20 mar 2019

Od Ivana CD. Charisse

- Doktorze! - zawołała do mnie jedna z pacjentek, która właśnie pozostawiła mi do opieki swoją córkę.
- Tak Panno Derli? - zapytałem kiedy kobieta do mnie podbiegła i założyła za ucho kosmyk włosa, który wydostał się z kucyka, który zapewne rano był bardzo dobrze ułożony.
- Zapomniałam wspomnieć, że moja córka często budzi się w nocy. Drapie się do krwi przez sen, a gdy zwykle poczuje ból budzi się i zaczyna krzyczeć - powiedziała kobieta bardzo nieśmiało. Była już zapewne tym bardzo wyniszczona. Nie dziwie się jej.
- Dobrze, zapewnimy jej bezpieczeństwo w ciągu nocy - odpowiedziałem z uśmiechem mówiącym, że wszystko będzie dobrze.
- Dziękuje, czytałam o panu opinie, które są bardzo dobre dlatego tutaj przysłałam córkę. Mam nadzieje, że wyjdzie z tego - rzekła patrząc na podłogę. Była bardzo nieśmiała co spowodowało, że uśmiechałem się miło by ta miała więcej odwagi.
- Córka ma duże szanse, w dodatku wiele razy wyprowadzaliśmy takie osoby na prostą. Proszę się nie martwić - odpowiedziałem - niestety muszę już iść - dodałem.
- Oh... w takim razie do widzenia - powiedziała z lekkim jednak dalej nieśmiałym uśmiechem.
- Do zobaczenia - odpowiedziałem i odszedłem w swoją stronę. Miałem dziś wiele rzeczy do załatwienia, a zabranie mi cennych dziesięciu minut jest bardzo złym pomysłem. Wyjąłem telefon i wybrałem numer do sekretarki.
- Czy Pan Ohman już jest? - zapytałem od razu idąc w kierunku mojego biura.
- Tak, czeka w pańskim gabinecie. Zaniosłam mu niedawno kawę - powiedziała. Wiedziała, że dzwonie właśnie w tej sprawie. Czy go ugościła.
- Proszę zrób i mi - rzekłem - będę za minutę - dodałem i rozłączyłem się chowając telefon do kieszeni. Wszedłem do windy i wcisnąłem przycisk z liczbą 4. Oparłem się o ścianę i przymknąłem oczy. Dziś zdecydowanie za mało spałem. Mój organizm domaga się łóżka i chwili odpoczynku. Dawałem mu jedynie kawę i energetyki. Kiedy drzwi windy się otworzyły ja wyszedłem i skierowałem się od razu do sekretarki. Odebrałem kawę, którą właśnie niosła.
- Dziękuje, już sobie poradzę. Rób swoje - powiedziałem, a ona uśmiechnęła się delikatnie. Ruszyłem w kierunku drzwi do gabinetu.

- Długo na ciebie trzeba czekać V - powiedział "Ohman" naprawdę nazywany jest przez nas Xavierem.
- Wybacz, matka bardzo martwiła się o córkę - odpowiedziałem i usiadłem przy swoim biurku, kładąc na nim kawę.
- Ja martwię się o to, że dostawa była opóźniona - rzekł i rozsiadł się wygodniej. Westchnąłem i upiłem trochę napoju.
- Miałem lekki problemu, już wszystko będzie dobrze - odpowiedziałem i spojrzałem na niego.
- Przez to, że znamy się już długo i to pierwszy taki występek przymknę na to oko. Następnym razem oczekuje zniżkę - powiedział, a ja skinąłem głową. Xavier wyjął papierosy i odpalił jednego.
- Nie obrazisz się. Cóż to za problem był? - zapytał, a ja westchnąłem i oparłem się bardziej o fotel chcąc choć trochę rozluźnić mięśnie.
- Mojego człowieka widzieli. Prawie rozpoznali - powiedziałem - musieliśmy przez chwile przestać porywać i mordować ludzi w tamtym rejonie. A wiadomo, że tam było najłatwiej - odpowiedziałem i wzruszyłem ramionami.
- A szpital? Czemu nie pozbyłeś się kilku ludzi. Wiem, że to robisz - powiedział.
- Nie mogę zabierać wielu pacjentów. Ludzie w końcu zwrócą na to uwagę - odpowiedziałem, a on skinął głową. Sięgnąłem znów po kawę i upiłem większy łyk.
- No dobrze, w takim razie ja cię żegnam. Zobaczymy się pewnie niedługo - wstał żegnając się zarazem. Także podniosłem się z fotelu i wyciągnąłem w jego stronę dłoń. Uścisnął ją, a ja skinąłem głową.
- Do zobaczenia Xavierze - rzekłem, a ten puścił moją dłoń i wyszedł. Wyjąłem papierosy i odpaliłem jednego. Chwyciłem telefon i wykonałem telefon.
- Masz trzy dni - powiedziałem jedynie i rozłączyłem się. Rzuciłem telefon na biurko i zaciągnąłem się nikotyną.

~~~~**~~~~~

Kiedy dotarłem do domu oczywiście nie mówię tutaj, że wieczorem. Oh nie... w domu pojawiłem się dopiero o godzinie 12 następnego dnia. Od razu poszedłem się przebrać i rzuciłem na łóżko. Moje oczy niemal od razu zamknęły się, a ja chciałem odpłynąć i oddać się puszystej pościeli. Moje mizerne plany zostały przerwane przez dzwonek do drzwi. To jebany żart! Jestem cierpliwy, ale kurwa od jakiś 30 godzin jestem na nogach tylko na kawie i na energetykach. Mój organizm nie wyrabiał już wczoraj, a co dopiero dziś. Potrzebowałem odpoczynku. Chociaż pięciu godzin snu. Czy to tak wiele? Wstałem z łóżka i założyłem szybko spodnie schodząc na dół. Neo i Jena od razu wstały z kanapy, Jena jak zawsze usiadła w wejściu do kuchni tak by mogła widzieć co się dzieje. Jej siostra jednak dużo sobie z tego nie zrobiła i położyła się na ziemi od razu zasypiając. Otworzyłem drzwi trochę zaspany i ujrzałem w nich dziewczynę. Zupełnie nieznajomą. Ciekawe jak smakuje.
- O krówka - powiedziała dziewczyna, a ja zmarszczyłem brwi zdziwiony jej słowami.
- Słucham? Kim...

- Dobra, nie jajcujmy się z tematem, szukam jakikolwiek informacji o Olivii Vreinh, bo się złożyło, że zniknęła z psychiatryka i może to być pana wina, ale wcale nie musi, gdy usłyszę ładne wytłumaczenia. Tylko tak szybciej. Bo Katie mnie zabije - rzekła przerywając mi co było bardzo niegrzeczne.
- Nie znam imion i nazwisk swoich pacjentów. Zresztą po pierwsze nie jesteś upoważniona do jakichkolwiek informacji. Po drugie, w takich sprawach przychodzi się do nas. Po trzecie numer do szpitala jest dostępny na stronię internetowej. Czy ma Pani jeszcze jakieś pytania? - odpowiedziałem, a zarazem od razu zadałem pytanie patrząc na nią zmęczonym spojrzeniem. Myślałem jedynie o łóżku, który czeka na mnie na górze.
- Najwyraźniej chciałam obejść te zasady - zaśmiała się, jednak mi nie było do śmiechu.
- Proszę wejść, spróbuje dowiedzieć się coś o pańskiej znajomej jednak może się z tym zejść - powiedziałem i otworzyłem jej drzwi. Dziewczyna weszła do domu i zamknęła drzwi.
- Zaraz wracam, pójdę tylko po telefon - rzekłem - proszę usiąść - dodałem i wskazałem salon. Ruszyłem po schodach na górę. Wszedłem do pokoju i znalazłem telefon, który leżał na stoliku. Byłem już zmęczony, a sam fakt tego, że jakaś dziewczyna przychodzi do mnie osobiście i pyta o kogoś może i zaginionego wprawia mnie w zmartwienie. Jednak domyślam się, że jej koleżanka nie jest starsza. A zwykle takie osoby są od nas zabierane i mordowane lub przetrzymywane. Zszedłem na dół.
- Pani koleżanka ma na imię...
- Olivia Vreinh - odpowiedziała, a ja skinąłem głową.
- Ile ma lat? - zadałem kolejne pytanie, a ta zmarszczyła czoło zdziwiona moim pytaniem.
- Szybciej znajdziemy o niej informacje jeśli poda mi pani jej dane - odpowiedziałem, a ona skinęła głową.
- Dwadzieścia pięć - rzekła, a mi ulżyło. Wybrałem numer do mojej sekretarki, która także była długo na nogach ale zapewne jest już przy komputerze załatwiając choć połowę mojej pracy, którą ona może.
- Dzień dobry Panie Ivanie coś się stało? - zapytała od razu.
- Powiesz mi co stało się z Olivią Vreinh. Ma dwadzieścia pięć lat - rzekłem, a dziewczyna, która siedziała na sofie poruszyła się niepewnie i wszystko obserwowała. Skupiła wzrok na rybach, które miały duże akwarium na całą ścianę.
- Wyszła tydzień temu, jej stan był stabilny przez dłuższy czas, poinformowana o tym stwierdziła, ze chce wyjść, a miała do tego praco - rzekła, a ja skinąłem głową.
- Dziękuje za informacje, do zobaczenia - odpowiedziałem i rozłączyłem się.

Charisse?


+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz