5 sty 2020

Od Hermione do Liama

        Leżałam w swoim pokoju, na łóżku wpatrując się w sufit. Nie miałam nic więcej do roboty, może oprócz malowania w pracowni. Słyszałam tylko, jak babcia krząta się po korytarzu, mieli przyjąć dziś gości a następnie tata zabierał mnie oraz swojego przyjaciela do jednego z kasyn w mieście. Mój kochany ojciec stwierdził, że powinnam zobaczyć prawdziwy świat, poza tym miał zamiar pomóc mi znaleźć sobie mężczyznę. Jak można się domyślać, nie wpadłby na to, gdyby nie cudowny pomysł mojej babci, która, od kiedy skończyłam siedemnaście lat, nieustannie mówiła, że powinnam wyjść za mąż w wieku osiemnastu lat, aby jak najszybciej urodzić swoje pierwsze dziecko. Można się więc spodziewać, ze, teraz kiedy przelatywał dziewiętnasty rok mojego życia, a ja dalej byłam przy swoim rodowitym nazwisku, do tego bez mężczyzny u boku, kobieta przeżywała prawdziwy stres, a każde moje spotkanie z nią kończyło się na kłótni pod tytułem „Musisz w końcu wyjść za mąż”. Sama nie śpieszyłam się do zamążpójścia. Byłam młoda, wolałam się wyszaleć niż na oślep gnać na ślubny ołtarz. Kiedy tak rozmyślałam, ktoś wszedł do mojego pokoju.

        - Hermione Aliyah Richmond – Czy do kogoś jeszcze babcia zwraca się dwoma imionami i nazwiskiem? Nie wydaje mi się – Jesteś już gotowa? Cóż, nawet nic nie mów. Widzę, że nie. Jak ty wyglądasz!
        - Jak człowiek babciu, nie mam zamiaru stroić się do kasyna. – Babcia spiorunowała mnie wzrokiem, jednak odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się. Znałam ten uśmiech, ten okrutny uśmiech, który zawsze wróżył coś niedobrego – Babciu? Coś się stało?
        - Ciesz się, że masz mnie. Wiem, że w kasynie nie wypada wyglądać jak elegancka kobieta, więc poprosiłam wnuczkę mojej przyjaciółki, aby cię przygotowała. Wejdź Riana.
        W moich drzwiach stanęła ciemnoskóra dziewczyna, ubrana w krótkie spodenki, miała na sobie też porwane kabaretki a na stopach glany. Do tego, zwykłą za dużą koszulkę i jeansową kurtkę. Moją uwagę przykuła jednak jej twarz. Dziewczyna była śliczna, jasne, niebieskie oczy kontrastowały z jej ciemną skórą oraz czerwonymi, długimi włosami zaplecionymi w miliony drobnych warkoczyków, dodatkowo związanymi w kucyka.
        - Hej, jestem Riana, ty jesteś pewnie Hermione tak? – Pokiwałam głową, nawet nie zauważyłam, kiedy babcia wyszła z pokoju. – Wyglądasz inaczej, niż opisywała mi cię twoja babcia wiesz? Myślałam że będziesz…
        - Ubrana w brudne spodnie, za małą bluzę i w znoszonych trampkach? Tak, babcia często mnie tak opisuje. Wybacz za to co powiem, ale wyglądasz niesamowicie – Riana uśmiechnęła się, po czym odwróciła się i wciągnęła do środka jeżdżący stojak z wieszakami oraz pudłami butów, a ja dostrzegłam jej tatuaże na nogach. – Właściwie, co tu robisz?
        - Twoja babcia poprosiła mnie, abym ubrała cię na wyjście do kasyna. Nie jestem tym zadowolona, bo dla mnie takie dziewczyny jak ty tam nie pasują, ale zarabiam na tym. Więc jeśli nie masz nic przeciwko, chciałabym wykonać swoje zadanie – Kobieta uśmiechnęła się, porażając tym, jak białe były jej zęby. Pokiwałam głową, a dziewczyna natychmiast rzuciła się w moim kierunku sadzając mnie na łóżku a następnie wyjmowała ubrania przyglądając się im.
        Trwało to chwilę, w międzyczasie kazała mi wziąć prysznic, więc usłuchałam jej, a kiedy znalazłam się z powrotem w pokoju, Riana usadziła mnie na krześle i zaczęła suszyć moje włosy. Dowiedziałam się, że miała zaledwie dwadzieścia dwa lata, pracowała jako wizażystka, a wieczorami grała ze znajomymi w zespole rockowym. Opowiadała mi o tym, że była taka sama jak ja – zagubiona, niepewna swoich umiejętności, ale wyrwała się z domu i pokazała, że również potrafi pokazać pazury światu. Dziewczyna nie zrobiła dużo na mojej głowie, ułożyła włosy jednak tak, aby wyglądały mniej grzecznie niż zwykle. Umalowała mnie mocniej, niż by mi to pasowało, ja sama preferowałam. Moje włosy, delikatnie wyprostowane – podobały mi się i wybladły tak, jak zwykle układałam je sama. Kiedy tylko powiedziałam to Rianie, ta uśmiechnęła się delikatnie. Sam makijaż i fryzura zajęłam nam dużo. Kiedy jednak odwróciłam się, na łóżku leżał cały strój.
        - Przebierz się i zejdź na dół. Chciałabym, aby twoja babcia oceniła dobrze? – Pokiwałam głową. Wychodząc, Riana spojrzała na mnie jeszcze – Starałam się, abyś była jak najbardziej zakryta.
        Odetchnęłam głęboko. Wpatrywałam się chwilę w ubrania, jednak postanowiłam zrobić to szybko. Im szybciej przebiorę się, tym szybciej pojedziemy do kasyna, a potem wrócimy do domu. Założyłam na siebie kabaretki z drobnymi oczkami, podziurawione spodnie z wysokim staniem – które miały więcej dziur niż materiału, z którego były zrobione – oraz krótką, czarną koszulkę przylegającą do mojego ciała i odsłaniającą subtelnie pasek skóry między spodniami a koszulką. Na to, narzuciłam jeansową kurtkę. Miałam też glany, tak bardzo podobne do tych, które miała Riana. Na szyi miałam długi nieśmiertelnik. Nie patrząc nawet w lustro, zeszłam na dół gotowa udawać, że bawię się świetnie, chociaż i tak czułam się, jak w przebraniu, a nie jak w ubraniu. Kiedy szłam na dół, czułam, jak bije mi serce. Nigdy nie odważyłabym się tak stanąć przed babcią ani ojcem. A tym bardziej przed innymi ludźmi.
        - No, Riana, jestem pod wrażeniem kochana. W końcu moja wnuczka wygląda odpowiednio do sytuacji – Babcia była zadowolona, tata pomrukiwał z tyłu, a ja widziałam pożądliwe spojrzenie jego przyjaciela. Pan Chan od zawsze patrzył na mnie tym wzrokiem, a ja od zawsze nie chciałam przebywać z nim w jednym pomieszczeniu. Czasem, kiedy przychodził na kolację a tata kazał mi zakładać najlepsze kreacje, widziałam, jak wpatrywał się w mój dekolt, a czasem nawet jak puszczał mi oczko lub oblizywał wargi tak, aby nikt nic nie widział. Cóż, ja widziałam. Za każdym razem.
        Bez słowa minęłam Rianę, po czym stanęłam obok taty jak najdalej od Lucasa. Zakrywałam się kurtką na tyle, ile mogłam. Kiedy jednak wyszłam z domu, w stronę auta podziękowałam bogu. Lucas usiadł z przodu, obok mojego ojca – ja zajęłam miejsce zaraz za nim, Wpatrywałam się w zimowy krajobraz za oknem, z nieba powoli prószył śnieg i naprawdę podziwiałam ludzi, takich jak Riane. Ja marzłam, mimo tego, że miałam długie spodnie a w momencie, kiedy opuszczałam dom, złapałam jeszcze kurtkę. Siedząc w samochodzie, czułam, że cały dzisiejszy wieczór nie skończy się dobrze. Kiedy pojawiłam się pod kasynem, poczułam gęsią skórkę na ramionach, a dreszcz przebiegł mi po plecach.
        Wchodząc do środka, trzymałam się blisko ojca, który najwidoczniej był na wszystko przygotowany, widziałam jak chowa broń, do wewnętrznej kieszeni kurtki, którą miał na sobie. Chwilę potem zniknął bez słowa. Zostałam sama z Lucasem. Poczułam, jak przejechał mi dłonią po ramieniu i odskoczyłam jak oparzona, wpadając na jakiegoś mężczyznę. Podeszłam do baru i zamówiłam wodę. Mężczyzna zza lady spojrzał na mnie dziwnie, jednak postawił przede mną szklankę z napojem. Wypatrywałam taty, już po chwili zobaczyłam go jak gra w pokera z innymi ludźmi. Nie posądzałabym go hazard, to tylko pokazywało, jak słabo znałam własnego ojca. Ruszyłam powoli w jego kierunku, jednak dopiero po godzinie. Co prawda, chciałam pójść do toalety, jednak mój tata, widocznie już napity, przywołał mnie ruchem ręki. Niechętnie podeszłam do roześmianych mężczyzn, niedaleko nich siedział również Lucas, uważnie obserwując mój każdy krok. „Boże, pozwól wyjść mi z tego miejsca bez szwanku
        - Liamie, poznaj proszę, moją córkę, Hermione. Córeczko, to Liam Howell, czasem gramy razem. Mówię ci Liamie, ta dziewczyna to mój najcudowniejszy diament, mądra, piękna oraz niezwykle zdolna. – Spojrzałam na mężczyznę. Wyglądał tak, jak większość znajomych mojego ojca. Liam wyciągnął do mnie rękę, a ja nieśmiało ją uchwyciłam.
        - Miło mi pana poznać, panie Howell. Tato wydaje mi się, że już ci wystarczy. – Tata spojrzał na mnie tylko z pogardą, po czym machnął dłonią, a za nim pojawił się Lucas jak na zawołanie. – Lucas…
        - Lucasie, zajmij się, proszę Hermione. Chciałbym dokończyć to, co zacząłem, mam dobrą passę – Liam uśmiechnął się na te słowa z widoczną pogardą – Nie wiesz z kim zadarłeś, Liamie.
        - Chętnie się przekonam. Jednak chyba nie dziś mój drogi, mam zamiar to wygrać – Nie słyszałam ich dalszej wymiany zdań. Lucas odciągnął mnie na bok, ja jednak delikatnie wyrwałam się z jego uchwytu. Śmierdziało od niego alkoholem, nie chciałam, aby mnie dotykał.
        - Lucasie, wybacz, proszę, ale chciałabym iść do łazienki.
        Szybko ponownie minęłam mojego ojca oraz Liama, zmierzając do łazienki, która była doskonale widziana z tamtego miejsca. Czułam za sobą jednak Lucasa, widziałam, że nie odpuści – nawet gdybym bardzo chciała. Weszłam do łazienki, a następnie szybko do jednej z kabin. Usiadłam na toalecie i zasłoniłam dłońmi twarz. Nie podobał mi się pomysł przyjazdu tutaj, to nie było miejsce w które zapuściłabym się z własnej woli. Przesiedziałam w łazience jakiś czas, jednak po pół godziny stwierdziłam, że powinnam wyjść. Może udałoby mi się przekonać tatę, żebyśmy wrócili do domu, przynajmniej takie miałam nadzieję. Jednak, kiedy tylko znalazłam się poza łazienką, ktoś złapał mnie w talii i przygniótł do ściany. Moje serce przyśpieszyło, a ja zdałam sobie sprawę, że naprawdę nie powinno mnie tu być. Duże dłonie leżały teraz na moich biodrach, trzymając mnie mocno. Przed sobą widziałam twarz kompletnie pijanego Lucasa, uśmiechał się, jednocześnie obleśnie oblizując wargi.
        - Nie mogę uwierzyć w to, że Richmond ma tak piękną córkę. Cóż, w łóżku też pewnie jesteś niezła co mała? – Zbliżył się do mnie, zaczynając całować moją szyję. Wyrywałam się, czułam, jak do oczu napływają łzy. Kiedy jednak włożył dłoń między moje nogi, a potem zaczął rozpinać moje spodnie, zaczęłam krzyczeć.
        Lucas nie przebierał w środkach. Zawsze brał to, czego chciał. Byłam kolejną ofiarą, biłam go po głowie, odpychałam jego dłonie. W pewnym momencie po prostu oparł ręce po obu stronach mojej głowy, zbliżając do mnie swoją twarz. Odwróciłam swoją, aby nie mógł mnie pocałować. Poczułam zgrubienie w jego spodniach, które ocierało się o mnie i po raz kolejny w moich oczach zebrały się łzy, ale tym razem wypłynęły na policzki. Nie ustępowałam, szamotałam się, chcąc aby mnie puścił. Nie przerywałam jednak mojego wołania o pomoc. Było jednak za głośno, aby ktokolwiek mnie usłyszał. Najbliżej siedział mój ojciec, jednak ten odwrócony był do mnie tyłem, do tego nie był najtrzeźwiejszy. Kiedy ja powoli opadałam z sił, Lucas zaczął zdejmować ze mnie bluzkę, kiedy kolega taty, Liam Howell podniósł wzrok i skierował go w moją stronę. Nie wiem jak, ale zobaczył, że najwidoczniej potrzebuję pomocy, bo wyprostował się i skinął dłonią na mężczyznę siedzącego zaraz obok.
        Nie przerwa gry, jednak czułam, jak wpatrywał się w całą scenę. Nagle, mężczyzna siedzący obok niego pojawił się za Lucasem i odciągnął go ode mnie, ja sama nie patrząc na to, jak wyglądam rzuciłam się w stronę wyjścia po drodze uderzając w stół, przy którym siedział mój tata, a następnie taranując innych ludzi. Chciałam stąd wyjść jak najszybciej. Nic by mnie tu nie zatrzymało. W szaleńczym biegu poprawiłam tylko koszulkę i szybko zapięłam spodnie, mimo że było ciężko przez łzy, które zasłaniały mi wszystko. Świat był rozmazany, a przez łzy mój makijaż spłynął. Kiedy wybiegłam na zewnątrz, oparłam dłonie o kolana.
        Stałam tam chwilę, mając nadzieję, że mój tata wyjdzie za mną. Szybko jednak zdałam sobie sprawę, że nie miałam na co liczyć. On widział tylko wódkę i swoją grę w pokera. Obejrzałam się za siebie, na budynek. Po czym prostując się i wycierając łzy, ruszyłam chodnikiem. Nie wiedziałam która godzina, nie miałam telefonu. Na ulicach było jednak mnóstwo młodych ludzi, idących w różną stronę. Szłam za nimi, nie wiedziałam, gdzie miałabym się udać. Nikomu z moich znajomych nie ufałam na tyle, aby pójść do niego po próbie gwałtu. Nie chciałam wracać też do domu, gdzie to wszystko zostałoby zrzucone na mnie, bo przecież to zawsze ja byłam winna wszystkiemu.
        Idąc ulicami miasta, miałam wrażenie, jakbym wcale nie znała tego miejsca. Rzadko wychodziłam z domu, najczęściej tylko wtedy, kiedy tata znów zabierał mnie na jakiś bankiet, aby pokazać, jak bardzo szczęśliwa jest nasza rodzina. Niestety, to wszystko było jedynie zasłoną, aby tata nie stracił w oczach przyjaciół. Moja babcia za to często krytykowała mnie przy ludziach. Bo byłam za trudnym dzieckiem, bo wdałam się w moją matkę, bo przecież ja do niczego się nie nadawałam, a moim jedynym ratunkiem był ślub z wpływowym i bogatym mężczyzną. Nie mogłam powiedzieć, że nie miałam powodzenia. Wręcz odwrotnie, mężczyźni patrzyli na mnie jak na nieosiągalną zdobycz. Nieosiągalną, bo nie było jeszcze faceta który spędziłby ze mną więcej niż dziesięć minut. Wystarczyło ich jedno spojrzenie, żebym wiedziała, że oni nie chcą mnie a jedynie tego, co mogą zyskać.
        W pewnym momencie stanęłam pod budynkiem i oparłam się o niego plecami. Nic gorszego niż próba gwałtu nie mogła mnie dziś spotkać, a gdybym napotkała na swojej drodze mordercę, z chęcią rzuciłabym mu się pod nóż. Tak naprawdę, była zimowa noc, lub wieczór, a ja… Byłam kompletnie sama i nie miałam dokąd iść.
Liam?


Słowa: 2054

+40 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz