28 gru 2019

Od Odette C.D Adam

Tłumaczenie Kenneth'owi ważnego zagadnienia trwa dłużej niż przepuszczam. Na auli zwykle był bardziej skupiony ode mnie — a tu co? Nie interesuje go ani treść książki, ani to, co mówię, a jak już słucha, to tylko udaje. Nie ma chwili, w którym rozkojarzone spojrzenie nie uciekałoby w stronę progu. Stoi tam Adam z jego siostrą. Rozmawiają o czymś wyjątkowo dyskretnie, ale nie to teraz jest ważne. Chociaż dla Kenny'ego właśnie to wygląda na sprawę priorytetową. Jeszcze moment i nawet mnie zacznie interesować to, dlaczego mój kumpel patrzy się w ten sposób na Jennę. Wniosek wydaje się jednak jak na wyciągnięcie ręki... miłość od pierwszego wejrzenia? 
Na samą myśl aż mi cieplej. Uwielbiam, kiedy ciche romanse rozprowadzają dookoła aurę niczym z prawdziwej, wciągającej książki.


— Kenneth — mamroczę, nie spuszczając z niego przenikliwego wzroku. — Nie słuchasz mnie.
— Nie słucham. — Gwałtownie odwraca się w moją stronę. Unoszę brwi, rozbawiona, szczególnie jak zabawnie potrząsa głową, starając się właśnie zmienić to, co przed chwilą powiedział. — Słucham, słucham! Znaczy... co mówiłaś? — Głośno wzdycha.
To takie słodkie. Wyraźnie wiem, że chodzi o Jennę, i choć dziewczyna jest dla mnie wyjątkowo nieprzyjemna, cieszę się, że mój kumpel, znany jako wieczny singiel, patrzy na nią w ten sposób, bo mogę ją nawet nazwać w tej chwili wielką szczęściarą.
Splatam palce ze sobą i opieram łokcie o zamkniętą książkę.
— Ken, rumienisz się. — Szczerzę się coraz bardziej, jednak mówię na tyle cichym głosem, by zachować tę rozmowę w naszym prywatnym kręgu.
— Boże, Odette, nie mów nawet. — Otwiera oczy szerzej. Podąża spojrzeniem za Jenną, która właśnie opuszcza pokój. Dochodzę do wniosku, że gdyby nie ściana, to dalej nie mógłby oderwać od niej oczu. — Kto to?
— To młodsza siostra Adama, Jenna.
— Jenna. Pięknie brzmi. — Uśmiecha się sam do siebie, że aż miło popatrzeć. Adam właśnie odnajduje mnie spojrzeniem, jednak jego twarz pokrywa się takim zdziwieniem, jakby sam nie wiedział, czego był świadkiem.
— Jest zaręczona — mówię to szybko i z niechęcią, bo Ken byłby dla niej lepszą partią niż ten kłamliwy zboczeniec, Ben. — Ale spokojnie, jej narzeczony to taki kretyn, że z chęcią bym ci pomogła się go pozbyć. — Pół żart, pół serio. Kenneth jednak odbiera to jednogłośnie.
— Naprawdę?
— No... — Pogrążam się w zamyśleniu. — Wiesz, porozmawiaj z nią, zamień parę słów. Czemu nie? Jest fajną dziewczyną. — I zdecydowanie mnie nie lubi. Mimo to odruchowo unoszę kąciki ust tak wysoko, że policzki zaczynają mi drętwieć.
— Na pewno. — Nakręca się. — Dzięki, już wystarczająco dużo mnie nauczyłaś. Kiedyś postawię ci piwo. — Puszcza mi oczko i wstaje, zbierając swoje książki z blatu.
— Wolę energetyki. — Zbieram zeszyty na jeden stos, również się podnosząc. Kenneth jeszcze stwierdza, że dokończy swoją herbatę, ale podejrzewam, że ta nagła chęć ma ścisły związek z tym, że Jenna kręci się niedaleko. — Mogę cię na chwilę zostawić?
Zerka na mnie.
— Jasne, nie krępuj się.
Zatem z cichym westchnieniem odchodzę na górę do pokoju mojego chłopaka.
Trafiam na idealny moment — przebiera się w inną koszulkę. Podbiegam więc cichutko na palcach i obejmuje go od tyłu, miziając jakże cudowną goliznę. Mężczyzna parska cicho pod nosem.
— Stęskniłaś się? — Czuję uśmiech na jego twarzy, tylko wnioskując po głosie.
— Oczywiście. — Miziam delikatnie skórę na jego ramionach. Pod palcami weryfikuję rozluźnione mięśnie. — Adam, czy ty dzisiaj widziałeś to samo, co ja?
— To samo? — Spogląda na mnie kątem oka. — Zależy, co ty widziałaś, Dottie.
— To — mówię z wyraźnym naciskiem. — Ken i Jenna!
Słowa odbijają na twarzy Adama ciężar. Może jest lekko zdziwiony, może po prostu dalej nie rozumie, jak to się wydarzyło.
— No co, nie wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia? — pytam ciekawa.
— To bzdura. Tak się nie da zakochać. — Lekko kpi z moich poglądów. Prycham cicho i odrywam się od niego, bym wreszcie mogła ujrzeć jego nieco bladą twarz.
— Da się! — Uśmiecham się szeroko. — To, że ty tego nie doświadczyłeś, nie znaczy, że inni nie mogą. Kenneth nigdy przedtem się nie zakochał, a tu proszę! Jeszcze moment, a zapomniałby, że w ogóle przyszedł się tu uczyć.
— Nauczyłaś go w ogóle czegoś? — Unosi jedną brew.
— Hmm. — Zakładam kosmyk włosów za ucho. — Teraz tak sobie myślę i zdaje mi się, że nauczył się tylko imienia twojej siostry.
— Jedyne co mi tu pasuje, to to, że każdy będzie lepszy od Bena. — Na sam dźwięk tego imienia dostaję konwulsji. — Nie mogę na niego patrzeć, krew mnie jasna zalewa.
Na żadnej innej płaszczyźnie tak bardzo zgadzam się z Adamem. Oboje zdajemy się wiedzieć, co jest słuszne, ale dopóki Jenna nie da sobie powodów do zerwania zaręczyn, możemy tyle, co nic.
Głębokie westchnienia podsumowują ciężar tej sytuacji.
— Jedno wiem. Jeżeli mam jakikolwiek wpływ na to, żeby moja siostra nie niszczyła sobie życia z tym palantem, zrobię co trzeba — mówi pewnie. W odpowiedzi uśmiecham się szeroko, ręce zarzucam mu na ramiona i wpatruję się w głębokie, niebieskie oczy.
— Masz rację — przyznaję.
— Ja bym nie miał? — Unosi prowokacyjnie brew, a chwilę potem schyla się i dotyka moich ust swoimi wargami. Cichutko oddaję przyjemny, miękki pocałunek i oblizuję dolną wargę.
— Wracam do Kennetha. — Zaledwie po tych słowach ruszam z powrotem na dół.
Kenny, słysząc moje głośne chodzenie po schodach, przebiega wzrokiem po balustradzie i ląduje nim na mnie, delikatnie zdziwiony. Bierze łyk ciepłej kawy, która jeszcze paruje.
Ale nie jest sam. Cholera, nie jest sam! Rozmawia w najlepsze z Jenną, oboje są uśmiechnięci od ucha do ucha, przy tym nieco nieśmiało wyrażając swoje gesty jak w pięknych historiach pierwszych miłości. Mają się ku sobie i ja to wiem. Nie można się pomylić, widząc to, co się widzi.
Wpadam chyba w środek rozmowy.
— Nie, niestety mój narzeczony Ben zrezygnował z wyjścia ze mną do kina na rzecz pójścia z kolegami na piwo. Właśnie wyszedł. Już zdążyłam się zdenerwować, a bilety opłacone. — Jenna jest sfrustrowana i to mało powiedziane.
— Co za dupek. Przepraszam, ale to wygląda jak wygląda. — Kenny przeczesuje dobrze ułożone włosy. Rozmawiają zupełnie tak, jakby znali się od lat. Przyłapuję się na tym, że ciągle opieram się o balustradę i na nich patrzę, nie troszcząc się zbytnio o fakt, że mój uśmiech wygląda niczym banan.
Zawstydzam się, kiedy kierują na mnie zmieszane spojrzenia, co nakłania mnie do natychmiastowego powiedzenia, a raczej wymuszenia z siebie czegoś kompletnie bezsensownego — norma.
— Hej, a może Kenny pójdzie z tobą? Wiesz, tak dla towarzystwa! — proponuję im. Gapią się na siebie, chyba niezbyt przekonani, choć kto ich tam wie. — Możecie wziąć przecież Cindy, jeżeli się krępujecie.
— Tak, ja chcę, ja chcę! — Cindy, która do tej pory wyjątkowo dyskretnie kolorowała swoje kolorowanki w salonie, odzywa się z taką chęcią, na jaką tylko stać podjaranego dzieciaka.
— No i widzicie?
— W sumie czemu nie... — Kącik ust Jenny unosi się do góry.
— Macie rację — przyznaje Kenneth. O Boże, na pewno chcą się poznać lepiej! — Ale dwa bilety należą do Ciebie i Cindy. Ja kupię swój. — Puszcza jej oczko.
Niedługo potem, jako iż zbliża się godzina seansu, młodzi ruszają z jeszcze młodszą do kina, zostawiając mnie samą w kuchni. Nie na długo, ponieważ Adam zaraz schodzi ze swoim psem. Od razu głaszczę łaszącego się pod moimi stopami Harvarda, a jego wielki język moczy mi odrobinę skarpety. Uroczo.
— Zgadnij, kto osiągnął sukces — mówię tak pewnie, jak nigdy.
— Hmm?
— Udało mi się wysłać Kenny'ego i Jennę do kina z Cindy. — Niemal klaszczę w dłonie. — Ta mała połączy ich lepiej niż oni sami. Wiem, co mówię.
— Może coś w tym jest. — Uśmiecha się szeroko, siadając na stołku barowym przy wyspie kuchennej. — Czyżby Ben nie miał chęci na kino?
— Wystawił Jennę i poszedł z kumplami na piwo. — Wzdycham głośno. Lancaster ściąga brwi nieco groźnie i mamrocze pod nosem.
— A to chuj.

*

Jako, iż nie mamy nic pożytecznego do zrobienia, jakiś czas później przygotowujemy razem obiadokolację. W kuchni robota wre prawie tak samo, jak w restauracji, z tą różnicą, że pierwszy raz nie robię za kelnerkę. No i w zaciszu domowym Adam nie hamuje się przez klepaniem mnie w tyłek co jakiś czas.
Kiedy rozlega się dźwięk otwieranych drzwi, spodziewam się Jenny, Kenny'ego i Cindy, ponieważ zbliża się całkiem odpowiednia pora na to. Jednak bardzo zadziwia mnie męski, niewyraźny głos i obijanie się ciała o ściany korytarza. Rzucam Adamowi zaniepokojone spojrzenie, na co on odpowiada mi tym samym.
— Sprawdzę to — mówi szybko, wyciera ręce o ścierkę i oddala się ode mnie. Wyraźnie śledzę go wzrokiem, jednak nie robię za nim żadnego kroku. 

Adam?

+20 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz