12 cze 2019

Od Odeyi C.D Samuel

     - Możesz przynieść mi coś do picia? Cokolwiek. - Jego głos wyciągnął mnie z dziwnego transu, jaki powodował na mnie jego wygląd. Wyglądał inaczej niż zwykle. Na pewno był zmarnowany, a to można było poznać po wyraźnie zaznaczonych workach pod oczami. Ponadto jego skóra była strasznie blada, a wzrok tak jakby nieobecny. To był właśnie moment, kiedy powoli zaczynałam się o niego martwić. Może i nie powinnam, bo on pewnie wie, co ma robić, ale kurcze, pierwszy raz widzię go w takim stanie.
     - Już, już. - Kiwnęłam głową i razem ze swoim poręcznym notesem poszłam po wodę. Nie musiałam nic w nim zapisywać, ponadto zdecydowałam się dać mu napój na koszt firmy, a raczej na koszt mojego włanego portfela.

    Chwilę później podeszłam do niego ze szklanką zimnej wody i podsunęłam mu ją pod nos.
     - Dziękuję - mruknął i momentalnie wypił zawartość naczynia duszkiem. Wiem, że nie powinnam teraz robić sobie "przerwy w pracy", ale i tak usiadłam obok niego i zapytałam.
     - Coś się stało? Wiem, że byłeś na pogrzebie swojego przyjaciela, ale nie sądzę, byś wyglądał po tym jak siedem nieszczęść. Jeszcze wczoraj lepiej się trzymałeś - stwierdziłam, skupiając tym samym całą swoją uwagę na jego osobie. W tym samym momencie zmarszczyłam też brwi, wyczekując na jego odpowiedź.
     - Zostałem postrzelony, ale nic mi nie będzie - powiedział wprost i zrobił to takim tonem, jakby w ogóle nic się nie stało. Był on wręcz lekceważący.
    Nie ukrywam, że lekko wkurzyło mnie jego podejście do tej sprawy. W żadnym wypadku nie powinien zamachu na swoje zdrowie traktować jak nic. To absolutnie nie są przelewki.
     - I mówisz to takim spokojnym tonem? - oburzyłam się, wręcz podnosząc odrobinę ton swojego głosu. - To rana postrzałowa, a nie jakieś niewielka szrama po przecięciu się papierem [chociaż to też boli jak cholera].
     - Nic mi nie będzie, serio - westchnął ciężko. - To tylko draśnięcie.
    Uniosłam jedną brew ku górze.
     - Tylko draśnięcie? Przekonamy się jeszcze - mruknęłam do niego ciszej i powoli podniosłam się z siedzenia. - Zaraz kończę zmianę, więc się stąd nie ruszaj - powiedziałam i ruszyłam w stronę zaplecza, akurat już się kończyła moja zmiana, więc wystarczyło mi zdjąć fartuch i przeliczyć pieniądze, by później oddać piecze nad kawiarnią następnej kobicie, która tu pracowała.
    Nie minęło dłużej niż piętnaście minut, gdy w końcu wróciłam do Samuela. Szturchnęłam go lekko w plecy, by ten już po chwili odwrócił się w moją stronę.
     - Chodź do łazienki. - Ruchem głowy wskazałam na drzwi do łazienek. - Okaże się, czy to tylko draśnięcie, jak twierdzisz - mruknęłam z lekka lekceważąco i jako pierwsza ruszyłam w stronę damskiej.
     - Ale to jest damska - zauważył dosyć nieśmiało.
     - I co z tego? - Wzruszyłam ramionami, by chwilę później go tam wepchać. - Nie będziemy tu robić niewiadomo czego, chcę tylko coś sprawdzić i możemy iść. - Zamknęłam za nami drzwi, a później obróciłam się do niego przodem. - Ściągaj koszulę - rozkazałam, opierając się o ścianę i wbiłam swój ciegkawy wzrok w jego ciało. Ten tylko spojrzał na mnie jak na idiotkę. - No co? Ja serio mówię.
     - Dałabyś sobie spokój - westchnął, ścigąjąc marynarkę, a zaraz potem odkrywając część koszuli, za którą kryła się zabandażowana rana. Bez większych oporów przyłożyłam tam swoją rękę i mocnej przycisnęłam, by chwilę później usłyszeć żałosny jęk, który wypłynął z ust mężczyzny.
     - Tylko draśnięcie? - uniosłam jedną brew. - To rzeczywiście nic wielkiego - powiedziałam z wyraźnym sarkazmem w głosie.
     - Bo to nie jest nic wielkiego - mruknął lekceważąco, ponownie zakładając na siebie marynarkę.
     - Chciałbyś wpaść do mnie do domu? - zaproponowałam mu, a zaraz potem dodałam. - Mamy jeszcze jakieś sprawy do załatwienia, jeśli chodzi o nasze - odkaszlnęłam, - to znaczy wasze interesy, więc w pewnym sensie łączyłbyś przyjemne z pożytecznym.
     - A co według ciebie z tego byłoby przyjemne? - unióśł jedną brew, a ja zaraz potem odpowiedziałam:
     - Spędzenie czasu ze mną. - Wyszczerzyłam się w jego stronę, a zaraz potem złapałam go za rękę i wyciągnęłam z łazienki. Jeszcze szybko rozglądnęłam się po lokalu, czy nikt zbytnio nie zwrócił na nas oboje uwagi, wchodzących razem do damskiej toalety. Gdybyśmy oboje byli kobietami, to nie byłoby to aż takie dziwne i kontrowersyjne. W końcu chyba to normalne, że kobiety często chodzą razem do toalety.
    Nie minęła chwila, gdy byliśmy już razem na zewnątrz. Pogoda powoli zaczynała się robić nieciekawe. Szare, burzowe wręcz chmury zaczęły nachodzić na słońce, zabierając jego naturalny blask. To nie tak, że mi to przeszkadza, bo lubię taką deszczową pogodę, jednak nie przeczę, jakoś taka bura i nieprzyjemna sceneria wpływa negatywnie na człowieka. Może nie w dużym stopniu, ale w jakimś, może nawet niewielkim, napewno. A przynajmniej na mnie.
    Wpakowałam się do jego samochodu na pierwsze siedzenie, a ten zaraz po mnie zajął miejsce za kierownicą. Można powiedzieć, że udało mi się już przywyknąć do wnętrza jego samochodu. Może to sprawa tego, że dość często w nim przebywam. Przynajmniej w ostanim czasie.
    Droga do mojego domu minęła nam nawet spokojnie. Prowadziliśmy między sobą dosyć niezobowiązujące konwersacje, opierające się głównie na naszym humorze dzisiaj, brzydkiej pogodzie i posiłkach, jakie dzisiaj mieliśmy przyjemność zjeść. Tak to cała droga mijała w ciszy. Dosyć niezręcznej ciszy. Nie chciałam się dopytywać skąd ta rana postrzałowa, ani też co wczoraj robił, gdy się z nim rozstaliśmy, bo to w końcu nie moja sprawa, więc nie powinnam w nią wnikać, ani też naciskać na to, by ten cokolwiek mi o tym powiedział. Oboje żyjemy w swoich światach i moim zdaniem nie powinniśmy innym o niczym mówić, jeżeli sami tego nie chcemy.
    Kiedy w końcu dojechaliśmy, to na dobre zdążyło się rozpadać. Naprawdę lunął wtedy taki potężny deszcz, że nawet zaczynałam się dziwić, iż nie zdążył on wygiąć karoserii samochodu Samuela. Oboje ciężko westchnęliśmy, by chwilę później wyjść szybko z samochodu i biegiem podbiec pod dach domu. Przez ten czas zdążyliśmy się już nieźle zmoczyć, a marynarka mężczyzy straciła już swój standardowy wygląd.
     - Wyglądasz jak zmokła kura - zaśmiałam się mu prosto w twarz, dotykając wskazującym palcem jego klatki piersiowej.
    Mężczyzna parsknął.
     - Ty też nie wyglądasz lepiej.
     - Od ciebie lepiej na pewno - parsknęłam i otworzyłam drzwi od domu, by zaraz potem przed moimi oczami ukazała mi się matka, niosąca w rękach bogato zdobioną suknię ślubną, jednak nie zwróciłam na to większej uwagi. W końcu moja siostra za jakiś czas będzie brała ślub, prawda?
     - Och, Odeya, dobrze że jesteś - powiedziała z uśmiechem moja mama. Już chciała mi w ręce wcisnąć suknię ślubą, lecz gdy zauważyła, że jestem mokra, zrezygnowała z tego. - Jak się wysuszysz, to przymierz ją, dobrze? - Chwilę później zwróciła uwagę na Samuela. - Co on tu robi?
     - Po co mam mierzyć suknie ślubną? - spytałam, ze zmarszczonymi brwiami, ignorując jej pytanie, dotyczące mężczyzny.
     - Przecież masz ślub za niedługo. Przesunęliśmy datę i ślub odbędzie się za dwa miesiące. - Kobieta wyszczerzyła się w moją stronę.
    No jacież kurwa pierdolę.

<Samłel? c: >

+10PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz