26 mar 2019

Od Wandy CD Nivana

Dziesięć sekund minęło. No może dwadzieścia, trzydzieści, czy nawet przedłużyło się do tych nieszczęsnych pięciu minut, ale cóż ja mogę na to poradzić, jak przygotowanie najlepszej kawy wymagało poświęcenia. W salonie za to panowała niebywała cisza, co powoli zaczynało mnie niepokoić, dlatego wzięłam nasze oba kubki – ten w kropki, jak i mój, w żółciutkie kurczaczki i ruszyłam do drugiego pomieszczenia.
By tam ujrzeć istne zabijanie się wzrokiem, pojedynek godny westernu. Dwójce mężczyzn brakowało jedynie prawdziwych czerwonych chust, rumaków oraz kowbojskich kapeluszy.
No i rewolwerów, ale, szczerze, wolałabym obejść się bez tych.
Parsknęłam cichym śmiechem, stawiając naczynia na małym stoliczku przed kanapą.
— Błagam, panowie, wystarczy mnie dla was obu, nie ma sensu się tak puszyć — oświadczyłam, podpierając dłonie na biodrach i cmokając kilka razy.
Przeniosłam wzrok na psa, gwiżdżąc do niego, na co ten posłusznie przybiegł pod same nogi. Pomiziałam potwora po ogromnym łbie, by chwilę później przenieść wzrok na Oakleya.
— No nie mów mi, że zacząłeś bać się psów, nie pamiętasz, jak przyjechaliście po mnie na wakacje? — zapytałam, uśmiechając się szeroko. — Wtedy jakoś doskonale bawiłeś się z naszym poczciwym wilczurem, a teraz z Frytkiem zabijacie się wzrokiem, no słońce wy moje — stwierdziłam, kręcąc głową i wzdychając ciężko.
Ostatecznie zostawiłam psa w spokoju i usiadłam obok Oakleya, bo przecież to właśnie jego na codzień nie miałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz