21 mar 2019

Od Antoniego CD Nivana

Brutalnie pchnięte łokciem drzwi zaskrzypiały, nieprzyjemnie, a jednak tworząc cudowny kontrast do chwilowego braku słów oraz głośnych, podekscytowanych oddechów. Bo w końcu po co coś więcej, reakcje organizmów przekazywały wszystko w sposób idealny, a posługiwanie się niepotrzebnymi głoskami mogłoby tylko to wszystko... zepsuć. Ile razy już sobie to udowodniłem, nawet na Oakleyu.
Nogi tuż obok łóżka same się zaplątały, dwa cielska upadły na sprężynowy materac, a to moje przyjęło również i impet drugiego mężczyzny, którego, może i świadomie, pociągnąłem za sobą. Spomiędzy warg uciekło ciche parsknięcie śmiechem, a może to był jęk, bo przecież kochanek wcale lekki nie był. Wszystko było czystym szczęściem, nieopisaną tęsknotą i pożądaniem, rozpierającymi każdy centymetr kwadratowy ciała.
Kochanek.
Słowo niegdyś tak przeze mnie wyśmiewane, tak odrzucane, na które spoglądałem z ogromną litością czy nawet pogardą, nagle miało przyjemne brzmienie, okalało język i smakowało doskonale, gdy tylko opuszczało wargi, ba, gdy po cichu skradało się przez sam umysł. Zacząłem traktować je jak własne sacrum.
Dłoń zawędrowała na twarz drugiego mężczyzny, zwalniając całą sytuację i uspokajając jej tempo. Palce połaskotały policzek, zahaczyły o nos i kusiło, oj kusiło, by dwa wyrazy zmieniające życie ludziom uciekły z ust. A jednak, przecież sobie obiecałem.
Posługiwanie się niepotrzebnymi głoskami mogłoby tylko to wszystko... zepsuć.
Westchnąłem cicho, w końcu uśmiechając się szerzej oraz podziwiając widok. Po prostu korzystając.
— Co dalej? — mruknąłem, cichuteńko, jak niby przestraszony nastolatek, że rodzice podsłuchują pod drzwiami. — Gdzie dotknąć?
Gdzie ugryźć, gdzie pocałować, gdzie zostawić ślad.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz