30 cze 2019

Od Odeyi C.D Samuel

    Przygotowania do ślubu poszły w ruch. Dosłownie. Sam fakt, że przesunęli je na te wakacje, był szokujący. Nie chciałam tego, naprawdę nie chciałam, jednak musiałam się z tym zmierzyć. Boże, gdyby zerwanie zaręczyn były możliwe, to zrobiłabym to nawet w tej chwili. Nie przeszkadzało by mi też to, że robię to przez telefon. Byle by tylko uwolnić się od tej smyczy, którą Tobias chce mi przypiąć, albo raczej już zdążył to zrobić.

    Z westchnieniem ponownie weszłam na podest, gdzie to aż trzy krawcowe sprawdzały moje wymiary, żeby uszyć mi suknie, która będzie idealna. I wiem, że będzie ona idealna. Będzie cieszyć oczy rodziny, gości, nawet mojego narzeczonego, ale nie moje. Dla mnie to jest piękna klatka, która ma na celu wepchać mnie w ramiona mężczyzny, którego nigdy nie chciałam.
    Momentami kobiety delikatnie wbijały mi w skórę szpilki, jednak nie jestem jakoś wybitnie delikatna, żeby nie móc tego wytrzymać. Nie odzywałam się ani słowem, tylko postanowiłam przeczekać całą tę katorgę. Wiedziałam, że kiedyś w końcu to się skończy, ale nie potrafiłam tego dokładnie określić. Jednak po półtorej godziny w końcu zostałam uwolniona spod szponów krawcowych, a co za tym idzie, również od szponów matki i babki. W końcu mogłam iść na górę i zamknąć się w swoich prywatnych czterech ścianach, do których nikt nie ma dostępu. No cóż, do czasu. Za niedługo wszystko będę musiała dzielić z Tobiasem. Nie tylko swoje życie, ale i także całą prywatność, jaka mi pozostała. Natomiast on nie będzie się musiał dzielić ze mną niczym. Będzie miał swoją prywatność, swoich znajomych, a ja stanę się pusta, zupełnie tak, jak moja matka. Moje życie stanie się puste, wypełnione jednynie pieniędzmi, bankietami, fałszywymi znajomymi, którzy czekają tylko i wyłącznie na twoje nawet najmniejsze potknięcie. Nię będzie w tym wszystkim ani grama miłości, a wartości, których zdążyłam się nauczyć, uciekną mi przez palce. Znikną, jak zupełnie realistyczny sen, o którym któregoś dnia będę musiała zapomnieć.
    W czasie, gdy dotarłam do swojego pokoju, poczułam, że telefon znajdujący się w mojej kieszeni, zaczyna wibrować. Ze zmarszczonymi brwiami wyciągnęłam go stamtąd i sprawdziłam wyświetlacz, na którym wyraźnie było napisane, że dostałam wiadomość od Samuela. Odlokowałam telefon i szybko przeleciałam wzrokiem po tekście, w którym ten zapraszał mnie do siebie na film. Przez chwilę przeanalizowałam całą sytuację. Jest prawie północ i nie powinnam już wychodzić z domu. Właśnie, nie powinnam, ale jak to mówią, kto bogatemu zabroni? No nikt. Dlatego z determinacją narzuciłam na siebie szary sweter, gdyż mimo lata to wieczory bywały chłodne. Pozostał nam jeszce tylko jeden aspekt.
    Jak ja do niego dojadę?
    Jednak w tym samym momencie, w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. Przecież mogę zabrać jeden z samochodów ojca. Akcja musiała przebiegać w ciszy i być wykonana szybko. Dlatego też ściagnęłam buty, gdy schodziłam po schodach i szybko na palcach przemknęłam się do gabinetu swojego ojca. Jak zwykle obok jego własnego portretu i dyplomu ukończenia studiów wisiała gablotka. Gablotka w której były wszystkie klucze do jego skarbów - samochodów. Wzięłam jeden z nich, pierwszy lepszy, bo nie miałam się co nad tym rozdrabniać. W każdej chwili ktoś mógłby mnie przyłapać i nici byłyby z mojego spotkania z Samuelem.
    Wychodziłam z domu równie cicho, co wchodziłam po schodach. Gdy byłam przy garażach, przycisnęłam magiczny przycisk, po którym jedno z samochodów charakterystycznie zamigało. Jak na moje nieszczęście, tym samochodem był kabriolet. Kabriolet, którego niecierpiałam. Jednak darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby i przestałam narzekać, kierując się w stronę samochodu. Odpaliłam go również wyjątkowo cicho i bez problemu wyjechałam poza posesję na ulicę. Nie martwiłam się tym, że mogę się zgubić. Mam dobrą pamięć i nie potrzebowałam dużo czasu, by zapamiętać drogę do jego domu. Dojechałam tam w dwadzieścia minut, oczywiście przestrzegając przepisów drogowych, bo nie byłabym sobą, gdybym tego nie robiła. Muszę się przyznać, że chwilę po tym, jak wyjechałam na ulicę, przypomniałam sobie, że nie odpisałam Samowi na wiadomość. Także można powiedzieć, że moja wizyta u niego będzie swego rodzaju niespodzianką. Tak w sumie, to kto nie lubi niespodzianek? Szczególnie takich bardzo wiadomych niespodzianek.
    Samochód zaparkowałam przed jego domem, a gdy z niego wyszłam, to moje oczy wręcz kuł jego czerwony kolor. Aż walił po oczach. No cóż, narzekać nie powinnam, w końcu to nie mój samochód, a wracać do domu z powrotem po inne kluczyki mi się nie chciało.
    Zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi i czekałam, wsadzając klucze od samochodu do swojej torebki, w której szczerze mówiąc dzisiaj było wyjątkowo mało zbędnych przedmiotów. Jedyne co było w nim zbędne to... Mydło w kostce. Tak, nie wiem skąd ono się tam wzięło... Chyba kiedyś kupywałam i go nie wyciągnęłam.
    Drzwi otworzył mi Sam, który może i był lekko zdziwiony moim przybyciem, bo zauważyłam to po jego twarzy, jednak nie odezwał się w tej sprawie ani słowem. Mnie zaskoczyło akurat to, że wyglądał, jakby był gotowy do wyjścia. I właśnie taki był, bo tylko minął mnie w drzwiach, zamykając je za sobą.
     - Chodź ze mną, jedziemy do mnie - oświadczył, gdy schodził po schodach na podjazd.
     - Hola hola, ja tu samochodem ojca przyjechałam. - Zbiegłam za nim po schodach i stanęłam tuż za nim, gdy ten otwierał drzwi od swojego auta.
     - To później tu wrócimy - powiedział, wsiadając do samochodu. Ja natomiast nie chcąc się już dłużej nad tym zastanawiać, obiegłam pojazd i usiadłam na przednim miejscu dla pasażera. W czasie, gdy zamknęłam za sobą drzwi, ten od razu, gwałtownie wręcz ruszył. Siła, z jaką odepchało mnie do tyłu była taka, że aż czułam, jak moje wnętrzności wbijają się w siedzenie. Nie zamierzałam jednak narzekać na to, jak jeździ. Wyglądał tak, jakby miał naprawdę zły humor, więc nie chciałam go jeszcze bardziej pogarszać. Jednak doskonale wiedziałam, że muszę się go o to zapytać, gdy dojedziemy na miejsce. W końcu gdy ten wyciąga mnie prawie w środku nocy z domu, to może należą mi się jakieś wytłumaczenia?
    Gdy dojechaliśmy na miejsce, ten znowu wyszedł z samochodu, nie czekając nawet na mnie. Musiałam nawet zacząć biec, żeby go dogonić, jednak udało mi się to zrobić. Nie zwróciłam nawet uwagi, na które piętro nas winda zawozi. To było dla mnie akurat najmniej istotne. Do samych drzwi podążałam za nim, lecz gdy ten w końcu wsadził klucz do zamka [( ͡° ͜ʖ ͡°)], ja odważyłam się zapytać.
     - Co się stało?

<Samuel?>

+10PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz