8 kwi 2019

Od Elise cd. Gared


Jakiejś najmocniejszej - powtórzyłam w myślach. Usłyszałam nawet za plecami stłumiony chichot Jerrego, który wrócił do środka i ponownie jak gdyby nigdy nic, znowu pieczołowicie wycierał półkę. Nie tylko ja w tym lokalu wiedziałam o tańszych zamiennikach wódki, które mieszano ze sobą w dzień na zapleczu. Polityka klubu zabraniała mi podawania jeszcze nieotwieranych butelek klientom, więc nie mogłam zrobić niczego innego jak tylko podać Garedowi coś, co mogło faktycznie mieć najprawdopodobniej największą ilość procentów i przemilczeć temat.
Czy zaskoczyło mnie jego wyznanie? Niekoniecznie i zgodnie z prawdą stwierdziłam, że się tego domyślałam. Jednak w mojej głowie pojawiło się coś na kształt zazdrości - w końcu nie od dzisiaj chciałam stanąć na małej scenie, w drugiej części piwnicy, gdzie od czasu do czasu można było usłyszeć muzykę na żywo i chociażby zaśpiewać refren jakiegoś znanego kawałka. Z drugiej strony dobrze zdawałam sobie sprawę z tego, że kompletnie nie nadawałam się do wystąpień publicznych, a moim głosem mogłabym co najwyżej wybudzać martwych z grobów, ale nie porzuciłam marzeń.
Pomimo tego, że rozmowa z mężczyzną nawet zaczynała się mi kleić, to i tak nie mogłam poświęcić mu tyle uwagi, ile normalnie byłabym w stanie. Praca za barem miała to do siebie, że pomimo poznawania dużej ilości ludzi, nie miałam za bardzo czasu na żadne rozmowy z nimi, bo za chwilę podchodzili kolejni spragnieni emocji. Tak też było i w tym przypadku, kiedy podeszła do mnie grupa upitych mężczyzn. Klasyk. Oni nie mają pieniędzy, alkohol już w kieliszkach, a ja przecież jestem taka ładna... i mogłabym zrobić wyjątek, a w zamian oni będą tak łaskawi i pozwolą mi się przejechać ich samochodem.
- Albo płacicie, albo was stąd wyciągną siłą - warknęłam do dwójki stojącej najbliżej mnie. Roześmiali się, a ich przyjaciele zawtórowali im, dodatkowo zaczynając śpiewać jakieś pijackie przyśpiewki. Złość rozsadzała mnie tak samo, jak za każdym innym razem przy takich sytuacjach. Nienawidziłam tego, jak ktoś mnie lekceważył, dlatego też bardziej zajęta próbą uspokojenia samej siebie, nawet nie zauważyłam, kiedy jeden z facetów leżał pod barem, trzymając się za szczękę. Drugi patrzył ze zdziwieniem raz na mnie, raz na Gareda, który uderzył jego kolegę. Sama nie wiedziałam, co właśnie się stało i w pierwszej chwili popatrzyłam na Gareda jak na kompletnego kretyna. Bicie się w klubie? Nie dało się wpaść na żaden genialniejszy plan?
- Wypad - warknęłam do obu gości, którzy zbierali się w pośpiechu z podłogi, uciekając przed chociażby Jerrym, który wyszedł zza baru. Tak, przynajmniej w takich sytuacjach też się do czegoś przydawał.
Wykorzystując chwilę, podczas której wszyscy byli zainteresowani wypraszanymi z piwnicy typami, wyciągnęłam dwa kieliszki i polałam sobie i Garedowi wódki. Nikt nie patrzył w naszą stronę, więc co mi szkodziło?
- Na mój koszt - powiedziałam szybko i żeby nie tracić czasu, stuknęłam o jego kieliszek swoim i wypiłam zawartość.

Gared?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz