęłam ćwiczyć, nie spuścił ze mnie wzroku. Po jakimś czasie, jego telefon zaczął wibrować, a mężczyzna złapał mnie w pasie i zdjął z bieżni ignorując moje sprzeciwy. Zrozumiałam jednak, że tata chciał abym wróciła do domu, więc poszłam do szatni gdzie przygotowałam się do powrotu. Miałam na sobie czarne jeansy z poprzecieranymi kolanami, koszulkę w paski z długimi rękawami oraz szary płaszcz. Na nogach za to, jak zwykle ja, adidasy w białej barwie.
            Kiedy już siedziałam w samochodzie, widziałam, że nie jedziemy do domu. Miałam też wrażenie, że twarz Cardiana była.. ponura. Nie uśmiechał się, muzyka nie grała, a ja miałam wrażenie, że nie powinnam się odzywać. Kiedy zatrzymaliśmy się przed dużym domem, poczułam ukłucie strachu. Cardian spojrzał na mnie pierwszy raz od momentu wyjazdu z siłowni.
            - Przepraszam… - W tym samym momencie ktoś otworzył mi drzwi a następnie pomógł wyjść z pojazdu. Był to elegancki mężczyzna, wyglądający na sześćdziesiąt lat. Samochód którym przyjechałam, odjechał.
            Nie miałam pojęcia co się dzieje, widziałam jednak tatę i babcię stojącą w salonie – widziałam ich przez duże okna, które rozciągały się na całą ścianę. Pozwoliłam się prowadzić, zupełnie nie rozumiejąc sytuacji. Wchodząc do środka, uderzyło mnie to, jak bardzo muszą być to bogaci ludzie. Nie miałam jednak czasu, aby podziwiać pełne przepychu ozdoby, szybko znalazłam się w salonie u boku ojca.
            - Hermione! Jak dobrze, że Cardian przywiózł cię tak szybko – Fałszywy uśmiech mojego ojca wywołał u mnie odruch wymiotny. Nie dałam tego po sobie poznać i uśmiechnęłam się najładniej jak umiałam. – Poznaj Holdena Blacka, właściciela jednej z największych linii restauracji.
            Pan Black był wysokim brunetem o hipnotyzującym spojrzeniu. Miałam jednak wrażenie, że nie patrzy mu dobrze z oczu. Czułam się nieswojo w jego towarzystwie, cały czas czułam jego wzrok na moim ciele. Zakaszlałam, a mężczyzna widocznie wrócił do rzeczywistości.
            - Miło mi cię poznać Hermione, twój tata mówił, że jesteś piękną dziewczyną ale nie wiedziałem, że aż tak. Athurze, powiedz mi, to twoje geny czy jej matki? – Holden zaśmiał się głośno, babcia za to skamieniała. Tata jak zawsze doskonale odgrywał swoją rolę.
            -Widzisz Holdenie, twoja żona musi być piękna. A co do genów, niestety to geny jej matki.
            - Żona? – Zapytałam, zupełnie nie zwracając uwagi na to, że wtrącam się w ich rozmowę. Otworzyłam szeroko oczy, przypomniało mi się to, jak Cardian patrzył na mnie z troską i smutkiem. On wiedział.
            - Twój ojciec nic ci nie powiedział? Znam się z Arhurem już kilka dobrych lat, ale niedawno wpadliśmy na pomysł połączenia naszego majątku. A jaki jest lepszy sposób, niż moje małżeństwo z tobą?
            - Że co słucham?! Zostałam jakąś kartą przetargową? – Oburzenie jakie czułam, wybuchło. Miałam ochotę krzyczeć i właśnie to robiłam. Babcia położyła mi rękę na ramieniu, ale ja strzepnęłam ją w przeciągu kilku sekund – Nie dotykaj mnie. Czuję odrazę za każdym razem jak to robisz. Czy NIKT nie miał zamiaru poinformować mnie o jakimś ślubie?!
            - Hermione, to normalne. Bogaci żenią się ze sobą, małżeństwa są aranżowane. Widzisz jak skończył twój ojciec, żeniąc się z… prostą kobietą. – Babcia spojrzała na mnie z wyższością.
            - Od mamy, to ty się odwal. Ona przynajmniej liczyła się z moim zdaniem. Nie zostanę w tym miejscu ani chwili dłużej, przykro mi panie Black, ale żadnego ślubu nie będzie. Nie udzielam na to swojej zgody.
            - Kochana, jesteś młoda, kiedyś zrozumiesz – Holden podszedł do mnie i położył mi dłoń na policzku, drgnęłam pod jego dotykiem a następnie z odrzuceniem, odtrąciłam jego rękę i zrobiłam krok do tyłu.
            - Nie dotykaj mnie. – Po tych słowach, odwróciłam się i wybiegłam z domu Holdena Blacka. Nie wiedziałam gdzie mam biec, chciałam tylko uciec jak najdalej od tych popieprzonych ludzi.
            Znalazłam się przy parku, Holden nie mieszkał daleko od centrum. Po drodze wyciszyłam telefon, nie chciałam mieć kontaktu z nikim. Siedziałam w parku przez kilka godzin z słuchawkami w uszach. Nie przeszkadzała mi samotność, od dnia kiedy mama zabrała moich braci i wyjechała – zawsze byłam sama. Co prawda, nie raz rozmawiałam z Harry’m. Jednak, za każdym razem gdy przyjeżdżał do Avenley wraz z Hiriamem, bolało mnie to, że mój najmłodszy braciszek zupełnie nie chcę mnie znać. Mama nigdy nie przyjeżdża – podbija wybiegi, nie raz widzę ją na ekranie telewizora, a za każdym razem gdy tata ją dostrzeże, wyłącza telewizor i każe mi iść do swojego pokoju. Oparłam się o drzewo. Widziałam ludzi, którzy spacerowali po parku. Nagle, mój telefon się zaświecił, a kiedy zobaczyłam wiadomość do Vasila, uśmiechnęłam się. Zadzwoniłam.
            - Co jest? Nie chce mi się pisać SMS – zaśmiałam się, a głos w słuchawce odpowiedział mi tym samym.
            - Mała, gdzie jesteś? Byłem u ciebie, ale nikogo nie ma
            - Jestem w parku, a co jest?
            - Jedziesz ze mną na wyścigi, przegrałaś zakład kochana. Już zapłaciłem zakład za ciebie, więc nie masz wyjścia. A chyba jasne jest to, że postawiłaś na mnie kwiatuszku. – Wywróciłam oczami. Vasil od roku próbował przekonać mnie, abym pojechała z nim na jego nielegalne wyścigi. Dziś jednak, nie miałam obiekcji.
            - Masz pięć minut aby pojawić się pod parkiem. Odwieziesz mnie do domu, a ja obiecuję, że pojadę z tobą.
***
            Kiedy nadszedł czas wyścigu, zaczęłam się denerwować. Mój ojciec wraz z babcią wybrali się na bankiet, po moim ostatnim zachowaniu przy Holdenie Blacku nie zamierzali zabrać mnie ze sobą, co bardzo mi pasowało. Było ciepło, założyłam więc na siebie czarne, poprzecierane spodnie z suwakiem na pupie, oraz czerwoną koszulkę z długim rękawem. Na to, zarzuciłam skórzaną kurtkę a włosy spięłam w niechlujnego koka. Nie malowałam się, nie miałam na to ochoty. W momencie kiedy zakładałam buty, w drzwiach pojawił się Vasil.
            - Mała, postarałaś się dopasować do otoczenia – Chłopak zaśmiał się a ja zmroziłam go tylko wzrokiem. – Oj uśmiechnij się, twój ojciec zapomni o tym jebanym ślubie.
            - No nie wiem, serio zależy mu na tej sieci restauracji. – Spojrzałam w okno samochodu, w którym siedziałam już dobre piętnaście minut. Zbliżaliśmy się do toru, który od lat nie był otwarty.
            - No dobra, ale, ty tego nie chcesz nie? – Pokręciłam głową w geście zaprzeczenia – Więc nie poddawaj się. Twój ojciec to kretyn i wiadomo to nie od dziś. Wiesz, że jeśli tylko chcesz mogę z chłopakami wpaść i zrobić mu krzywdę – Vasil od roku należał do grupy gangsterskiej, był tez w bliskich stosunkach z przywódcą gangu. Nie odpowiedziałam na jego propozycję, nie chciałam, aby krzywdził mojego ojca.
            - Dobra, jesteśmy. Dawaj mała, idziemy – Vasil wysiadł z samochodu, zaraz za nim ja. Jednak, kiedy tylko wysiadłam z pojazdu zobaczyłam tego samego mężczyznę co na siłowni w dniu afery z salą. Najwyraźniej on też mnie poznał. Vasil podszedł do niego i przywitał się z uśmiechem. Widocznie się znali.
            -Jayden, poznaj moją przyjaciółkę. Mówiłem ci o niej. Hermione Richmond, w końcu udało mi się ją przekonać aby przyjechała ze mną. Alya, to Jayden Benett.
            - Alya? – Mężczyzna spojrzał na mnie, a ja założyłam dłonie na piersi.
            - Tak, zdrobnienie od drugiego imienia. Vasil, rób co masz robić, chcę być już po tej całej farsie.
            - Oj mała, nie przesadzaj. Jak coś, twój tata nas wykupi – Vasil zaśmiał się po czym poszedł w nieznanym mi kierunku. Ja za to zostałam w miejscu, po czym spojrzałam na Jaydena.
            -I co? Który w końcu ćwiczył wtedy na sali? – Uśmiechnęłam się lekko, wkładając dłonie do kieszeni spodni.
Jayden?
SŁOWA: 1461

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz