10 lip 2020

Od Duanny do Eliasa

     — Dzień dobry — usłyszała, przechodząc przez oszklone drzwi. Skinęła głową w odpowiedzi, robiła to już automatycznie i często nieświadomie.
      Weszła do swojego gabinetu, odkładając torbę na fotel stojący obok dużego, mahoniowego biurka. Leżały na nim akta i zafoliowane, podpisane papiery dotyczące wszystkich bieżących spraw, które aktualnie prowadziła, i które były w toku. Upiła łyk zielonej herbaty, odkładając filiżankę na porcelanowy spodek. Nie pijała kawy, za to większość jej pracowników tak, dlatego tak czy inaczej musiała ich zaopatrzyć w ekspres, z którego jednak ona sama nie korzystała. Stephanie, jej sekretarka, każdego ranka przed siódmą zaparzała Duannie zieloną herbatę, a ona sama przyjeżdżała do kancelarii pół godziny później. Godziny pracy wyznaczała sobie sama, ale to nie znaczyło, że siedziała tu mniej, niż jej pracownicy. W rzeczywistości bardzo często zostawała po godzinach, choć nie miała nikogo nad sobą, kto by jej za nie płacił. Prawda była taka, że poświęcała się swojej pracy jak nikt inny, ciężko pracując na sukces, a jej wkład był widoczny.
      — To są nowe sprawy. Jedna jest pilna, oznaczona na czerwono, została pani przydzielona od sądu do jednej z rozpraw — powiedziała rudowłosa, przekraczając próg. Odłożyła wszystkie rzeczy na blat biurka, układając je równo na sobie, po czym czmychnęła z powrotem tam, skąd przyszła, nim Duanna zdążyła podnieść wzrok zza akt i wydusić krótkie słowa podziękowania. Sięgnęła po dokumenty, otwierając teczkę, do której przyczepiona była czerwona karteczka z napisem wykonanym markerem.

SPOTKANIE O 14. 
     Automatycznie wpisała je do swojego podręcznego dzienniczka, patrząc sceptycznie na czerwoną kreskę przy godzinie 15.30 i dopisek „PRZEDSTAWIENIE TATE!!". Wzdycha głęboko, marszcząc brwi i obiecuje sobie w duchu, że zdąży, i że zobaczy wszystko, nad czym pracowała jej córka, potem zacznie bić jej brawo z uśmiechem i dumą w sercu, a wieczorem weźmie ją na lody i pączka, dalej gratulując.
     Cały dzień spędziła na uzupełnianiu papierkowej roboty, a o 12 miała godzinne spotkanie. Potem następną godzinę spędziła na dokładnym studiowaniu jednej z rozpraw, kiedy punktualnie o godzinie 14 Stephanie powiadomiła ją, że jej klient raczył już przybyć. Zapowiedziała, że ma wejść i już chwilę później jej oczom ukazał się młody mężczyzna przechodzący przez drzwi. Lekko kręcone włosy i charakterystyczne spojrzenie przywodziło jej na myśl pewną osobę, przez co westchnęła automatycznie. Dopiero po chwili przywołała się do porządku, odchrząknęła i wstała, wyciągając w jego kierunku rękę.
      — Dzień dobry — zaczęła. — Proszę zająć miejsce — wskazała na skórzany fotel stojący pod lekkim skosem naprzeciwko biurka. Ten opadł na niego ciężko, gdy Duanna także zajęła swoje miejsce. — Przeanalizowałam już pańskie akta, stanie pan przed sądem pod zarzutem popełnienia zabójstwa. Tak jak pan twierdzi, został pan niesłusznie oskarżony, mam rację? — mówi zamyślona, wodząc wzrokiem po zapisanym dokumencie.
     — Tak, kurwa, tak twierdzę, bo to prawda. Nie podniosłem ręki na tego faceta, nie znałem go nawet osobiście — wysyczał zdenerwowany, jednak twarz Duanny ani drgnęła.
     — A wie pan czym jest szacunek do drugiej osoby? Bo jeśli nie skażą pana za morderstwo, to za znieważenie sędzi już tak — posłała mu znaczące spojrzenie. — Pierwszym krokiem będzie sporządzenie pisma procesowego, tym zajmie się któryś z moich pracowników. Musimy gruntownie omówić całą tę sprawę.
     — Cudownie, już nie mogę się doczekać — odparł spuszczając głowę zrezygnowany i zmęczony.
     — To dobrze, pozytywne nastawienie to podstawa — odpowiedziała, sprawiając wrażenie, jakoby  nie zauważyła w jego wypowiedzi ironii. Rzecz jasna prawda była zupełnie inna, Duanna po prostu miała w swojej karierze gorszych klientów i dobrze wiedziała, jakie podejście ma obrać. — W porządku. Czyli możemy zaczynać? Chciałabym zacząć od wykluczenia wszelkich motywów. Muszę wiedzieć co łączyło pana z Williamem.
     — Tak jak mówiłem, nie znałem go osobiście. Słyszałem o nim jedynie tu i tam, ale nie widziałem go na oczy, a już tym bardziej nie podniosłem na niego ręki.
     — Dobrze. To jak pan wytłumaczy to? — powiedziała, z teczki wyciągając kartkę papieru pokrytą koślawym listem i stek zdjęć. Wszystko było w folii. — Przestań interesować się moim życiem, bo możesz za to przepłacić swoim. — odczytała. — Jeśli uważasz, że nie jestem do tego zdolny, to się mylisz — dokończyła, podsuwając mężczyźnie pod nos zdjęcie, na którym zakapturzona postać, w domyśle on, celowała z broni do mężczyzny. Na drugim zdjęciu już go nie było, a mężczyzna, do którego celowano, leżał na ziemi w kałuży krwi. Zdjęcia pobrano z kamery, a wydarzenie miało miejsce w podziemnym parkingu.
Elias?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz