2 gru 2020

Od Renegeusza cd. Oliego

Wyszedłem od Oliego zaraz po zabawie. Coś było z nim nie tak. Był jakiś niestabilny, psychicznie i fizycznie. Nie wiedziałem co o tym myśleć, w jednej chwili ma humor, a za chwile ma minę, jakby chciał wyskoczyć przez okno. Wiedząc, że samym myśleniem niczego się nie dowiem, zrezygnowałem z tego i całkowicie o nim zapominając, wróciłem do siebie.
Współlokatora nie było, więc miałem całe mieszkanie dla siebie. Wziąłem szybki prysznic, po czym odpaliłem laptopa. Nagle zadzwonił mój telefon. Wygrzebałem go spod sterty zrzuconych przed chwilą ubrań i zerknąłem na wyświetlacz. Odebrać? Czy nie odebrać?
- Od ojca chyba trzeba odebrać - odpowiedziałem sam sobie, po czym kliknąłem zieloną słuchawkę. 
- Nareszcie, długo już czekałem - przywitał mnie.
- Cześć, chciałem coś konkretnego?
- A to z synem nie można już porozmawiać?
- Jeśli ma się ważny powód - w słuchawce usłyszałem szczekanie psa. Od razu się uśmiechnąłem i zapytałem o Rambo, czyli mieszańca wilczura z border collie. Był z nami od małego, czyli od sześciu lat. 
Rozmowa przebiegła szybko i nie dotyczyła żadnych ciekawych tematów, prócz ostatniego.
- Miałem ci tak w ogóle coś do przekazania - zaczął.
- Czyli jednak.
- Auraya umarła kilka tygodni temu - siedziałem na łóżku, zastanawiając się, czy dobrze usłyszałem.
- A kto to? - zapytałem, kompletnie nie znając kobiety o takim imieniu.
- No ta, twoja matka - w jednej chwili wybuchnąłem śmiechem. Słowo matka pierwszy raz pojawiło się w jego ustach i brzmiało na prawdę nienormalnie. - A tobie co.
- Powiedziałem to jednocześnie z takim obrzydzeniem, ale jakby radością - po drugiej stronie rozległ się cichy śmiech.
- No nie ważne. Tak ci mówię, żeby nie było. Dowiedziałem się od znajomego - wyjaśnił, na co tylko mruknąłem na zgodę.
Gdy rozmowa się zakończyła, położyłem się plecami na łóżko. To śmieszne, że nawet nie pamiętałem, a nawet nie znałem imienia mojej matki; chociaż nie, jej nie można było tak nazwać.
- I dobrze tak suce - wstałem, aby zrobić sobie jakąś kolacje.

*

Gdy nadszedł wieczór i było już kwadrans po rozpoczęciu spotkania w barze, stanąłem przed drzwiami Oliego, zastanawiając się, czy dobrze robię. Jeśli znowu nie będzie miał humoru, pożałuje, że go wziąłem. W takim wypadku nafaszeruje go prochami, ktoś na pewno coś ma. Zapukałem po raz drugi w drzwi.
- Już idę! - usłyszałem krzyk. Po chwili drzwi się otworzyły, a z nim wyskoczył kot. Przebiegł mi między nogami.
- Kurwa, durny sierściuch - mruknąłem rozdrażniony. - Jesteś gotowy?! - zaraz się okażę, czy powinienem mu szukać towaru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz