7 cze 2019

Od Milo cd. Naffa

Pokiwałem głową, ale zaraz wydałem z siebie odgłos przytaknięcia. Oddałem chłopakowi monety.
- Czyli masz pretekst do macania ludzi – stwierdziłem.
- Trochę ciężko nazwać to pretekstem. Chcę kogoś zobaczyć albo ktoś chce być zobaczonym to nie ma innej opcji.
- A opis? Siła wyobraźni?
- Lepiej działa, gdy się dotknie – pokiwałem głową.
- Ilu już tak zobaczyłeś? - zapytałem ciekaw.
- ...rodzinę, nalegali na to i może dwie osoby sam z siebie.  Ale jakoś nie jest to super obrazowe – zaczęliśmy wracać, kiedy usłyszałem, że mój telefon dzwoni. Odebrałem sygnał od brata, który chciał się spotkać; nie był to William, tylko Brayan. Chciał pogadać, bo akurat był w tym mieście, a z ojcem i Willem niestety nie rozmawia, dlatego zostałem mu tylko ja: nie licząc oczywiście matki, która kocha wszystkie swoje dzieci oraz naszej małej siostrzyczki, która nie rozumie jeszcze problemów starszych. Zgodziłem się, może niezbyt się dogadywaliśmy (bo nigdy nie zaakceptował mojej osobowości i po części mnie nie cierpiał), ale jednak lepiej mieć kontakt z rodziną.
- Ja spadam, rodzina wzywa – oznajmiłem, gdy się rozłączyłem i schowałem telefon. Nie czekając na jego odpowiedź, odwróciłem się i ruszyłem do umówionego baru.
Byłem tam po paru minutach, a po kolejnym pięciu, podczas których zamówiłem sobie piwo, przyszedł mój brat. Widziałem go ostatnio rok temu, ale się wcale nie zmienił. Dalej przypominał matkę (przez co czasem się zastanawiałem, czy nie ma innego ojca) i nosił tą samą ulubioną bluzę, którą dostał od Madelyn na urodziny. Był mojego wzrostu i przestałem rosnąć jakieś trzy lata temu.
Ogółem sądziłem, że rozmowa będzie ciężka i nie uda nam się porozumieć, ale po roku Brayan nabrał dystansu do moich niektórych słów, dzięki czemu atmosfera między nami nie była taka napięta. Opowiedzieliśmy nawzajem o tym, co się dzieje w naszych życiach. Dowiedziałem się, że brat znalazł sobie w końcu babę i liczy na założenie rodziny. Ode mnie nie dowiedziałem się niczego nowego, a o sprawach firmy nie wolno im z nim rozmawiać (jakbym się tego trzymał).
Zbierając wszystko do kupy, siedzieliśmy i gadaliśmy do późna. Potem brat odwiózł mnie pod akademik i się z nim pożegnałem, mając nadzieję na kolejne spotkanie za pół roku.
Ledwo wstałem następnego dnia, przy okazji spóźniając się na ostatnią lekcję. Byłem okropnie zmęczony, dlatego następną po prostu przespałem, a na pozostałych nie słuchałem. Starałem się tylko notować niektóre rzeczy, a potem podczas przerw wychodziłem na zewnątrz, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Ostatni wykład naprawdę mi się dłużył, wydawało mi się, że wszyscy wokół byli tak samo zmęczeni jak ja, a profesor dobijał nas swym monotonnym, nudnym głosem. Gdy wytrwałem do końca, od razu ruszyłem do akademika. Miałem ochotę walnąć się na łóżko i spać do wieczora, nie martwiąc się nie przespaniem nocy, ponieważ jutro była sobota i miałem wolne od szkoły.
Idąc chodnikiem, zobaczyłem znajomego psa i jego właściciela. Zauważyłem, że dalej nie miał na nosie swych okularów, za które dałby się poćwiartować (stwierdzam to po naszym wspólnym wf). Zatrzymałem się i poczekałem, aż znajdzie się obok mnie.
- Okularków dalej nie znalazłeś? - zapytałem.
- To ty… - westchnąłem zirytowany.
- Nie mogłeś lepiej trafić – stwierdziłem, głaszcząc przez chwilę jego psa. Biedak musiał prosić o czyjąś miłość, zamiast swego właściciela. To okropne. Pod tym względem kompletnie nie szanowałem Naff’a, ale jego ślepota wyrównywała szalę.
- Tak kur*wa – mruknął. - Wyobraź sobie, że okulary mi się gdzieś zapodziały – powiedział sarkastycznie. - A nie mam pojęcia, gdzie jest jakiś sklep – dodał.
- Ulicę dalej od akademika. Poprowadzić pieska? - zapytał z udawaną troską w głosie. Nazywanie go kundlem sprawiało mi małą przyjemność.
- Sam sobie poradzę – odparł wnerwiony, na co się zaśmiałem.
- Jasne, powodzenia – Naff milczał, stanęliśmy przez pasami i poczekaliśmy na zielone światło.
- Musisz iść obok mnie?
- Tak, na wypadek, gdybyś postanowił wskoczyć pod koła. Po za tym też idę do pokoju.
- Tak bardzo się o mnie martwisz? - powiedział kpiąco, pokręciłem głową.
- Nie o ciebie, tylko o pieska, żebyś go przypadkiem za sobą nie pociągnął – chłopak w odpowiedzi prychnął. Przeszliśmy na drugą stronę. - To pokazać ci sklep?
- Czemu się tak uparłeś?
- Bo nie mam nic lepszego do roboty, niż męczenie ślepego kundla – odparłem sarkastycznie, z lekkim uśmiechem.
- Pieprz się – powiedział, ale się zatrzymał. - Którędy?
- W drugą stronę – odparłem i ruszyłem w przeciwnym kierunku. Naff po chwili ruszył za mną. Sklep z okularami nie był daleko, raptem dziesięć minut spacerku, podczas którego psiak zdążył załatwić swoje potrzeby. Weszliśmy do sklepu i jak ci idioci, staliśmy na środku. Czekałem, aż chłopak się odezwie, to do mnie, to do sprzedawcy i poprosi o pierwsze lepsze okulary, ale on milczał. Ja także, nie miałem zamiaru się wtrącać.
- To dasz mi kur*wa w końcu jakieś okulary? - odezwał się do mnie, chociaż patrzył w innym kierunku. Po chwili podeszła do nas jakaś kobieta.
- Niestety zwierzętom nie wolno tu wchodzić – oznajmiła miłym głosem. Naff odwrócił się w stronę głosu i nim zdążył coś powiedzieć, kobieta załapała, że jest niewidomy i szybko go przeprosiła, pytając czego potrzebuje. Zaprowadziła go do odpowiedniej półki i tam zaczęła się ich rozmowa na temat szkieł. Ja zaś z nudów oglądałem sobie oprawki i czekałem. Kiedy w końcu chłopak kupił czarne okulary, które od razu założył, wyszliśmy ze sklepu.
- I było trzeba się tak denerwować? - zapytałem spokojnym głosem. Mruknął coś niewyraźnego pod nosem.
- Chodźmy gdzieś usiąść – stwierdził po chwili, gdy szliśmy w kierunku akademika.
- Nóżki bolą? W prawo – poleciłem i skręciliśmy do parku.
- Jak diabli – odparł obojętnie i słuchając się mnie, dotarliśmy do najbliższej ławki w cieniu. Założyłem ręce za głowę i cieszyłem się świeżym powietrzem, kiedy Naff odłączył smycz od obroży psa i pozwolił mu pójść się pobawić, a raczej zbadać teren.
- Chyba powinienem ci zabrać te oksy. To mnie słońce razi – stwierdziłem.
- Siedzimy w cieniu.
- Ale idziemy w słońcu. Daj – wyciągnąłem rękę w jego kierunku, ale gdy dotknąłem go koniuszkiem palca, szybko się odsunął, przeklinając mnie. - Dzielić cie nie nauczono?
- Nie z takimi idiotami – mruknął. Wzruszyłem ramionami i przymknąłem na chwilę oczy. Po chwili poczułem na sobie jego dotyk. Otworzyłem jedno oko, znowu dotykał mojego ramienia.
- Co robisz? - zapytałem, obserwując go.

<Naff? Masz okazję go zmacać xd>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz