11 mar 2020

Od Noelii cd. Trace'a

Przypięta pasami, oddech bardzo utrudniony, kroplówka z lewej, krew z prawej. Kręcenie głową ukazało dźwięk strzelających kości. Oczy jej były zamglone. Na końcówkach palców dokładnie widać było pozrywaną skórę, którą odgryzała podczas stresu. Jej zawsze zmarszczone brwi teraz były położone i lekko przestraszone. Powieki nie miały na tyle siły, aby się podnieść. Żebra wydawały się zaciskać płuca, które wciąż były wspomagane przez odpowiednie sprzęty.
W przedramię wbite było kilka, a może kilkanaście igieł. Twarz miała bladą, oczy podkrążone, a usta sine. Policzki zapadnięte i chude przez brak jedzenia od kilku długich dni i nocy. W myślach widziała jedną ze swoich dawnych ofiar. Dziewczyna śliczna, wysoka, twarz i figura modelki. Wystające obojczyki, lekko zgarbiony nos i fiołkowe oczy. Trafiła na złą osobę. Na szatana, Asmodeusza, czy innego Lucyfera. Siedziała na łóżku. Podwinęła kolana pod samą brodę i modliła się po cichu, aby jej pani nie była w złym humorze. A pani zazwyczaj miała zły humor. Dziewczynie w pamięci została mina Noelii. Ta zła mina, psychopatyczny uśmiech, który przeszywał jej ciało na wylot. Pierwsza myśl, jaka przyszła małej Rose do głowy był przybytek dla mężczyzn, z którego Irma czerpałaby pieniądze. Jednak rzeczywistość była zupełnie inna. Kobieta zagarnęła ją dla siebie. Otwierała się przy niej. Nawet na jej smutną twarz zawitał lekki uśmiech. Próbowała sprawić, żeby dziewczyna czuła się przy niej bezpiecznie. Nie chciała widzieć jej łez i strachu. Pokazywała jej swoją lepszą, delikatną stronę. Nie potrafiła jej skrzywdzić. Nie zwracała uwagi na to, że męczy ją psychicznie i, że już nigdy nie będzie taka sama jak kiedyś. Wracała cała we krwi do domu. Kiedy przetrzymywała kolejną ofiarę Rose była skazana na wysłuchiwanie ciągłych krzyków i jęków z piwnicy. Czasem słyszy strzały, a czasem piłę. Po jakimś czasie zaczęła się do tego przyzwyczajać. Zasłaniała uszy, zawijała się w kołdrę i czekała, aż nastanie zupełna cisza. Noelia wracała wtedy do pokoju, zmieniała ubranie, a te ubrudzone krwią od razu paliła daleko w lesie. Rosalie nie chciała pokazywać, że się jej boi. Uśmiechała się na jej widok i przytulała na powitanie. Jakby w głębi duszy wierzyła, że ją to spokoi. Nie chciała niczego odmawiać. Obawiała się jej reakcji. Jedyna rzecz, która ją zastanawiała były oczy morderczyni. Nie dało się w nich dostrzec złości lub destrukcyjnego buntu. Jej ślepia były smutne. Widziała w nich samotność, głęboki ból, a nawet może i rozpacz. Przez brutalne zabójstwa wyżywała się za całe swoje życie. Pani lubiła przesiadywać z małą Rosie przy zachodzie słońca na balkonie. Leżały wtedy razem na czarnym kocu z Whiskey w dłoniach. Po paru tygodniach ''mieszkania'' u Irmy, kobieta wreszcie zdała się na odwagę, by porozmawiać z porywaczem.
- Czemu pani... znaczy... Czemu taka jesteś Noelio?
Kobieta westchnęła.
- Działam jak prawdziwa, zwierzęca logika. Jeżeli kopniesz psa, on to zapamięta i wróci, aby cię ugryźć. Jeśli wykąpiesz kota, to będzie miał do ciebie urazę. Jeżeli ktoś złamie mi serce, to dopilnuje, aby nigdy nie znalazł prawdziwej miłości. Teraz już rozumiesz? Ja nie wybaczam błędów, ja wymierzam kary. Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie moja droga.- spojrzała na nią. Kobieta potrafiła być miła i delikatna, ale tylko dla wybrańców. Rosalie jednogłośnie skradła jej kamienne serce, a Noelia nie potrafiła zaprzeczyć tym faktom. Ta rozmowa nauczyła ją się hamować. Chociaż może nie do końca... Wracała z miasta. Odstawiła samochód, a z bagażnika wyjęła kwiaty. Piękny bukiet różnokolorowych róż. Kobieta weszła do swojego pokoju. Mała Rose jeszcze spała. Podeszła do niej i dotknęła jej zaróżowionego policzka. Dziewczyna obudziła się w mgnieniu oka.
- Wszystkiego Najlepszego piękna. - powiedziała i wręczyła jej bukiet.
- Jeju jakie piękne! Dziekuję. A z jakiej to okazji?
- Dzień kobiet. - oznajmiła pani Wunderbrischer.
Rose pocałowała ją w policzek, co odpuściło Noelii wszystkie hamulce. Złapała dziewczynę w talii i przekręciła na plecy. Zdjęła swój bordowy garnitur, a Rose zdjęła szafirową koszulę nocną. Wreszcie obie zostały bez żadnego odzienia, a ich nagie ciała okrywała jedynie śnieżnobiała kołdra. Noelia złączyła ich usta w przeciągniętym, namiętnym pocałunku. Ośmielona Rose przyciągnęła kobietę do siebie. Pożądanie zawładnęło ich umysłami. Noelia położyła dłoń na jej piersi, a ustami składała lekkie pocałunki na delikatnej szyi dziewczyny. Ręką schodziła coraz niżej po drodze lekko muskając jej skórę. Ciche jęki i przyspieszony oddech kobiety zwiększały się wraz z mocniejszym obniżeniem dłoni. Nagle paznokcie Rose wbiły się głęboko w plecy morderczyni. Zostawiła na niej krwawiące rysy. Irma nie lubiła się spieszyć, jednak podniosła Rosalie na tyle ciśnienie, że sama kobieta wsuwała jej dłoń niżej, aż do jej najbardziej czułego miejsca. Zachęcona Irma włożyła sprawnie palce, na co plecy Rose wygięły się w mocny łuk. Jej paznokcie wbijały się coraz bardziej, a jęki Rosalie były coraz wyraźniejsze i szybsze. Dziewczyna nie potrafiła się odsunąć od kobiety, a wręcz przeciwnie - przysuwała ją do siebie coraz mocniej. Kilka ostatnich ruchów palców, a z ust kobiety dało się słyszeć głośny jęk, po czym wtuliła się w ciało zabójcy, jakby nagle zmieniła o niej zdanie i czuła się przy niej bezpiecznie.
- Przepraszam... - wyszeptała do ucha Rosalie, na co dziewczyna pocałowała ją w czoło. Zasnęły w ciasnym objęciu z zawiniętymi nogami. Noelia spała jak nigdy. Jakby sama nie chciała się budzić, z tak twardego snu. Jednak obudził ją huk dobiegający z dolnej partii posiadłości. Wstała z łóżka jak wystrzelona. Dopiero teraz zauważyła, że Rose nie leży na łóżku, a jej ubrania zniknęły z białej wykładziny. Zawinęła się w szlafrok i zbiegła po krętych schodach. Na parterze też czysto. Zupełny spokój i porządek. Chwyciła za leżący pod kanapą rewolwer i zaczęła powoli schodzić do piwnicy. Otworzyła drzwi kopnięciem i wycelowała w ciemną otchłań. Zapaliła dłonią światło i jej przeszklonym oczom ukazała się wisząca za szyje na grubym sznurze Rose. Kobieta rzuciła pistolet na ziemię i podbiegła do małej istotki. Złapała za koniec sznura i zdjęła z haka, przymocowanego do sufitu. Ułożyła Rosalie na zimnym betonie. Dotknęła dłonią jej bladego czoła. Nie potrafiła zdać sobie sprawy z zaistniałej sytuacji. Chwyciła ją pod ramiona i przysunęła do swojego ciała. Przytuliła jej martwy korpus i trzęsącą dłonią odgarniała jej gęste włosy. Po oczach Irmy spływały gorzkie łzy, których nie mogła zatrzymać. Pogrążyła się w głębokim lamencie. Dało się usłyszeć tylko ciche ,,przepraszam'', które zaraz przerodziło się w echo, a jeszcze chwilę później w palące, białe światło. W tym momencie otworzyła ślepia i spojrzała na bardzo głośno piszczący respirator. Przekręciła się na lewy bok i jednym pociągnięciem wyrwała wenflon z przedramienia. Oderwała magnesy ze swojej klatki piersiowej i odpięła respirator od prądu. W skrócie ,,żywy trup''. W szpitalu zupełna cisza. Przestała myśleć i chwiejnym krokiem podeszła do drzwi. Powoli udała się do włazu prowadzącego na dach szpitalu. Weszła po solidnej drabinie i otworzyła wejście. Poczuła mocny deszcz na karku i silny powiew wiatru we włosach. Ruszyła w stronę krawędzi. Zatrzymała się nagle i rozłożyła ręce. Patrzyła na całe miasto, które tętniło życiem. Przy kawiarni ktoś kłócił się o włosa w herbacie, jakaś stłuczka, pożar i kochankowie, całujący się namiętnie w dużym parku. Spoglądała na nich ze łzami w oczach. Zrobiła krok w przód, kiedy nagle usłyszała za plecami męski głos.
- Noelia stój! - krzyknął stojący za nią Trace.
Kobieta odwróciła się powoli w jego stronę, lustrując go od góry do dołu.
- Nie rób tego, nie warto.
- Skoro nie zaznam w życiu miłości, to po co żyć? Dlaczego niby nie wart? Mówiłam ci, że boję się być do końca życia sama, ale najwidoczniej jest to moje przeznaczenie.
Facet podchodził do niej powoli.
- Nie podchodź! - nie podziałało - Zrobię to! - nadal podchodził - Nie podchodź kurwa! - krzyknęłam ale mężczyzna był na tyle blisko, że kobieta padła z płaczem w jego ramiona.
- Ja nie chce dłużej tak żyć! - wykrzyczała pomiędzy łzami.
Trace?
1243 słowa

+20 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz