25 mar 2019

Od Victorii cd. Antoniego

-Jeżeli panienka prosi, to chyba nie pozostaje mi nic innego, jak pomóc. - powiedział nagle. Mnie opanowała jakaś fala uwielbienia i dziękowania, przez co nie słyszałam jego dalszej wypowiedzi. Miałam ochotę od razu złapać go za rękę i pobiec w stronę domu, ale uznałam, że to nie byłoby za bardzo stosowne. Do tego ja i bieganie w butach na obcasie to bardzo niedobry pomysł. Zakładam takie wynalazki tylko, jeżeli mam dobry humor, a dzisiaj jakaś lepsza energia mnie opętała. Jako, że mieszkanie było bardzo blisko naszego miejsca pierwszego spotkania, to dotarliśmy tam w przeciągu kilku chwil. Pierwszy widok, jaki zastaliśmy to próba wpisania kodu do domofonu przez Gareda. Po co oni kazali akurat jemu to zrobić? No po co? Nie dość, że jest w najgorszym stanie z nich wszystkich, to jeszcze u niego pamięć leży. Miałam już podejść i pomóc tym niedorozwiniętym, bezmózgim amebom, ale w tym momencie podjechała policja. Znając życie jakieś dziecko bawiło się na placu zabaw i jak zobaczyło takiego pedofila jak Bo, to od razu pobiegło do rodziców. Nie miałam pomysłu co zrobić. Odwróciłam się w stronę ulicy i usiłowałam przekręcić też w ten sposób Antoniego, aby plan wypalił. W impulsie przerażenia złapałam go pod rękę i zaczęłam udawać, że po prostu spacerujemy.
- Zachowuj się naturalnie... - wyszeptałam w jego stronę. Przeszliśmy tak kilka kroków i nagle smerfy doczepiły się także i do mnie. Jeden z nich uznał, że przecież skoro przechodziłam obok tych debili, to od razu muszę być jedną z nich. Problemów z policją mam już i tak za dużo, żeby teraz coś jeszcze przeskrobać. Już gdy widziałam, że policjant się zbliża, przełknęłam twardo ślinę.
- Dobry wieczór. - powiedział, a na te słowa obydwoje stanęliśmy jak wryci. Ze stresu jedyne co zrobiłam, to kiwnięcie głową. Antoni po chwili chyba zauważył, że coś jest nie tak, bo moje oczy otworzyły się szerzej, kiedy rozpoznałam tego ''psa''. Kilka dni temu gonił mnie, bo przekroczyłam dość mocno prędkość na motorze w terenie zabudowanym. Troszeczkę... Na szczęście nie odznaczał się szczególną pamięcią i ogarnięciem, bo chciał tylko, abym dmuchała w alkomat. Kilka sekund i niby po wszystkim. No nie do końca, bo problem zaczął się już bardziej, gdy sprzęt wykazał 0,6. Może to nie należało do ogromnych liczb, ale dany funkcjonariusz i tak się o to przyczepił.
- To ja bym panią chciał zabrać na chwilkę do radiowozu. - powiedział nagle, a mój instynkt buntowniczki nie chciał się z nim w żaden sposób zgodzić. Kiedy tylko zauważyłam, jak chce wyciągać kajdanki, moim jedynym pomysłem była ucieczka. Chwyciłam Antoniego mocniej za dłoń i wybiegliśmy w pierwszą, lepszą uliczkę.
Antoni?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz