21 lip 2020

Od Eliasa CD Duanny

    Gdy siedzę na kanapie obok niej, czuję tylko lekki zapach perfum znoszonych już cały dzień i zastanawiam się czemu zwracam na to aż taką uwagę. Nieświadomie staram się zapamiętać wszystko na wypadek jakby miała uciec i znów zostawić mnie wraz z moim rozdartym sercem i nużącymi przemyśleniami na temat tego, a co by było gdyby. Mimo, iż chce zapamiętać wiele, nie mam odwagi spojrzeć na jej twarz, napotkać spojrzenia jej jasnych oczu i ostatecznie posłać jej bezradnego uśmiechu. Kiedyś wywoływała go u mnie bez przerwy, ale wtedy nie musiałem uważać na słowa ani na gesty, jakimi się przy niej posługiwałem. Teraz boję się powiedzieć coś, żeby nie zepsuć tej i tak już dziwnej sytuacji, w jaką przypadkowo oboje wpadliśmy. Najgorsze jest to, że od środka ciągle zżera mnie uczucie, że ona wcale nie myśli tak jak ja i tylko niepotrzebnie zajmuje jej czas. Pewnie ma wiele pracy i tylko posyła mi uprzejmy uśmiech, abym tego nie zauważył. Jednak gdy do salonu wchodzi jej córka, z ulgą stwierdzam, że problem rozwiąże się sam. Posyłam dziecku spokojne spojrzenie nie chcąc jej wystraszyć, ale ona zdaje się nie zwracać na mnie uwagi i tylko czeka, aż jej mama podniesie ją i utuli.

Obserwuję wszystko z zaciekawieniem. Momentalnie w mojej głowie pojawia się myśl, że to może dlatego Di opuściła sąsiedni dom i tym samym odcięła się ode mnie na dobre. Tylko dlaczego? Gdybym wiedział, pomógłbym jej, pokazał moje wsparcie i zapewnił, że wszystko będzie dobrze bez względu na to, czym zaskoczy ją jeszcze przyszłość. Z drugiej strony, może ona ma już takie wsparcie? Może w tym domu mieszka jeszcze ktoś, kto po prostu jest chwilowo nieobecny, ale na codzień dba o Duannę tak, jak ja chciałbym to robić. Czemu przedtem nie wziąłem tego pod uwagę, gdy pojawiłem się pod jej drzwiami z tą radością zupełnie, jakbym parę lat wstecz pukał do domu państwa Levine z pytaniem, czy ich córka wyjdzie się pobawić. Czuję się źle, coś w środku nieprzyjemnie mnie ściska, więc uznaję, że to dobry czas na wycofanie się. Korzystam z momentu gdy wraca z pokoju córki i podnoszę się, aby w końcu zmyć jej się z oczu. Z nikłą nadzieją proponuję jeszcze spotkanie, bo możliwe, że będzie chciała zobaczyć mnie ponownie i poznać na nowo mimo, iż tak bardzo się nie zmieniłem. Kobieta przekazuje mi swój telefon, a ja z chęcią wpisuję tam swój numer, abyśmy mogli skontaktować się w łatwiejszy sposób niż za pomocą mojego przyjaciela, który nielegalnie zdobył jej adres. Po tym przekazuję jej telefon i kieruję się w stronę wyjścia, aby nie zawracać jej już głowy tego dnia. Przy drzwiach w końcu udaje mi się wyłapać jej spojrzenie, które niestety nie jest radosne, a zmieszane i niepewne. Po tej krótkiej wymianie zbliża się i obejmuje mnie niepewnie. Oczywiście odwzajemniam uścisk chociaż nie wiem co znaczy i dlaczego wydaje się bardzo dziwny w obecnej sytuacji. Po chwili odsuwamy się od siebie, a ja nie chcąc przedłużać otwieram drzwi i poprzedzam swoje odejście szybkim ''do zobaczenia''. Bo jeszcze się zobaczymy, prawda? Nie po to dałem jej swój numer, aby miała z niego nie skorzystać. Poza tym sama o niego poprosiła, więc dała mi wiadomy sygnał, że się odezwie. Wypędzając zajmujące mnie myśli wsiadam na motor, w końcu muszę skupić się na jeździe powrotnej, aby po drodze nie spowodować żadnego wypadku. Dosyć mam jak na razie spotkań na posterunku i wysłuchiwania w jakie gówno znów się wpakowałem przez swoje nieodpowiedzialne zachowania, a przecież w moim wieku powinno się zwracać wyjątkową uwagę na racjonalne myślenie i podejmowanie właściwych decyzji. Tak więc czując na plecach chłodny wiatr ostrożnie ruszyłem główną ulicą w stronę mojego osiedla. Nie mam nawet ochoty na manewrowanie pomiędzy powolnymi autami, których kierowcy byli albo bardzo starzy albo na tyle zmęczeni, że woleli nie jeździć z dużą prędkością. Nie zorientowałem się nawet, gdy parkuję pod blokiem i zdejmuję kask, aby móc zaczerpnąć świeżego, wieczornego powietrza. Pozwalam mu wypełnić moje płuca i nieco uspokoić moje rozszarpane serce, które ciągle kołatało niespokojnie. Powoli wspinam się po schodach mijając się z jakąś kobietą, której procenty w organizmie odbierają możliwość do prostego, bezpiecznego poruszania się, ale nie fatyguje się, aby zaproponować jej pomoc. Znalazła się w takiej sytuacji z własnej woli, a akcje tego typu były w tej dzielnicy codziennością więc nikt kto już trochę tu mieszkał, nie powinien i nie przejmował się tym na zapas. Dotarłszy do mieszkania odszukuję kota, który spokojnie śpi zwinięty w kulkę wśród moich ubrań porozrzucanych na podłodze przy kanapie. Zbywam go obojętnym spojrzeniem i od razu kieruję się do lodówki, aby wydobyć z niej jedynego przyjaciela, który potrafi poprawić mi humor, a na drugi dzień wykiwać jak to zwykło robić w fałszywej znajomości. Otwieram zimne piwo i upijam z niego łyk, a w drugiej ręce niosę drugie na zapas, jakby jedno miało nie starczyć, a jak nie trudno się domyślić mogło. Opadając na kanapę dopiero dociera do mnie, jak samotny jestem i jak mało osób godnych zaufania mam w swoim życiu. Przygnębiającą myśl, że gdybym zniknął to każdy odetchnąłby z ulgą, dobija mnie na tyle, że wyduszam z siebie żałosny, wręcz histeryczny śmiech i kończę pić w połowie butelki. Nie zauważam nawet jak trunek władnie moją głową i umiejętnie posyła mnie do snu.

    Opieram spocone czoło o blachę maski auta i stękam tak cicho, aby nikt nie usłyszał. Mimo to, czuję jak ktoś klepie mnie po ramieniu, a ja nie chcę się podnosić bo niby może być to propozycja pomocy, ale też bardzo dobrze chęć dokopania mi jeszcze bardziej. Decyduję się jednak, aby się wyprostować i odwrócić w celu skonfrontowania się z tym, kto zdecydował się mnie dotknąć. Widzę stojącego przede mną starszego mężczyznę z butelką wody i wilgotnym ręcznikiem. Od razu rozpoznaje w nim współwłaściciela warsztatu, który chyba jako jedyny mnie tutaj szanuje i mimowolnie posyłam mu wdzięczny uśmiech.
– Dziękuję – mówię z chrypką w gardle i przyjmuję wodę, aby się jej napić i ręcznik, aby wytrzeć nim spoconą twarz, kark i przedramiona.
– Ostatnio chyba nie miałeś tutaj najłatwiej – zauważa krzyżując ręce na piersi oglądając w jak opłakanym stanie się znalazłem.
Fakt, rozgryzł mnie i poczułem się przez to jak dziecko, któremu ktoś w końcu uświadamia, że życie to tak naprawdę jedno wielkie gówno, z którym trzeba się zmierzyć o ile ma się wystarczająco sił.
– Nie narzekam, jednak przyznam, że zrobiło się ciężko – wyjaśniam odstawiając butelkę na skrzynię z narzędziami.
Starszy mężczyzna mierzy mnie chwilę wzrokiem, po czym przymyka oczy z litością wymalowaną na twarzy i zaraz otwiera je powoli, aby na mnie spojrzeć.
– Idź na przerwę i zajmij się sobą. Ja zajmę się tym autem. I tak nie mam nic lepszego do roboty – mówi, a moje dupsko zmęczone po 6 godzinach pracy jest mu cholernie wdzięczne, więc tylko dziękuję mu i znikam.
Przy swojej szawce przysiadam na ławce i biorę zmęczoną twarz w dłonie cicho w nie wzdychając. Chciałem, aby coś uratowało mnie od tej roboty, jakiś nagły wypadek, który zmusiłby mnie do opuszczenia warsztatu. Kilka chwil czekam tak na cud, gdy nagle słyszę dźwięk nowej wiadomości w tylnej kieszeni, więc sięgam tam ręką po telefon i patrzę na ekran, gdzie wyświetla się wiadomość od nieznanego numeru, która dodatkowo została wysłana już kilka godzin wcześniej. Lekko marszczę brwi, wiadomość to ewidentne zaproszenie mnie na spotkanie i śmiem twierdzić, że wysłała ją Duanna. Ryzykując w sumie niewiele odpisuję na wiadomość prawie od razu, pomijając oczywiście te słowa, które wpisywałem i usuwałem w obawie, że zabrzmią głupio lub niestosownie.

Spoko, super. Widzimy się na miejscu.

Ostatecznie wysyłam taką wiadomość, ale nie spotykam się już z odpowiedzią po czym domyślam się, że została ona wysłana znacznie wcześniej przez Di. Takie przeczucie, a może zwyczajnie chce myśleć, że to ona, bo w innym przypadku na miejscu zaskoczy mnie ktoś inny i z dziecięcej radości będą nici. Zerkam na godzinę i widzę, że jest po 15 co oznacza, że nie zdąże wrócić do domu, aby się ogarnąć. Spanikowany idę do łazienki, aby zdjąć strój roboczy, zmyć z twarzy i rąk smar, po czym przebrać się w normalne ubrania. Spsikuje się jeszcze jakimś perfumem trzymanym w torbie, aby kobieta nie musiała wąchać zapachu benzyny i starego oleju. Po wszystkim pospiesznie wychodzę z warsztatu mijając się uprzednio z mężczyzną, który zastąpił mnie przy pracy i żegnam się z nim pospiesznie jeszcze raz dziękując za taką przysługę. Wsiadam na motocykl i kieruję się w kierunku baru wspomnianego w wiadomości. Po drodze myślę o alkoholu, którego zdecydowanie nie chcę już dzisiaj w ciebie wlewać, mam nadzieję, że jak wybiorę jakiegoś lekkiego drinka lub szklankę wody, to nie zostanę przez to wyśmiany, bo szczerze to jedyne na co teraz mam ochotę. Dojeżdżam do celu całkiem szybko, bo tym razem przeciwnie niż wczoraj, spieszy mi się i chce dotrzeć na miejsce jak najszybciej. Parkuję w bezpiecznym miejscu i taszcząc swój kask pod pachą wchodzę do środka, a moje uszy od razu zaskakuje przyjemna i rytmiczna muzyka. Wsłuchuję się w nią chwilę, gdy udaje mi się wyłapać ciemnowłosą siedzącą przy jednym ze stolików i wszelki niepokój związany z niewiedzą kogo spotkam ulatuje i starając się ukryć uśmiech, idę w jej stronę.


Duanna?

+20 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz