22 mar 2019

Od Victorii cd. Bellamiego

Pożegnałam się z Garedem pokazaniem środkowego palca i wzięłam z półki kask. Schodzenie po schodach okazało si być lżejsze niż zazwyczaj. Zbiegałam dosłownie z drugiego piętra. Dużo energii, czyli ten krótki wypad będzie ciekawy. Minęłam szybko tak zwanych ''żulków'' siedzących pod blokiem i otworzyłam garaż. Byłam dumna, że w końcu ruszę tę biedną maszynę. Może nie biedną, to jest pierdoloa bestia. 120 w 4 sekundy. Jestem w tym motorku zakochana. Właśnie dlatego nie potrzebuję chłopaka. Przerzuciłam nogę przez siodełko i siadłam na tym cudnym sprzęcie. Kombinezon robił się już coraz mniejszy. Szczególnie na dupie... Eh. Trochę długo nie jeździłam. Założyłam czarny kask na łeb i odpaliłam motor. Nie jest tak źle. Odpalił bez problemu i od razu wyjechałam na ulicę. Ten wzrok wszystkich facetów, kiedy tylko na chwilę stanęłam na podnóżkach... Standard. Przyzwyczaiłam się do ludzkiego wzroku. Nadal uważam to za wytwór szatana, ale w końcu wierzę tylko w Lucyfera, więc wzrok to mój chleb powszedni. Kontynuując mój szybki wypad miałam już kilka styczności z wrednymi ''psami'', albo wkurwiającymi kierowcami. Do moich ulubionych należy: ,,Pani mi pokaże dowodzik.'' Pokazałam po czym spotkałam się ze zdaniem: ,,To chyba nie pani.'' No kuwa dobre półtora roku od zdania prawka. No raczej nie zmieniłam się za bardzo. No chyba, że przez makijaż ''metalówy'' i kombinezon. Wreszcie po lekkich problemach udałam się na zupełnie pustą prostą. Mogłam w końcu sprawdzić jak ta maszyna działa. Przyspieszenie potrwało mniej niż trzy sekundy. Moja czarna strzała pomknęła do przodu. 220...230...240...250. I cyk. Fotoradar. Krwa! No nie dość, że wydatki na koncerty, to jeszcze pewnie ze trzy stówy za prawie trzykrotne przekroczenie prędkości. Super. No ale trudno, jadę dalej. Nie może być gorzej. Nie zamierzałam zwolnić, a nawet bym powiedziała, że jeszcze trochę przyspieszyć. No i tak 260, 270, 280 i nagle mija mnie dość ładny Kawasaki. No nieźle. Uznałam, że nie dam za wygraną i wyrównałam. W pewnym momencie na monitorku wyświetliła się kontrolka paliwa. No niech ci będzie. Zjechałam na najbliższą stację. Zeszłam z maszyny i wlałam do pełna paliwo. Zaraz widzę jak ten sam motor, który kilka sekund temu mnie wyprzedził, wjeżdża na tą samą stację. Podjeżdża do dystrybutora obok. Gdy podjechał nie miał już na sobie kasku. Dość wysoki brunet. Sama też zaraz zdjęłam kask i wiatr rozrzucił moje niemal białe włosy. Czarna szminka o dziwo nie zmyła mi się z ust. Położyłam przedmiot na tylnym siodełku i poszłam zapłacić. Kolejna stówa zeszła z konta... Gared mnie zabije. Wzięłam sobie jeszcze jakieś piwko na później i wyszłam ze sklepu. No prawie. Bo w drzwiach zastałam mężczyznę od Kawasaki. Dosłownie w niego wlazłam. Na ziemię spadł jego telefon.
- O matko przepraszam! - krzyknęłam i w przeciągu jednej chwili podniosłam jego sprzęt. Na szczęście nie było nawet jednej ryski.
- To nic. Bellami Jon Salvadore. - podał mi dłoń.
- Victoria Chuptyś. - odwzajemniłam gest. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, kiedy tylko raz, delikatnie przygryzłam dolną wargę.
Bellami?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz