25 mar 2019

Od Antoniego CD Victorii

I pojawił się kolejny, chyba najmniej pijany, choć nadal ledwo trzymający się na nogach.
Dzieciaki w tych czasach zdecydowanie nie potrafiły chlać, co to, to nie, nam zawsze jakoś szło lepiej. I co z tego, że zazwyczaj po prostu kończyliśmy pod czyjąś kołdrą, było fajnie, było przyjemnie, a więc czego chcieć więcej?
— Ej blondi, kluczy im nie dałaś — rzucił, dosyć oschle, a mi pozostawało przewrócić oczami, zaplatając ręce na klatce piersiowej. — Dzień dobry — dorzucił jeszcze w moim kierunku, na co skinąłem głową, nie paląc się jednak do wyciągania dłoni.
— Dobry wieczór — rzuciłem w końcu w odpowiedzi, opierając się mocniej na prawej nodze i mrużąc oczy, gdy ci zaczęli obrzucać się nieprzyjemnymi spojrzeniami czy gestami pokroju środkowego palca.
— A miałam nadzieję, że sobie nie przypomną. Chociaż może i to lepiej — przerwała na dosyć krótką chwilę — Boże moje biedne mieszkanie.
— Coś nie tak? — mruknąłem, już chcąc się brać za kolejnego papierosa.
W końcu jeżeli miałem już tutaj stać z czystej uprzejmości...
— Mam prośbę. Mógłbyś pójść ze mną w stronę mojego bloku? Potrzebuję kogoś silniejszego w razie potrzeby wnoszenia tych debili.
Och. A więc jednak nie miałem stać i marznąć, bo jednak wiosennymi wieczorami nadal bywało dosyć chłodnawo. Drgnąłem, podnosząc prawą brew i stukając palcami w przedramię.
— Jeżeli panienka prosi, to chyba nie pozostaje mi nic innego, jak pomóc — stwierdziłem, wzruszając ramionami. — Choć nie obiecuję, że pomogę przy wnoszeniu twoich kolegów, raczej typem sportowca nie jestem... — parsknąłem nieporadnie śmiechem, w końcu decydując się na zapięcie płaszcza, bo nagle zawiało dosyć nieprzyjemnie. — No ale zawsze jakiś patent na ucieczkę od sprawdzania testów, tak?
A więc teraz pozostawało tylko ruszyć na ratunek pijakom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz