22 sty 2020

Od Jaydena C.D Amy

     Nie chciało mi się tu siedzieć, ale odkąd Eva zachorowała (nawet, jeśli to nie było nic groźnego), na powrót zacząłem doceniać każdą pojedynczą chwilę, którą z nią spędzałem. W tym czasie nawet SMS o kradzieży mojego samochodu na niewiele by się zdał, bo spotkanie było dla mnie ważniejsze i to żadna nowość, nigdy nie byłem materialistą. A przynajmniej nie aż takim, jakim mógłbym być w aktualnych czasach. Bywali gorsi.
     Eva namówiła mnie na jakiś sernik, który zaproponowała nam różowowłosa kelnerka. I niech szlag go trafi, ale dobrze, że jest bez rodzynek, bo inaczej bym go nie przełknął. Nie lubię ciast, a kobieta doskonale wie, jak owinąć mnie wokół palca. Takim sposobem moje kolejne pieniądze przepadają w eter, na coś, czego nawet nie lubię, ale czego nie robi się z miłości?
     – Idę do łazienki – mówi w którymś momencie, biorąc swoją torbę pod pachę. – Szminka mi się rozmazała – odłożyła łyżkę na stolik, w której to minutę wcześniej się przeglądała. Przytaknąłem leniwym kiwnięciem głowy, nadal nie odwracając wzroku od scenerii za oknem. Było chłodno, ale klimat szalał, więc zamiast minus siedemnastu stopni było siedem, więc to i tak dużo, jak na połowę stycznia. Miałem na sobie czarną, puchową kurtkę, a siedząc przy grzejniku dopiero odczułem, jak bardzo gorąco było w pomieszczeniu. Zdjąłem ją, zawieszając na oparciu, kiedy do stolika podeszła ta sama kelnerka, co wcześniej. Zlustrowałem ją od stóp do głów, oceniając to i owo, ale nie dałem nic po sobie poznać, przecież nie byłbym sobą, gdybym to zrobił.
     – Proszę bardzo, pańskie zamówienie – zaczęła, wykładając w między czasie jedzenie z tacy wprost na nasze talerze. Evy dalej nie było, więc różowowłosa chyba zmieszała się na chwilę, dziś był taki ruch, że musiało najpierw dojść do niej, czy wręczyła nam prawidłowe zamówienie. Po chwili odzyskała rezon, stawiając przede mną mój napój.
     Gdyby nie Eva, która w tym samym momencie zjawiła się z powrotem, zajmując swoje miejsce, dziewczyna pewnie nie usłyszałaby nawet „dziękuję”, bo ostatnie, na co miałem ochotę, to bezcelowe, puste słowa. Po bezsennej nocy i poranku bez kawy nawet wypowiadanie prostych sformułowań graniczyło z cudem i było naprawdę wymagające, a przynajmniej dla mnie. Zaczęliśmy jeść w ciszy przerywanej jedynie stukotem widelców. Wokół nas panował gwar rozmów innych ludzi, który jednocześnie przyprawiał mnie o ból głowy, więc nie pogarszałem swojej sytuacji, rozmawiając. Eva na szczęście była zbyt zaaferowana pysznym, według niej jedzeniem, i zwierzętami, które coraz do niej przychodziły, aby zagaić jakikolwiek temat i, może to złe, ale bardzo się z tego powodu cieszyłem. Była w trakcie głaskania jakiegoś psa (nie wiem nawet którego z kolei, ale mniejsza), kiedy dwa stoliki od naszego rosły mężczyzna zaczął się awanturować o jakąś bzdurę. I o ile na początku myślałem, że sprawa rozejdzie się po kościach, tak z każdą chwilą wydawał się być coraz bardziej zaangażowany w walkę o swoje racje. Miałem ochotę po prostu nałożyć kaptur i nie zajmować swoich myśli tępymi ludźmi, których jedyną rozrywką jest odmierzanie centymetrów bitej śmietany na kawie, ale kiedy wstał i pochylił się nad bogu ducha winną dziewczyną, doszedłem do wniosku, że mogło chodzić o coś poważniejszego, niż nierównomierne rozmieszczenie pieprzonych składników. W momencie, kiedy zacząłem wstawać, zastanawiałem się dlaczego to robię i co mnie popchnęło, ale nie ma co walczyć z własnym charakterem. Może to tak, że brakuje mi rozrywki w życiu, więc w związku z tym wplątuję się w bez sensowną bójkę? Tak, chyba tak, bo kiedy podszedłem do mężczyzny, jego reakcja była jak: „spierdalaj, z tobą nie rozmawiam”. Westchnąłem ciężko, dwoma palcami chwytając się u nasady nosa.
     – Niektórzy przyszli tu z myślą, że to spokojne miejsce – odezwałem się. – Więc nie chciałbym zmienić zdania o tej kawiarni, bo jakiś podrzędny koleś ma pragnienie wykłócać się z dwa razy mniejszą od niego kelnerką, która chuja wie o tym, co zrobiła źle.
     Jego twarz zrobiła się nienaturalnie czerwona, kiedy skończyłem mówić, a w przypływie złości wyciągnął przed siebie ręce. Zderzyły się one z moimi ramionami, mężczyzna odepchnął mnie do tyłu, ale to na szczęście nie było nic, na co nie byłbym przygotowany i bardzo dobrze, bo gdyby coś mi się stało, to Eva prawdopodobnie dostałaby zawału na miejscu i wynieśliby ją stąd w worku, a tego byśmy nie chcieli. Wystarczy zaledwie mój jeden krok w tył, żebym odzyskał równowagę, kiedy widzę kątem oka zmierzającego w naszą stronę faceta. Poważnie wyglądającego, jakby był tutaj kimś ważnym. Nie da się ukryć, że z głupiej obiadokolacji zrobiło się niemałe widowisko. Jeszcze tylko brakowało, żebym dostał zakaz na zbliżanie się do tej kawiarni, tylko dlatego, że zachciało mi się stawać w czyjejś obronie. W obu przypadkach serce Eve pękłoby bezpowrotnie na dwie części.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz