15 cze 2019

Od Odette C.D Adam

O poranku nie starałam się nawet zbyt szybko wstać. Było mi przyjemnie ciepło, miło i te dwie rzeczy sprawiały, że najchętniej zostałabym w łóżku na resztę dnia. Pomimo paru piw, które zamgliły wczoraj mój umysł, dzisiaj skutki procentów kompletnie mnie nie dotyczyły. Cieszyłam się chwilą, kiedy promienie słońca były jeszcze na tyle blade, że nie przeszkadzały mi w zamykaniu oczu, i przytulałam bez ustanku unoszącą się w oddechach klatkę piersiową Adama. Z tego pięknego stanu ukojenia wyrwał mnie w końcu pierwszy dźwięk budzika. Mojego chłopaka najwyraźniej też, bo poruszył się na łóżku, skutecznie wyganiając mnie ze swojej klatki piersiowej.
- Co to za budzik? — mówił z zamkniętymi, zaspanymi oczami. — Nie masz litości.
- Mam wykłady, całkiem zapomniałam. — Zwykle nie miałam zbyt wielkiego problemu ze wstaniem, aczkolwiek teraz, z męską dłonią przełożoną przez pas, szło mi to nadzwyczaj kiepsko. 
- I teraz mam cię puścić? Nie ma mowy — zamruczał, tuląc się do mojej szyi, jak gdyby gotowy do tego, żeby zasnąć jeszcze raz. 
- Musisz — odparłam ponaglająco. — Mam sesje, nic ci nie poradzę, a i tak uczę się naprawdę kiepsko ostatnio. — Westchnięciem sprawiłam, że podniósł głowę.
- To w takim razie nie ucz się kiepsko.
- Wiesz co mi przeszkadza w uczeniu się lepiej? — Uniosłam jedną brew. — Hmm, jest takie uczucie zwane zakochaniem, przez które straciłam głowę. 
Adam zmrużył przy tym oczy.
- Czekaj, próbujesz delikatnie powiedzieć, że to moja wina? 
- Ty to powiedziałeś... — Zachichotałam pod nosem, a korzystając z zastanowienia mężczyzny, wyswobodziłam się z jego objęć. Standardowo przed moimi oczami pojawiły się znajome mroczki, do jakich musiałam się przyzwyczaić, a potem, kiedy pole widzenia było już czyste, zabrałam się za szukanie ubrań. Z racji na przerażająco wysoką temperaturę wzięłam zwykłą koszulkę na ramiączka i jeansowe szorty. Z wysuwanej szafki do rąk chwyciłam również ręcznik i nową bieliznę, żeby wyrzucić z siebie mały, wczorajszy grzech, kiedy wolałam pójść spać z Adamem.
Woda zmyła ze mnie pozostałości ze snu, sprawiając, że poczułam się przyjemnie orzeźwiona, co będzie mi zapewne potrzebne do funkcjonowania w tym dniu. Nie wychodząc jeszcze z łazienki, pomalowałam delikatnie twarz, uczesałam włosy, nie siląc się na żadne wymyślne fryzury. 
- Dłużej się nie dało? Myślałem, że odleję się do twojego kwiatka — rzucił Adam, mijając mnie szybko w drzwiach do łazienki, kiedy tylko z niej wychodziłam. Zanim jednak przekroczył próg, uderzyła go para gorąca. 
- Ale to nie mój kwiatek.
- Nieważne.

***

Po śniadaniu Adama już u mnie nie było. Powróciła ta sama, nie mogę powiedzieć, że szara rzeczywistość, z którą musiałam się zmierzyć. W sumie to chyba nigdy nie zdarzyło mi się nazwać rzeczywistości „szarą”. Ot moja natura odrzucająca te stwierdzenie, zresztą dobrze, bo inaczej ciężkie kolokwia dopełniałby zły humor czy przygnębienie. Jednak bez cienia zaskoczenia spoglądałam na twarze osób, które mimo pięknej, ale może zbyt upalnej pogody siedzieli na wykładzie jak na skazanie. Zamiast słuchać wykładowcy, mój wzrok ciągle spoczywał na notatkach, które przydadzą mi się za niepełną godzinę.
Za zeszytem nagle włączył się wyświetlacz mojego telefonu. Ze zmarszczonymi brwiami wyjęłam go i sprawdziłam wiadomość od mamy. Swoją drogę nie wypisywała nawet zbyt długo, jak na nią i matczyną miłość, jaką rzadko wstrzymywała.
M: Skarbie, kiedy kończysz sesję? 
O: Czeka mnie dzisiaj ostatni egzamin. 
M: Przyjedź do domu koniecznie. Tęsknimy już. 
Zanim zdołałam uruchomić klawiaturę, pojawiła się już nowa wiadomość.
M: A co z Adamem? Wyszło wam w końcu, czy nie?
Miałam to do siebie, że zwyczajnie mówiłam mamie, co u mnie. A jak już mówiłam, nie szczędziłam sobie nawet wzmianek o mężczyznach. Szczególnie, że przez tego, którego teraz kocham, zdołałam się popłakać — więc matczyny, pocieszający głos był mi wtedy potrzebny tak jak nic innego.
O: Powiem wszystko, jak już przyjadę. 
M: To kiedy mam przygotować podwójny obiad? :) 
Wyczuła mnie.
O: Jutro najpewniej.
Następnie schowałam telefon i wróciłam całą swoją uwagą do notatek, by napisać ostatni egzamin najlepiej, jak potrafiłam. Wraz z dzwonkiem przeniosłam się do innej sali, usadowiłam tyłek na pojedynczym siedzeniu i zrobiłam to — zakończyłam sesję. Nie wiem jak, nie wiem też, czy zdałam to wystarczająco pozytywnie, ale w tej chwili w swojej świadomości miałam tylko piękną, upragnioną wolność.
Zaraz po wyjściu z uczelni podjechałam autem wprost pod restaurację. Efektem wciąż rosnącej temperatury była nikła ilość klientów — nikt po prostu nie miał ochoty jeść gorącego, a upały nadeszły tak niespodziewanie, że „Lancasters” nie zdążyło przestawić się na letnie menu. Weszłam więc do przyjemnie schłodzonego wnętrza, od razu kierując się do biura. Adam standardowo siedział przy dokumentach, zawieszając nad nimi głowę w skupieniu.
- Co za pracoholik. — Na mojej twarzy wymalował się delikatny uśmiech. Postawiłam na blacie siatkę, w której kupiłam dwie mrożone kawy. — Masz, przyda ci się.
Mężczyzna w końcu oderwał spojrzenie od papierów i z błogą miną wbił wzrok w deser.
- Tego było mi trzeba. — Sięgając po kawę, wstał i dotknął mojego policzka w delikatnym cmoknięciu. 
- Jesteś teraz bardzo zajęty? — Zasiadłam przed jego biurkiem. Ręką sięgnęłam po zimny napój, żeby chociaż minimalnie się schłodzić. 
- W zasadzie to już kończę. — Złożył podpis na jednym z dokumentów. — A czemu pytasz?
- Bo... — zaczęłam z rozrastającym się na twarzy uśmiechem. — Mam dla nas plany.
Zmarszczył brwi, obdarowując mnie niezbyt pewnym spojrzeniem.
Plany. Jakie plany?
- Pisałam z moją mamą. Złota kobieta — zaznaczyłam na samym starcie. — Chciała, żebym do niej przyjechała z racji tego, że kończy mi się już sesja. A ja chciałabym, żebyś pojechał tam ze mną. Naprawdę nie masz się czego bać.
- A twój tata? — Uniósł jego brew.
- No... on jest trochę bardziej stanowczy, ale tylko takiego zgrywa. Musi się po prostu do kogoś przekonać — odpowiedziałam tak swobodnie, jak tylko umiałam, żeby nieco uspokoić mężczyznę.
- I tego się boję. — Parsknął cicho. — Ale wiesz dlaczego mógłbym się zgodzić?
Uniosłam brwi w nagłym podziwie.
- No? Dlaczego?
Jego twarz znikąd rozjaśnił uśmiech, kiedy oparł końcówkę długopisu o swój policzek. 
- Z chęcią zobaczyłbym twój nastoletni pokój. — I tym obudził na moich policzkach delikatne wypieki, jakie nie były bynajmniej wynikiem trzydziestu stopni na zewnątrz.
- Nie ma się na co patrzeć. Wiesz, że byłam kujonem. 
Pokręcił palcem w powietrzu.
- Nie, nadal jesteś. — Puścił oczko, a potem wręcz niezauważalnie przesunął językiem płytko po swojej dolnej wardze. — I to bardzo seksownym kujonem. 
- Chcesz, żebym zagrzała się jeszcze bardziej? — Wydusiłam z siebie chichot. — Czekaj, ale to znaczy, że się zgadzasz?
- No, zgadzam się, tylko nie ukrywam, że mogę być zestresowany tym wszystkim — przyznał bez ogródek już poważniejszym tonem, a ja byłam w stu procentach świadoma jego strachu. Ojciec bywał wyjątkowo czepliwy, nawet jeśli chodziło wyłącznie o męskich przyjaciół, których wielu nie było w przeciągu całego liceum.
- Wyjazd jutro o dziesiątej rano? — zaproponowałam. — Tom może zająć się restauracją na dwa do trzech dni. Chyba to nie powinien być wielki problem. 

Adam?

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz