23 mar 2019

Od Wandy CD Nivana

— Dobrze, mamo — usłyszałam to nędzne burknięcie Oakleya, na co odpowiedziałam prychnięciem. Głośnym, dosadnym, by i to dotarło do uszu mężczyzny, bo przecież nie będę sobie pozwalać!
Takie odzywki nie w tym domu, oj nie w tym.
Nivan prawdopodobnie zajął się rozglądaniem wokoło, podziwianiem tego małego, raczej niezbyt bogatego mieszkanka, podczas gdy ja wlewałam wody do czajnika, grzebałam po szafkach w poszukiwaniu kubków i tak dalej.
— Ładny piesek, ładne mieszkanie, ładna panienka. — Przewróciłam oczami, może i odrobinę się rumieniąc, gdy ten wkroczył do kuchni. — Rozumiem, że zagarnęłaś sobie moją część estetyki, gdy ją gdzieś tam rozdawali? — Parsknął śmiechem. — Pomóc ci coś? — dopytał, ostatecznie stając za mną.
Pokręciłam głową, marszcząc czółko.
— Przecież jesteś gościem, siadaj i odpoczywaj, a nie — przerwałam, widząc to charakterystyczne spojrzenie. — No dobrze, możesz wybrać sobie kubeczek. I powąchaj herbaty, stoją w tych szklanych słoikach na półce, wybierz tę, która ci odpowiada — zadecydowałam w końcu.
Bo w sumie to miał coś do zrobienia, a przy okazji nie wchodził w moją krzątaninę, a ta ciężka również zbytnio nie była.
Westchnęłam, mrużąc oczy i podpierając dłonie na biodrach, w poszukiwaniu tych nieszczęsnych ciastek, które najwidoczniej całkiem nieźle się ukryły w momencie, gdy akurat były potrzebne. Kupiłam cholerstwa specjalnie dla gości, codziennie biedną mnie kusiły, a teraz, kiedy nadeszła chwila, po prostu rozpłynęły się w powietrzu.
— Nivuś, gdybyś zauważył błękitny słoik, to postaw go na stole w salonie, dobrze? — powiedziałam, uśmiechając się odrobinę szerzej i obserwując Oakleya wkładającego nos w każde z ziółek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz