31 mar 2019

Od Nivana cd Antoniego

Zaczął piorunować mnie błękitnym spojrzeniem, na co miałem ochotę zareagować jedynie dość głośnym śmiechem. Bo wszystko zawsze brał tak poważnie, tak śmiertelnie poważnie i zawsze był gotów do walki. Wystarczyło słówko, a stroszył te swoje piórka, cały się nafukiwał i łypał na ciebie wzrokiem mówiącym jasno, zabije cię, jeśli będzie taka potrzeba.
— To jest, kurwa, Merlin — odparł. Wróć, wręcz warknął, broniąc marnej jakości rysunku, jak skarbu narodowego, na którego nawet nachuchać nie można było, bo szło zarobić mocnego kuksańca w bok, albo ostrzegawcze trzepnięcie w potylicę.
Odpowiadałem marszczeniem czoła i cichym prychnięciem.
— Zrobiłem go po pijaku, ok? — rzucił, wystrzelił, tak szybko, jak potrafił, byle słowa szybko wyszły i szybko odeszły, wręcz przeminęły z wiatrem. — Chociaż uważam, że nie jest najgorszy. Taki o, mały, inteligentny strażnik. I jeszcze ma czapkę czarodzieja! — rzucił z uśmiechem, trącił palcem rysunek, a ja mogłem jedynie westchnąć, może wzruszyć ramionami i koniec końców, pociągnąć mężczyznę na swoje kolana. Całkiem ignorując poprzednią rozmowę, bo należała do kolejnych, małych akcentów, które należało jedynie zapamiętać i odpuścić sobie dodatkowych zmartwień.
Może dlatego od razu zaatakowałem usta ustami, może dlatego zacząłem wędrować palcami po boczkach, nieco bardziej miękkich, niż kiedyś, może dlatego zacząłem przyszczypywać skórę na biodrach mężczyzny.
Wystarczyło jedno spojrzenie.
— No dobrze, jest nawet ok, starczy? — rzuciłem z aktorskim oburzeniem, bo czasami obaj mocno przesadzaliśmy.
Ale on bardziej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz