17 mar 2019

Od Michaela cd. Kitty

Każdy zna uczucie wewnętrznego niepokoju. Kiedy wiesz, że nie jest wcale wszystko w porządku. Tym bardziej w przypadku osoby, którą znasz przez całe życie.
Heather nie zachowuje się dziwnie. Ona jest specyficzna, ale jej inność jest pewnego rodzaju zaletą i rzeczą, która przyciąga, bo kto wytłumaczy mi zjawisko obcowania ze sobą ponad dwadzieścia lat? Wszystkie sekrety, tajemnice, dramaty, problemy, żenujące sytuacje - to wszystko było zapisywane we wspólnym pamiętniku. Wiedzieliśmy o sobie nienormalnie dużo, a czasem nawet za dużo.
Kitty nigdy siebie nie doceniała. Jej pewność siebie nie przekłada się na samoocenę. Zawsze była krytyczna wobec wszystkiego, a tym bardziej wobec swojej osoby, ale gdy tylko zacząłem temat, przedstawiła swój pogląd na tyle dobitnie, że moje zdanie było jedynie dobrym zaprzeczeniem jej jednego argumentu. Odnoszę jednak ostatnio wrażenie, że stała się bardziej wahliwa. Szczególnie w indywidualnym samopoczuciu, lecz za każdym razem, gdy pytam, czy wszystko w porządku, odpowiada twierdząco. W końcu jej się sprzykrzy i powie, że mam przestać. A ja, jak posłuszny pies, przestanę.
Być może to właśnie nasze całkiem inne osobowości pozwalają na wspólne obcowanie. Nasze charaktery są antagonistyczne, tylko niektóre cechy można przyrównać, a i tak nie osiągnie się całkowitej zgodności.
Właśnie staram się sięgnąć telefon, który zostawiłem na szafce. Alkohol jednak nie zmienia starych przyzwyczajeń. Chętnie bym zaspał, ale budzik ustawiony na dosyć wczesny alarm, definitywnie zabiera ostatnie nadzieje. Muszę się postarać, aby nie ruszyć się zbyt mocno, by nie obudzić Heather, która jakimś cudem przespała całą noc w jednej pozycji. Myślałem, że w łóżku jest bardziej... okey, to skojarzenie idzie w bardzo złą stronę, Michael. Opanuj się.
Cudem sięgam telefon i nie upuszczam go z dłoni. Wyłączam natrętny dźwięk i wypuszczam głośno powietrze. Poranne rozciąganie zawsze w modzie, jeśli tylko masz na nie czas. Głupi jestem, że jednak nie poszedłem prosić o dzień wolnego, ale chyba posiadam większą dumę, niż sądziłem. Gadanie z kochankiem byłej żony to ostatnia rzecz, na jaką mam ochotę. W ten sposób pozbawiam siebie wszelkich dni wolnych. Nie czuję się też najlepiej, dlatego piszę szybką wiadomość do Dominica, wnioskując, że wcale nie będzie czuł się lepiej ode mnie. W pracy mogę być nieco później, dlatego postanawiam nie spieszyć się zbytnio, a wykorzystać czas na cokolwiek innego, bo zasnąć i tak nie zasnę.
Ostrożnie i naprawdę delikatnie staram się wysunąć ramię spod głowy Kitty. Gdy śpi, jest naprawdę słodka. Normalnie nie mógłbym jej tego powiedzieć. Cicha, spokojna i można powiedzieć, że nawet się uśmiecha. Jednak na dłuższą metę brakowałoby mi jej ognistego charakteru. Dlatego komplement, że jest wspaniała, gdy śpi, wydaje mi się bez sensu. Komplementem jest docenienie jej trudnego charakteru. Nie idzie dzisiaj do pracy. Wiem to, bo ustawiłaby także swój budzik. Właściwie to pewnie już byłaby na nogach, niezależnie, czy zadzwoniłby, czy nie.
Gdy udaje mi się już uwolnić, podchodzę do szafy dziewczyny w celu poszukania sobie coś na przebranie, a że Kitty nosi dosłownie prawie wszystko, to jestem pewien, że ma tu parę męskich bluz, jakkolwiek ten styl pasuje do pokazania się w szpitalu. Może trochę ekstrawagancji nie zaszkodzi.
Wyciągam jedną z nich, właściwie pomijając fakt, że kiedyś chyba należała do mnie i idę do łazienki wziąć szybki prysznic. Ta kobieta jest przygotowana na dosłownie wszystko - najwidoczniej na niespodziewaną nockę swojego przyjaciela również - znalezienie kosmetyków dla siebie, nie jest wielkim wyzwaniem. Nie spieszę się, bo wiem, że nie muszę. Może mama ma rację... może powinienem mieć jakiś czas, w którym mógłbym odetchnąć nie tylko od swoich problemów, ale od samej rutyny? Uwielbiam się zadręczać różnymi problemami, najczęściej nawet nie swoimi. Rzadko odpływam w myśli, bo zwykle nie mam na to czasu. Odkąd nie jestem żonaty, czas się nieco zwiększył.
Chyba nie jestem dobrym facetem, a jeszcze gorszym partnerem. Nie stawiam związku na pierwszym miejscu, a kobiety lubią być w centrum uwagi. Otaczane i uświadamiane, że na każdym kroku są kochane. Ten okres był, gdy miałem dwadzieścia lat. Życie niczym w komedii romantycznej. Mam dwadzieścia siedem lat i moje priorytety znaczenie się zmieniły. Nadal jednak czuję się nieco pogubiony. Jak to dziwnie brzmi - niemal trzydziestoletni, dorosły mężczyzna, czuje się zagubiony - jak początek dobrego żartu. I nie ukrywam przed sobą, że się wstydzę tego, ale dopóki zatrzymam to u siebie, nic się nie zepsuje. Prawda?
Ubieram się i wychodzę z łazienki. Zaglądam jeszcze ukradkiem, czy przypadkiem Heather się nie obudziła i idę do kuchni. Nie wiem, co to za pomysł, aby robić profesjonalnemu kucharzowi, a tym bardziej zastępcy szefa kuchni śniadanie, szczególnie że moje umiejętności gotowania nie są wyjątkowo wysokie, jak umiejętności psucia dań, ale dla chcącego nic trudnego. Podobno. Choć to dom Kitty - prawie jak drugie mieszkanie - to śniadanie w ramach podziękowań.
Wiem, co lubi. Wiem, co przygotować, aby była zadowolona przynajmniej ze składników tego, co znajduje się na talerzu. Wiem, jaką herbatę pije rano i ile nalewa jej do kubka. Wiem, gdzie wszystko jest, więc nie mam problemu ze znalezieniem czegokolwiek. Wiem, że karmi koty sąsiadki, choć mówi, że ich nie znosi. Cóż, ja tak samo, ale nasypuję im karmę, gdy te patrzą zaciekawione przez szybę. Wiem, jaką grubością smaruje chleb masłem i wiem, że nie używa po raz kolejny tych samych sztućców do tego, bo jest perfekcjonistką. Wiem naprawdę bardzo dużo.
Jestem w miarę zadowolony ze swojego dzieła. Na tyle, że aż się uśmiecham pod nosem i gratuluję sobie w myślach. Zwykłe śniadanie potrafi dać takie szczęście. Nie chcę jej budzić, ale wiem, że byłaby też zła, gdybym pozwolił jej, będąc jeszcze u niej w mieszkaniu, na nieproduktywne spędzenie dnia. Biorę jeszcze karteczkę i piszę na niej:
"Coś na ból głowy od lekarza specjalisty. Twoje ulubione ;)"
Zabieram wszystko ze sobą i wchodzę do sypialni. Odwrócona jest plecami, w połowie odkryta, więc pewnie nawet się nie przebudziła. Obchodzę jej łóżko, kładę posiłek na szafce i kucam. Opieram rękę, a głowę na dłoni i przyglądam jej się z uśmiechem. Wyciągam drugą rękę, zbieram kosmyki jej brązowych włosów z twarzy i zaczynam się nimi bawić. Sposób budzenia jak każdy inny. Chyba od zawsze wolałem być delikatny, niż raptownie kogoś wywalać z łóżka.
Heather delikatnie się marszczy, gdy włosy smyrają ją po policzku i przejeżdża dłonią po twarzy. Przeciera oczy, a następnie je otwiera. Unosi powoli wzrok na mnie, początkowo nawet nie drgając, ale po chwili wysila się na niemrawy uśmiech.
- Dzień dobry, śliczna - mówię, a mój uśmiech się powiększa. Nie jest to coś nienormalnego, w późniejszym okresie, gdy u siebie nocowaliśmy, zawsze się tak do niej zwracałem. Potem to miano przejęła moja żona, ale w końcu nie jestem już żonaty.
Dochodzę do wniosku, że właściwie ostatnio mogłem zaniedbać naszą przyjaźń.
- Nie wierzę, że nie wziąłeś urlopu - mruczy zaspanym głosem i przytula się z powrotem do poduszki. Jest wyjątkowo blada, co pewnie oznacza, że nie czuje się najlepiej - Jesteś głupi, wiesz?
Śmieję się cicho pod nosem, bo może ma rację. Potem zaraz zaciskam mocniej usta, bo doskonale wiem, dlaczego nie poszedłem prosić o jeden dzień wolnego. Gdy unoszę wzrok z powrotem, napotykam tym razem intensywniejsze spojrzenie Heather. Niebiesko-fiołkowe tęczówki są skierowane wprost na mnie, ale nie staram się wyczytać z nich emocji, czy myśli.
Prośba o wolne równa się z pójściem do ordynatora oddziału, a na ten czas, nie mam ochoty się z nim widywać. Przynajmniej do czasu, dopóki nie będzie mnie ruszało, że Ginger widzi w nim coś więcej, niż tylko przełożonego.
- Zrobiłem ci śniadanie - kieruję temat na całkiem inny tor, tak w razie czego. Jej wyszukana mimika twarzy zdradza, że nie jest pewna co do efektów mojej pracy. Uśmiecham się przekonująco - Nie, tym razem nie próbowałem żadnych żywieniowych nowości. To twoja liga. Poszedłem w całkowity standard.
- Nie musiałeś - odpowiada normalnie, więc muszę się domyślić, czy to w ramach podziękowania, czy w innym efekcie - Nie mam zamiaru na razie wstawać, w przeciwieństwie do ciebie.
- Dobrze, że nie idziesz do pracy. Wiedziałaś, że mówisz przez sen? - przygląda mi się w ciszy przez moment, aby po chwili delikatnie się unieść i zająć na tyle wygodną pozycję, aby zbytnio nie nadwyrężać ciała. Nie wygląda na zaskoczoną, nawet tego nie oczekiwałem, być może o tym doskonale wie - Myślałem, że masz gorączkę, ale najwidoczniej skutek alkoholu.
- Ty nie masz nic innego do roboty tylko podsłuchiwanie ludzi w nocy? Wiesz, co się robi o tej porze? Śpi. Cokolwiek to dla ciebie znaczy - rzuca opryskliwie i z powrotem układa się wygodnie na łóżku i niemal zagrzebuje w pościel. Przewracam oczami i podejrzewam, że wcale tego nie zauważyła.
- Opowiedz mi, co ci się śniło - widzę, jak niezauważalny uśmiech targnie się na jej twarz, ale skrupulatnie go przykrywa. Otwiera oczy i znowu wbija we mnie intensywne spojrzenie. Wykorzystuję tę chwilę kontaktu wzrokowego i mimo żartobliwego tonu, staram się w milczeniu pobudzić pokłady uroku osobistego.
- Jesteś absorbujący, Michael. Daj mi odpocząć, w mój wolny dzień od pracy - burczy z zamkniętymi oczami - I nic ci nie pomoże ten twój wyuczony uśmiech, na mnie to nie działa - śmieję się i wstaję. Nieco ścierpłem, dlatego siadam na krańcu łóżka, a potem opadam plecami na nie, a właściwie na nogi Kitty.
- I tak od ciebie to wyciągnę. Prędzej, czy później - odwracam głowę, aby zobaczyć jej twarz, ale zakrywa ją kołdra. Czekam na jakąkolwiek reakcję, ale nic z tego. Mógłbym tak leżeć nieskończoność, a jeszcze bym został zignorowany. Nie bywam irytujący, ale nie mogę się powstrzymać. Ściągam jej kołdrę z twarzy, przez co narażam się na co najmniej oberwaniem poduszką. Nie robi to na niej na razie żadnego wrażenia.
Nieco zbyt głośny dźwięk dzwonka telefonu sprawia, że Kitty nieco się krzywi. Najwidoczniej boli ją głowa. Nie sięga po telefon od razu, dlatego ją wyręczam. Z jej zgodą, czy nie. Zanim zdążę go jednak chwycić, czuję opór. Heather chwyta mnie za ramię i ciągnie w przeciwną stronę. Nic z tego, bo i tak drugą ręką złapałem za wibrujący przedmiot. Z nieco triumfalnym uśmiechem na ustach, za który mi się oberwie, spoglądam na wyświetlacz z widniejącym napisem "Dzieciak".
- Pewnie chce wiedzieć, jak się czuję. Oddaj mi to - kobieta wyciąga rękę do przodu. Gwałtownie i energicznie, jakby cały ból głowy, albo prościej nazwać, kac, przeszedł niezauważalnie. Odsuwam się ze zmarszczonym czołem.
- Masz coś do ukrycia? - unoszę brew i mierzę się z nią spojrzeniem. Przewraca oczami, jakby ten żart ją wcale nie bawił.
- Nawet jeśli, ciekawe jak ci się uda do wyciągnąć - poruszyła brwiami zawadiacko, co tylko utwierdziło mnie, że powinienem odebrać połączenie. Nie spodobało się to oczywiście Kitty, która natychmiastowo przystąpiła do ataku. Nieudanego zresztą, bo aby być bezpiecznym musiałem ją w miarę unieruchomić. Objąłem ją ramieniem wokół klatki piersiowej, tak aby zarazem móc rozmawiać bez groźby utraty telefonu, ale i żeby samemu nie dostać. Zaśmiałem się, gdy całą swoją zażartością próbowała się uwolnić. Przynajmniej w tym miałem jakąś przewagę.
M: Cześć Axel, co u ciebie słychać? ~ od dawna samemu nie mogłem sobie przypomnieć, kiedy ostatnio miałem tak zadowolony głos.
A: Mike? Dlaczego masz... zresztą nieważne. Gdzie jest Kitty?
Dziewczyna zrezygnowała z dalszej próby sprawdzenia swojej siły i wydała z siebie dźwięk okropnego niezadowolenia w postaci westchnięcia. W moim umyśle przypominało to bardziej warczenie wkurzonego psa. Cokolwiek by to było, jej spojrzenie było jak tysiące noży.
Oparła głowę o moje ramię, zaciskając usta.
Być może zachowujemy się jak dwójka zbyt wyrośniętych dzieciaków, czasem Heather to nawet wkurza, a przynajmniej odnoszę takie wrażenie, ale mnie samemu to nie przeszkadza. Właściwie, przy niej czuję się wyjątkowo luźno, nie udaję nikogo specjalnego, nie zakładam żadnej maski i znam granice. To pozwala mi być wyjątkowo naturalnym, choć na parę chwil.
- Zabiję cię, zobaczysz. Uduszę, zamorduję, oddawaj ten telefon.
M: Siedzi tuż obok. Jest wyjątkowo zła, nie wiem, czy chcesz z nią rozmawiać.
H: Nie słuchaj go! Uwięził mnie i zabrał telefon!
M: Nic takiego się nie wydarzyło.
A: Widzę, że się świetnie bawicie ~ głos Axela wydaje się rozbawiony, ale mam wrażenie, że nie dzwoni wyłącznie w sprawie dowiedzenia się o samopoczuciu przyjaciółki. Oczywiście, gdybym spytał, zaprzeczyłby. Dwójka spiskowców ~ Co ty tam właściwie robisz?
H: Aktualnie wychodzi!
M: Urządziliśmy sobie damsko-męskie piżama party we dwójkę ~ kątem oka widzę, jak dziewczyna wyraża swoją dezaprobatę ~ A tak na serio, to spędziliśmy ze sobą cudowną, wspaniałą, niezapomnianą noc, która... ~ wypuszczam z objęć Heather, która natychmiast mi wyrywa telefon. Wystawia mi język, odpycha do tyłu i odzywa się do Axela.
H: Wybacz. Michael ma za dobry humor, a nie zdążyłam mu go jeszcze zepsuć ~ wiem, że to zdanie było w połowie skierowane do mnie. Śmieję się pod nosem i spoglądam na zegarek. Cholera, powinienem już wychodzić.
Wstaję i siadam tuż obok niej. Spogląda na mnie niby od niechcenia, kiwając głową pewnie na słowa Axela. Gdy kończy myśl, mówi szybkie "zaczekaj" i odrywa telefon od ucha.
- Coś jeszcze masz do powiedzenia? - pyta i czeka.
- W wielkim skrócie. Śniadanie masz tu - wskazuję na szafkę. Wzrok Heather podąża w tym samym kierunku - Doceń moje starania i nie pisz mi wiadomości, że jak zwykle mój talent kulinarny to dno. Uwielbiam twoje recenzje, ale się starałem. Pożyczam moją bluzę, oddam w którymś momencie. Jadę do pracy, ale żebyś nie czuła się zbyt wolna, to zamierzam wpaść z obiadem z powrotem, więc nie fatyguj się i nie rób niczego. To nie było pytanie, tylko stwierdzenie faktu, a więc proszę... nie uciekaj nigdzie na po południe, w końcu masz dzień wolny. Muszę jeszcze odwiedzić mamę po pracy, ale zajmie mi to dosłownie pół godziny, może godzina, ale i tak przyjadę po południu. Liczę, że nie masz żadnych pytań i sprzeciwów, dlatego ogromnie dziękuję za wspaniałe urodziny i użyczenie swojego mieszkania - przytulam ją na pożegnanie i wstaję - Aha... i pozdrów Axela, i powiedz, że żartowałem, w razie, jakby nie zrozumiał...
- Chyba zrozumiał - wtrąca. Kiwam głową z uśmiechem.
- W takim razie do zobaczenia potem, słońce - posyłam jej buziaka w powietrzu i wychodzę. Jestem spóźniony. Od dobrych paru lat mogę być spóźniony, bo korki rano to normalność w centrum.
Zabieram płaszcz z wieszaka i wychodzę z jej mieszkania.

Kitty, najdroższa królowo moja jedyna i słuszna ♥?

+20 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz