22 lip 2020

Od Duanny C.D Eliasa

     Po pracy wracam do mieszkania, uprzednio robiąc drobne zakupy na resztę tego tygodnia. Korzystam z okazji, że Tate pojechała po lekcjach do koleżanki i będzie u niej spała - w planach jest, że mam odebrać ją jutrzejszego popołudnia ze szkoły. Zwykle nie popieram takich spotkań, a co dopiero nocowań, w środku tygodnia, ale tym razem było mi to na rękę - pozwoliłam wierzyć Tate, że to tylko dlatego, iż mnie ładnie poprosiła. Rzeczywistość była zgoła inna, ale i ona, i ja byłyśmy zadowolone, więc zachowywałam się, jakby ta sytuacja nie miała drugiego dna. Tym bardziej, że Tate to sześciolatka. Zabójczo inteligentna, ale nadal sześciolatka. Po pracy biorę kąpiel i zaczynam się przygotowywać. Nakładam delikatny makijaż, psikam się perfumami, zakładam bordową, obcisłą sukienkę do połowy łydki i czarne szpilki. Wychodząc z domu narzucam na siebie skórzaną kurtkę i chwytam w biegu niewielką torebkę, pakując do niej najpotrzebniejsze rzeczy. Rzadko kiedy mam czas na spotkania w weekend, a co dopiero w środku tygodnia, więc czuję się dosyć dziwnie wsiadając do samochodu kilka minut przed szesnastą. Na co dzień zwykle wracam o tej godzinie albo i nawet później. Wyjeżdżam z podziemnego parkingu i włączam się do ruchu. L’ETO jest moim ulubionym barem w centrum Avenley River, w którym często zwykłam umawiać się z moimi prywatnymi klientami w porze lunchu.
     Ciężko nawet nazwać go barem, bo przypomina bardziej ekskluzywną, ale tanią restaurację, w której podawany jest między innymi także alkohol. Na miejscu jestem kilka minut przed czasem. Wewnątrz jest masa ludzi, więc dobrze, że rano zarezerwowałam stolik. Siadam w odpowiednim miejscu, czekając niecierpliwie na Lucasa. Ciągle zerkam w stronę drzwi, rozmyślając nad tym, co robił przez te sześć lat. Jego kartoteka mówiła jasno, że był spisywany wiele razy, a karany jeszcze więcej. Zapewne właśnie to czyniło go głównym podejrzanym, a także było to dobrym pretekstem, aby go skazać za coś, czego nie zrobił. Prokuratura chciała pieniędzy, a niezamknięta sprawa im ich z pewnością nie dawała. Łatwo można było się domyślić, że sprawa Lucasa była dla mnie dwa razy trudniejsza, niż inne, oraz że czułam się przez to zagrożona we własnej pracy, na swoim zagrzanym już stanowisku. A od niedawna także w domu. Wzdycham, w tym samym momencie, w którym drzwi baru otwierają się i przechodzi przez nie Lucas, z którym to jestem umówiona. Ubrany w luźną koszulę z odpiętymi guzikami przy obojczykach i proste czarne spodnie, kroczy żwawo w moją stronę, a na jego twarz wpływa uśmiech, kiedy mnie zauważa.Moja zblazowana mina chyba mówi sama za siebie, bo pierwsze, co słyszę, gdy ten zasiada przy stoliku to:
     — Zmęczona? — automatycznie prycham rozbawiona, bo to jest rutynowy tekst Stephanie.
    — Ujdzie — mówię zdawkowo. — Co u ciebie? Coś się zmieniło przez jeden dzień? — pytam, kiedy do stolika podchodzi wysoki kelner. Podaje nam dwa menu i odchodzi, uprzednio się kłaniając. Obsługa w tym miejscu to zdecydowanie plus.
     — Tylko tyle, że męczy mnie lekki kac, ale to nic nowego — śmieje się cicho, po czym nagle przestaje, jakby żałował swoich słów. — Nie dlatego, że pije codziennie. Po prostu często chodzę przymulony.
    — To chyba wybrałam nie najlepsze miejsce? Tutaj raczej nie dostaniesz nic innego niż sałatka i alkohol — mówię, instynktownie rozglądając się po pomieszczeniu, które za każdym razem zachwyca mnie tak samo. W między czasie otwieram granatowo złote menu, wzrokiem zatrzymując się na dłuższą chwilę przy alkoholu. Prawdę mówiąc, mam ochotę coś zamówić, tym bardziej że Tate nie ma w domu, a jutro mam wolne i jestem wolna od pracy chociaż na pół dnia.
    — To nic, zadowolę się tym co tutaj mają. Najwyżej jakoś przeboleję — stwierdza, po czym ukradkiem zerka do menu.
    Przytakuję, łapiąc kontakt wzrokowy z kelnerem kręcącym się między stolikami z naręczem dań na okrągłej tacy. Ten przychodzi tak szybko, jak to możliwe, a wtedy składamy zamówienie. Ja proszę o prosecco i sałatkę, a Lucas bierze nadziewanego hamburgera i wodę z miętą. Cóż, wychodzi na to, że będę pić sama, ale w żadnym wypadku mi to nie przeszkadza. W innym wypadku pewnie zadowoliłabym się colą zero, ale ten tydzień był definitywnie ciężki.
     — Co u twoich rodziców? — zagajam, kiedy kelner odchodzi od naszego stolika. Jestem naprawdę ciekawa jego historii, on zapewne mojej też. Tylko nie wiem czyja będzie smutniejsza. Nie wiem czy to dobry moment na rozmowę o naszych przeszłościach, ale jeśli nie teraz, to kiedy? Atmosfera między nami nigdy nie będzie czysta, jeśli nie wyłożymy przed sobą prawdy, nawet tej najbrutalniejszej. Jestem gotowa opowiedzieć mu swoją historię, prawdziwy powód dla którego zerwaliśmy kontakt - w zasadzie jestem gotowa poświęcić dużo i wyznać wszystko, aby uratować przyjaźń z młodzieńczych lat. Tym bardziej, że w swoim życiu nigdy nie miałam nikogo ważniejszego od samego Lucasa.
     — Moja matka nie żyje, a co się dzieje u ojca mnie nie obchodzi. Mam nadzieję tylko, że coś złego — mówi po chwili ciszy z jego strony i lekko spuszcza wzrok — A u twoich?
     — Bardziej chodziło mi o macochę — prostuję delikatnie, nie ciągnąc dalej tego tematu. — U moich nic ciekawego — mówię pozornie niedbałym tonem, jednak prawda jest taka, że dotyka mnie to do żywego. Po kilku latach od ich śmierci dalej trudno mi w to uwierzyć, przyznać się do tego faktu przed sobą, a co dopiero przed kimś innym. Prawda jest taka, że to rodzice nalegali na przeprowadzkę po tym, jak wpadłam, a zmarli niedługo potem. Ja nie odważyłam się nigdy wrócić na stare śmieci, więc to one przyszły do mnie. Na szczęście. Tęsknota za rodzicami męczy mnie do dzisiaj, a gorszego dnia, które także miewam, potrafię się rozpłakać późnym wieczorem i wspominać czasy, w których miałam pełną, kochającą rodzinę. Ale realia są inne. Brutalniejsze.
     — A tak, nie uznaje jej zbytnio za moją rodzinę. Pewnie siedzi z ojcem w tej rozsypującej się kamienicy i biorą wszystko co im pod nos podstawią — wyjaśnia ze wstrętem wymalowanym na twarzy, a ja mu się nie dziwię. Prawdę mówiąc, to nie chcę dociekać, jeśli chodzi o jego sytuację rodzinną.
     — No cóż — podsumowuję nietaktownie, nie bardzo wiedząc co odpowiedzieć. Jak już mówiłam, nie chcę naciskać.
     — Opowiesz coś może więcej o Tate? Jest do ciebie bardzo podobna, ciekawe czy z charakteru też — zagaduje z lekkim uśmiechem.
     — Myślę, że głównie z charakteru — śmieję się. — I chociaż ja nigdy się z nikim biłam, tak Tate ma na swoim koncie w szkole dziewięć czarnych kwadracików za złe zachowanie i naprawdę nie wiem w którym momencie zawiodłam jako matka — mówię pół żartem, pół serio, przypominając sobie o tych wszystkich wezwaniach do szkoły. „Tate się biła z koleżanką o figurkę”, „proszę przyjechać po córkę, prawdopodobnie skręciła kostkę na stołówce” i tym podobne, rutynowe wezwania. Bycie samotną matką jest naprawdę trudne, tym bardziej kiedy jest się jednocześnie jedyną osobą zdolną do odebrania dziecka ze szkoły, a nauczycielki dzwonią do ciebie w trakcie rozprawy sądowej o czyjeś alimenty.
     — Oj nie mów, jak cie wkurzałem to też potrafiłaś mi nieźle przyłożyć — śmieje się krótko, po czym dopowiada — To nie twoja wina. Mała umie walczyć o swoje, to przyda jej się w przyszłości.
     — W tym świecie? Z pewnością. Dlatego się o nią nie martwię. Przynajmniej dzieciństwo będzie miała... cóż, mam nadzieję, że szczęśliwe — mówię, jednocześnie starannie omijając temat jej ojca, bo jestem pewna, że Lucas nie uwierzy w historię z bocianem albo kapustą. Ani w to, że jestem wiatropylna, bo przecież do tanga trzeba dwojga. Naprawdę nie chcę wiedzieć jak postrzega mnie i to, że dalej nie poznał ojca Tate, a mojego, jak pewnie myśli, męża.
     — Widać, że się starasz więc nie musisz się o to martwić. U twojego boku wygląda na najszczęśliwsza na świecie — uśmiecha się lekko spoglądając na mnie, co oczywiście odwzajemniam, czując się dziwnie lekko w jego towarzystwie i nie, to nie za sprawą szklanki prosecco.
     — Czasami starania nie wystarczą.

***

     O ile wcześniejsze uczucie lekkości, które mi towarzyszyło, nazwałam lekkim, tak pięć lampek wina i cztery shoty wypite ze starszym facetem ze stolika obok później to stan, w którym rzadko kiedy się znajduję. Początkowy opór szybko ustał, kiedy zaczęłam wlewać w siebie coraz to wymyślniejsze mieszanki alkoholu, a niepijący dziś Lucas uznał, że nie będzie mnie powstrzymywał w upijaniu się. Takim sposobem teraz, o dwudziestej czwartej dalej siedzimy w barze. Mówię głównie ja, bo mam wrażenie, że Lucas jest bardziej zajęty słuchaniem, nawet jeśli opowiadane przeze mnie historie nie trzymają się kupy.
     — I nie wiedziałam co zrobić — mówię sepleniąc. — W jednej ręce miałam małą Tate — układam prawą rękę tak, jakbym trzymała zawinięte niemowlę. — a drugą trzymałam drzwi, żeby nikt nie wszedł mi do kabiny. Sikałeś kiedyś w kiblu na cmentarzu? Było ciężko — przecieram zmęczone oczy. — Tym bardziej, że od procesji i księdza oddzielała mnie tylko plastikowa ściana. I Tate zaczęła płakać! — mówię szybko.
     — Wierzę, że było ciężko — słyszę jego głos, jednak już dawno nie pamiętam o jakże ciekawej historii, którą go uraczyłam. Szukam zacięcie kluczy do mieszkania w mikroskopijnej kopertówce, po chwili wyciągając je z rozmachem. Torbę zaczepiam o własne ramię, chwytając kurtkę.
     — To klucze — wyciągam rękę przed siebie, machając nią nad stolikiem, a przed oczami Lucasa. Sama układam głowę na drewnianym stole, czując jak przysypiam od nadmiaru alkoholu. Pech chciał, że jestem chuda i nienaturalnie szybko się upijam. Lucas nic nie mówi albo i mówi, ale tego nie rejestruję. Czuję, jak coś wyciąga klucze spod moich palców i słyszę ich obracanie. Pewnie zastanawia się które są od czego. Chcę mu to ułatwić, ale sen okazuje się twardszym zawodnikiem niż altruizm i empatia. Po dłuższej chwili słyszę też, że przychodzi do nas kelner, a Lucas reguluje rachunek. Nie wiem skąd ma pieniądze, ale koduję sobie w mojej upitej głowie, żeby oddać mu większą część. Czuję, jak pomaga mi wstać i ubrać kurtkę, a ja odpycham jego ręce narzekając, że jest za gorąco na ubrania. Łapie mnie za nadgarstki w ostatniej chwili, kiedy chcę zdjąć sukienkę i szukam złotego zamka na jej plecach. Kolejne minuty są przeplatanką przekleństw i westchnięć Lucasa, kiedy przypadkowo okręcam łańcuszek torebki wokół swojej szyi, a ten musi to rozplątywać, stojąc pośrodku baru. W końcu kończy się na tym, że wychodzę na zewnątrz z sukienką podciągniętą przed kolana i z kurtką zamkniętą aż po samą szyję, przez co ciężko mi oddychać. Lucas odszukuje moje auto, co jest zapewne ciężkie, kiedy ma się tylko kluczyki do niego. Śmieję się sama do siebie, kiedy zauważam moją torebkę aktualnie przeplatającą ciało Lucasa od ramienia i spoczywającą powyżej jego biodra. Cały ten wieczór wydaje mi się tak abstrakcyjny, że aż niemożliwy i mam wrażenie, że jestem trzecią osobą, obserwatorem czyjegoś życia. Moje wieczory nigdy tak nie wyglądały, nigdy nie upijałam się do takiego stanu, więc nie wiem, co się dzisiaj stało. Chciałabym wiedzieć, jednak moja głowa jest z pewnością zbyt ciężka na takie trudne rozmyślanie. Nie wiem jakim cudem Lucas znajduje moje auto spośród tysiąca innych na tym parkingu. A może miliona. Zaczynam liczyć wszystkie samochody w zasięgu mojego wzroku, ale czyjeś ramiona skutecznie mi go ograniczają, zapędzając mnie w kozi róg. To znaczy, do samochodu na miejsce pasażera. W końcu siadam na fotelu i chwilę później chcę wyjść, ale klamka, za którą ciągnę napotyka przeszkodę.
     — Zamknąłeś! — krzyczę nagle w stronę szatyna, który powoli zaczyna odpalać moje auto. Nie słyszę tego, co odpowiada, bo zaczynam szperać w schowku w poszukiwaniu jakichś płyt, których jednak nie znajduję, co oczywiście spotyka się z wielkim rozczarowaniem z mojej strony.
     Do domu dojeżdżamy dziesięć trudnych minut później, wypełnionych kłótnią o stację radiową. Całkowicie zapominam też o powadze tego wieczoru i o tym, że nie widziałam Lucasa szmat czasu, właściwie część życia. W mieszkaniu pomaga mi się przebrać w piżamę, co oczywiście z początku mnie zawstydza, ale chwilę później zaczynam się śmiać z jego skupionej miny, kiedy nie może odgadnąć która dziura w obszernej koszulce jest na szyję, a która na ręce. Ta przepychanka trwa stosunkowo długo, tym bardziej, że w połowie drogi do sypialni przypominam sobie, że powinnam się wykąpać. Ostatecznie do tego nie dochodzi, a ja zostaję ułożona na łóżku i szczelnie okryta kołdrą, mimo panującego na dworze lata. To oczywiście jest kolejnym pretekstem do sprzeczki, a kiedy po raz czwarty zrzucam kołdrę, mężczyzna w złości owija mnie nią tak, że czuję się jak w ciasnym kokonie i mimo, że mam wolne ręce, nie umiem z niego się wydostać. Jestem strasznie śpiąca, a wszelki kontakt ze światem robi się dwa razy bardziej przyćmiony. Resztką świadomości łapię skrawek koszuli Lucasa, nie dając mu odejść. Z moim ust wychodzi coś w rodzaju „zostań ze mną”, gdy zaczynam przysypiać, a materac po chwili ugina się pod jego ciężarem.

Elias? 

+40 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz