21 cze 2019

Od Candice C.D Neal

Czekam.
Czekam i czekam. Te całe czekanie doprowadza mnie do stanu poważnej niecierpliwości, choć zwykle zachowuję zimną krew — właśnie to mnie dziwi. To, że w tej chwili wystarczy cisza telefonu, a mój układ nerwowy płata mi głupie figle, których nie chcę. To tylko SMS. 
Ale to  spotkanie z chłopakiem, którego całkiem lubię, bo wydaje się po prostu inny niż reszta napakowanych, bezmózgich facetów, jacy nie przestają mnie otaczać. Kiedy w końcu godzę myśli w głowie i w jakimś stopniu próbuje uciszyć ich produkcję, czuję wibrację telefonu w kieszeni. Wówczas czułam, jak wszystkie dotychczasowe emocje mnie opuszczają, by dać się wznieść tylko jednemu — uldze. Nie wiem, co to za ulga i skąd się to cholerstwo bierze, ale przy chwili spokoju wyrzucam te uczucie daleko w dal, żeby zebrać się do odpisu i jeszcze przypadkiem nie zostać potrąconą przez jakiś rower.
Przez głowę przemyka mi myśl, czy może dla zasady poczekać chwilę przed ruszeniem klawiatury czy być normalnym człowiekiem i po prostu dać odpowiedź zwrotną. Szybko zdaję sobie sprawę, że wariuję i że pierwsze, co powinnam zrobić, to bezapelacyjnie wyluzować.

C: Wiesz, zwykle to nie ja czekam tyle czasu na odpowiedź, ale dzisiaj jest twój szczęśliwy dzień. Godzina osiemnasta Ci pasuje?
N: Zabiłabyś mnie, gdybym powiedział, że nie. Więc tak, pasuje.
Uśmiecham się delikatnie do telefonu. Znowu robię to jak cholerny nerd, który nie zauważa niczego dookoła siebie i tkwi w swoim małym światku.
C: I tu masz rację.
Chowając telefon, rozglądam się dookoła siebie, chcąc znaleźć wzrokiem pierwszy lepszy sklep, w jakim przyjmują płatności kartą. Najbliższe markety są wręcz okupowane przez klientów, więc nie czekając nawet na lepszy wybór, znajduję wzrokiem niewielki szyld i wchodzę do równie niedużego lokalu. Nie wiem, co ma zamiar kupić Neal, ale postanawiam załatwić wszystko od raz. Przemykam między półkami — tu popcorn, tu lody i moje ulubione wino, które zwykle nadaje się tylko do czytania książki. Moja ręka jeszcze sięga po parę przekąsek i tym oto sposobem wychodzę ze sklepu z liczbą pięćdziesiąt avarów na paragonie.
Siedemnasta czterdzieści trzy. Nie spóźnię się. Cicho wchodzę do wieżowca w centrum miasta i windą kieruje się na wyższe piętro. W międzyczasie odkładam siarki w jeden kąt ciasnego sześcianu. Skupiam uwagę na lustrze i wszelkich szczegółach tkwiących na mojej twarzy. Krwistoczerwona szminka nienaruszona. Cienie i tusz w nienagannym stanie, a fryzura, choć już nieco rozwiana przez szybki spacer po mieście, dalej sprawia, że uśmiecham się do lustra i widzę w nim kogoś, kogo nie chcę zmieniać.
Nie, to nie narcyzm. 
Korzystam z tego, że moje kochane współlokatorki wybyły Bóg wie gdzie, pewnie na jakiś pobliski koncert, i zajmuję cały salon do oglądania. Zastawiam stół licznymi przekąskami, akurat słysząc dzwonek do drzwi. Odruchowo opanowuje niesforny materiał rozkloszowanej spódnicy, naciągam koszulkę, by wyglądać po prostu schludnie i podążam do drzwi, które pewnym ruchem otwieram.
Neal stojący z winem i rozmrażającymi się lodami jest powodem, dla którego stoję jak wryta bez słowa. Może nawet troszeczkę rozbawiona.
- Ale ja kupiłam wszystko.
- To będzie podwójnie. — Szybko rozwiązuje nasz problem. — Tego się nie spodziewałaś, hm?
- Poznałam przynajmniej dwadzieścia różnych typów mężczyzn i nie umiem stwierdzić, którym jesteś — mówię z przekonaniem. — Więc tak, tego się nie spodziewałam.
Obserwując delikatny uśmiech Neala, otwieram drzwi szerzej, by mógł wejść wgłąb pomieszczenia.
- Ładnie — komentuje lapidarnie wnętrze. — Ale nie mieszkasz tu sama? — dodaje nagle i już z pytania mogę się domyślić, że wie, iż sama rzeczywiście nie mieszkam.
- No nie. Ale współlokatorki nie mają nic przeciwko.
- Na pewno? — Odwraca się do mnie i marszczy brwi, jakby niezbyt przekonany. Jednak chcąc go uspokoić, kiwam głową.
- Tak, na pewno. — Kieruję się w stronę salonu, a powolne kroki rozlegające się za mną uświadamiają mi, że Neal podąża w to samo miejsce. Biorę od niego siatki zakupów i rozkładam na niewielkiej wyspie kuchennej, równocześnie tonąc w zastanowieniu, kto to wszystko zje. — Masz jakiś pomysł na film?
- A co lubisz oglądać? — Mimo wszystko podchodzi do mnie i pomaga mi wszystko rozkładać.
- Horrory — odpowiadam szybko, wyciągając lampki do wina. — Ale ostatnio jest ich mniej. Zwłaszcza tych dobrych. Ale na pewno coś się znajdzie.
Neal przenosi miski z przekąskami na stolik przy kanapie, gdzie zwykle spędzam z dziewczynami wspólne wieczory. Rezygnujemy z włączania telewizora i bierzemy mój laptop z pokoju. W czasie niezobowiązującej, swobodnej rozmowy udaje nam się znaleźć polecany przez fora film, ale zanim go włączamy, połowa zawartości butelki wina już uzupełnia naczynia.
- Skittle — mówi nagle, wpatrzony z lekkim rozbawieniem w miseczkę z kolorowymi cukierkami. — Przypomina mi to mojego psa.
Powstrzymuję się od tego, żeby nie parsknąć śmiechem.
- Podjada ci cukierki?
- Nie. Nazywa się tak. — Na te słowa moje powstrzymywanie śmiechu spełza na niczym. — No co? — Oboje przestajemy zwracać uwagę na film, który trwa dopiero od paru krótkich chwil. Neal, nie patrząc na delikatnie podniesiony kącik ust, wygląda niczym niewinny szczeniak, który właśnie nie rozumie mojej reakcji.
- Nie, nic. Właśnie podsunąłeś mi pomysł, żeby nazwać mojego przyszłego kota Popcorn.
- Jeśli mowa o popcornie, możesz mi go podać, Tess? — pyta się, wyciągając rękę. Patrzę na niego sceptycznie, ale bynajmniej nie z tego powodu, że poprosił mnie o jedzenie. Chodzi o to, jak się do mnie zwrócił. — Ej, obiecuję, że tym razem nie trafię cię nim w czoło, jak to zrobiłem w kinie.
- Chwila, chwila. — Poprawiam się na kanapie, czyli podciągam wygodnie nogi pod siebie. Moje brwi kierują się nieco w dół. — Dlaczego Tess?
Przecież nie wie, jak mam na drugie imię.
Te pytanie najwyraźniej zbija Neala z tropu i zabiera z jego twarzy resztki uśmiechu.
- Powiedziałem tak? — mamrocze. — Nie powiedziałem. Nie kłam.
- Owszem, powiedziałeś — naciskam, ale zamiast zabrzmieć poważnie, nie wiem dlaczego zaczynam mieć coraz lepszy humor. — Dobrze słyszałam.
- Chciałabyś. — Rzuca we mnie popcornem. Prosto w moją twarz. Tak, żeby zamknąć mi usta. Przez moment nieruchomieje, obrazując swoją śmiertelną powagę. Przyglądam się jego chytremu uśmieszkowi, dopóki nie przychodzę z kontratakiem. Biorę parę cukierków w garść i zanim ten się orientuje, wsypuję mu za kołnierz. Reakcją, która doprowadza mnie do śmiechu, jest niespokojne wiercenie się na kanapie wskutek podróżujących po jego ubraniu słodyczy.
- Ale z ciebie dzieciak. Mówił ci to ktoś kiedyś? — rzuca w międzyczasie.
- Kto to mówi — prycham. — I nie, bo nikt oprócz ciebie i moich współlokatorek nie widział mnie w „tym stanie”. Czuj zaszczyt.
- No to mam na ciebie haka — mówi z przekonaniem w głosie. — Przestaną myśleć, że jesteś taka wzorowa.
- Nikt ci nie uwierzy. — Biorę łyk wina i cicho wzdycham, względnie się uspokajając. — Jeszcze jakieś pół godziny z tobą i będę miała ochotę się upić — rzucam w żarcie.

Neal?

+10PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz